sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział XXXVI- Koniec już tak blisko

Rozdział XXXVI- Koniec już tak blisko
- Shadow, co ty tu robisz?- Daniel oparł się o futrynę drzwi z wyraźnym zdziwieniem. Spodziewałby się tu pewnie każdego, ale nie mnie.
  Nie wiedziałam: kłamać czy powiedzieć mu prawdę? Patrząc z orzechowe oczy Włocha nie miałam zamiaru łgać. Daniel chyba nie zrobił nic złego... prawda? W tej sytuacji już niczego nie byłam pewna. 
  Według Richelle nasz podejrzany głownie przebywał w domu swojego najlepszego przyjaciela i rzadko kiedy wracał do kryjówki, chyba że przywódczyni traciła cierpliwość i kazała mu wracać. Dla wampirów słowo przywódcy było niemal święte, a nawet on nie mógł go złamać.
  Spuściłam wzrok na chodnik, próbując wymyślić dobrą wymówkę.
- Ekhm, pomyślałam że odwiedzę Alexa. Ostatnim razem... pokłóciliśmy się i od tamtej pory trawi mnie poczucie sumienia.- przybrałam skruszoną minę, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Nie byłam pewna czy jestem aż tak dobrą aktorką, a to wszystko było ponad moje siły.- Byłam u niego w domu, ale nie zastałam nikogo. Pomyślałam, że skoro się przyjaźnicie to będzie tutaj. Pomyliłam się?
- Nie, ale miło, że przyszłaś.- na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który wywołał we mnie mnie spore poczucie winy. Odsunął się, aby mnie przepuścić. Z trudem odwzajemniłam uśmieszek.
  Z zaciekawieniem zaczęłam rozglądać się po domu. Z zewnątrz wyglądał jak zwykły, lawendowy domek jednorodzinny na peryferiach miasta, ale wnętrze przypominało nadmorską rezydencję. Każde pomieszczenie było pomalowane na kolory rodem znad morza: od błękitnych ścian, po podłogi w kolorze piasku. W salonie z sufitu zwisał cudowny żyrandol, zrobiony z kryształów w kształcie średniej wielkości muszelek, a w każdym pomieszczeniu wisiały zdjęcia, przedstawiające zapewne Daniela w różnych stadiach życia: od niemowlęcia do nastolatka. Przy kominku zrobionego z materiału, podobnego do marmuru stało zdjęcie, przedstawiające dwóch na oko ośmioletnich chłopców: blondyna i bruneta, grających w piłkę plażową na tle błękitnego morza i jednocześnie uśmiechających się do obiektywu. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ci chłopcy to Alex i Daniel. Tyle, że Alex był wtedy jeszcze człowiekiem. Nie miał kłów czy chorobliwie bladej cery- był po prostu dzieckiem.
- To ja i Alex w Rzymie.- powiedział Daniel, przyglądając się fotografii zza mojego ramienia. Pochylił się tak, że czułam jego oddech na policzku. Przejechał z rozczuleniem palcem po swojej twarzy na zdjęciu.- Stare czasy. Znamy się w zasadzie od urodzenia. Nasi rodzice chodzili do tych samych szkół, a nasze matki w tym samym czasie zaszły w ciążę. Urodziłem się tydzień po Alexie. 
- I nigdy się nie rozstawaliście? Podobno Resst jest z Kalifornii.- przypomniałam sobie.
  Daniel wzruszył ramionami.
- Owszem, nie zawsze byliśmy blisko siebie. Państwo Resst z niewiadomego powodu postanowili się tam przeprowadzić. Mieliśmy wtedy czternaście lat i w zasadzie zachowywaliśmy się jak bracia. Do tej pory nie wiem dlaczego to zrobili, dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy się okazało, że jesteśmy w tej samej szkole.- przez chwilę w zamyśleniu przyglądał się fotografii, którą odłożyłam na miejsce. Szybko jednak na jego twarzy pojawił się znany mi szelmowski uśmiech.- Szkoda, że nie przyprowadziłaś Avalon. Ta dziewczyna jest nieziemska, muszę przyznać. Piękna, inteligenta, zna się na sztuce, czyli dla mnie kobieta idealna.- wyliczył na palcach.
  Z jednej strony ucieszyłam się, że ktoś docenił moją przyjaciółkę, a z drugiej nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nerwowo wykręcałam sobie palce, usiłując wymyślić jakąś błyskotliwą odpowiedź, choć jednocześnie poczułam ulgę, że chwilowo moje myśli były zajęte czymś innym. Daniel wiedział, że my z Avalon jesteśmy tak blisko jak on i Alex (o ile to co mówi jest prawdą). Gdybym była taką plotkarą jak Jennifer to bym od razu zadzwoniła do mojej przyjaciółki i jej o wszystkim opowiedziała mimo faktu, że prędzej zostanę światowej sławy baletnicą niż uwierzy mi, że Daniel się w niej podkochuje (a wszyscy wiedzieli, że okropnie tańczę). Postanowiłam w duchu, że najpierw zajmę się Alexem, a potem zacznę o tym myśleć. Poza tym, lepiej by było gdyby Daniel powiedział jej to wszystko prosto w twarz.
- Nie sądzisz, że powinieneś powiedzieć to jej, a nie mi?- spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Wyglądał na zakłopotanego swoim zachowaniem- na policzkach miał rumieńce, niczym mały chłopiec co mnie nieco rozczuliło. To, że jego kumpel był  prawdopodobnie zły to jedno, ale on nie musi być taki jak on.
  Daniel ze smutkiem oparł się o stolik przy kremowej sofie i podrapał się po włosach.
- Sam nie wiem... Myślisz, że ona mnie zechce? Kogoś takiego jak ja?
- Nie mogę ci obiecać, ale jeżeli się postarasz, kto wie.- przyznałam, przyglądając się Włochowi. Biła od niego nadzieja, której nie chciałam stłamsić. Poza tym: Avalon go lubiła, nawet bardzo. Niewykluczone, że może z nią będzie.- Może zdobędziesz jej serce, ale mam nadzieję, że wtedy o nią zadbasz. W przeciwnym wypadku będziesz miał ze mną do czynienia.
- Oczywiście.- powiedział to takim tonem, jakbym mówiła o czymś zupełnie oczywistym. Z doświadczenia jednak wiedziałam, że czasami ludziom te najbardziej ,,oczywiste'' rzeczy po prostu umykają.
  Chyba zapomniałam o celu mojej wizyty. Nie miałam zamiaru (przynajmniej na razie) rozmawiać o sprawach miłosnych Avalon, przyszłam tu w zupełnie innej sprawie.
  Daniel chyba też zauważył, że mocno odbiegliśmy od tematu. Wskazał mi ręką schody, prowadzące na piętro.
- Drugie drzwi po prawej, tam go znajdziesz. Pójdę przygotować nam herbatę, jakieś specjalne życzenia?
- Nie.- powiedziałam, dziękując w duchu, że być może przy części rozmowy go nie będzie. Daniel nie był częścią naszego świata i choć coś mi mówiło, że wiedział kim jest jego przyjaciel to Alex nie chwalił się kumplowi co dokładnie robi. Jeżeli oni tak dobrze się znali, to pewnie Włoch odczuje to jako potężny cios.
  Drugie drzwi po prawej..., a tutaj! O dziwo jednak nie słyszałam żadnej muzyki, szmeru czy jakiegokolwiek dźwięku z pokoju. Zwiał? Możliwe, ale skąd mógł wiedzieć, że go podejrzewamy o te ataki? Richelle rozmawiała z chłopakami na osobności i nikt nie mógł wiedzieć o wynikach naszego ,,śledztwa''. Wampirzyca była mistrzynią dyskrecji i wbrew temu, że budziła we mnie coś na kształt strachu to jednak jej ufałam.
  Delikatnie zapukałam w drzwi. Przez dłuższy czas nic się nie działo, więc popchnęłam lekko drzwi. W tej samej chwili blondyn otwierał je po drugiej stronie z nieco większą siłą w wyniku czego uderzył mnie w czoło. Syknęłam cicho, akurat w momencie kiedy Alex wyjrzał zza nich, wyraźnie zdziwiony moją obecnością. Wiedziałam, że za nic się mnie tutaj nie spodziewał, zwłaszcza po naszym ostatnim spotkaniu. Między innymi dlatego przez pół godziny ustalaliśmy w siedzibie Richelle naszą wersję wydarzeń, aby mnie nie złapał na kłamstwie.
  Potarłam jedną ręką bolące czoło i spojrzałam z wyrzutem na chłopaka.
- Tak się wita gości? Jeżeli tak to następnym razem przyjdę tu z kijem baseballowym.
  Zszokowanie zniknęło z jego twarzy, zastąpione krzywym uśmieszkiem.
- Wezmę sobie twoje uwagi do serca, ale co tu do licha robisz? O ile pamiętam byłaś rozżalona, kiedy dowiedziałaś się kim jestem.
- A dziwisz mi się? Richelle zapewne opowiadała ci o moich ostatnich problemach, a w najgorszym momencie akurat ty musiałeś się nawinąć!- No cóż, mogłam  zgrywać tchórza, nie stracę na tym nic oprócz twarzy.- Postanowiłam jednak z tobą porozmawiać, a powiedziano mi, że często przesiadujesz u Daniela. Można?
  Z wahaniem otworzył przede mną drzwi i zaprosił mnie gestem do środka.
  Spotkało mnie tu zaskoczenie. Zawsze myślałam, że sypialnie chłopaków niewiele się różnią np. od pokoju mojego brata, gdzie w niemal każdym kącie leżą śmieci różnego rodzaju: od poplamionych ubrań po stare jedzenie czy jakieś pudła z płytami, a do środka nie można wejść bez maski ochronnej.
  Pokój Daniela jednak był bardzo schludnie urządzony, wręcz lśnił czystością. Na złotych ścianach były porozwieszane plakaty różnych zespołów j-rockowych, zdjęcia rodzinne czy obrazy przedstawiające Rzym. Rzeczy były schludnie ułożone w szafkach, komodzie; książki były ustawione alfabetycznie w regale przy schludnie pościelonym łóżku, a okno wychodzące na osiedle lśniło czystością, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Niemal mogłam sobie wyobrazić jak Włoszek w fartuszku (no może to lekka przesada) myje okna i drewnianą podłogę, a wszystko stara się utrzymać w jak najlepszym porządku. Momentami rozglądając się po pomieszczeniu zaczynałam myśleć, że Daniel jest typem pedanta.
  Alex widząc moją minę, parsknął śmiechem i usiadł na łóżku. Dopiero teraz dostrzegłam, że tej nocy musiał gdzieś być: pod oczami widniały fioletowe sińce, włosy miał roztrzepane na wszystkie strony, a jego ubrania były pogniecione. Na kołnierzyku niebieskiej koszuli widniała jakaś brązowa plama, a spodnie w niektórych miejscach były podarte tak mocno, jakby na chłopaka rzucił się rozwścieczony kocur. Wyglądał trochę jak jakiś włóczęga.
- Daniel jest bardzo... konsekwentny, jeżeli chodzi o sprzątanie.- powiedział, ignorując moje pytające spojrzenie- Myślę, że jego przyszła dziewczyna nie będzie musiała po nim sprzątać.
- O tobie raczej nie można tego powiedzieć. Wyglądasz tak, jakbyś cały dzień spędził na wysypisku.- rzuciłam mimochodem, za co zaraz się zganiłam w myślach. Nie powinnam tego mówić.
  Blondyn wzruszył ramionami i rozłożył się na łóżku, jakby tu mieszkał. Niestety nagle ujrzałam co na jego ramieniu, a on spojrzał w tą są stronę i w ciągu sekundy stał przy mnie. Mój instynkt właśnie zakrzyknął ,,walcz z nim, kretynko!'', ale ja stałam w miejscu jak sparaliżowana. 
  Na ramieniu miał ślady po paznokciach. pokryte zaschniętą krwią. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że wyglądały jeszcze na świeże, a w okolicy rany miał malutką plamkę: ulubiony lakier Michelli o kolorze brzoskwiniowym. Nie pomyliłabym go z żadnym innym, zwłaszcza że był to kosmetyk robiony na zamówienie, a Michellę kosztował on bardzo dużo. Lubiła się nim chwalić.
- Czemu to zrobiłeś?- spytałam, sięgając ukradkiem po sztylet ukryty w tylnej kieszeni spodni. Miałam nadzieję, że najpierw uda mi się go stąd wywabić, a potem o tym ,,porozmawiamy'', ale nie wszystko toczyło się po mojej myśli. 
  Alex wzruszył ramionami, jakbyśmy rozmawiali o mało ważnej sprawie.
- A czy w tej sytuacji to ma sens?
- Ma, bo przez ciebie cierpią niewinne istoty i w dodatku porwałeś moją przyjaciółkę. Udawałeś, że chcesz mi pomóc.
- To nie Shy miała być porwana tylko ty.- zaczął podchodzić coraz bliżej, aż oparłam się plecami o ścianę. Alex był tak blisko, że czułam jego oddech na policzkach. Cuchnął starą krwią.- To od początku miałaś być ty. Mój stwórca został zabity przez twoją matkę, kiedy byłem dopiero pisklęciem. Był bardzo bliską mi osobą...
- Przecież masz Daniela, rodzinę. Dlaczego wampir miałby być dla ciebie bliski? Miałeś bardzo dużo, Aleksandrze, a teraz możesz to utracić. Nie rozumiesz tego?- powiedziałam, nadal nie rozumiejąc jego czynów. Alex miał wszystko, a teraz to zaprzepaścił.
- Ty nic nie rozumiesz!- krzyknął, aż zasłoniłam wolną ręką uszy. To nie był Alex, którego poznałam..., a może tak naprawdę wcale go nie znałam? Tamten Resst nie robił się cały czerwony ze złości i nie przyglądał mi się z obleśnym uśmiechem na ustach. Na widok jego kłów coś mnie zabolało w sercu.- Nie miałem rodziny. Dla rodziców liczyły się tylko pieniądze, sława... mało kiedy poświęcali mi czas. Woleli wystawne przyjęcia, a ja zostawałem z niańką, która mnie szczerze nienawidziła. A Daniel zrozumie, dlaczego to zrobiłem. Ten wampir był moim dziadkiem, jedynym krewnym, który we mnie wierzył i żył! To Venissa Bernwell go zabiła, gdy miałem dziewięć lat, a ja musiałem się temu wszystkiemu przyglądać... kiedy jego przyjaciel mnie przemienił, czekałem tylko na sposobność, aby się zemścić.- chwycił za kosmyk moich włosów i uśmiechnął się krzywo pod nosem.- Wampiry się nie starzeją, ale z pomocą pewnej czarownicy mogłem spokojnie się starzeć. Dała mi pewien wywar..., który sprawia, że wampir może kontrolować proces starzenia. Kiedy dowiedziałem się, że łowczyni ma córkę w moim wieku, postanowiłem cię odnaleźć, co było trudne i w zasadzie mi się to nie udało. Wierz mi, nie wiedziałem, że chodzisz do szkoły w Nowym Yorku i wylądujemy w tej samej placówce. Wyobraź sobie moją radość, kiedy dowiedziałem się kim jesteś i przyznam, że te opowieści o waszej rodzinie nie były zmyślone. Trey jest wcieleniem dobrych manier, choć niestety ma w sobie biedaczyna coś z nieudacznika, ale ty... jesteś niesamowita, inna. Córka Aniołów, tak cię zwą w moim otoczeniu. To wyjaśnia, dlaczego tak pysznie pachniesz i jesteś piękna. W dodatku władasz bronią. Jesteś istnym wabikiem na facetów.
- Czyli gdy znalazłam cię w nocy na mojej ulicy, nie znalazłeś się tam przypadkowo? Śledziłeś mnie?
- Akurat w tamtym momencie mówiłem prawdę. Twoja sąsiadka zaciągnęła mnie do siebie. Była strasznie nachalna, nie mogłem sobie z nią poradzić, ale wyświadczyła mi przysługę. Wtedy dowiedziałem się gdzie mieszkasz i cię obserwowałem. Co robisz czy z kim wychodzisz... wiedziałem, że twoje zniknięcie może sprawić matce ból, ale po pewnym czasie pomyślałem, że twoja przemiana będzie jeszcze lepsza. Widzisz... po przemianie jesteśmy skołowani, nic nie pamiętamy; zupełnie jakby dopadła nas amnezja. Nie pamiętałabyś kim byłaś. Chciałem cię zabrać ze sobą, wmówić ci że jesteś moją dziewczyną i od lat podróżujemy, poznajemy świat. Nie byłbym taki samotny, a ty nie pamiętałabyś nic ze swojego poprzedniego życia. Szkoda tylko, że teraz skumałaś fakty, a nie po tym jak cię przemienię.
  Zadrżałam na te słowa, jednocześnie rozpaczliwie szukając wyjścia. W jednej chwili przyszło mi do głowy, że nasz plan był niedopracowany. Co z tego, że umiem zabijać te stworzenia, skoro on mógł na przykład wziąć za zakładnika Daniela? Tu było za mało miejsca, aby walczyć. Po szaleńczym wyrazie jego twarzy mogłam spodziewać się wszystkiego.
 Nie chciałam być wampirem! Wiedziałam, że to w zasadzie nie jest życie, dlatego tak cierpiałam po tym jak Shy stała się jednym z nich. Dla mnie nieśmiertelność była straszna. Owszem, każdy boi się śmierci, ale moim zdaniem wieczna tułaczka po świecie i obserwowanie, jak wszyscy twoi znajomi, bliscy umierają...to jest jeszcze gorsze od zgonu. Poza tym w życiu nie chciałabym skrzywdzić człowieka, a wampiry musiały to robić, aby przeżyć. Albo oni albo my- jak powtarzała Richelle za każdym razem, gdy pytałam jej się czy jest jakiś sposób, aby przeżyć bez wysysania z ludzi krwi.
  Ukradkiem chwyciłam swój sztylet nasączony święconą wodą i w ciągu chwili natarłam na Alexa. Nie miałam zamiaru czekać aż Daniel do nas przyjdzie i zobaczy naszą walkę.
  Choć Alex był wampirem, czyli był znacznie silniejszy i zwinniejszy ode mnie to jednak nie znał jeszcze w pełni możliwości swojego ciała, co dało mi przewagę. Spokojnie, jakbym siedziała w sali treningowej, zadawałam cios za ciosem, jednocześnie unikając kłów i ramion przeciwnika, które chciały się zacisnąć na mojej szyi. Skoczyłam za kanapę, aby utrudnić wampirkowi nieco zadanie, ale on to przewidział i w ciągu chwili chwycił mnie w ramiona i przerzucił przez balustradę balkonu.
  Nie miałam czasu, aby krzyknąć. Na całe szczęście wpadłam na jeden z krzaków w ogrodzie i chociaż nieźle się okułam, to jednak w duchu dziękowałam za zamortyzowanie upadku. Gdybym spadła prosto na ziemię, zapewne nie miałabym siły wstać, a co dopiero kontynuować walkę.
  Alex nie chciał mi dać spokoju. Jednym susem skoczył tuż obok mnie, ale w porę się przeturlałam i stanęłam w pozycji obronnej, cały czas trzymając sztylet przed sobą. 
  Dopiero po chwili dotarł do mnie fakt, że jest dzień, a on się nie pali. Moja chwila zawahania mu wystarczyła, aby mógł przygwoździć mnie do ziemi. Choć próbowałam się wyrwać, wykorzystując jego wagę lub wzrost, trzymał mnie mocno, mimo zadawanych mu przeze mnie ciosów. Przejechał jednym z kłów po mojej szyi i westchnął.
- No, moja mała wojowniczko, nie będziesz tego żałowała. Wystarczy, że dasz się zabić i zostawisz wszystko w moich rękach.
- Cóż za ironia.- mruknęłam, nadal gorączkowo próbując się wyrwać. Wszystkie techniki wyleciały mi z głowy, zagłuszone paniką. Jego oczy... stały się jeszcze bardziej świetliste niż zwykle i widziałam w nich zwierzęcy głód. To tylko jeszcze bardziej mnie przeraziło.
  Ukradkiem spostrzegłam co go chroni przed słońcem. Był to wielkim, biały parasol, stojący na balkonie wychodzącym z pokoju Daniela. Musiałam go jakoś usunąć...
- Co tu... Alex, zostaw ją!- krzyknął Włoch, wybiegając z domu. 
- Daniel!- krzyknęłam ostrzegawczo, ale nie zwracał na mnie uwagi. Próbował zabrać przyjaciela z mojego ciała, ale blondyn nadal się mnie trzymał. W jego oczach dostrzegłam wahanie. Może i był wampirem, ale przyjaciel to przyjaciel.
- Dani, proszę.- szepnął Alex, odwracając się lekko w stronę kumpla. Mimo to nie zwalniał uścisku.- Dani, pozwól mi. Ty nic nie rozumiesz. Jej matka zabiła mojego dziadka!
- To ty skrzywdziłeś Benson? Stary, co ty z siebie zrobiłeś! Nie rozumiesz, że ranisz ludzi takich jak ja? Czy mnie też byś to zrobił?- spytał, przypatrując się przyjacielowi z niemym błaganiem w oczach.
  Te słowa wystarczyły, aby poluzował uścisk. Tyle mi wystarczyło, aby zakończyć tą farsę. Chwyciłam leżącą obok mnie broń i jednym celnym rzutem rozprułam parasol. Promienie słoneczne zaczęły do nas docierać, a Alex zaskoczony tą sytuacją, odskoczył i próbował się schronić...ale nie mógł się ruszyć, nie sam. Daniel w ciągu chwili wyciągnął mnie spod jego ciała i oparł o swoje ramię.
  Z zaciekawieniem patrzyłam jak słońce barwi skórę Alexa na czerwono, krew zaczyna spływać mu po policzkach, po ubraniach. Blondyn próbował się przeczołgać, ale wyglądało na to, że w drodze do Daniela zażył już kąpieli słonecznej, a ta do końca odebrała mu siły. Wyciągnął rękę w naszą stronę:
- Po...mocy, proszę...
- Alex, byłeś dla mnie jak brat, ale to... za dużo.- powiedział Daniel, z bólem przyglądając się umierającemu kumplowi. Po jego oczach zaczęły spływać łzy, moczące mi koszulkę.- Nie zapomnę cię. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy bracie.
- Do...zo...ba...czenia-szepnął Alex i ścisnął moją odrętwiałą dłoń.
- Ave Atque Vale, Witaj i żegnaj bracie.- powiedziałam, cytując formułkę, którą się wymawiało na pogrzebach Nocnych Łowców. Nie był nim, był potworem, ale zasłużył na jakieś pożegnanie. Gdyby nie jego rodzice... może wszystko by się potoczyło inaczej?
  Kiedy zapadł zmierzch i Richelle wraz z klanem, moją rodziną i przyjaciółmi znaleźli nas w tym samym miejscu co leżało ciało wampira, nawet na nich nie spojrzałam. Przyglądałam się blondynowi, próbując sobie wyobrazić, jakie byłoby jego życie, gdyby nie ta cała chora sytuacja. Czy byłby inny? Czy zachowywałby się jak każdy normalny chłopak?
  Na te pytania już nigdy nikt mi nie odpowie. Wszystkie odpowiedzi zabrał ze sobą do grobu.


Tak, to jest przedostatni już rozdział. Chciałam to wszystko zawrzeć w jednym rozdziale, gdyż nie miałam zamiaru już dłużej tego przedłużać. Chcę zakończyć tę historię, bo po prostu nie chciałam zostawić nie załatwionych spraw. A wolę to zrobić teraz nim w ogóle mam na to pomysł, bo wcześniej nic nie chciało mi przyjść do głowy. Postaram się szybko dodać ostatni rozdział, może nawet w przyszłym tygodniu, zobaczę czy będę miała w ogóle czas. Wiecie- szkoła=brak czasu dla siebie, a w tym roku będę go miała prawdopodobnie jeszcze mniej niż zwykle. Tak że na razie się nie żegnam i życzę miłego czytania, o ile ktoś tu jeszcze jest :)

  
  
  
  

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział XXXV- Stara Molly

Rozdział XXXV- Stara Molly
  Punktualnie o wpół do dwunastej w nocy zebraliśmy się na parkingu szkolnym, aby omówić plan działania. Pan Jenkins- ochroniarz naszej szkoły- miał teraz przerwę na kawkę i pogaduszki przez telefon ze swoimi znajomymi, więc w spokoju mogliśmy stać na parkingu i rozmawiać o naszym planie. Jego zmiennik miał być punktualnie o północy, więc musieliśmy się śpieszyć. Niestety drugi ochroniarz bardzo poważnie traktował swoją pracę i gdyby nas zobaczył jak zakradamy się do ogrodu, bezzwłocznie zawiadomiłby panią dyrektor. Raczej żadne z nas nie chciało iść w odwiedziny do komisariatu, a nie mogliśmy wcześniej zacząć całej akcji. Duchy opuszczały swoje miejsca pochówku dopiero po zapadnięciu zmroku, więc nie mogliśmy zebrać się wcześniej. Trzeba było działać szybko i zdecydowanie.
  Podczas gdy Cam rozmawiał z moim bratem, który właśnie wybierał się do Rachel, a Avalon i Bonnie rozmawiały przyciszonymi głosami w samochodzie, ja siedziałam na masce autka i przyglądałam się okolicy. Za dnia to miejsce wydawało się dosyć sympatyczne, ale w nocy wyglądało wręcz upiornie. Drzewa otaczające szkołę rzucały cienie na budynek i tworzyły swoistego rodzaju pajęczynę; wiatr poruszał główkami kwiatów rosnących w ogrodzie i odrywał kawałki farby, odlatującej w kilku miejscach, a z pomieszczeń wydobywało się słabe światło, które nie docierało do nas przez co byliśmy pogrążeni w mroku. Nawet latarnie nie były zapalone, więc jedynym źródłem światła był wiszący nad naszymi głowami księżyc, oświetlający co nieco fontannę z której wydobywały się dźwięki spadającej wody i kamienną ścieżkę, prowadzącą do szkoły. Krótko mówiąc: gdyby były jeszcze porozbijanie okna, a drzewa byłby ogołocone z liści, zapewne to miejsce wyglądałoby jak żywcem wyciągnięte z horroru.
  Z kolanami podciągniętymi pod głowę wdychałam mroźne powietrze i rozmyślałam o tym, co dalej. Cały czas zadręczałby mnie pytania typu: ,, A co jeżeli Molly nie widziała sprawcy?" albo ,,Jeżeli Molly poda nam zły opis to co wtedy zrobimy?''. Wiedziałam, że takie gdybanie może jedynie kogoś doprowadzić do obłędu, ale mnie dręczyły wątpliwości. Poza tym coś mi mówiło, że wcale nie chcę poznać prawdy, że jest zbyt straszna abym ją mogła przyjąć do siebie. Z trudem pozbyłam się wątpliwości i starałam się zagłuszyć myśli piosenkami, które przychodziły mi do głowy. Zawsze mi to pomagało, jednak tym razem ta metoda nieco mnie zawiodła.
  Na szczęście Cam szybko skończył rozmawiać i puknął w okno samochodu, aby nasi przyjaciele już wyszli. 
- Już czas. Travis, Trey i Jake już idą do Rachel, a my mamy zdanie do wykonania.
- Więc jaki jest dokładnie plan?- spytała Bonnie, stając pomiędzy mną i Avalon. 
- Sprawa jest prosta.- powiedziałam, starając się ich uspokoić. Choć tego nie okazywali, spotkanie z duchem to nie była zbyt przyjemna sprawa, zwłaszcza z kimś takim jak Molly.- Bonnie i Avalon, stajecie na czatach i pilnujecie czasu. Musimy wyjść przynajmniej pięć minut przed przyjazdem nowego ochroniarza. Jeżeli nas nakryje, skończymy na komisariacie. Wy pilnujecie, a jeżeli ktoś przyjedzie, gwiżdżecie i dołączamy do was. Ja i Cam idziemy do ogrodu i rozmawiamy z Molly. Pytamy się o najważniejsze informacje i zmywamy jak najszybciej się da. Jeżeli nie zdążymy, chowamy się gdzie pieprz rośnie. Proste i szybkie, zrozumiano?
  Wszyscy pokiwali głowami, więc spokojnie mogliśmy zabrać się do dzieła. Miałam ochotę załatwić sprawę z Molly i jak najszybciej stąd uciec.
  Bonnie i Avalon stanęły przy furtce po obu stronach i zaczęły się rozglądać po okolicy. Cam i ja wdrapaliśmy się na murek, po czym miękko wylądowaliśmy na trawie i zaczęliśmy iść w stronę grobu. Znajdował się on przy fontannie i był otoczony krzakami obsypanymi czerwonymi pączkami róż, które niedawno jeszcze były otwarte. Był to pomysł dyrektora, gdyż Molly kochała róże i zawsze marzyła o małym ogrodzie różanym przy szkole. Co prawda tak naprawdę nie był to ogródek, ale przynajmniej te roślinki tu rosły. Równie dobrze wszyscy mogli to zignorować.
  Na nasze szczęście Molly nie trzeba było wywoływać, gdyż ona już tu była. Stała przy fontannie, ubrana w trochę za dużo na taką drobną osóbkę czarną sukienkę, w którą ubrano ją do pogrzebu i z rozwianymi blond włosami obserwowała jak z posążka greckiej kobiety wypływa woda. Jak to duch unosiła się parę centymetrów nad ziemią, a jej postać była przezroczysta, choć jednocześnie biła z niej dziwna, złota poświata, która oświetlała całe otoczenie niczym lampa. Według niektórych było to światło duszy, oczekujące na sąd; duch w ten sposób czekał na swoją kolej z niegasnącą nadzieją, że kiedyś jego wędrówka po świecie żywych się skończy. Trochę dziwiłam się, że Molly nadal tu jest i w dodatku czasami mnie straszy, ale z drugiej strony jak na ducha była tutaj bardzo krótko. Według wielu przesłanek taka istota musiała być minimum dwa lata na ziemi, aby oczekiwać, że lada dzień znajdzie się w niebie, bądź piekle, a Molly była tu krócej.
  Obydwoje delikatnie podeszliśmy do Molly, aby jej nie spłoszyć i przystanęliśmy kilka metrów przed fontanną. Myślałam, że od razu się zorientuje co się dzieje i zacznie nas straszyć, ale ona tylko jak zahipnotyzowana wpatrywała się w wodę. To było bardzo dziwne.
  Cam odchrząknął, co w końcu zwróciło uwagę kobiety i odwróciła się w naszą stronę. Z trudem powstrzymałam wzdrygnięcie. W miejscu gdzie została uderzona miała rozcięcie na głowie, biegnące od linii włosów do prawego policzka- pamiątka po wypadku. 
  Molly skrzywiła się na mój widok, choć w jej oczach dostrzegłam smutek, zapewne spowodowany długim pobytem w świecie żywych. Raina kiedyś przyznała, że dla ducha jest to bardzo bolesne doświadczenie, gdyż dopadała cię tęsknota za tym co było, za życiem wśród innych ludzi. Niemal zrobiło mi się jej żal.
- Dzień dobry, Molly.- powiedziałam, siląc się na uprzejmość.
  Kobieta uniosła brwi. wyraźnie zdziwiona moim widokiem. W sumie, sama sobie się dziwiłam, że chciałam tu przyjść z własnej, nieprzymuszonej woli.
- Shadow Wilson? W życiu nie spodziewałabym się ciebie tutaj o tej porze... a tak w ogóle czemu mnie widzicie? Inni nie mogą mnie dostrzec.
- Nie jesteśmy ludźmi, ale nie mamy zbytnio czasu na wyjaśnienia.- wtrącił Cam z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Zapewne chciał się jej przypodobać.- Musimy się czegoś dowiedzieć, a tylko pani wie jak nam pomóc.
  Stara Molly wyraźnie była zdezorientowana.
- Czego możecie ode mnie chcieć? Jestem tylko duchem.
- Na balu Michella i Erick zostali zaatakowani. Chcemy ustalić sprawcę, gdyż prawdopodobnie jest to ta sama osoba, która uprowadziła naszą przyjaciółkę Shy.
- Shy Benson?!- krzyknął zaskoczony duch, aż zatkałam szybko uszy.- To taka miła dziewczyna. Za życia bardzo ją lubiłam, nie skrzywdziłaby muchy!
  Wymieniliśmy z Camem porozumiewawcze spojrzenia. Stara Shy nic by nikomu nie zrobiła, ale wampirzyca być może. Postanowiłam jednak przemilczeć incydent z Bonnie. Zresztą, gdybym jej zaczęła o tym mówić, to nie dosyć że chciałaby wiedzieć kim jesteśmy to  jeszcze stracilibyśmy cenny czas, a chcieliśmy jak najszybciej złapać tego wampirka, zanim jeszcze kogo skrzywdzi.
- Chcemy wiedzieć jak wyglądał ten napastnik. Przyda nam się każdy szczegół, a domyślam się, że była pani przy tym zajściu.
  Molly wyraźnie oklapnęła, jakby była wyczerpana i pokiwała głową.
- Tak, ale niestety nie mogłam nic zrobić, jak tylko się temu wszystkiemu przyglądać. Biedne dzieciaki, nic im nie jest?- spytała z troską.
- Mają parę siniaków, zwłaszcza Erick. Poza tym, że nadal prześladują ich te wydarzenia to w miarę dobrze się trzymają. Ale czy może nam pani pomóc? Mamy mało czasu.- postukałam w zegarek, jakby na podkreślenie swoich słów. Nerwowo rozglądałam się po okolicy, próbując ocenić czy Jenkins nadal odpoczywa. Na szczęście nic się nie działo, a niedaleko słyszałam ściszone głosy Bonnie i Avalon. To mnie nieco podniosło na duchu.
- Każdy szczegół nam się przyda: blizny, kolor włosów, cokolwiek. Czy mogłaby pani powiedzieć jak wyglądał napastnik?- poprosił Cameron. W jego głosie wychwyciłam niecierpliwą nutę.
  Molly przez chwilę zastanawiała się na odpowiedzią ze zmarszczonym czołem.
- Hmm, okej to był na pewno chłopiec na oko w waszym wieku. Chyba był szatynem... nie, blondynem, zdecydowanie.- poprawiła się.- Wysoki, nieco umięśniony. Bardzo wysportowany, bo poruszał się niczym kobra. Ledwo nadążałam za biegiem wydarzeń... coś ci to mówi, Shadow?- spytała, widząc zapewne moją zdziwioną minę.
  Chwilka. Blondyn, wysportowany? Obraz zaczął formować się w mojej głowie, ale nie był do końca kompletny. Może się mylę? Znam masę blondynów, którzy są sportowcami, czemu to akurat musi być on? Miałam nadzieję, że to nie ta osoba o której myślę, więc nie odpuszczałam.
- Hmm, jeszcze jakieś szczegóły pani pamięta?
- Miał kły, ostre niczym brzytwy aż sama się zaczęłam się go bać, choć właściwie już nie żyję.
  Znów zamyśliłam się na chwilę. Opis Molly był wystarczająco dokładny abym mogła uformować w głowie jego wizerunek. Jednak nie do końca zgadzałam się z tym. To nie mogła być ta osoba. Przecież on chyba nie byłby zdolny do czegoś takiego, prawda? Ale jednak odczuwałam niepokój, a intuicja podpowiadała, że jednak się nie mylę. 
  Mimo to chciałam spytać się o coś jeszcze, ale poczułam na sobie badawcze spojrzenie Cama. 
- O czym myślisz? - zapytał, a oczy zalśniły mu w świetle księżyca przez co wyglądał nieco przerażająco. 
- O niczym. - pokręciłam głową. Nie mogłam pozwolić na to, żeby moi przyjaciele dowiedzieli się kim on może być. W każdej chwili mogą wpaść na jakiś głupi pomysł, który może okazać się fiaskiem. Z wampirem trzeba ostrożnie, nabrać trochę dystansu oraz więcej szczegółów, które wskazałyby sprawcę. W dodatku nie byłam pewna czy moje podejrzenia są słuszne... postanowiłam dowiedzieć się czegoś jeszcze. Ostatnie podejście.
- Pamiętasz coś jeszcze? - spojrzałam badawczo na Starą Molly w nadziei, że jeszcze coś sobie przypomina. Owszem, chciałam złapać tego wampira, ale nie mogłam się przyznać, że już kogoś podejrzewam, a poza tym nie miałam ostatniego elementu układanki. 
- Shadow...
- Pamiętam!- powiedziała Molly, przerywając tyradę Cama zapewne na temat męczenia duchów. Pewnie myślał, że jestem po prostu zbyt ciekawska i w końcu zdenerwuję tą kobietę tak, że już nic nam nie powie.- Miał strasznie dziwne oczy jak kot. Były srebrne jak księżyc i świeciły tak mocno, że w ciemności można go było wypatrzyć z daleka... Wilson, wszystko w porządku?
  Nie, nic nie było w porządku. Właśnie tego się obawiałam. Momentalnie zbladłam i chwyciłam się za włosy, mamrocząc pod nosem: ,,To niemożliwe'', choć właśnie dostałam potwierdzenie, że jednak tak jest. On zawsze był tajemniczy, ale po co miałby porywać Shy, zmieniać ją w wampira i potem jeszcze atakować Michelle i Ericka?! Przecież on ich znał i nie miał z nich żadnego pożytku! Gdyby chodziło o pragnienie, zapewne po prostu wypiłby z nich krew i zostawił całych i zdrowych, a nie pokiereszowanych! Wampiry mogły pić krew z ludzi, ale rzadko i tylko w sytuacji, jeżeli nie miały innego dojścia do życiodajnego płynu i były już na skraju wytrzymałości. W takim przypadku musiały jednak być delikatne, nie wysysać całej krwi z ludzi i co najważniejsze: nie mogły ich zabić, uderzyć i tak dalej, a on... brakowało mi słów, aby wyrazić mój gniew, wzburzenie i przede wszystkim głębokie rozczarowanie.
  Ale tak dobrze go nie znałaś, uprzytomniłam sobie, chodząc raz w jedną stronę raz w drugą ,aby się nieco uspokoić. On próbował poznać twoje sekrety, zbliżając się do ciebie. Nie był niewiniątkiem i dobrze o tym wiedziałaś. Tak, wiedziałam że nie był bez skazy, ale o coś tak okropnego w życiu bym go nie podejrzewała.
  Cam wyraźnie stracił cierpliwość i chwycił mnie w pasie z troską, abym mu się nie wyrwała. Nawet nie wiem kiedy, słone łzy zaczęły spływać z moich policzków na grunt. Przyjacielskim gestem otarł moje łzy i spojrzał na mnie z troską, całkowicie ignorując ducha Molly, który wyraźnie domagał się jego uwagi.
- Shadow, co jest? Strasznie wyglądasz. Czy ty...
- Tak.- pokiwałam głową i uspokoiłam się. Najgorsze miało być dopiero przede mną.- Ja chyba wiem, kto jest sprawcą. Wracajmy szybko, zanim skończy nam się czas. Musimy jechać do Richelle.


  Już szybko zbliżamy się do końca. Chcę już zakończyć tą historię, dlatego zostały mi jeszcze dwa rozdziały i przenoszę się na nowego bloga, którego już przygotowuję i już na nim są dwie notki. Mam nadzieję, że ci, którzy się zrazili do mojej pisaniny dadzą mi ostatnią szansę... ale o tym napiszę pod koniec. Zostały mniej więcej dwa rozdziały i podsumowanie, do następnej notki oraz przy okazji zapraszam was na stronkę o pisaniu i czytaniu na fb, mam nadzieję, że wam się spodoba Kliknij tutaj!

Obserwatorzy