sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział XII- Kłopoty

Rozdział XII- Kłopoty 
- Co tam, Bernwell?- ktoś położył mi rękę na dłoni, którą bazgrałam coś z tyłu zeszytu. Poniosłam wzrok, aby spojrzeć w zielone oczy S.J.-a Collinsa, który opierał się leniwie o moją ławkę i lustrował mnie od stóp do głów, jakbym była jakimś eksponatem z muzeum. Odwzajemniłam spojrzenie, po czym zabrałam się do mojej ,, pracy artystycznej'', aby ukryć rumieniec przed resztą klasy. Co jak co, ale tym zjawiskiem wolałam się nie chwalić. Chyba każdy głupi wie, o co chodzi, gdy dziewczyna się rumieni na widok chłopaka.
  Krótko mówiąc: S.J. podobał mi się od dzieciństwa. Poznaliśmy się w podstawówce, kiedy to miałam wielką śliwkę na oku po moich wygłupach z Trey'em ( nasze bójki były na porządku dziennym), a cała klasa się ze mnie śmiała. Byłam wtedy bezbronna, nie chciałam na nikogo wpływać i wtedy zjawił się brązowowłosy rycerzyk w srebrnym kostiumie ( grał on wtedy w szkolnym przedstawieniu: ,, Przybysz z księżyca'') i podczas występu, przy całej szkole powiedział, że to podbite oko podkreśla mój charakter i dodaje mi swoistego uroku. Od tamtej pory zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, aż w końcu zaprzyjaźniłam się z nim. Nie był mi co prawda tak bliski jak Avalon, Jacob i Cam , ale był moim dobrym przyjacielem. Co prawda nie mogłam mu powiedzieć wszystkiego: kim jestem i musiałam go okłamywać w pewnych kwestiach, jednak to było konieczne. Wiedziałam, że kiedy osiągnę pełnoletność będę musiała podjąć decyzję: czy zostawić go raz na zawsze czy może powiedzieć mu o Świecie Cieni i moim niezwykłym pochodzeniu. Póki co, chciałam odwlec tą chwilę jak najdłużej.
  Ale chyba żadna dziewczyna by się nie zdziwiła, gdyby poznała S.J-a. Nawet Nefilim ma się prawo zakochać w takim facecie. Kiedy był mały, wyglądał na delikatnego i podatnego na zranienia. W miarę dorastania wyrósł z tej delikatności, którą zastąpiła muskulatura, będąca wynikiem jego treningów, gdyż niemal codziennie grał w ręczną. Przy jego wzroście metr siedemdziesiąt sięgałam mu do szyi. Był leciutko opalony, miał jedwabiste, rozczochrane brązowe włosy i zielone oczy, otoczone wachlarzem gęstych rzęs, których pozazdrościłaby mu niejedna dziewczyna. Był naprawdę przystojnym facetem i nawet mnie miękły kolana na jego widok.    
  Dlatego też moja reakcja  była zupełnie uzasadniona. Poza tym, cały czas w myślach odtwarzałam sobie wczorajszy wieczór z Alexem. O co mogło mu chodzić? Jak mógł ,, dać mi ten wisiorek i nie''? Ten chłopak był pełen zagadek, co działało na moją niekorzyść. Od dziecka uwielbiałam tajemnice, marzyłam kiedyś, że zostanę detektywem (dziecięce marzenia). W miarę upływu lat to się nie zmieniło: ciągnęło mnie do osób z nutką tajemnicy, a powiedzenie, że Alex ma w sobie trochę tajemniczości było niedopowiedzeniem. Na Anioła, co to wszystko ma znaczyć?
- Shade!- krzyknął mi do ucha S.J. aż podskoczyłam na krześle z zaskoczenia. Marylin i Jessica siedzące przede mną, zaczęły chichotać. Łypnęłam na mojego kumpla, który jedynie usiadł na krześle obok mnie z tym swoim szelmowskim uśmiechem na twarzy. Starałam się skupić na bazgrołach, jednak moją koncentrację trafił szlag, kiedy owinął sobie pasemko moich włosów wokół palca. Mimowolnie zadrżałam.- Shade, odezwij się do mnie. Co ci jest? Cały dzień bujasz w obłokach.
- Zdaje ci się- powiedziałam, nie patrząc na niego. 
- Raczej nie. Shade, znam cię od dziecka i wiem, kiedy coś się dzieje. Jestem istnym wykrywaczem kłamstw, więc nic przede mną nie ukryjesz.
  Gdyby tak było, już dawno wiedziałby kim jestem. Ale wolę mu tego nie wypominać. Zamiast tego odwróciłam się w jego stronę i skrzyżowałam ręce na piersiach, abym wyglądała na nieporuszoną.
- Czy jest coś ważnego, co chciałeś mi powiedzieć? A może masz własną teorię, dlaczego jestem cały czas zamyślona?
- Założę się, że mój urok tak cię onieśmielił- wyszczerzył zęby w swoim łobuzerskim uśmiechu. 
  Skromny jak zawsze.
- Pudło!- pstryknęłam mu palcami przed nosem.
- Samuel!- wrzasnęła na całą klasę Jennifer, aż podskoczyłam na krześle. Cała klasa spojrzała na nią wilkiem, a potem wróciła do swoich zajęć jak gdyby nigdy nic. Norma.
  Na widok Jen, miałam ochotę jej ,,przemeblować'' tą piękną buźkę. Jennifer także bujała się w S.J.-u i robiła wszystko, aby mi go odebrać. Wiedziała, że łączy nas jakaś więź i chciała ją zniszczyć za wszelką cenę. Raz nawet wymyśliła plotkę, że mój kumpel był na imprezie sylwestrowej wraz z jej przyjaciółką Francescą, której nienawidzę, podczas gdy mnie mówił, że nie może iść, bo musi się zająć młodszym bratem. I to prawie jej się udało, jednak nie uwzględniła wtedy jednej rzeczy: że przyjaźń oznacza zaufanie, a ja ufałam S.J-owi i szybko się okazało, że to bujda i, że mój przyjaciel siedział wtedy domu. Jen jednak nie poprzestała na tym i do dziś próbuje go ,, zauroczyć'', ale z marnym skutkiem.
  S.J. mimowolnie się skrzywił. Nie lubił kiedy ktoś mówił do niego pełnym imieniem. W zasadzie to ja dałam mu ksywkę ,,S.J''. Tak naprawdę nazywa się Samuel Jason, ale, gdy byłam dzieckiem uważałam, że to jest stanowczo za długie ( i nie tylko ja), dlatego wszyscy go tak nazywają. Poprawka: wszyscy poza Jenn i to jej pierwszy błąd. Mój kumpel nie lubił, kiedy ktoś do niego mówił pełnym imieniem.
  Jen oczywiście musiała do nas podejść. Według mnie była klasyczną pięknością ( to muszę przyznać), ale też stereotypową blondynką, jak to na nią lubi mówić Avalon. Jen miała długie do ramion blond loki oraz zwyczajne zielone oczy z których można było czasami czytać jak z obrazka. Jak zwykle była ubrana w designerskie ciuchy, czyli czarną sukienkę z cekinami za kolano i buty na szpilkach  przez co wyglądała, jakby się szykowała na jakąś galę, a nie do szkoły. Jak zwykle na twarzy miała swój niby słodki uśmiech na którego widok mnie mdliło. Przypominała mi Britney Spears w młodszym wydaniu, tylko bardziej wyzywającą.
- Hej!- zaćwierkała i oparła się o ramię S.J.-a. Z trudem siedziałam na swoim miejscu- Hej, Samuel. Wiesz, bo Paul organizuje imprezę dziś wieczorem i pomyślałam, że może wybrałbyś się ze mną. No wiesz, będzie naprawdę świetnie- zaczęła trzepotać rzęsami jak idiotka. Z trudem powstrzymałam prychnięcie.
- Ale ja mam już plany i nie mogę iść.- stanowczo odsunął się od niej, jakby była chora i miała go zarazić.
  Jen z trudem powstrzymała wściekłą minę, starając się uchodzić za ,, pełną słodyczy'' dziewczynę. Tylko zmarszczki na jej czole wskazywały, że jest zła i co tu ukrywać: sfrustrowana. Niemal słyszałam jej myśli typu ,,Jak on mógł mi odmówić?!''
- Nie możesz przełożyć tych planów?- spytała słodko. Za słodko. Niemal wyczuwałam na ustach smak jej upokorzenia. 
  S.J. pokręcił głową.
- Nie mogę. Muszę opiekować się moim bratem, a poza tym, mieliśmy jechać z Shadow na zakupy.- powiedział.
 Co?! Zrzedła mi mina. Odwróciłam się gwałtownie i rzuciłam mu spojrzenie mówiące ,,Oszalałeś?!'' Nie byliśmy umówieni na żadne zakupy! I tak ich nie znosił. Zawsze unikał ich jak ognia. Wiedziałam, że to wymówka, ale też domyślałam się, że będzie chciał ją urzeczywistnić. Jenn mogła z ciekawości zobaczyć co robimy i pewnie stworzyłaby kolejną plotkę. Nie bałabym się, gdyby nie to, że przez ostatnią wylądowałam na dywaniku u dyrektorki. Poza tym, nie chciałam wplątywać w to moich rodziców, a dałabym głowę, że jej tatusiek by ich ,, pociągnął do odpowiedzialności''...
  Robisz z siebie ofiarę!, przeszło mi przez myśl. I to była prawda. Zachowywałam się jak tchórz, a moja mama w życiu by się nie cofnęła przed żadną walką. Jestem córką nieustraszonej Vennissy Bernwell-Shepard, która nigdy nie stchórzyła, a zwłaszcza przed pustą lalką imieniem Jenn! Ta myśl nieco mnie otrzeźwiła. 
- Przepraszam, że cię nie uprzedziłam, JENN- wysyczałam jej imię z największą złośliwością na jaką było mnie stać. Nie mogła powstrzymać dreszczy, co tylko napełniło mnie większą euforią. Byłam w swoim żywiole- A teraz jeżeli pozwolisz, musimy omówić ważne sprawy, a świadków nam nie potrzeba. Poza tym widzę twojego chłoptasia na horyzoncie- kiwnęłam głową w stronę osiłka imieniem Harry, który obecnie był jej nowym chłopakiem. Nie wiedziałam czy mu współczuć czy nie. Nie znałam go zbyt dobrze, ale wiedziałam, że raczej nie grzeszył mądrością.
  Jen rzuciła mi ukradkiem spojrzenie pt. ,, Jeszcze się policzymy'', uśmiechnęła się słodko do mojego kumpla i odeszła tak szybko, że się za nią kurzyło. Nie mogłam powstrzymać krzywego uśmiechu. Shadow jeden, Jennifer zero.
- Hej, to nie jest motor Flechera?!- krzyknął Ryan, stukając palcem w okno. 
  Nikt by pewnie nie zwrócił na to uwagi, gdyby sekundę później nie rozległ się huk odpalanego silnika. Wszyscy w jednej chwili rzuciliśmy się do okien, akurat w tej chwili, gdy ktoś odjeżdżał motorem Flechera w kierunku miasta. Tyle, że właściciel był z nami w klasie i z rozszerzonymi oczami wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą stało jego cacko. Kiedy tylko się ocknął, wydał z siebie cichy jęk i wybiegł z klasy, zapewne w stronę gabinetu pani dyrektor. Ale nikt mu się nie dziwił. W każdej szkole zdarzały się czasami kradzieże czy zgubienie wartościowych rzeczy, ale taka akcja na terenie szkoły nie powinna mieć miejsca. 
- Zaraz pewnie przyjadą gliny- powiedziała Ginger, która stała tuż obok mnie.
  Ooo, tak. I na pewno będzie niezła zadyma.


  Tuż przy drzwiach głównych szkoły dorwała mnie Avalon wraz z Cameronem. Oboje wyglądali na po części rozbawionych i zdezorientowanych. Eve wzięła mnie pod łokieć i zaczęła paplać jak to tylko ona potrafi:
- To prawda co wszyscy mówią? Podobno ktoś ukradł to nowe cacko Flechera, a on pobiegł do dyrektorki. Dyrka niby dostała szału, a jego rodzice chcą wszcząć postępowanie przeciwko niej, gdyż w ich mniemaniu taka akcja nie mogła się wydarzyć na terenie szkoły. Podobno ma kupić mu ten sam model, a kosztował on ponad dziesięć tysięcy dolarów! Ona za nic tego nie spłaci! Loreen mówiła, że być może spotkają się w sądzie, bo dyrka mówi, że Flecher nie powinien przyjeżdżać swoim motorem do szkoły, gdyż wszędzie zdarzają się kradzieże i nawet tutaj nie było to niemożliwe. W dodatku...
- Długo tak gada?- spytałam Cama.
  Wzruszył ramionami.
- Mniej więcej od piętnastu minut. Nawija jak nakręcona lalka ze sklepu Woody'ego.
- Hello! Jestem tutaj i wszystko słyszę!- trzepnęła przyjaciela w ucho. Parsknęłam śmiechem, zwracając na siebie jej uwagę.- A ty się lepiej nie ciesz, Shadow. Jennifer znowu zaczęła roznosić plotki.
- Jakie znowu?- Minęły dopiero dwie godziny, a ona już gada historie wyssane z palca na prawo i lewo. Ta dziewczyna jest niesamowicie nieznośna. 
- Podobno ty i S.J. wymykacie się wieczorami na gorące randki- Cam zaczął trzepotać rzęsami jak Jenn.
  Roześmiałam się. Ha! Lepszej plotki nie mogła wymyślić? Przecież każdy wie, że S.J. i ja jesteśmy TYLKO przyjaciółmi. Zaczynałam szczerze wątpić, że ktokolwiek w to uwierzy. Jenn stacza się na dno niczym kula śnieżna. 
- Shadow!- usłyszałam krzyk za sobą.
  Wszyscy odwróciliśmy się w tym samym momencie, aby zobaczyć jak mój kuzynek biegnie jak szalony między uczniami z przerażeniem wymalowanym na twarzy, co już nas zaniepokoiło. Jacob rzadko był w takim stanie. Wyglądał jakby miał gorączkę: miał czerwone policzki, a do skroni przylepiły mu się czarne kosmyki. To było strasznie dziwne.
  Cam złapał przyjaciela za ramię i spojrzał mu w oczy.
- Stary, co się dzieje?   
- Ja..ja...- Jake dyszał jakby przebiegł maraton. Zgiął się w pół, wziął głęboki oddech i schował twarz w dłoniach. Cam przyglądał mu się, zszokowany jego zachowaniem. Jake rzadko okazywał uczucia, a zwłaszcza strach czy przerażenie- Ja nie wiem jak wam to powiedzieć. Nie wiem...
- Ale co?! Jacob, co się do licha dzieje?!- chwyciłam go za ramię i zmusiłam, aby spojrzał mi w oczy. Ten chłopak musi się wziąć w garść. W jego oczach było widać szczere współczucie i strach. Ale dlaczego skierowane w moją stronę?
- Ten motocyklista...spowodował wypadek. Shy o mało nie wpadła pod koła, bo... Trey ją uratował. Ale sam nie zdążył. Jest w szpitalu w ciężkim stanie.

  Siemano! O to i ostatni post na pożegnanie wakacji ( czemuuu?!). Teraz więc ostrzegam, że posty będą wychodzić rzadziej, ale będę się starała pisać je przynajmniej raz w tygodniu. Co do szablonu, to jest już on w ,,fazie końcowej'' i już niedługo go wstawię. Moim zdaniem wyszedł świetnie, jak na tak trudny temat, ale to sami ocenicie, jak już dostanę gotowy, bo na razie widziałam tylko nagłówek. Dziękuję wszystkim za tyle wejść i komentarzy- to dla mnie na prawdę wiele znaczy. Więc zapraszam serdecznie do komentowania i miłego czytania!



   
  

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział XI- ,,Tak blisko, tak blisko jak ja!''- Rafał Brzozowski

Rozdział XI- ,,Tak blisko, tak blisko jak ja!''- Rafał Brzozowski
- O, hej Shadow.- odezwał się Alex, starając się zabrzmieć niewinnie, co słabo mu to wychodziło. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu, kiedy przycisnęłam moją nogę do jego piersi, aż wycisnęłam z niego powietrze. Jego twarz zrobiła się czerwona jak burak- Mo...że, zab...ie..rz... t..ą n...
  Po chwili siedziałam przy nim na ziemi i jedną ręką trzymałam jego ręce w żelaznym uścisku, aby mi się nie wywinął. Na jego nieszczęście, lata treningu na Nocnego Łowcę dały mi dwie rzeczy: zręczność jak u wampira i siłę siłacza przez co nie musiałam się obawiać, że mnie zaatakuje. A kto powiedział, że dziewczyny nie są silne, co nie?
  Niestety to nie była zbyt komfortowa sytuacja dla mnie. Musiałam patrzeć wprost w te jego srebrne oczy, które teraz wydawały się jaśniejsze niż zwykle przez co jeszcze bardziej hipnotyzujące. Gdybym nie miała silnej woli, pewnie bym w nich zatonęła jak w bezdennym jeziorze. Wiem, to pewnie głupie, ale nie jestem nieczułą babą, tylko normalną nastolatką, która wpatruje się w przystojniaka jak w smakowity kąsek. Może i mam naturę wojowniczki, jednak także serce naiwnej dziewczynki.
- Okej- powiedziałam, nadal się pochylając nad nim.- Jeżeli nie chcesz, żebym zawiadomiła policję, radzę ci powiedzieć, dlaczego włamałeś się do pani Lemon- kiwnęłam głową w stronę domu mojej sąsiadki.
- Powiem ci, ale nie tutaj. Jestem ubrany na czarno, a ty masz w ręku nóż. Raczej nikt nie weźmie to za randkę dwojga nastolatków, którzy wymknęli się ze swoich domów. A poza tym, co sąsiedzi powiedzą jak zobaczą cię z tą bronią?- mówił spokojnym głosem, jakby nic się nie stało.
  Okej, tu miał rację. Jeżeli ktoś zobaczy mnie z nożem, raczej nie potraktuje mnie ulgowo. W najgorszym przypadku wszyscy sąsiedzi wezmą nas za jakiś wariatów, a woleliśmy mieć spokój i ciszę. Wiele ryzykowaliśmy, dorastając między ludźmi, którzy mogli zauważyć, że nie jesteśmy do końca normalni i teraz mam to zaprzepaścić? Co to, to nie. I na pewno przez niego. Muszę go tylko jakoś wprowadzić do domu, nie budząc mojej rodzinki, pytanie tylko: jak? Mama miała jakiś szósty zmysł, jeżeli chodziło o to, kto jest obecny w naszym domu, więc szybko mogła się zorientować, że przyprowadziłam niespodziewanego gościa. Więc...
  Czemu ja na to wcześniej nie wpadłam?
  Szybko wstałam i chwyciłam Alexa za ramię, aby mi się nie wywinął, a w razie jakby co, nadal miałam w ręku nóż. Po chwili przyszło mi do głowy, że to jednak głupota. Alex był nastolatkiem, może nienormalnym, ale gdyby był jakoś bardzo niebezpieczny, to by mnie w jakiś sposób ogłuszył i uciekł, co nie? Lekko go popchnęłam w stronę starych drewnianych drzwiczek, które prowadziły do podziemnych pomieszczeń i zamknęłam za sobą drzwi. Wcisnęłam przycisk włączający wszystkie lampy i zaczęliśmy schodzić po drewnianych schodach, które skrzypiały pod naszym ciężarem. Miałam wielkie szczęście, gdyż ten dom był bardzo stary, w zasadzie zbudowano go przed drugą wojną światową przez co wcześniejsi mieszkańcy byli zmuszeni zbudować sobie schronienie. Kiedy się tu wprowadziliśmy, pomieszczenia te były nieurządzone i puste, więc przerobiliśmy je na zbrojownię, bibliotekę i salon z małą kuchnią, w razie jakbyśmy zgłodnieli w czasie pracy. Drzwi do zbrojowni i biblioteki były pozamykane, więc nie musiałam się obawiać, że Alex zobaczy coś, czego nie powinien na przykład stertę mizerykordii, różnego rodzaju sztyletów i mieczy albo książki o Podziemnych i demonach. Z czystym sercem ( no prawie) zapaliłam ręcznie ostatnią lampę i uwolniłam jego ręce z mojego uścisku.
  Alex wybałuszył oczy, kiedy zobaczył nasz mały salon i kuchnię. Nie powiem, ciotka Clary ma smykałkę do dekorowania wnętrz. Ściany były pomalowane na przyjemny dla oka lawendowy kolor, podłoga była z wiśniowego drewna tak samo jak stolik do kawy czy różne blaty w kuchni znajdującej się tuż obok. Była tu także sofa o kremowym kolorze, perski dywan w różnych odcieniach fioletu i błękitu, a nad naszymi głowami wisiał śliczny żyrandol w kształcie kwiatów malwy, który skutecznie oświetlał całość. Wszystko wyglądało prosto i efektownie, dlatego pewnie Alexa zamurowało, aż w końcu musiałam go pociągnąć za ramię, aby go zaprowadzić do kuchni obok. Przystanęłam na chwilę, kiedy wyczułam smakowitą woń sosu do spaghetti. Pewnie mama chce nam zrobić jutro na obiad. Zaraz jednak się skrzywiłam, gdy poczułam także jakiś dziwny zapach, metaliczny i tak dobrze mi znajomy... 
  Krew?
  Odwróciłam się w stronę mojego kolegi i dopiero wtedy zobaczyłam wielkie rozcięcie na jego czarnej koszuli z którego powoli sączyła się krew. Pociągnęłam go tym razem delikatnie w stronę lady i po chwili szperania w szufladzie, znalazłam apteczkę. Wiem, wiem, powinnam być na niego zła i wrzeszczeć, ale co, jeżeli to poważna rana? Nie mogłam go zostawić, nawet jeżeli się włamywał do Lemon. Co jak co, ale nie byłam istotą bez serca.
- Zero pytań?- spytał. Podniosłam głowę i spostrzegłam, że przygląda mi się spod przymrużonych powiek, jakby chciał mnie przejrzeć. Przekręciłam głowę na bok, komunikując: ,, O co ci chodzi?''- Przestań, dopiero co zaatakowałaś mnie nożem na podwórku...
- Mam przypomnieć, że to nie ja wyskoczyłam z okna pani Lemon, jak gdyby nigdy nic?- spytałam zaczepnie. Wiedziałam, że po tej zagrywce, nie będzie chciał już się odzywać.
  I jak bardzo się myliłam. 
- Możesz mi powiedzieć skąd ty nauczyłaś się takich kocich ruchów? Przeszłaś jakieś wojskowe szkolenie czy jak?- Nie dawał za wygraną, a ja uparcie wpatrywałam się w bandaże. 
  Eh. Wiedziałam, że takie pytanie padnie, jednak miałam nadzieję, że jak najpóźniej. A czemu by tego nie przeciągać? Chwyciłam nożyce w jedną rękę i pomachałam mu nimi przed oczami. Jego twarz momentalnie zrobiła się biała jak kreda. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Nie zabiję cię, spokojnie. Jesteś ranny i chcę ci pomóc, jednak musimy się pozbyć twojej koszuli.- kiwnęłam głową w stronę rozcięcia.
- Łał, nie wiedziałem, że aż tak mnie pragniesz.- powiedział z zawadiackim uśmiechem.
  Mimowolnie oblałam się rumieńcem. Okej, to nie było fair. Pewnie teraz uważał, że kiedy go opatrzę, rzucę się w jego ramiona i zacznę się z nim całować. Skrzywiłam się, kiedy obrazek uformował mi się w głowie, więc gwałtownie nią potrząsnęłam. Alex posłusznie zdjął z siebie koszulę, pod którą miał biały podkoszulek i rzeczywiście, na lewym ramieniu miał długie rozcięcie, chyba zadane nożem, które biegło od zgięcia łokcia do nadgarstka. Skrzywiłam się. Raczej nikt nie lubił widoku krwi, a ja nie byłam wyjątkiem. Alex obejrzał swoją ranę z obojętnym wyrazem twarzy, po czym spojrzał mi w oczy z krzywym uśmieszkiem, jakby mówił: ,, Na co czekasz?''. Chyba na to aż z nieba spadnie młot, którym będę mogła ci przywalić, przyszło mi do głowy, jednak szybko odegnałam tą myśl. W miarę sprawnie przemyłam mu ranę wodą utlenioną, nałożyłam na nią gazę i owinęłam bandażem, dzięki czemu miałam pewność, że nie dostanie jakiejś paskudnej infekcji. Nie mogłam jednak usiąść, więc szybko chowałam dowody, które by wskazywały na to, że mógłby tu być jakiś niespodziewany gość i wytarłam z podłogi krew Alexa, a szmatkę wrzuciłam wprost do pralki, która stała przy drzwiach do biblioteki ( Trey i tata cały czas robili coś w garażu i w efekcie co chwilę znajdywałyśmy ubrania ubrudzone smarem czy innym świństwem, więc mama wniosła tu pralkę, aby po mieszkaniu nie walały się ich brudne rzeczy). Mogłam więc powiedzieć, że swoje już zrobiłam. 
  Z ulgą usiadłam na blacie ( co doprowadzało mamę do szału) obok Alexa przez co nasze oczy były na równej wysokości i posłałam mu niewinny uśmiech.
- Więc może zrobimy tak: najpierw będziesz odpowiadał ty, a potem ja. Na zmianę. Co ty na to?- zatrzepotałam rzęsami. Skoro miałam używać wobec niego moich ,, kobiecych sztuczek'' na przyjęciu, to czemu by nie spróbować teraz. Po coś ma się ten urok, co nie?
  Alex pokręcił głową ze śmiechem i odgarnął mi z twarzy zbłąkany kosmyk włosów, tak szybko, że nie zdążyłam zareagować.
- Może być, ale nie próbuj tych sztuczek. Znam je aż za dobrze.
  Kurde. Starałam się nie zdradzić, że trochę mnie to wkurzyło. Skoro tutaj nie zadziałało, to jak mam sobie dać radę na tym przyjęciu?!
- Okej, więc może zacznę- zaproponowałam.- Więc, co robiłeś w domu mojej sąsiadki i czemu wychodziłeś przez okno? Włamałeś się czy jak?
- Nie włamałem. Znasz córkę tej Lemon, Julie, co nie?
  Julie? A kto jej nie znał. Była jedną z najbardziej wkurzających dziewczyn jakie w życiu poznałam. Była w moim wieku, a zachowywała się jak jakaś rozpieszczona trzynastolatka, tak jak Jennifer polegała na kasie swoich rodziców i myślała, że każdy chłopak o niej marzy, a wszyscy chcą się z nią przyjaźnić, choć tak naprawdę wszyscy omijają ją szerokim łukiem i na pewno nie była materiałem na ,, najlepszą sąsiadkę na świecie''.
- Okej, znam ją, ale co ona ma z tym wszystkim wspólnego?
- A to, że dzisiaj oprowadzała mnie po szkole i była straszna.- demonstracyjnie się wzdrygnął. Mimowolnie parsknęłam śmiechem.- Miło, że cię to rozśmieszyło, ale krótko mówiąc: nie znam miasta i chciałem, aby ktoś mnie po nim oprowadził i niestety Julie wręcz zarzuciła mi swoje towarzystwo. Potem nie chciała mnie puścić i tak siedziałem do tej godziny, aż w końcu zwiałem przez okno.
- Nie mogłeś powiedzieć czegoś w stylu ,, Mam chorego psa i muszę z nim iść do weterynarza?''- podsunęłam. W takie coś mogłam uwierzyć. Kiedyś Julie ,,przygarnęła'' Thomasa, jednego z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, podobno siedział tam dwa dni i nic nie mogło go wyzwolić z jej kleszczy. Gdyby nie interwencja policji, pewnie na dobre musiałby zapuścić tam korzenie. Nic więc dziwnego, że Alex musiał zwiać przez okno. 
  Jego wytłumaczenie było sensowne: znałam Julie i wiedziałam do czego jest zdolna. W dodatku, gdyby coś ukradł to by to miał, a nie miał ze sobą nic poza nożem...
- To po co ci był ten nóż? Dlaczego nie miałeś plecaka? I czemu mnie zaatakowałeś?- pytania ,,wychodziły'' z moich ust, wbrew w mojej woli. Nie mogłam opanować ciekawości.
  Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech.
- To trochę głupie, wiem. Nóż miałem po zajęciach z Alberthim, rodzice zapisali mnie na stolarstwo i dzisiaj musieliśmy strugać w drewnie, dlatego zabrałem ze sobą własne narzędzie. A jeżeli chodzi o plecak, to byłem zmuszony go zostawić- podrapał się po głowie, wyraźnie zakłopotany- Wzięła go do swojego pokoju i nie chciała zwrócić. Nie wiem jak pójdę jutro do szkoły.
- A atak?
- Wstydziłem się. Chłopak uciekający z domu dziewczyny? Wiadomo, co każdy by pomyślał, a nie chciałem się przed nikim zbłaźnić. Słyszałem, że ktoś z mojej szkoły tu mieszka, jednak nie miałem zielonego pojęcia, że akurat ty. Chodź mogłem się domyślić, bo nigdy nie widziałem cię w centrum, a tutaj jest całkiem miło. Mieszka tutaj jeszcze ktoś z naszej szkoły?
- Ciotka Flina Gordsberga mieszka jakieś trzy domy dalej, dlatego czasami go widuję.
- Okej, więc teraz czas na moje pytania, co nie?- uniósł brwi.
   A miałam cichą nadzieję, że odpuści. Mogłam równie dobrze powiedzieć, że jest już późno i musi iść, ale akurat w tym momencie zaczęło mnie dręczyć sumienie. Wszystko mi wytłumaczył- może to nie była prawda, ale łatwo mogłam to sprawdzić. Byłam mu winna odpowiedzi na nurtujące go pytania. 
  Wzruszyłam ramionami, udając, że jestem zmęczona i lekko znudzona.
- Strzelaj.
- Skąd nauczyłaś się takich kocich ruchów? Widziałem jak zręcznie i z jaką łatwością schodziłaś z drzewa albo sposób w jaki ze mną walczyłaś, jakbyś pobierała lekcje sztuk walki.
- Bo tak jest.- odpowiedziałam. Mówiłam prawdę. Od dziecka uczono mnie różnych sztuk walki, nie do końca znanych zwykłym ludziom- To jest moje małe hobby, a lekcje te pobieram od dzieciństwa. To raczej nie jest nic nadzwyczajnego.
- Dlaczego nie spałaś? Jest trzecia w nocy. Normalni ludzie o tej porze jeszcze śpią.
- Miałam koszmary, nie mogłam zasnąć- wzruszyłam ramionami.- To także jest normalne, prawda?
- ,,Normalna'' na pewno nie jesteś.- stwierdził, przyglądając mi się z uwagą, aż się zarumieniłam.- W żaden sposób nie pasujesz do reszty naszej szkoły. Ty i twój brat mocno się wyróżniacie, choć na dwa różne sposoby: on zdobywa uwagę dzięki swoim osiągnięciom sportowym, ale ty? Wystarczy sama twoja obecność, aby wszyscy zwrócili na ciebie uwagę. Jesteś jak chodząca zagadka z niespodzianką w środku.- Nawet nie wiedziałam, kiedy się do mnie przysunął, aż nas dzieliło parę centymetrów i wpatrywałam się wprost w jego srebrne oczy. One są naprawdę świetliste i takie jasne... siedziałam tak jak zahipnotyzowany wąż, słuchając jego głosu.- Jesteś nieobliczalna, nie wiadomo co za chwilę zrobisz. Nieprzewidywalna, niezwykła. I ty uważasz siebie za normalną osobę? Myślałem, że po prostu coś mi uderzyło do głowy, ale to nieprawda: ta niezwykła dziewczyna to ty i otacza cię coś dziwnego, jakby tajemnica. A może zdradzisz mi, co to za tajemnica?- szepnął do mojego ucha.
  Nogi się pode mną ugięły. Nie, dziewczyno, nie wchodź w to!- krzyczała moja rozsądniejsza część, jednak druga ciągnęła mnie do niego, chciała poznać jego tajemnice, wszystkie sekrety jakie ukrywa. Od dziecka byłam ciekawska, ciągnęło mnie do tajemnic, a on wydawał się jedną wielką zagadką, czekającą na ujawnienie. Nie poruszyłam się kiedy pocałował mnie w policzek, tylko czekałam aż mnie NAPRAWDĘ pocałuje. Szybciej...
- Powiesz mi tą tajemnicę?- spytał, wtulony w mój policzek.
  C...co?! To manipulacja!- krzyczało we mnie wszystko, dzięki czemu zdążyłam się ,, obudzić'' z tej słodkiej chwili i szybko zeszłam z blatu, zwiększając między nami odległość. Mimowolnie dotknęłam czerwonego policzka, na którym złożył słodki pocałunek. Nie. Nie, nie nie. On na prawdę chciał, abym mu to powiedziała. Stosował na mnie swoje sztuczki i podziałałyby, gdyby nie to jedno zdanie, które wyrwało mnie ze słodkiego odrętwienia. 
  I właśnie w takim momencie każda dziewczyna się zastanawia jak wydrapać chłopakowi oczy, nie niszcząc swoich wypielęgnowanych paznokci.
  Odwróciłam od niego wzrok i kiwnęłam głową w stronę schodów, prowadzących do wyjścia.
- Proszę, idź stąd. Nie powiem nikomu, że tu byłeś... Alex?- spytałam, kiedy już dotarł do schodów. W delikatnych księżycowej poświacie wyglądał jak istota nie z tego świata. Z całej siły starałam się, aby mój głos zabrzmiał poważnie, a nie ,, miękko''.- Mógłbyś wyjaśnić, dlaczego dałeś mi tą bransoletkę?- wskazałam na ametystową bransoletkę, leżącą na stoliczku obok balustrady, która mieniła się fioletowym kolorem. 
  Alex spojrzał na mnie ze zdziwieniem, które wydawało się szczere i zmarszczył brwi.
- Ja ci tego nie dałem- powiedział, biorąc do ręki biżuterię, po czym pokręcił głową.- Nie, to na pewno nie ja. Skąd to masz?
- Dała mi go Meghan. Powiedziała, że kazałeś mi go przekazać. Wątpię, że ktoś jeszcze ma srebrne oczy. Przecież to musi być od ciebie!
  Ludzie, co tutaj się dzieje?!
  Alex jeszcze przez chwilę trzymał bransoletkę, aż w końcu ją puścił i spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- To jest ode mnie, ale też nie.- powiedział jedynie i nim zdążyłam coś powiedzieć, szybko pobiegł po schodach, aż po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Przyłożyłam sobie pięść do serca i opadłam na dywan.
  Chyba wkroczyłam na niebezpieczny teren.


   Siemano i jak wam się podoba? Miło, że jest coraz więcej czytelników i ile wyświetleń, i komentarzy. Póki co mam 52 komentarze, oraz ponad 1900 wyświetleń! W takim tempie do wakacji powinnam już uzyskać ponad 2000! Naprawdę dzięki i miło, że moja pisanina wam się podoba. 
  Juhuu, mam dobrą wiadomość, choć nie tak bardzo istotną, ale jednak. Na reszcie udało mi się zamówić szablon! Nie udało mi się co prawda na zaczarowanych, ale na innej szabloniarni, która także robi świetne szablony i wprost nie mogę się doczekać na efekty. Od razu jednak ostrzegam, że jako na nagłówek dałam Selenę Gomez, tylko nie myślcie, że będzie jako ,, rozchichotana dziewczynka''. Mam nadzieję, że szablon odzwierciedli główną bohaterkę i nastrój, więc trzymam kciuki. Ale serio, nie wiecie jak się cieszę. Wiem, to głupie, ale miałam serdecznie dość walki z Picasą i innymi programami graficznymi, dlatego kamień spadł mi z serca. W końcu w pewnym sensie wygląd jest ważny, co nie?
   A no i teraz będzie małe ostrzeżenie, może trochę wczesne, ale ważne: do końca wakacji postaram się napisać jeszcze jeden rozdział, gdyż jak widzicie, dosyć szybko mi one idą, kiedy mam wenę no i czas, jednak czuję, że już nieczęsto będę je dodawać w roku szkolnym. Muszę teraz wziąć się za oceny i to mocno, więc od razu ostrzegam, że po wakacjach mogą się już tak często nie pojawiać. 
  W każdym razie, póki co to wszystko. Serdecznie zachęcam wszystkich do komentowania oraz życzę miłego czytania! Cześć, kochani!

  
   

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział X- Koszmar minionej nocy

Rozdział X- Koszmar minionej nocy
  Wkurzona przemierzałam cichą łąkę, szukając głównego bohatera mojego snu. Wydarzenia tego dnia widocznie coś zmieniły, gdyż chmury nabrały granatowej barwy, jednak nic nie wskazywało, aby za chwilę miał uderzyć we mnie piorun, jak to zwykle bywało. Mimo że śniłam, w moich uszach nadal rozbrzmiewał rozpaczliwy krzyk Raine, który teraz towarzyszył mi w mojej wędrówce. Miałam serdecznie dość tych wszystkich tajemnic, więc postanowiłam się zmierzyć z jedną z nich, czyli chłopcem z mojego snu. Szkoda tylko, że nie wiedziałam jak wygląda i kim jest. Czułam, że to nie są zwykłe sny. Gdyby były, nie powtarzałyby się przez kilka lat, co nie? Poza tym, ten chłopiec... ja podświadomie czuję, że skądś go znam. Tyle, że skąd, skoro go nawet nie widziałam tylko czułam? Shadow, chyba wariujesz kochana.
  Obróciłam się dookoła własnej osi, jednak byłam zupełnie sama. Spojrzałam w niebo z irytacją. Dlaczego do diabła pojawia się, kiedy tego akurat nie chcę?!     
- Szukałaś mnie?- ktoś odezwał się z tyłu zachrypniętym, uwodzicielskim głosem od którego dostałam dreszczy.  
  Okej, chyba to wykrakałaś, przeszło mi przez głowę. Przed chwilą byłam pełna wściekłości i determinacji po całym dniu, jednak w tej chwili to wszystko wyparowało, zostawiając po sobie strach przed nieznanym. Byłam mocno roztrzęsiona  jednak nie mogłam teraz się poddać. Prawdziwy Nefilim nie boi się niczego, a ja na pewno nie jestem tchórzem, co to, to nie. 
  Odwróciłam się powoli w stronę przybysza i rozszerzyłam oczy ze zdziwienia na jego widok. Mimowolnie cofnęłam się do tyłu, patrząc się w jego ciemnobrązowe oczy, które miały w sobie coś dziwnego. Zdawał się w nich płonąć ogień, od którego dostawałam gęsiej skórki, a ciało ogarniało odrętwienie. W pierwszej chwili wyglądał normalnie jak na chłopca w moim wieku, jednak wystarczył ułamek sekundy, abym zobaczyła, że coś jest z nim mocno nie tak. Jego czarne jak smoła włosy kręciły się wokół jego twarzy i tak samo jak oczy, odcinały się na tle kredowobiałej skóry, przypominającej odcieniem cerę wampira. Mimo tego, że miał na sobie czarne spodnie i podkoszulek, mogłam zobaczyć jego sylwetkę, która nagle przypomniała mi tą Alexa: nie był napakowany, ale chuderlawy także nie. Nie wiem dlaczego, ale na swój sposób byli do siebie podobni: ta sama postura i ten sam dziwny błysk w oczach, który w oczach stojącego przede mną chłopaka zmieniał się w prawdziwy płomień, który mógłby roztopić lód. Przypomina Kalonę z serii ,, Dom Nocy'', przyszło mi do głowy. Szybko w duchu skarciłam się za takie porównanie. To raczej nie pora na wspominanie moich przeczytanych książek.
- Ka-lo-na?- powiedział, jakby właśnie ucinał sobie ze mną przyjacielską pogawędkę. Zmiękły mi kolana, gdy się do mnie uśmiechnął, ale nie to tak na mnie wpłynęło. On miał... kły. Najprawdziwsze wampirze kły. Czy on nim jest? Starałam się nie okazywać żadnych emocji, choć jego uśmiech mi w tym nie pomagał.- Fajne imię. Takie tajemnicze, a wy dziewczęta chyba lubicie takich facetów, prawda? 
- Kim jesteś?- spytałam, starając się mówić mocnym głosem.- W imieniu Razjela...
- Razjel raczej ci tu niewiele pomoże- stwierdził i po chwili stał tuż obok mnie, tak, że dzieliło nas tylko parę centymetrów, a jego długie rzęsy muskały moje policzki. ,,Coś z nim jest nie tak!'' - krzyknął mój instynkt. Jakbym tego nie wiedziała. W dodatku nie czułam bijącego od niego gorąca, tylko chłód. Jednak o nie mógł być wampirem. Wampiry są nieziemsko piękne i mają kły, ale coś w nim było...innego. Coś czego nie mogłam rozszyfrować, a chciałam. Starając się wyglądać na odważną , twardo patrzyłam mu w oczy, w których zdawałam się tonąć jak w oceanie. Czułam się jak zahipnotyzowana. Nawet nie ruszyłam się, kiedy opuszkiem palca przesunął delikatnie po moim policzku. Prawie niewidocznie zadrżałam ze strachu- Na reszcie ze sobą rozmawiamy. Miałem nadzieję, że ta chwila kiedyś zastąpi, tylko możesz mi odpowiedzieć, dlaczego tak długo zbierałaś się na odwagę, aby mnie zobaczyć?
- Ja chciałam cię zobaczyć- powiedziałam szeptem.- Tyle, że zawsze w tym śnie umierałam...

  Uniósł wolną dłoń, pokazując, że rozumie i wszystko już wie.
- Wiem, ale to jest część mojej kary. Nie mogę z tobą rozmawiać, póki tego sama nie zechcesz. Wystarczy, że będziesz bardzo tego chcieć, a wtedy się zjawię jak na twoje zawołanie, Shadow.
  Rozchyliłam usta ze zdziwienia.
- Skąd znasz moje imię?
- A jak mogę go nie znać? - zaśmiał się łagodnie, głaszcząc mnie po włosach. Na szczęście był ode mnie tylko trochę wyższy, inaczej musiałabym się ruszyć, aby mu spojrzeć w oczy. A póki co, stałam jak zaklęta.- Shadow... Cień. Twoje imię oznacza cień i nie bez powodu. Jednak nie byłbym dżentelmenem, gdybym się nie przedstawił, ale muszę cię trzymać w niepewności. Dopóki sama nie zechcesz się czegoś o mnie dowiedzieć, nie mogę ci zbyt dużo powiedzieć.
- Ale ja chcę wiedzieć!- powiedziałam, nie rozumiejąc. Przecież ja tego chcę, dlatego chciałam zagłębić się w ten sen. Aby dowiedzieć się, kim on jest? Czy to są jakieś żarty?!
- Nie, to nie żarty- powiedział, patrząc mi głęboko w oczy, jakby chciał z nich coś odczytać.
- Czytasz mi w myślach?- spytałam. 
  Przybysz pokiwał głową i uśmiechnął się szeroko, jakby mu to sprawiało satysfakcję. 
- Tak, głuptasie. Naprawdę żałuję, że wcześniej ze mną nie rozmawiałaś, co nie oznacza, że nie możemy tego czasu nadrobić.- szepnął mi prosto do ucha, jakby powierzał mi jakiś sekret. 
  A ja głupia nadal stałam jak słup soli z oczami rozszerzonymi ze zdziwienia. Byliśmy bardzo blisko siebie, jego włosy łaskotały moją twarz jak piórko. Czułam się zakłopotana i zirytowana. Czy on mnie właśnie podrywa? Niech nikt mi nie mówi, że to chłopak, który wchodzi moje sny, aby mnie poderwać! A gdzie prywatność?! Poza tym, wolałam nie stać z nim sam na sam na wielkiej łące, gdzie nie mogę się nigdzie przed nim skryć. Czułam się jak idiotka w taniej komedii romantycznej. 
  Jednak musiałam ciągnąć tą farsę. Sama to zaczęłam i sama to zakończę. Stanowczo odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość i podniosłam dumnie głowę, aby patrzeć się w jego oczy.  
- Kim jesteś?! Skoro to mój sen, równie dobrze mogę cię tu torturować, aż mi odpowiesz na moje pytania!- syknęłam, starając się wyglądać złowrogo. Co prawda nie miałam ochoty poddawać go torturom, ale łagodnością tu nic nie zdziałam. To tylko go nakręci, aby robił ze mną co mu się podoba.
  On jednak zaśmiał się i zaczął się do mnie zbliżać. Ale... moje myśli! O rany, znowu w nich czyta! Muszę nauczyć skrywać moje myśli, aby były tylko moją własnością. W miarę jak się zbliżał, ja coraz bardziej się cofałam...aż nagle straciłam grunt pod jedną nogą i zaczęłam przechylać się do tyłu. Szczęście, że uczyłam się zachowania równowagi w najgorszych sytuacjach, inaczej bym spadła. Delikatnie się odwróciłam i zobaczyłam przed sobą urwisko, które zdawało się nie mieć końca. W dole nie rosła żadna roślinność, była tylko przerażająca ciemność, która tylko czeka na swoją ofiarę. Jednak wiedziałam, że mam do wyboru: albo rzucę się w tą ciemność i jakoś obudzę albo dam się złapać temu chłopakowi z którym było coś nie tak. Musiałam zyskać kontrolę nad snami, a znałam tylko jedną osobę, która mogła mi pomóc.
- Shadow...- ktoś szeptał moje imię, a głos tego kogoś był coraz bliżej mnie, czułam to.
  Chciałam się odwrócić, jednak nagle potknęłam się o coś i zaczęłam spadać z urwiska. Wiatr świszczał mi w uszach, rozpaczliwie wymachiwałam rękami...

- Nie!- krzyknęłam, podniosłam się do pozycji siedzącej i nagle grzmotnęłam w coś twardego. Jęknęłam i otworzyłam oczy.
  Przez chwilę przyzwyczajały się one do mroku panującego w pokoju, aż zdołałam dojrzeć przynajmniej zarysy mebli. Po omacku znalazłam lampkę i pokój rozświetliło jej światło, trochę tłumione przez małą figurkę w kształcie anioła, którą postawiłam tuż obok niej. Złapałam się za włosy, aby się trochę uspokoić. Dyszałam jakbym właśnie przebiegła maraton, pidżama kleiła się do mojego ciała przez pot, a policzki były gorące, jakby ktoś mi je podpalił. Krótko mówiąc: czułam się strasznie.
   I nie mogłam już tak dłużej.
  Szybko chwyciłam swój telefon ze stolika i wybrałam odpowiedni numer, mając cichą nadzieję, że nikogo nie obudziłam. Jeszcze zamieszania by mi brakowało. Mój rozmówca odebrał dopiero po trzecim sygnale:
- Halo?
- Wujek Devin? Tu Shadow...
- Deva nie ma- odezwał się ktoś zirytowanym głosem. Mimowolnie spojrzałam na zegar. Była trzecia nad ranem. To sobie napytałam biedy.
- A kto mówi?- spytałam, starając się mówić zdecydowanie.
- A kto pyta?
- To ja tu zadaję pytania- No lepszego tekstu nie mogłam już wymyślić. Normalnie jak ,, zły glina''.
  Usłyszałam czyiś śmiech.
- Chyba cię polubiłem, kimkolwiek jesteś. A możesz mi powiedzieć, złotko?
  Złotko? No okej, dziwny koleś.
- Jestem Shadow, krewna Devina Sheparda. A pan?
- Cyril, słońce. Devina nie ma w domu, wezwało go Clave i raczej przepadł na całą noc. Czy mam coś przekazać?
- Proszę mu powiedzieć, że pilnie potrzebuję jego pomocy. Niech dzwoni o każdej porze, to ważna sprawa, przynajmniej dla mnie.c
- Rozumiem, rozumiem. Póki co, idź spać. Kiedy tylko wróci, przekażę mu twoją wiadomość. Słodkich snów, Shadow.
- Dobranoc, Cyrilu- odpowiedziałam grzecznie i rozłączyłam się. Miałam nadzieję, że ten koleś na serio przekaże mu tą wiadomość. Wujek specjalizował się we wchodzeniu do cudzych snów, więc mógł mi pomóc.
  Jednak co teraz? Nie mogłam zasnąć, gdyż na dziewięćdziesiąt procent ten ktoś już tam na mnie czeka. Nie mogłam także nic robić, bo znając moje szczęście, przez przypadek kogoś obudzę. Miałam więc do wyboru: albo poszukać pomocy gdzie indziej lub zaryzykować i zasnąć. Bardziej kusiła mnie jednak ta pierwsza opcja. Tyle, że gdzie ma jej szukać? Wszyscy spali, w innym przypadku poszłabym do ciotki Endless czy Sky albo nawet do czarownicy Tamary z którą nie byłam w zbyt dobrych stosunkach. Więc gdzie?
  I wtedy rozległ się cichy szelest na zewnątrz. Może to wiatr? Szybko dźwięk się powtórzył z parę razy i ucichł, jednak zaraz zastąpił go odgłos czyiś kroków. Chyba męskich, gdyż wydawały się one bardzo ciężkie. Cicho zerwałam się z łóżka i podeszłam do okna, z którego miałam widok na nasz ogród. Nic podejrzanego jednak nie widziałam. Może mi się zdawało, przyszło mi do głowy... gdy z okna domu pani Lemon ktoś wyskoczył i zaczął uciekać. To wszystko przesądziło. Otworzyłam na rozszerz okno i zwinnie niczym kot zeszłam po drzewie na ziemię i zaczęłam biec za włamywaczem. Musiał się zorientować, że ktoś go goni, gdyż niespodziewanie przyspieszył, jednak dla mnie to było nic. Byłam świetnie przeszkolona i poruszałam się szybciej niż jakikolwiek człowiek. Ten ktoś chyba zrozumiał, że daleko mi się nie wywinie, gdyż wyjął ze swojej kieszeni nóż i odwrócił się w moją stronę. Twarz miał zakrytą przez kominiarkę, więc nie mogłam zobaczyć kim on jest. Nie mogłam się jednak mu zbyt długo przyglądać, gdyż rzucił się na mnie z bronią. Zręcznie go ominęłam i kopnęłam w rękę w której trzymał nóż, przez co upadł na ziemię. Włamywacz rozszerzył oczy ze zdziwienia, jednak szybko się opanował i rzucił się na mnie z pięściami. Ja jednak zdążyłam złapać nóż i z pół obrotu kopnąć go w brzuch, przez co upadł na ziemię. Wyciągnęłam broń przed siebie i przygwoździłam napastnika nogą do podłoża. 
- Shade... co ty wyprawiasz?!- krzyknął zbulwersowany.
  C...C... CO?! Jednym susem skoczyłam mu na płaski brzuch i ściągnęłam z  jego twarzy kominiarkę, z której rozsypały się znajome blond włosy. Moje serce zaczęły bić szybciej od nadmiaru adrenaliny. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Z trudem trzymałam nóż w ręku.
- Alex?! Co ty do diabła wyprawiasz?! 

Hello! I jak się podoba rozdział? Wiem, miałam popracować nad wyglądem bloga i próbowałam, ale niestety picasa nie daje rady ze zrobieniem nagłówka, a gimpa nie mam zamiaru ściągać, gdyż chyba przez niego zepsuło mi się gg w kompie, a  poza tym nie mam zielonego pojęcia jak tam wszystko się robi. W dodatku dziś próbowałam władować nowy nagłówek, lepszy, jednak było oczywiście za duży i myślałam, że mnie szlag trafi. I jakoś się nie zanosi, abym w te wakacje miała nowy szablon, gdyż na zaczarowane szablony jest coraz więcej chętnych i tu po prostu trzeba mieć dużo szczęścia, aby cię wybrali. Już raz je miałam i miałam nadzieję, że tym razem także mi dopisze, ale chyba nie. A może wy się znacie na grafice komputerowej? Albo umie ktoś robić nagłówki? Jeżeli tak, to bardzo bym prosiła napisać po postem. Z góry dzięki i miłego czytania!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział IX- Nawiedzony cmentarz

Rozdział IX- Nawiedzony cmentarz
  New York Merble Cementery- stary cmentarz na Manhattanie. To tu pani Bellis przyprowadziła nas na lekcję w plenerze. Mamy napisać coś o stylu architektonicznym Manhattanu, choć nie wiem jak architektura ma się do szarych nagrobków na cmentarzu, no nie licząc tych bogato zdobionych, które czasem wyglądały jak dzieła sztuki. Nawet Avalon, która uwielbiała takie zajęcia, nie mogła ukryć odrazy. Pogoda była fatalna: w połowie drogi z nieba lunął deszcz przez co jeszcze mocniej można było poczuć zapach siarki i swąd rozkładającego się ciała. Kiedy tylko widziałam swobodnie leżące na ziemi szkielety, myślałam: ,,A czym sobie ci ludzie na to zasłużyli?'' To była jakaś makabra, jakbyśmy znajdowali się w jakimś horrorze. Wiedziałam, że ten cmentarz jest zapełniony i to od wieku, ale mogli zrobić nowy cmentarz, a nie rzucać niektóre ciała na chodnik, zostawiając je na pastwę przechodniów. Krótko mówiąc: to był koszmar.
  Ale jeszcze gorszy był dla nas, Podziemnych i Nefilim. A dlaczego? Bo mogliśmy rozmawiać z duchami! Nie byłoby to tak uciążliwe, gdyby nie ich ciekawość, która ciągnie się w nieskończoność i słuchanie ich udręki pt. ,, Czemu nie mogę przejść na drugą stronę?!''. Szczerze współczuję tym istotom, które przez lata czy nawet wieki przemierzają nasz świat, ale ciągłe słuchanie tego było monotonne i szybko stawało się udręką. Oczywiście zdarzały się wyjątki, gdzie z niektórymi duchami rozmowa jest przyjemnością, ale też zdarzają się tacy, których trzeba omijać szerokim łukiem, no chyba że chcesz siedzieć na czyimś grobie przez kilkanaście godzin, słuchając smętnych opowieści. Jednak nie to było najgorsze. Znacznie gorsze było widywanie kogoś bliskiego w tej bezcielesnej postaci. A dlaczego? Wystarczy pomyśleć. Może i to  jest radość, ale jednocześnie ból nie do opisania, gdy wiesz, że ktoś bliski jest obok ciebie i rozmawia z tobą, ale już nie należy do świata żywych. Po prostu coś strasznego.
  I ja oczywiście tego doświadczyłam. Idąc slalomem między nagrobkami, czułam na sobie spojrzenia duchów, które po kryjomu wchodziły zza swoich pochówków. Jednoręki Joe, ubrany jak zwykle w garnitur z dwudziestego wieku ukłonił mi się jak przystało na dżentelmena., a ja po kryjomu odwzajemniłam ukłon i poszłam dalej, trzymając w ręku notes. Musiałam napisać cokolwiek i to niestety sama, bo Avalon Bellis przydzieliła do Tamiry Adamson i jak się okazało było o jedną osobę za dużo i ktoś musiał zostać sam. 
  Ale kto powiedział, że będę robiła to sama? W okół było pełno ,, osób'', które mogą mi pomóc. Musiałam tylko znaleźć miejsce gdzie nikt mnie nie usłyszy, więc jak zawsze, gdy chciałam porozmawiać z duchami, poszłam w stronę starej lipy, która rosła na samym skraju cmentarza. Rzadko ktoś tam chodził, więc było to idealne miejsce. Kiedy znalazłam się przy lipie, zręcznie wdrapałam się na najgrubszą gałąź i uprzednio sprawdzając czy utrzyma mój ciężar, usiadłam tak, że opierałam się plecami o spróchniały pień drzewa. Miałam stąd świetny widok na cmentarz, więc nie obawiałam się, że ktoś mnie usłyszy. 
  Nagle poczułam znajomy chłód i zapach różanych perfum, a wiatr zaczął poruszać moimi włosami na znak, że nie jestem sama. Wyjęłam z plecaka swój notes i długopis.
- Raine, wiem, że tu jesteś- powiedziałam.
- A już miałam cię przestraszyć!- ktoś zaśmiał się perlistym śmiechem. Gałąź poruszyła się jakby ktoś tu jeszcze był i tuż przede mną zobaczyłam postać Raine Nelson.
  Raine była moją koleżanką z klasy, a w zasadzie byłą. Rok temu zginęła w wypadku samochodowym i pochowano ją na tym cmentarzu wraz z jej dziadkami, jednak od tamtego czasu nie zerwałam z nią kontaktu. Często tu przychodziłam, aby z nią pogadać, gdy nie mogłam się zwracać do moich przyjaciół. Przypomniało mi się jak za pierwszym razem, nie uwierzyła w istnienie Nefilim i inne tego typu stwory, jednak bardzo szybko przekonała się, że jest to prawda, bo przecież ludzie nie widzą duchów, no chyba, że one same zechcą się komuś objawić. W każdym razie: Raine i ja byłyśmy kumpelami i choć jest ona martwa, to nadal ją uważam za członka mojej rodziny.
  Zdziwiłam się, widząc jej strój. Zwykle swoje czarne włosy wiązała w wymyślny kok, nosiła kolorowe topy i krótkie spodenki. Dzisiaj jednak miała na sobie śliczną niebieską sukienkę do kolan na jedno ramię, podkreślającą jej bladą cerę i błękitne oczy, a włosy delikatnie powiewały na wietrze niczym jedwabna tkanina. Nie przypominała zupełnie znanej mi Raine Nelson, która była zakałą cheerleaderek tylko dziewczynę przypominającą jakąś starożytną boginię, która postanowiła odwiedzić współczesny świat. Gdyby nie to, że miałam w sobie coś takiego jak pewność siebie, to byłabym zazdrosna o jej wygląd.
  Raine z gracją usiadła obok mnie na grubej gałęzi i spojrzała na mój notatnik.
- Co tym razem Bellis kazała wam napisać? I czemu chmara dzieciaków chodzi sobie po tym cmentarzu? Wszystkie duchy zaczęły się niepokoić.
- Mamy napisać o tych nagrobkach, bo niby mają coś wspólnego z architekturą.- wyjaśniłam, wzruszając ramionami.
- Chyba znowu przesadziła z tą dzienną dawką zielonej herbaty- mruknęła pod nosem.
  Parsknęłam śmiechem i przytknęłam długopis do papieru.
- Pomyślałam, że mi pomożesz, wiesz, skoro długo już tutaj jesteś...
- A miałam taką ochotę na jakieś pikantne ploteczki- przyznała z miną zbitego szczeniaka. 
- Będziesz je miała, tylko mi pomóż to napisać. Muszę mieć cokolwiek, aby mieć zaliczenie.
- Okej, więc ja będę pisać, a ty mówić mi co tam w świecie żywych- powiedziała i zaczęła sunąć długopisem po notesie, jakby w głowie już miała tą pracę.
  Na tyle na ile można było rozsadziłam się na gałęzi, zaczęłam bawić zielonym listkiem drzewa i jednocześnie zaczęłam jej opowiadać jej o Jake'u, wrednej Jennifer, której mam ochotę sprawić niemiłą niespodziankę, Alexie i Danielu oraz dziwnych zaginięciach. Przez cały czas Raine uważnie mnie słuchała i jednocześnie pisała, aż w końcu pusta wcześniej kartka była całkiem zapisana od tekstu. Drgnęłam, kiedy długopis wpadł mi do rąk. Z niedowierzaniem patrzyłam na pracę mojej kumpeli.
- Ty to wszystko wymyśliłaś?- spytałam, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko jest prawdą. Moim zdaniem, o tym cmentarzu nie można powiedzieć zbyt wiele.
  Raine posłała mi uśmiech pełen wyższości.
- Jak powiedziałaś, jestem tu już dosyć długo i w tym temacie miałam dużo do opisania. W sumie nie jest tutaj nudno, a w nocy jest całkiem całkiem. Staramy się żyć jak normalni ludzie, choć oczywiście dużo rzeczy nas ogranicza- dotknęła swoich włosów, które w powiewach wiatru traciły swój kolor.
  Nie wiedziałam, co powiedzieć. W pocieszaniu kogoś byłam słaba, a w pocieszaniu duchów jeszcze gorsza. Nie posiadanie ciała musiało być straszne, patrzenie na ludzi, którzy żyją pełnią życia podczas, gdy ona mogła im się tylko przypatrywać i rozpamiętywać dni, gdy była normalna. Często się zastanawiałam, dlaczego świat niszczy ludzi, sprawia im ból i przynosi rozpacz. Szkoda, że nie mogę znaleźć na to odpowiedzi. Nie widzę żadnej sprawiedliwości na tym świecie, ale czy coś w tym dziwnego? Chyba każdy wie, że nic nie jest fair.
  Trzeba się jednak dostosować do obecnej sytuacji. W zamyśleniu patrzyłam na widok przed sobą, który przedstawiał kamienistą dróżkę po której chodziły duchy różnej maści, od tych o łagodnych twarzach, do tych najstraszniejszych, które wypędzały niegrzeczne dzieci z cmentarza. Kiedy byłam mała, nienawidziłam tego rodzaju duchów, często przychodziłam z jakąś bronią, aby w razie czego się obronić. W pewnym momencie jednak zrozumiałam, że one tylko szukają jakiegoś spokoju na ziemi, gdyż nie mogą przejść na drugą stronę, póki coś ich tutaj trzyma: osoby, rzeczy, miejsca. Błąkają się po cmentarzach z wyrazem udręki na twarzach i czekają momentu, kiedy ktoś się nad nimi zlituje i pomoże w dotarciu do świata pełnego szczęścia i miłości lub nieszczęścia i udręki za popełnione uczynki. Jednak czemu oni? Czy kiedy ja umrę, mój duch także będzie się błąkał po tych ścieżkach, czekając jakiegoś zbawienia? Ta perspektywa nie napawała mnie zbytnim optymizmem...
- Shadow, mówię do ciebie!- krzyknęła mi w ucho Raine. Tak się zamyśliłam, że o mało nie spadłam z gałęzi. Dziewczyna zaśmiała się, widząc moją ( bez wątpienia) bladą twarz.- Jesteś biała jak prześcieradło. Znowu się zamyśliłaś? 
- Yhym- zdołałam wydukać.
- Co to?- postukała ręką w jedną z kieszeni moich spodni. Widocznie zauważyła ten dziwny fioletowy blask, który napawał mnie pewnym rodzajem niepokoju.
  Wyjęłam z kieszeni ten jedwabny woreczek, który dostałam od Alexa. Od dwóch dni świecił się tym dziwnym fioletowym blaskiem. Wstrzymywałam się z jego rozwiązaniem, ale w końcu musiałam to zrobić. Poza tym byłam sama ( no prawie sama) i nikt mi nie mógł przeszkodzić. Z pewnym wahaniem pociągnęłam za rzemyk i rozwiązałam woreczek. Poczułam w ręku przyjemnie ciepło i...
  Tuż obok mnie ktoś przeraźliwie krzyknął, a w zasadzie zawył. To była Raine, która nie wiadomo dlaczego uczepiła się gałęzi, a jej postać zaczęła się robić przezroczysta i znikała po woli w powietrzu, jakby była mgłą. 
- ZASŁOŃ TO!- wrzasnęła, resztkami sił starając się zostać przy mnie.
  Nie wiedziałam co się dzieje, więc posłusznie zakryłam zawartość worka bluza, choć nie wiedziałam, co to do licha jest. I dlaczego zaszkodziło Raine? Dziewczyna wzięła głęboki wdech, a kolory zaczęły wracać przez co przestała się robić przezroczysta. Ostrożnie puściła się pnia i spojrzała na to coś, co trzymałam w ręku.
- Nie powinnaś tego tutaj otwierać- wyszeptała słabym głosem.
- Ale co to jest?- spytałam, zdezorientowana całą sytuacją.
  Raine kiwnęła głową w stronę mojego prezentu i odsunęła się trochę na wszelki wypadek. Odwróciłam go tak, aby ten fioletowy blask nie padał na moją przyjaciółkę, po czym rozwiązałam go i puściłam z siebie wiązankę przekleństw.
  To srebrna bransoletka. Z ametystem, który jest szkodliwy dla duchów. A przy niej była karteczka, napisana pochyłym pismem: ,, Ametyst szlachetnym jest kamieniem. Obroni ciebie, gdy wydasz z siebie ostatnie tchnienie''. I podpisana: Alexander Resst.
  Ludzie, co tutaj się do licha dzieje?!


  Siemano wszystkim. A o to i nowy rozdział, który mi zajął całe wieki. Szczerze to nie wiem czy mam być z niego zadowolona czy nie. Jednego dnia miałam masę pomysłów, drugiego nic, a czytanie ,, Mechanicznego Księcia'' bynajmniej nie pomogło. W każdym razie: mam nadzieję, że podoba się wam. W najbliższym czasie postaram się trochę popracować nad wyglądem bloga, ale szału raczej nie będzie. Póki co życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania! 

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział VIII- Plan działania

Rozdział VIII-Plan działania
- Chcesz upozorować napad?- spytał z niedowierzaniem Trey, kiedy opowiedziałam mu o moim planie.
  Obydwoje siedzieliśmy w moim pokoju i rozmawialiśmy. Rodziców znowu nie było w domu ( przynajmniej przez pięć minut), więc mogliśmy mówić o wszystkim bez obawy, że nas usłyszą. Trey oczywiście był nadal podłamany sprawą z Meghan, jednak postanowił o nią walczyć ( Meghan, twój rycerz w srebrnej zbroi nadchodzi!) i już tak się nie smucić. Zdobył się nawet na parę uśmiechów, co było wspaniałe w porównaniu z jego wcześniejszym stanem. Opowiedziałam mu o Danielu i Avalon z czego się nabijał tak samo jak Jake i Cam oraz opowiedziałam mu o jakimś zleceniu Callagana dla nich. Trey jednak jedynie wzruszył ramionami i powiedział, że może potrzebuje kolejnych rąk do pracy, a Cam zna się na samochodach. Potem w skrócie opowiedziałam mu o moim planie ( szalonym, przyznaję się bez bicia), dzięki któremu za pomocą szmaragdu mieliśmy sprawdzić kim są Alex i Dani. A było to upozorowanie napadu na jakimś odludziu. Cam miał kominiarkę, która została po jego stroju małego złodziejaszka z Halloween, więc wystarczyło się przebrać, złapać Daniego albo Alexa i przyłożyć im do skry ten szmaragd. Problem był jeden: jeżeli coś się nie uda, posądzą nas o usiłowanie kradzieży czy czegoś tam i w efekcie dostaniemy w kość. Jednak to był jedyny pomysł, jaki przyszedł mi póki co do głowy.
- Eh, daj mi minutę- poprosiłam, wpatrując się w szary sufit mojego pokoju. Musiałam zebrać myśli.- Rzeczywiście, to idiotyzm, zwłaszcza jeżeli się okaże, że oni są normalni. Tak łatwo jednak nie odpuszczę.
- Wiem, że nie odpuścisz. Jesteś strasznie uparta.- stwierdził z kwaśną miną.
- A ty nie?- zrewanżowałam się.
- O czym tak myślicie, dzieciaki?- Nawet nie zauważyliśmy, kiedy do pokoju wszedł nasz tata. Obydwoje na niego spojrzeliśmy.
  Zwyczajowo miał na sobie swój ulubiony czarny podkoszulek i przetarte jeansy przez co można by go wziąć za nastolatka. Czarne włosy zaczęły mu się kręcić wokół twarzy najwidoczniej od panującej na dworze wilgoci, a niebiesko-czarne oczy wpatrywały się w nas z troską i jednocześnie zaciekawieniem. Była to jedna z cech, którą posiadali nasi rodzice: ciekawość, ale nie byliśmy wyjątkami.
  Trey uśmiechnął się do taty i rozłożył się tuż obok mnie.
- Pomyśleliśmy, że może spędzimy trochę czasu razem. Wiesz, jak brat z siostrą.
  Miałam ochotę się roześmiać. To była najgorsza wymówka jaką w życiu słyszałam. Spędzać czas jak brat z siostrą? My nie możemy bez kłótni lub małego konfliktu wysiedzieć w tym samym pomieszczeniu pięciu minut! Tata widocznie także to zauważył, bo między brwiami pojawiła się ta charakterystyczna zmarszczka, która mówiła: ,, Wiem, że coś ukrywacie i dowiem się co''. 
- Przecież wy się zawsze kłócicie. Meteor uderzył w szkołę czy jak?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła- zaćwierkałam.
- O ile na tym stopniu się nie potkniesz- odpowiedział tata. Posłał nam serdeczny uśmiech i machnął lekceważąco ręką- Okej, macie swoje sprawy. Jak byłem w waszym wieku, to też miałem swoje tajemnice. Chciałem wam tylko powiedzieć, że za trzy dni odwiedzi nas mój wuj ze swoim synem.
- Który?- spytał Trey.
  Tata zaczął nerwowo przeczesywać palcami włosy. Okej, to było trochę dziwne jak na niego.
- Nie znacie go. Nie widziałem go od wielu lat, gdyż zanim się urodziłem, przeprowadził się do Mediolanu. W każdym razie, zamierza poznać moją uroczą rodzinę i zabiera ze sobą swojego syna, Marca, który jest w twoim wieku, Shadow. Trey, mógłbym się prosić, abyś się nim zajął? Pomyślałem, że przyda mu się męskie towarzystwo. Chyba to nie problem, prawda, synu?
- Okej- powiedział, choć jak go znam, pewnie nie jest zadowolony z takiej sytuacji. Niemal słyszałam jego myśli mówiące: ,, dwójka to już chyba o jedno za dużo!''.
- To w takim razie pójdę do waszej matki. Pewnie znowu trenuje w piwnicy- mrugnął do nas i szybko wycofał się z mojego pokoju. Obydwoje spojrzeliśmy na siebie z rozbawieniem. To był sygnał w stylu: ,, Nie przeszkadzajcie nam, dzieciaki''. Choć nasi rodzice są dorośli, nadal mają w sobie dusze zakochanych w sobie na zabój nastolatków. Miłość zawsze jest młoda jak mi kiedyś powiedziała ciotka Clary. Wystarczy tylko o nią dbać.
  Teraz nie miałam ochoty na żadne problemy miłosne. Plan Avalon był dobry, jednak można było to załatwić jeszcze prościej, bez manipulowania niewinnym ludźmi, czego na prawdę nie lubiłam, choćby ktoś miał to robić za mnie. Musiał istnieć jakiś inny sposób, prostszy i nie przynoszący ze sobą bardzo dużego ryzyka. Wolałam zrobić jak najmniej zamieszania, w razie gdyby się okazało, że nasze podejrzenia są niesłuszne. 
- Chwila- Trey podniósł się gwałtownie z łóżka.
  Przytuliłam się do swojej zimnej poduszki i spojrzałam na niego spod pół przymkniętych powiek. Nie ukrywam, że byłam trochę zmęczona. WF z Phillips to jakiś koszmar.
- Co wymyśliłeś, Einsteinie?
- Mówiłaś, że ten cały Alex to pewnie niezły imprezowicz, co nie?- popukał mnie w ramię, abym się przebudziła. Był wyraźnie podekscytowany.
- I?
- I to, że w za trzy dni odbędzie się impreza u Jamesa na którą mogę przyprowadzić znajomych. Jamie niemal dobitnie powiedział, żebym cię przyprowadził. Chyba wpadłaś mu w oko.- parsknął śmiechem.
- Sorry, nie jest w moim typie- stwierdziłam i splotłam ręce na brzuchu- Czyli myślisz, że on tam będzie? W sumie, jeżeli Jennifer się nim zainteresowała to mogła go wkręcić.- Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl- A jeżeli zrobię z tego szmaragdu bransoletkę? Shy miała kiedyś taką bransoletkę z wielkim kamieniem po środku i to wyglądało świetnie.
- Możesz też zrobić coś innego, bo jeżeli to nie są ludzie, szybko się skapną, co to za kamień.- zauważył.
  I niestety jak zwykle miał rację. O tym akurat zupełnie zapomniałam...
- Chyba, że przejmę jego moc- zaproponowałam z chytrym uśmieszkiem. Przypomniało mi się, że kiedy mieliśmy trzynaście lat, Cam ,, pożyczył'' od mamy kamień, dzięki któremu można było zmieniać wygląd i niepostrzeżenie przejął jego moc. Ten efekt trwał co prawda z piętnaście minut, jednak tyle mi chyba wystarczy, prawda? 
  Trey pokiwał głową z uznaniem i uśmiechnął się szeroko.
- Będziesz musiała zastosować jedną z tych waszych ,, kobiecych sztuczek''. Jednak tu będzie problem. Jeżeli zaczniesz flirtować z Alexem to nie pójdzie ci z Danielem, który z pewnością także tam będzie. Z tego co wiem, oni zawsze trzymają się razem.
- Daniel i Avalon mają się ku sobie, więc nie będzie z nim problemu. Muszę tylko ją przekonać do naszego planu, ale pewnie się zgodzi. Coś jeszcze?
  Wzruszył ramionami.
- Chyba nic. Shadow... a co jeżeli oni rzeczywiście są wilkołakami, a niedaleko jest stado? Przecież sfora zawsze pilnuje swoich, nawet jeżeli Nocni Łowcy wkraczają do akcji. Co wtedy zrobimy?
  Okej, to mógł być problem, jednak podjęłam już decyzję. Byle szczeniaki mnie nie zastraszą.
- Zapomniałeś, że my także należymy do ich świata? A jeżeli będzie trzeba, to uciekniemy się do bardziej niebezpiecznych środków. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że oni coś mają wspólnego z tymi zaginięciami. To dziwne, że przyszli do nas dzień po tych zaginięciach...
- Shade, daj na razie spokój.- Trey ostudził mój zapał.- Póki co zostawmy to doświadczonym Nocnym Łowcom. Nie zapominaj tego, że, choć mamy w sobie więcej krwi aniołów niż jakiekolwiek Dziecko Nefilim, to jesteśmy jeszcze niedoświadczeni i co tu ukrywać: dziecinni.
- Ty to wiesz jak mnie ostudzić- mruknęłam pod nosem.
- Wiem.- parsknął śmiechem i puknął mnie w ramię.
  Postanowiłam nie kontynuować tej dyskusji. Okej, póki co zostawię to doświadczonym Nocnym Łowcom, jednak nie zaprzestanę poszukiwań. Shadow Bernwell, nigdy się nie poddaje, choćby za wszelką cenę i kiedyś to wszystkim udowodnię.


- O, Shade. Miło mi cię widzieć- odezwał się wujek Jace, kiedy otworzył mi drzwi. Chyba spał, bo jego złote włosy były w nieładzie, a worki pod oczami barwy bursztynu były aż nazbyt widoczne. W dodatku miał na sobie tylko spodnie od dresu i gdyby nie to, że wiele razy bywałam u państwa Herolande'ów to byłabym mocno zawstydzona takim widokiem. Co jak co, ale z wujka był niezły przystojniak. Nic dziwnego, że niektóre dziewczyny z mojej szkoły w nim się podkochiwały. Tyle, że on ma żonę! I nie jest do końca człowiekiem, tak na marginesie.
  Uśmiechnęłam się do wujka i spojrzałam mu przez ramię.
- Zastałam Avalon?
- Tak, siedzi w swoim pokoju z Duci'em. Nic nie mówiła, że przyjdziesz do nas- powiedział zmęczonym głosem. Eh, biedaczek.
- Przepraszam, jeżeli wujka przebudziłam.- powiedziałam ze szczerością.
  Jace machnął ręką i posłał mi nieśmiały uśmiech.
- Nic się nie stało, wczoraj wezwano mnie do Clave i dopiero o szóstej nad ranem wróciłem do domu. Wejdź- usunął się na bok i pokazał mi ręką, abym weszła do środka.
  Szybko wślizgnęłam się do przedpokoju i powiesiłam swoją szarą bluzę na wieszaku. Dopiero po chwili wyczułam zapach ziół, przypraw i świeżo upieczonego kurczaka od którego ślinka napłynęły mi do ust. W dodatku zaczęło mi burczeć w brzuchu, choć przed chwilą zjadłam z jakieś dwa kawałki ciasta czekoladowego mojej mamy ( pewnie mi się dostanie, bo to ciasto miało być na jakieś ważne spotkanie, ale było warte, coś pysznego!). Przybycie ciotki Clary tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu, gdyż na czerwony top i czarne spodnie założyła biały fartuszek, a w dłoni trzymała łyżkę ubrudzoną chyba ostrym sosem. Niemal z kilometra mogłam wyczuć papryczki chili. Na mój widok ciotka położyła ostrożnie łyżkę na szmatce, na komodzie i ucałowała mnie w oba policzki.
- Cześć kochanie, dobrze, że jesteś. Może masz ochotę na kurczaka?
- Brzmi pysznie, ale mam ważną sprawę do Avalon.- odparłam grzecznie. Mój żołądek chyba chciał się zbuntować, gdyż zrobiło mi się pusto w brzuchu, jakbym nic nie zjadła, ale stłamsiłam to uczucie. Później pomyślę o czymś do jedzenia.
- Kochanie, powiedz jej coś!- zaprotestowała ciotka, patrząc na swojego męża.
- Bez obaw, Shade zje z nami, prawda?- spojrzał na mnie tymi swoimi złotymi oczami. 
- Okej- poddałam się bez walki. Zresztą, mała przerwa na obiad chyba mi nie zaszkodzi. 
  Wujek minął mnie szybko i objął ramieniem swoją żonę. W jego oczach widać było wielkie pożądanie, pomieszane z czułością. Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się historyjka mojej mamy, o tym jak to na początku między tą dwójką były ostre spięcia, że niemal się nawzajem pozabijali, ale potem ich uczucie powoli rozkwitało. Wujek przez rok walczył o serce Clary, gdyż wcześniej igrał sobie z jej uczuciami. Mama mówiła, że przeszedł przez prawdziwe piekło, ale opłaciło mu się to i teraz ma piękną, kochającą żonę oraz śliczną córkę. O czymś takim wielu facetów może pomarzyć, a on już to miał. Dlatego ich bronił i czasami przypominał lwa, który broni swojego terytorium. Co jak co, ale Jace potrafi być straszny. Jak to kiedyś powiedziała ciotka Endless: Nieodwzajemniona miłość sprawia, że człowiek ma piekło na ziemi. Odwzajemniona czyni z życia coś pięknego, do czego dąży każdy z nas bez względu na cenę. Te słowa idealnie musiały podkreślać stan wujka, kiedy się starał o ciotkę: piekło na ziemi. Na szczęście wszystko mu się ułożyło.
  Wujek złożył na czole ciotki ognisty pocałunek i odszedł w stronę kuchni. Clary zarumieniła się jak burak, więc szybko zaczęłam wchodzić po schodach, komunikując: ,, Ja już wam nie przeszkadzam''. W kilku susach znalazłam się pod drzwiami do pokoju mojej rudowłosej przyjaciółki. Zapukałam w dębowe drzwi.
- Hej, to ja. Musimy pogadać- powiedziałam.
- Już!- krzyknęła.
  Po chwili rozległ się głośny huk, jakby spadła na podłogę. Zaraz jednak otworzyła mi drzwi i wpuściła mnie do środka, po czym zamknęła za mną drzwi. Wytrzeszczyłam oczy.
  Matko, jej pokój wygląda jeszcze gorzej niż mój, pomyślałam. Po podłodze przewracały się tubki ubrudzone farbą, biurko było zawalone masą książek, sztaluga była bezceremonialnie oparta o dębową szafę z której wypadały ciuchy, a fioletowe ściany były w połowie zasłonięte przez najróżniejsze rysunki, niektóre nawet niedokończone. Słowem: chyba nie tylko u mnie przeszło tornado. Ledwo znalazłam sobie miejsce do siedzenia. Usiadłam na szarej sofie, która jako jedyna nie ucierpiała... i usłyszałam cichy syk. Podniosłam się na chwilę, aby zobaczyć, że obok mnie leży białą, futrzana kulka w czarne łatki, czyli Duci, który prychął tak jakby chciał powiedzieć: ,, Znajdź sobie inne miejsce''. Szybko jednak rozwaliłam się na sofie i spojrzałam na moją przyjaciółkę, która rozłożyła się na łóżku.
- O co chodzi?- spytała, przeczesując palcami swoje rude włosy- Mogłaś zadzwonić, że przyjdziesz.
  W skrócie opowiedziałam jej o imprezie Jamesa i naszym planie, dzięki któremu mieliśmy się dowiedzieć kim są Daniel i Alex. Kiedy skończyłam mówić, twarz mojej przyjaciółki ściągnęła się niepokojąco.
- Shade... ja tego nie zrobię. Przepraszam, ale nie- postanowiła.
- Ale dlaczego?- wydałam z siebie jęk protestu.
- Nie chcę podrywać Daniela. Czy ty to sobie wyobrażasz?
- Nikt ci nie karze go podrywać. Zatańczysz z nim raz czy dwa albo przyjacielsko klepniesz w ramię i już będziesz wiedziała kim jest. Myślisz, że ja się cieszę na myśl, że muszę zagadać do Alexa? W porównaniu do takiego Masona z drużyny koszykarskiej jest diabłem wcielonym. Wystarczył mi tylko jeden dzień, aby się o tym przekonać. 
  To prawda. W ciągu jednego dnia Jennifer zarzuciła na niego swoją sieć, wkręcił się do grona popularnych i zaczął podrywać wszystkie dziewczyny z jednej z klas równoległych. To mi wystarczyło, aby go ocenić. W dodatku był dzisiaj strasznie arogancki przez co zarobił sobie u mnie mnóstwo ujemnych punktów. Nienawidziłam takich aroganckich dupków, a on z pewnością do nich należał.
  Spojrzałam błagalnie na moją przyjaciółkę.
- Proszę Av, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę!
- Dobra!- wzniosła ręce w geście poddania. Posłała mi ciepły uśmiech- Wiesz, że nie mogłabym ci nie pomóc. Poza tym widok ciebie, kiedy będziesz podrywać Alexa, będzie po prostu bezcenny. A teraz chodź, bo mama ugotowała obiad- powiedziała zanim zdołałam odpowiedzieć i wyszła z pokoju, abym nie mogła nic dodać.
  Parsknęłam śmiechem i podrapałam Duciego za uszami.
- Wiesz Duci, masz bardzo odważną panią- zaśmiałam się, po czym wstałam z miejsca i poszłam w stronę kuchni.



Okej, i to na tyle. Trochę mi to zajęło, ale nie miałam póki co wielu pomysłów. Nadal czekam na szablon i mam nadzieję, że w końcu się doczekam i to przed wrześniem, bo potem szkoła i będę musiała wziąć się za naukę. Dziękuję, jest już ponad 1000 wejść! Naprawdę super, dzięki wszystkim!

PS: Nadal czekam na wasze prace. Póki co mam jedną, którą opublikuję ( dzięki Natalx), ale kiedy będzie jeszcze ktoś chętny. 
  

 

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział VII- Zauroczenie, czyli zmora nastolatek.

Rozdział VII- Zauroczenie, czyli zmora nastolatek
- Shade!- krzyknęła Avalon, machając ręką na powitanie zza swojej sztalugi.
  Powiedziałam oschłe ,, Dzień dobry'' pani Bellis, która właśnie wychodziła z klasy i uśmiechnęłam się na widok rudowłosej. Choć lekcja się jeszcze nie zaczęła, już jej fartuch był ubrudzony różnymi kolorami farb, a włosy związała w ciasny warkocz i założyła swoją ,, szczęśliwą'' zieloną opaskę, którą dostała od mamy na swoje trzynaste urodziny. Wyglądała jak zawodowa artystka przy pracy, ale może kiedyś pójdzie w ślady swojej matki, która zarabia na rysowaniu mang. Avalon co jak co, ale potrafiła tworzyć wspaniałe rysunki przez co była ulubienicą pani Bellis ( nie żebym jej tego zazdrościła), choć chciałabym mieć taki talent. Moje rysunki były niczym w porównaniu z jej dziełami, ale wszystkiego mieć nie można. 
  Zostawiłam rzeczy przy swoim miejscu pracy i założyłam na siebie biały fartuszek, abym nie ubrudziła moich ciuchów farbami.
- Otworzyłaś wczoraj ten prezent?- szepnęła mi do Ave.
- Nie, ale otworzę go. Wczoraj musiałam pocieszać Treya, który leżał w fontannie swoich łez- posłałam jej niewinny uśmiech.
  Nie chciałam jej okłamywać, mówiłam prawdę. Trey przez cały czas leżał w moim pokoju i płakał, siedząc na moim fotelu, który teraz był przesiąknięty jego łzami. W życiu nie widziałam go tak zranionego, nawet po tym jak klasowa piękność z gimnazjum imieniem Bailey rzuciła go na oczach całej szkoły, ale nie byłam zdziwiona. Meghan podobała mu się od dzieciństwa, przy czym sytuacja z Bailey to pikuś. Często przynosił jej kwiaty i różne upominki, starał się jej pokazać, że jest wart jej uwagi. Było mi go naprawdę żal, a mówienie w kółko słów ,, wszystko będzie dobrze'' bynajmniej nie pomogło. Nie miałam serca zajmować się czym innym, dlatego zrobiłam mu wczoraj jego ulubione ciasteczka cytrynowe i zastanawiałam się jak mu pomóc. W końcu tak wyszło, że zasnął w moim pokoju,a ja wraz z nim, a rano znalazła nas mama rozwalonych na dywanie, słodko śpiących przy sobie. Kiedy się obudziliśmy była zdziwiona naszym zachowaniem, gdyż ostatni raz byliśmy tak zżyci ze sobą jak mieliśmy siedem lat i złamałam sobie rękę. Wtedy też został u mnie na noc i starał się mi pomagać. To było coś nowego, ale byłam mu teraz potrzebna. Może to dziewczyna głównie dostaje kosza od chłopaka, ale my także nie jesteśmy wyjątkami i dajemy niektórym facetom w kość, ot prawda życiowa.
  No, ale koniec tego filozofowania, powiedziałam sobie i mimowolnie się skrzywiłam, gdy wyczułam perfumy pani Bellis, które w zamierzeniu miały pewnie pachnieć jak rozkwitłe róże, a śmierdziały jedynie spirytusem. Nauczycielka podeszła do mnie i Avalon i obdarowała nas tym swoim zachęcającym uśmiechem.
- To jak dziewczynki? Namalujecie coś wspaniałego?- spytała, głównie kierując to pytanie do Ave. Przy niej moje prace wyglądały, jakby były namalowane przez czterolatka w dodatku bez talentu.   
 Avalon pokiwała z ożywieniem głową i zaczęła malować swoje dzieło. Z cichym westchnieniem także się zabrałam do roboty, choć nie miałam pojęcia, co mam namalować. Dzisiejszy temat, to miała być architektura starożytna. Owszem, lubiłam bardzo historię np. Rzymu czy Grecji, jednak nie umiałam namalować przykładowo Partnenonu ku czci Ateny. Gdyby plastyka nie była obowiązkowa, jako pierwsza wypisałabym się z tych zajęć. Co prawda byłam swojego rodzaju artystką, bo tworzyłam muzykę, natomiast malować na płótnie nie za bardzo umiałam...
- Dzień dobry- niespodziewanie do klasy wszedł kumpel Alexa, Daniel Bishop.
  Oczywiście wszystkie dziewczyny ( poza mną i Ave) zaczęły wzdychać na jego widok, a klasa rozbrzmiała od ich szeptów. Mogłam jedynie wyłowić z tego gwaru słowa: ,, przystojny'' i ,,bogaty''. Ciekawe tylko czy ma coś innego poza kasą i urodą. Mam nadzieję, że w pakiecie nie zapomnieli także dołączyć mózgu. 
  Okej, musiałam przyznać: Daniel był przystojny. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela miał inne rysy twarzy, kruczoczarne włosy, które kręciły się figlarnie od duchoty i wilgoci, która panowała w klasie, orzechowe oczy, które tak jak oczy Alexa emanowały dziwnym blaskiem i jasnobrązowy odcień skóry, zdradzający jego włoskie korzenie ( co pewnie mu dawało dodatkowe punkty). Ku mojemu zdziwieniu nie przyszedł w żadnych markowych ciuchach tylko w zwykłych jeansach i białej koszuli, która podkreślała jego muskulaturę. Trochę się zdziwiłam tą skromnością, gdyż w przeciwieństwie do niego Alex miał na sobie markowe ciuchy rodem z tych filmów sensacyjnych, natomiast Daniel sprawiał wrażenie cichego i nieśmiałego chłopca, choć pozory mylą. Ze zdumieniem uświadomiłam sobie, że nie miałam do czego się przyczepić. Daniel był bez zarzutu, przynajmniej na razie.
  Kiedy spostrzegł, że wszystkie dziewczyny patrzą się na niego z dziwną zaborczością i pożądaniem, spuścił wzrok i zarumienił się. Ave aż wychyliła głowę zza sztalugi, czego podczas pracy nigdy nie robiła, aby zobaczyć co się dzieje. Kiedy ujrzała Daniela, pomachała do niego wolną ręką:
- Hej, Danielu!- powiedziała na powitanie i uśmiechnęła się. 
  Daniel rozglądał się w poszukiwaniu mojej przyjaciółki, aż w końcu ją zobaczył i wyszczerzył do niej zęby. Ave szybko schowała się za sztalugą, a za mną rozległy się ciche odgłosy pędzelka, który sunie po płótnie z niebywałą lekkością. Okej, to było zdecydowanie dziwne.
- Kochani, to Daniel Bishop- powiedziała z opóźnieniem pani Bellis.- Będzie z wami chodził na plastykę. Danielu, zajmij swoje stanowisko obok pani Bernwell.- wskazała na mnie. Wyprostowałam się jak struna. Oj. To mnie zrobiła na szaro.
  Daniel bez protestu podszedł do sztalugi obok mnie i położył plecak. Wyciągnął do mnie rękę w geście powitania.
- Jestem Daniel Bishop.
- Shadow Bernwell.- uścisnęliśmy sobie ręce.- A z tyłu jest moja przyjaciółka, którą znasz. Avalon, wyłaź z tej sztalugi!
- Maluję, nie widzisz?- powiedziała, nie patrząc na nas. Była widać bardzo skupiona- Ale miło mi cię widzieć, Danielu, choć ciebie póki co nie widzę.
- Mówcie mi Dani albo Dan jak chcecie. Daniel jest trochę za długie. Jaki jest temat prac?
- Architektura starożytna. A tak właściwie skąd jesteś?- zadawałam najprostsze pytanie jakie przyszło mi do głowy. Małe przesłuchanie nie zaszkodzi, co nie?
  Daniel chwycił pędzelek, po czym umoczył go w niebieskiej farbie i zaczął malować.
- Urodziłem się w Rzymie, ale od dziesięciu lat mieszkałem w Los Angeles.
- Dlaczego przeprowadziłeś się z pięknego Rzymu do rozrywkowego Los Angeles?- To pytanie zadałam z czystej ciekawości.
  Wzruszył ramionami.
- Moja matka jest Amerykanką, ale we Włoszech poznała mojego ojca. Często chciała tu wrócić, nie przepadała za Rzymem, była przyzwyczajona do innego życia, a poza tym chciała mi pokazać, że istnieje inny świat niż di Roma. I pokazała, ale dużo bardziej wolę mój Rzym.
- Rozumiem- mruknęłam.- Masz rodzeństwo?
- To przesłuchanie, mia cara?- spytał ze śmiechem na ustach.
- Shadow jest po prostu ciekawa- Avalon wyjrzała zza swojej pracy i obdarowała Włocha uśmiechem- Chyba ma prawo się pytać, co nie signor?
- Verità, moja droga- mrugnął do rudowłosej.
  Czy tylko ja czuję tutaj chemię czy może to efekt ciągłego wąchania farb? Z zaciekawieniem przyglądałam się tej parce, która właśnie zaczęła się droczyć o to, który projekt jest lepszy: Partenon ( a jakże) czy Koloseum. Pierwszy raz w życiu Avalon była taka ożywiona przy jakimś chłopaku, nie licząc tych z naszej paczki. Ave niestety miała pewne przejścia z chłopcami, gdyż kiedyś się o nią założyli ( jak się o tym dowiedziała, wyglądała jak wściekła kobra) i od tamtego czasu unikała sytuacji w których mogłaby się w kimś zauroczyć jak ognia. A te okoliczności, na pewno sprzyjały flirtowaniu.
  Było to dosyć zabawne jednak musiałam ( o zgrozo) coś namalować. W końcu zdecydowałam się na Forum Romanum, jednak jak je ukazać? Przeklęta plastyka! Dlaczego nie...
  Zamurowało mnie. Cam i Jacob stali pod oknem przy mojej sztaludze i uśmiechali się zawadiacko. Widocznie musieli także widzieć co się dzieje między Danielem a Avalon, no, ale jak można to przeoczyć? Wszystkie dziewczyny skrycie spoglądały na moją przyjaciółkę z wściekłością i zazdrością. Klasowe plotuszki: Ally i France także wyglądały jakby dostały od kogoś z liścia w policzek. A niech się od nich odczepią! Co ona ma poradzić, że Daniel do niej zagadał? Obydwie spiorunowałam najbardziej jadowitym spojrzeniem na które było mnie stać, aż się odwróciły z wyrazem strachu na twarzach. Byłam z siebie bardzo zadowolona. Chyba powinnam być kiedyś ochroniarzem, przyszło mi do głowy. Ładnej kasy może nie zarabiają czasami, ale zawsze coś.
  Z tego wszystkiego zapomniałam o chłopakach, którzy chyba czekali na jakiś znak ode mnie. Cam puknął wymownie w okno i kiwnął głową w stronę swojego samochodu, jakby mówił: ,, Zrywamy się z zajęć. Idziecie?''. Pokręciłam przecząco głową i znowu zabrałam się do malowania. Nie chcieli jednak dawać za wygraną i nadal mi przeszkadzali. Po kryjomu puknęłam moją kumpelę w ramię, a kiedy na mnie spojrzała, kiwnęłam głową w stronę chłopaków. Daniel już malował, więc miałyśmy go z głowy.
  Avalon po chwili skumała o co chodzi i pokręciła głową. Także nie miałam ochoty na żadną przygodę, zwłaszcza dziś. Poza tym, miałam dzisiaj iść do cioci Endless z Cammy'm, a nie chciałam narobić sobie kłopotów. W końcu jednak nie wytrzymałam i bez ostrzeżenia wybiegłam z sali w stronę wyjścia. Bellis raczej mnie nie zauważyła. Anielska sztuczka z byciem cichym jak kot zawsze działa. 
  Kiedy w końcu znalazłam się przy moich kumplach, spiorunowałam ich spojrzeniem i skrzyżowałam ręce na piersiach:
- Mówiłam, NIGDZIE NIE IDĘ! Ani ja, ani Ave.
- Jest zbyt zajęta Danielem?- spytał Jake, unosząc brew.
  Może, ale lepiej im tego nie mówić. Wolałam jej oszczędzić tych śmiechów, przynajmniej z ich strony. Na jakiś czas.
- Nie, po prostu tak jak ja nie ma ochoty wpaść w tarapaty. Gadajcie o co chodzi, bo zaraz Bellis się skapnie, że zwiałam.
- Masz- Cam podał mi coś owinięte w srebrną folię. Było małe, ale przez otworki błyszczało dziwnym niebieskim blaskiem...
- To ten kamień?- ścisnęłam go w dłoni. Był lekki jak piórko, jednak mogłam poczuć jego moc.
  Cam pokiwał głową i kiwnął głową w stronę swojego samochodu marki Opel.
- Tak. Masz go nie zgubić i pilnować jak oka w głowie. Mama mówiła, że ciężko takie szmaragdy znaleźć. My z Jake'em idziemy do warsztatu, Callagan ma do nas sprawę. 
- Wasi rodzice wiedzą, że wiejecie z lekcji?- spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
- Gdyby wiedzieli to nie wypuściliby nas z domu- stwierdził Jake- Baw się dobrze ze swoimi gołąbeczkami, kuzyneczko. Tylko nie zostawiaj ich samych- poczochrał mnie po włosach i rzucił się biegiem do samochodu, zanim zdołałam go zatrzymać. Cam poszedł w jego ślady i po chwili odjechali, zostawiając mnie samą na parkingu.
  Moje cymbały. Nie mogłam powstrzymać złośliwego uśmiechu. No cóż, pomyślałam, ściskając w dłoniach kamień. Czas sprawdzić jak działa.

Verità,- prawda
* Mia Cara- moja droga
* Signor- Pan
* Roma- Rzym ( to jak ktoś nie wie, ale wątpię, że ktoś tu taki jest)
   Wszystko to jest wzięte z tłumacza. Jeżeli jest coś źle, to proszę mi powiedzieć. Niestety nie umiem włoskiego, a chciałam to tutaj wpleść.

  A o to i nowy rozdział. Dzięki za tyle wejść i komentarzy. Miło mi, że ktoś czyta moją pisaninę. Ten rozdział z góry dedykuję mojej przyjaciółce i mam nadzieję, że wam się podoba. Nadal możecie nadsyłać swoje prace, jeżeli checie. Miło, że przynajmniej dwie osoby chcą się jakoś zaangażować. Każda chęć jest ważna. Dziękuję wam i miłego czytania, zapraszam także do komentowania. Dzięki, cześć i czołem!


Obserwatorzy