czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział IX- Nawiedzony cmentarz

Rozdział IX- Nawiedzony cmentarz
  New York Merble Cementery- stary cmentarz na Manhattanie. To tu pani Bellis przyprowadziła nas na lekcję w plenerze. Mamy napisać coś o stylu architektonicznym Manhattanu, choć nie wiem jak architektura ma się do szarych nagrobków na cmentarzu, no nie licząc tych bogato zdobionych, które czasem wyglądały jak dzieła sztuki. Nawet Avalon, która uwielbiała takie zajęcia, nie mogła ukryć odrazy. Pogoda była fatalna: w połowie drogi z nieba lunął deszcz przez co jeszcze mocniej można było poczuć zapach siarki i swąd rozkładającego się ciała. Kiedy tylko widziałam swobodnie leżące na ziemi szkielety, myślałam: ,,A czym sobie ci ludzie na to zasłużyli?'' To była jakaś makabra, jakbyśmy znajdowali się w jakimś horrorze. Wiedziałam, że ten cmentarz jest zapełniony i to od wieku, ale mogli zrobić nowy cmentarz, a nie rzucać niektóre ciała na chodnik, zostawiając je na pastwę przechodniów. Krótko mówiąc: to był koszmar.
  Ale jeszcze gorszy był dla nas, Podziemnych i Nefilim. A dlaczego? Bo mogliśmy rozmawiać z duchami! Nie byłoby to tak uciążliwe, gdyby nie ich ciekawość, która ciągnie się w nieskończoność i słuchanie ich udręki pt. ,, Czemu nie mogę przejść na drugą stronę?!''. Szczerze współczuję tym istotom, które przez lata czy nawet wieki przemierzają nasz świat, ale ciągłe słuchanie tego było monotonne i szybko stawało się udręką. Oczywiście zdarzały się wyjątki, gdzie z niektórymi duchami rozmowa jest przyjemnością, ale też zdarzają się tacy, których trzeba omijać szerokim łukiem, no chyba że chcesz siedzieć na czyimś grobie przez kilkanaście godzin, słuchając smętnych opowieści. Jednak nie to było najgorsze. Znacznie gorsze było widywanie kogoś bliskiego w tej bezcielesnej postaci. A dlaczego? Wystarczy pomyśleć. Może i to  jest radość, ale jednocześnie ból nie do opisania, gdy wiesz, że ktoś bliski jest obok ciebie i rozmawia z tobą, ale już nie należy do świata żywych. Po prostu coś strasznego.
  I ja oczywiście tego doświadczyłam. Idąc slalomem między nagrobkami, czułam na sobie spojrzenia duchów, które po kryjomu wchodziły zza swoich pochówków. Jednoręki Joe, ubrany jak zwykle w garnitur z dwudziestego wieku ukłonił mi się jak przystało na dżentelmena., a ja po kryjomu odwzajemniłam ukłon i poszłam dalej, trzymając w ręku notes. Musiałam napisać cokolwiek i to niestety sama, bo Avalon Bellis przydzieliła do Tamiry Adamson i jak się okazało było o jedną osobę za dużo i ktoś musiał zostać sam. 
  Ale kto powiedział, że będę robiła to sama? W okół było pełno ,, osób'', które mogą mi pomóc. Musiałam tylko znaleźć miejsce gdzie nikt mnie nie usłyszy, więc jak zawsze, gdy chciałam porozmawiać z duchami, poszłam w stronę starej lipy, która rosła na samym skraju cmentarza. Rzadko ktoś tam chodził, więc było to idealne miejsce. Kiedy znalazłam się przy lipie, zręcznie wdrapałam się na najgrubszą gałąź i uprzednio sprawdzając czy utrzyma mój ciężar, usiadłam tak, że opierałam się plecami o spróchniały pień drzewa. Miałam stąd świetny widok na cmentarz, więc nie obawiałam się, że ktoś mnie usłyszy. 
  Nagle poczułam znajomy chłód i zapach różanych perfum, a wiatr zaczął poruszać moimi włosami na znak, że nie jestem sama. Wyjęłam z plecaka swój notes i długopis.
- Raine, wiem, że tu jesteś- powiedziałam.
- A już miałam cię przestraszyć!- ktoś zaśmiał się perlistym śmiechem. Gałąź poruszyła się jakby ktoś tu jeszcze był i tuż przede mną zobaczyłam postać Raine Nelson.
  Raine była moją koleżanką z klasy, a w zasadzie byłą. Rok temu zginęła w wypadku samochodowym i pochowano ją na tym cmentarzu wraz z jej dziadkami, jednak od tamtego czasu nie zerwałam z nią kontaktu. Często tu przychodziłam, aby z nią pogadać, gdy nie mogłam się zwracać do moich przyjaciół. Przypomniało mi się jak za pierwszym razem, nie uwierzyła w istnienie Nefilim i inne tego typu stwory, jednak bardzo szybko przekonała się, że jest to prawda, bo przecież ludzie nie widzą duchów, no chyba, że one same zechcą się komuś objawić. W każdym razie: Raine i ja byłyśmy kumpelami i choć jest ona martwa, to nadal ją uważam za członka mojej rodziny.
  Zdziwiłam się, widząc jej strój. Zwykle swoje czarne włosy wiązała w wymyślny kok, nosiła kolorowe topy i krótkie spodenki. Dzisiaj jednak miała na sobie śliczną niebieską sukienkę do kolan na jedno ramię, podkreślającą jej bladą cerę i błękitne oczy, a włosy delikatnie powiewały na wietrze niczym jedwabna tkanina. Nie przypominała zupełnie znanej mi Raine Nelson, która była zakałą cheerleaderek tylko dziewczynę przypominającą jakąś starożytną boginię, która postanowiła odwiedzić współczesny świat. Gdyby nie to, że miałam w sobie coś takiego jak pewność siebie, to byłabym zazdrosna o jej wygląd.
  Raine z gracją usiadła obok mnie na grubej gałęzi i spojrzała na mój notatnik.
- Co tym razem Bellis kazała wam napisać? I czemu chmara dzieciaków chodzi sobie po tym cmentarzu? Wszystkie duchy zaczęły się niepokoić.
- Mamy napisać o tych nagrobkach, bo niby mają coś wspólnego z architekturą.- wyjaśniłam, wzruszając ramionami.
- Chyba znowu przesadziła z tą dzienną dawką zielonej herbaty- mruknęła pod nosem.
  Parsknęłam śmiechem i przytknęłam długopis do papieru.
- Pomyślałam, że mi pomożesz, wiesz, skoro długo już tutaj jesteś...
- A miałam taką ochotę na jakieś pikantne ploteczki- przyznała z miną zbitego szczeniaka. 
- Będziesz je miała, tylko mi pomóż to napisać. Muszę mieć cokolwiek, aby mieć zaliczenie.
- Okej, więc ja będę pisać, a ty mówić mi co tam w świecie żywych- powiedziała i zaczęła sunąć długopisem po notesie, jakby w głowie już miała tą pracę.
  Na tyle na ile można było rozsadziłam się na gałęzi, zaczęłam bawić zielonym listkiem drzewa i jednocześnie zaczęłam jej opowiadać jej o Jake'u, wrednej Jennifer, której mam ochotę sprawić niemiłą niespodziankę, Alexie i Danielu oraz dziwnych zaginięciach. Przez cały czas Raine uważnie mnie słuchała i jednocześnie pisała, aż w końcu pusta wcześniej kartka była całkiem zapisana od tekstu. Drgnęłam, kiedy długopis wpadł mi do rąk. Z niedowierzaniem patrzyłam na pracę mojej kumpeli.
- Ty to wszystko wymyśliłaś?- spytałam, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko jest prawdą. Moim zdaniem, o tym cmentarzu nie można powiedzieć zbyt wiele.
  Raine posłała mi uśmiech pełen wyższości.
- Jak powiedziałaś, jestem tu już dosyć długo i w tym temacie miałam dużo do opisania. W sumie nie jest tutaj nudno, a w nocy jest całkiem całkiem. Staramy się żyć jak normalni ludzie, choć oczywiście dużo rzeczy nas ogranicza- dotknęła swoich włosów, które w powiewach wiatru traciły swój kolor.
  Nie wiedziałam, co powiedzieć. W pocieszaniu kogoś byłam słaba, a w pocieszaniu duchów jeszcze gorsza. Nie posiadanie ciała musiało być straszne, patrzenie na ludzi, którzy żyją pełnią życia podczas, gdy ona mogła im się tylko przypatrywać i rozpamiętywać dni, gdy była normalna. Często się zastanawiałam, dlaczego świat niszczy ludzi, sprawia im ból i przynosi rozpacz. Szkoda, że nie mogę znaleźć na to odpowiedzi. Nie widzę żadnej sprawiedliwości na tym świecie, ale czy coś w tym dziwnego? Chyba każdy wie, że nic nie jest fair.
  Trzeba się jednak dostosować do obecnej sytuacji. W zamyśleniu patrzyłam na widok przed sobą, który przedstawiał kamienistą dróżkę po której chodziły duchy różnej maści, od tych o łagodnych twarzach, do tych najstraszniejszych, które wypędzały niegrzeczne dzieci z cmentarza. Kiedy byłam mała, nienawidziłam tego rodzaju duchów, często przychodziłam z jakąś bronią, aby w razie czego się obronić. W pewnym momencie jednak zrozumiałam, że one tylko szukają jakiegoś spokoju na ziemi, gdyż nie mogą przejść na drugą stronę, póki coś ich tutaj trzyma: osoby, rzeczy, miejsca. Błąkają się po cmentarzach z wyrazem udręki na twarzach i czekają momentu, kiedy ktoś się nad nimi zlituje i pomoże w dotarciu do świata pełnego szczęścia i miłości lub nieszczęścia i udręki za popełnione uczynki. Jednak czemu oni? Czy kiedy ja umrę, mój duch także będzie się błąkał po tych ścieżkach, czekając jakiegoś zbawienia? Ta perspektywa nie napawała mnie zbytnim optymizmem...
- Shadow, mówię do ciebie!- krzyknęła mi w ucho Raine. Tak się zamyśliłam, że o mało nie spadłam z gałęzi. Dziewczyna zaśmiała się, widząc moją ( bez wątpienia) bladą twarz.- Jesteś biała jak prześcieradło. Znowu się zamyśliłaś? 
- Yhym- zdołałam wydukać.
- Co to?- postukała ręką w jedną z kieszeni moich spodni. Widocznie zauważyła ten dziwny fioletowy blask, który napawał mnie pewnym rodzajem niepokoju.
  Wyjęłam z kieszeni ten jedwabny woreczek, który dostałam od Alexa. Od dwóch dni świecił się tym dziwnym fioletowym blaskiem. Wstrzymywałam się z jego rozwiązaniem, ale w końcu musiałam to zrobić. Poza tym byłam sama ( no prawie sama) i nikt mi nie mógł przeszkodzić. Z pewnym wahaniem pociągnęłam za rzemyk i rozwiązałam woreczek. Poczułam w ręku przyjemnie ciepło i...
  Tuż obok mnie ktoś przeraźliwie krzyknął, a w zasadzie zawył. To była Raine, która nie wiadomo dlaczego uczepiła się gałęzi, a jej postać zaczęła się robić przezroczysta i znikała po woli w powietrzu, jakby była mgłą. 
- ZASŁOŃ TO!- wrzasnęła, resztkami sił starając się zostać przy mnie.
  Nie wiedziałam co się dzieje, więc posłusznie zakryłam zawartość worka bluza, choć nie wiedziałam, co to do licha jest. I dlaczego zaszkodziło Raine? Dziewczyna wzięła głęboki wdech, a kolory zaczęły wracać przez co przestała się robić przezroczysta. Ostrożnie puściła się pnia i spojrzała na to coś, co trzymałam w ręku.
- Nie powinnaś tego tutaj otwierać- wyszeptała słabym głosem.
- Ale co to jest?- spytałam, zdezorientowana całą sytuacją.
  Raine kiwnęła głową w stronę mojego prezentu i odsunęła się trochę na wszelki wypadek. Odwróciłam go tak, aby ten fioletowy blask nie padał na moją przyjaciółkę, po czym rozwiązałam go i puściłam z siebie wiązankę przekleństw.
  To srebrna bransoletka. Z ametystem, który jest szkodliwy dla duchów. A przy niej była karteczka, napisana pochyłym pismem: ,, Ametyst szlachetnym jest kamieniem. Obroni ciebie, gdy wydasz z siebie ostatnie tchnienie''. I podpisana: Alexander Resst.
  Ludzie, co tutaj się do licha dzieje?!


  Siemano wszystkim. A o to i nowy rozdział, który mi zajął całe wieki. Szczerze to nie wiem czy mam być z niego zadowolona czy nie. Jednego dnia miałam masę pomysłów, drugiego nic, a czytanie ,, Mechanicznego Księcia'' bynajmniej nie pomogło. W każdym razie: mam nadzieję, że podoba się wam. W najbliższym czasie postaram się trochę popracować nad wyglądem bloga, ale szału raczej nie będzie. Póki co życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania! 

5 komentarzy:

  1. No no no, zaskoczyłaś mnie tą końcówką;P
    Rozdział świetny, w zaczarowanych szablonach chyba się nie doczekamy szablonu:]
    Czekam na kolejny, życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Końcówka jest najlepsza. W końcu dowiedziałam się, co było w tym woreczku od Alexa. Ciekawe, dlaczego dał Shadow bransoletkę właśnie z Ametystem? Przypadek? Być może, ale nie jestem tego taka pewna. Nauczycielka miała po prostu genialny pomysł z zabraniem klasy na cmentarz. A co potem, może pójdą skoczyć ze spadochronu a potem odpisze wrażenia. W sumie to nawet dobry pomysł.
    Co do mojego opowiadania tp oczywiście, będę cię informować. Cieszę się, ze historia która tworzę spodobała ci się. :)
    Pozdrawiam i życzę weny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie wiadomo co to był za prezent ;) i jest to dość intrygujące ;) pozdrawiam Fryma

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyśmienity, ciekawy i... oszałamiający ^^
    Lubię właśnie takie blogi, które wywołują we mnie zaciekawienie i coś jeszcze czego nie potrafię opisać :) 
    No cóż jak mogłabym prosić o powiadomienie o nowym rozdziale? 

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: Jeżeli chcecie zareklamować tutaj swój blog, to piszcie ich adresy w zakładce SPAM.
Piszcie co myślicie: czy wam się opowiadanie podoba czy nie. Umiem
przyjmować krytykę, liczy się dla mnie każde wasze zdanie. Za komentarze typu ,, Fajny blog, zapraszam do siebie'' nie będę się odwdzięczać.
Nie wolno używać wulgaryzmów, czy kogokolwiek obrażać!

Obserwatorzy