Rozdział VI- Dziwne niespodzianki
- Czy tylko mi ten Alex wydaje się dziwny?- spytała Avalon, po wzięciu łyka swojego śmietankowego shake'a.
- Nie tylko tobie- przyznałam.
Gdyby nie ta cała sytuacja z Alexem i jego kolegą Danielem,( który dołączył do klasy Ave i zrobił niezłe zamieszanie), byłby to całkiem zwyczajny wypad. Siedzieliśmy przy jednym z wolnych stoliczków w kafejce pani Kellys i popijaliśmy nasze napoje, wyglądając przez okno na przybrany soczystą zielenią Central Park w którym bawiły się gromadki dzieci, biegali biegacze, starsze panie wyprowadzały swoje psy na spacer, a zakochane pary próbowały się skryć przed ciekawskimi spojrzeniami, chowając się za wielkimi krzakami obsypanymi kolorowymi kwiatami, które zasłaniały kamienne ławki znajdujące się w cieniu wielkich lip, otaczających park. Niby wszystko wyglądało normalnie, ale tak naprawdę tylko my widzieliśmy magicznych mieszkańców Central Parku. Żadne z dzieci nie wiedziało, że z gałęzi drzew obserwują je nie tylko ptaki, ale też małe wróżki rodem z filmu ,,Dzwoneczek'', machające swoimi małymi kolorowymi skrzydełkami, przypominającymi do złudzenia te motyli. Zielone skrzaty w swoich irlandzkich strojach i kapeluszach z piórami, które założyły z okazji ich małego Święta Zbiorów, chowały się za drzewami, obserwując nowych przybyszy, a małe duszki, które straszyły w parku, aby odgonić rabusiów i innych ludzi tego pokroju, przypatrywały się wszystkiemu z góry i przelatywały czasem między przechodniami, prawdopodobnie z nudów. Lubiłam oglądać prawdziwy Central Park: miejsce gdzie stykali się ze sobą ludzie i istoty ze Świata Cieni, a tak naprawdę nie mieli o sobie pojęcia albo się ignorowali dla własnego bezpieczeństwa. Na swój sposób to było dosyć komiczne, ale też konieczne. Żadne z nas nie chciało, aby do naszego świata weszli szaleni naukowcy, którzy chcieliby się o nas dowiedzieć wszystkiego, a tak naprawdę zniszczyliby naszą rasę. Większość ludzi nawet nie wie, że niszcząc innych, niszczą także siebie, ale taki jest świat: czasami wysoce niesprawiedliwy.
Trey zaklął pod nosem, gdy jakiś facet trącił go ramieniem w tym samym momencie, gdy on brał łyka swojego sprite'a przez co polał sobie białą koszulę. Cam wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu:
- Chyba ktoś cię nie lubi, stary.
- Przymknij się Cam.- powiedział, próbując rozetrzeć tą plamę, aby była mniej widoczna. Efekt był jednak jeszcze gorszy. Cammy parsknął śmiechem.
- Bo co mi zrobisz, lalusiu?
- Nie przeginaj, Cammciu.
- Ty też, Treynee.
- Zamknijcie się, ciołki- warknął Jacob, uciszając chłopaków. Posłusznie spuścili wzrok na podłogę jak ukarani uczniowie w podstawówce.
Po skończonych lekcjach Jake postanowił do nas dołączyć, a poza tym przeprosił nas za swoje zachowanie i obiecał, że będzie spokojny i przy okazji przeprosi Bonnie za swoje zachowanie. Cieszyłam się, że wziął się w garść. Jake był mi tak samo bliski jak Trey i martwiłam się o niego, gdy działo się coś złego. Ale kto powiedział, że nie zemszczę się na Jen? Ta szmata nie tylko jego zraniła i chyba czas, aby ktoś jej pokazał ile jest warta z tą swoją ,, ładną buźką''. Trzeba tylko wymyślić coś dobrego dla tej panienki...
- Wiem o czym myślisz, Shade- odezwał się Trey- I to chyba nie jest czas, aby się zajmować takimi błahymi sprawami.
- A o co chodzi?- spytał Jacob.
- O nic!- powiedzieliśmy chórem, po czym wymieniliśmy chytre uśmieszki. Trey doskonale wiedział, że myślałam o zemście. Czasem potrafił mi czytać w myślach, a raczej je odgadywać. W sumie już sama moja wina musiała mu wystarczająco wytłumaczyć, co się działo w mojej głowie.
- Okej, ale może wróćmy do naszego tematu, okej?- powiedziała Avalon, bawiąc się swoimi płomiennorudymi lokami. Wydawała się jednocześnie zirytowana i zestresowana- Coś mi w nich nie pasuje. Najbardziej te oczy, które wydają się takie świetliste i hipnotyzujące, jak u wilkołaków. I jeszcze to, że są tacy zniewalający według dziewczyn. Co o tym myślicie?
- Przecież my także jesteśmy zniewalający i w dodatku wolni. Dziewczyny nam się nie mogą oprzeć- Cam i Trey zaczęli udawać, że są modelami. Wybuchnęliśmy śmiechem, aż zwróciliśmy na siebie uwagę wszystkich klientów pani Kellys. Z trudem się opanowaliśmy. Cam usiadł z powrotem na swoje miejsce i uśmiechnął się szeroko do rudowłosej przyjaciółki.
Avalon wzniosła oczy ku niebu i pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nie o to chodzi i przy okazji: powinniście być modelami albo klaunami.
- Ale przystojnymi, co nie?- Trey zaczął poruszać brwiami.
- Chyba w innym świecie- mruknął Jacob.
- Okej, koniec tych śmiechów.- ucięłam z uśmiechem, który jednak szybko zgasł. To była poważna sprawa, choć dla innych pewnie wydawała się błaha. Ścisnęłam zimny plastikowy kubeczek, aby ochłodzić spocone dłonie- Ave ma rację, w nich jest coś dziwnego. Mają w sobie coś z wilkołaków...
- A może po prostu któryś z rodziców był wilkołakiem?- zaproponował Cam- A może zostali zarażeni likantropią, jednak przemiana nie doszła do skutku? Wiesz, że i takie przypadki się zdarzały.
- Wiem, ale to się nie trzyma kupy. Kiedy likantopia nie dochodzi do skutku, dana osoba dopóki nie osiągnie wieku osiemnastu lat, łatwo traci nad sobą kontrolę i szybko można ich sprowokować o walki. Kiedy się z nim zderzyłam, mógł mnie zaatakować, a był przerażająco spokojny. To w ogóle nie ma sensu.
- A czy coś w naszym świecie ma sens?- wtrącił Jacob- No chyba nie. Gdyby tak, to nie odróżnialibyśmy się tak od Przyziemnych. Nie bylibyśmy odmieńcami czy dziwadłami, jak kto woli.
- Serio nas tak postrzegasz?- spytał Trey.
Jacob wzruszył ramionami i wziął łyk pepsi z puszki.
- Nie chcę mówić tego, co każdy wie, ale nie w tym rzecz. Shade, przecież równie dobrze oni mogą być normalnymi ludźmi, którzy wyróżniają się z tłumu. Weź na przykład taką Shy, która wyglądem przypomina mi wilę, a wcale nią nie jest albo tego osiłka Dicka, który wkurza się o byle co tak jak wilkołaki. To, że mają te dziwne oczy wcale nie oznacza, że są wilkołakami, przynajmniej tak sądzę.
- Jacob może mieć rację.- wstawił się za nim Trey.- Przecież każdy ma w sobie coś wyjątkowego.
- Ale nie aż tak i udowodnię wam to- rzuciłam im wyzywające spojrzenie. Czas na użycie półśrodków- Nie będziemy się bawić w marne szpiegowanie rodem z fatalnych komedii. Jutro pójdę do ciotki Endless i poproszę o ten dziwny szmaragd, który działa jak wykrywacz kłamstw: rozróżnia czy ktoś jest człowiekiem czy kimś z naszego świata. Wtedy będziemy mieli pewność z kim mamy do czynienia.
Wszyscy popatrzyli na mnie z pewnym zdziwieniem, pomieszanym z powątpiewaniem. Z doświadczenia wiedzieli, że moje plany są ,, misjami samobójczymi'' albo takimi, które nie wypalają, ale trochę wiary chyba mi się przyda, co nie?! Okej: parę razy plany nie wyszły po mojej myśli, ale chyba nikt nie miał innego pomysłu, co nie? Powinni się cieszyć, że ktoś cokolwiek wymyślił, a nie wybredzać. Odrobinę się zirytowałam i zatopiłam smutki w czekoladowym napoju.
- A jak mu zamierzasz ten kamień wcisnąć do ręki?- spytał Cam.- Z tego co mówiła moja mama, kamień musi dotknąć skóry tego kogoś. Dasz mu go w prezencie?
- Dajcie mi czas, a coś wymyślę. Trzeba to zrobić szybko i niezauważalnie.
- A może użyję mojej sztuczki i wmówię panu Hendrickowi, że mamy lekcję o kamieniach?- zaproponowała chytrze Ave. Chłopcy unieśli brwi w geście zdziwienia, więc rudowłosa zaczęła z ożywieniem tłumaczyć- Przecież obecnym tematem jest fauna i flora Nowego Yorku. Możesz dać go wszystkim do ręki jako rzadki okaz, a kiedy się zaświeci, gdy Alex będzie miał go w dłoni, będziesz miała swój dowód i nie będziemy się kłócić. Na lekcji nie będzie mógł odmówić i się nam nie wywinie. Proste i przyjemne.
- Łatwo powiedzieć- mruknął Jacob- Wszystko co jest ,, proste i przyjemne'' z reguły nie kończy się za dobrze, nie pamiętacie?
- Może teraz będzie inaczej?- wzruszyłam ramionami. Jake pokręcił głową i w zamyśleniu upił łyk coli.
- Hej, kochani- uśmiechnęła się do nas jedna z kelnerek, Meghan, podchodząc do naszego stolika. Odpowiedzieliśmy jest chórem cześć i odwzajemniliśmy jej uśmiech, który był zaraźliwy. Jak na Nocnego Łowcę Meg była bardzo często uśmiechnięta, jej dobry humor łatwo można było podłapać. Zresztą wystarczyło na nią spojrzeć, aby się uśmiechnąć. Wyglądała jak jakaś dobra boginka, mogłaby zagrać np. w ekranizacji serii ,, Dom Nocy'' jako bogini Nyks. Meg ma w sobie ,,włoską krew'', gdyż jej babcia stamtąd pochodzi, dzięki czemu ma lekko opaloną karnację skóry jakby co dopiero przyjechała znad morza. Jak zwykle swoje niesforne czarne włosy związała w długi warkocz, ciemnoniebieskie oczy podkreśliła tuszem do rzęs i miała na swoją ulubioną szarą bokserkę z napisem: ,, Na mnie się nie krzyczy, mnie się przytula'', czarne legginsy, podkreślające jej szczupłe nogi i białe adidasy, lekko pobrudzone ziemią. Na jej szyi wisiał srebrny łańcuszek, który dostała ode mnie i Avalon na czternaste urodziny. W ręku trzymała mały woreczek zawiązany brązowym rzemykiem.
- Co tam, Meg?- spytał Trey z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
Cam kopnął nogą w jego krzesło i mój braciszek spadł na podłogę. Jake i Cam przybili sobie piątki, a Trey spiorunował ich spojrzeniem. Wstał z zimnej podłogi, po czym wygładził swoją i tak już brudną koszulę i wyszczerzył zęby do kelnerki. Z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu. Nie od dzisiaj było mi wiadomo, że Meg bardzo mu się podoba i robi bardzo dużo rzeczy, aby zwrócić na siebie jej uwagę, jednak bez skutku. Ciekawe czy teraz mu się uda...
- Meg, nie pracujesz teraz?- wtrąciła Avalon.
- Tak, ale jakiś chłopak poprosił, abym wręczyła to naszej Shade- powiedziała, podając mi ten mały woreczek do ręki. W dotyku był miękki i ciepły oraz pachniał cynamonem- Swoją drogą, niezły przystojniak i jego oczy, świetliste jak księżyc. Umawiacie się ze sobą?
Alex?!
Jake omal nie wypluł swojego picia na stolik, powstrzymując się od śmiechu. Jego policzki zrobiły się czerwone, jakby się dusił, a jego ciałem wstrząsały dreszcze. Nie ukrywał, że się dobrze bawi. Ja za to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy wymiotować. Z trudem powstrzymałam grymas, jednak rumieńców kontrolować nie mogłam. Piekły jakby ktoś mi je podpalił.
- Oni nie chodzą ze sobą. To po prostu nowy uczeń- wzruszyła ramionami Ave, wybawiając mnie od odpowiedzi. Pokiwałam głową, mówiąc nieme ,, Dziękuję''.
Meg zmarszczyła brwi.
- Ah tak... no cóż. W każdym razie, prosił abym ci to przekazała i tyle. Może stara się o twoje względy?
- Na jego miejscu dałbym jej to osobiście- zabrał głos Trey- Przecież kobieta potrzebuje uczuć, prawda, Meg?
- Na pewno- zgodziła się- Jestem pewna, że uszczęśliwisz swoją dziewczynę, jeżeli będziesz ją miał. Póki co muszę iść, bo dzisiaj wcześniej wychodzę. Idę z Masonem na randkę. To na razie, kochani!- powiedziała i kołysząc biodrami wróciła do lady.
Z twarzy Treya odpłynęły kolory, a jego usta rozchyliły się ze zdziwienia. Wyglądał jakby ktoś uderzył go młotkiem w twarz. Cam o mało nie wziął przykładu z Jake'a z tym piciem, ale opanował się i poklepał mojego brata po ramieniu.
- Nie rozpaczaj, chłopie. Ten Mason, to ciota. Pewnie po tej randce nie będzie chciała go znać.
- Właśnie, przecież wiesz, że Mason to idiota dbający tylko o siebie.- wtrącił Jake.
Nie wiedziałam czy skupić się na tym woreczku czy na tym, że mój brat po raz drugi dostał kosza od ładnej dziewczyny. Postanowiłam, że o tym drugim, ten prezent mogę otworzyć później, prawda? Nikt mnie nie pogania. Szybko schowałam woreczek do kieszeni spodni i położyłam ręce na blacie stolika. Avalon przyglądała mi się ze zmartwieniem.
- Wszystko okej?- spytała z troską- Nie otworzysz go teraz?
- Nie- zadecydowałam i posłałam jej blady uśmiech- A teraz lepiej zajmijmy się moim bratem. Wygląda, jakby miał zaraz zemdleć.
- Nieprawda- mruknął i opadł głową na stolik. Wszyscy patrzyliśmy na niego z zażenowaniem, pomieszanym z troską.
- Hej, znacie jakiegoś dobrego zapaśnika? Coś czuję, że bez pomocy ten gostek się nie ruszy- powiedział Jake.
A o to i nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba i widzę, że czyta go coraz większa liczba osób. Oby tak dalej i wszystkim dziękuję za miłe słowa. Póki co nie będę przynudzać i do następnej notki.
PS: Do Natalx. Chodzi o ten rysunek. E-mail podałam w komentarzu na twoim blogu.
Trey zaklął pod nosem, gdy jakiś facet trącił go ramieniem w tym samym momencie, gdy on brał łyka swojego sprite'a przez co polał sobie białą koszulę. Cam wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu:
- Chyba ktoś cię nie lubi, stary.
- Przymknij się Cam.- powiedział, próbując rozetrzeć tą plamę, aby była mniej widoczna. Efekt był jednak jeszcze gorszy. Cammy parsknął śmiechem.
- Bo co mi zrobisz, lalusiu?
- Nie przeginaj, Cammciu.
- Ty też, Treynee.
- Zamknijcie się, ciołki- warknął Jacob, uciszając chłopaków. Posłusznie spuścili wzrok na podłogę jak ukarani uczniowie w podstawówce.
Po skończonych lekcjach Jake postanowił do nas dołączyć, a poza tym przeprosił nas za swoje zachowanie i obiecał, że będzie spokojny i przy okazji przeprosi Bonnie za swoje zachowanie. Cieszyłam się, że wziął się w garść. Jake był mi tak samo bliski jak Trey i martwiłam się o niego, gdy działo się coś złego. Ale kto powiedział, że nie zemszczę się na Jen? Ta szmata nie tylko jego zraniła i chyba czas, aby ktoś jej pokazał ile jest warta z tą swoją ,, ładną buźką''. Trzeba tylko wymyślić coś dobrego dla tej panienki...
- Wiem o czym myślisz, Shade- odezwał się Trey- I to chyba nie jest czas, aby się zajmować takimi błahymi sprawami.
- A o co chodzi?- spytał Jacob.
- O nic!- powiedzieliśmy chórem, po czym wymieniliśmy chytre uśmieszki. Trey doskonale wiedział, że myślałam o zemście. Czasem potrafił mi czytać w myślach, a raczej je odgadywać. W sumie już sama moja wina musiała mu wystarczająco wytłumaczyć, co się działo w mojej głowie.
- Okej, ale może wróćmy do naszego tematu, okej?- powiedziała Avalon, bawiąc się swoimi płomiennorudymi lokami. Wydawała się jednocześnie zirytowana i zestresowana- Coś mi w nich nie pasuje. Najbardziej te oczy, które wydają się takie świetliste i hipnotyzujące, jak u wilkołaków. I jeszcze to, że są tacy zniewalający według dziewczyn. Co o tym myślicie?
- Przecież my także jesteśmy zniewalający i w dodatku wolni. Dziewczyny nam się nie mogą oprzeć- Cam i Trey zaczęli udawać, że są modelami. Wybuchnęliśmy śmiechem, aż zwróciliśmy na siebie uwagę wszystkich klientów pani Kellys. Z trudem się opanowaliśmy. Cam usiadł z powrotem na swoje miejsce i uśmiechnął się szeroko do rudowłosej przyjaciółki.
Avalon wzniosła oczy ku niebu i pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nie o to chodzi i przy okazji: powinniście być modelami albo klaunami.
- Ale przystojnymi, co nie?- Trey zaczął poruszać brwiami.
- Chyba w innym świecie- mruknął Jacob.
- Okej, koniec tych śmiechów.- ucięłam z uśmiechem, który jednak szybko zgasł. To była poważna sprawa, choć dla innych pewnie wydawała się błaha. Ścisnęłam zimny plastikowy kubeczek, aby ochłodzić spocone dłonie- Ave ma rację, w nich jest coś dziwnego. Mają w sobie coś z wilkołaków...
- A może po prostu któryś z rodziców był wilkołakiem?- zaproponował Cam- A może zostali zarażeni likantropią, jednak przemiana nie doszła do skutku? Wiesz, że i takie przypadki się zdarzały.
- Wiem, ale to się nie trzyma kupy. Kiedy likantopia nie dochodzi do skutku, dana osoba dopóki nie osiągnie wieku osiemnastu lat, łatwo traci nad sobą kontrolę i szybko można ich sprowokować o walki. Kiedy się z nim zderzyłam, mógł mnie zaatakować, a był przerażająco spokojny. To w ogóle nie ma sensu.
- A czy coś w naszym świecie ma sens?- wtrącił Jacob- No chyba nie. Gdyby tak, to nie odróżnialibyśmy się tak od Przyziemnych. Nie bylibyśmy odmieńcami czy dziwadłami, jak kto woli.
- Serio nas tak postrzegasz?- spytał Trey.
Jacob wzruszył ramionami i wziął łyk pepsi z puszki.
- Nie chcę mówić tego, co każdy wie, ale nie w tym rzecz. Shade, przecież równie dobrze oni mogą być normalnymi ludźmi, którzy wyróżniają się z tłumu. Weź na przykład taką Shy, która wyglądem przypomina mi wilę, a wcale nią nie jest albo tego osiłka Dicka, który wkurza się o byle co tak jak wilkołaki. To, że mają te dziwne oczy wcale nie oznacza, że są wilkołakami, przynajmniej tak sądzę.
- Jacob może mieć rację.- wstawił się za nim Trey.- Przecież każdy ma w sobie coś wyjątkowego.
- Ale nie aż tak i udowodnię wam to- rzuciłam im wyzywające spojrzenie. Czas na użycie półśrodków- Nie będziemy się bawić w marne szpiegowanie rodem z fatalnych komedii. Jutro pójdę do ciotki Endless i poproszę o ten dziwny szmaragd, który działa jak wykrywacz kłamstw: rozróżnia czy ktoś jest człowiekiem czy kimś z naszego świata. Wtedy będziemy mieli pewność z kim mamy do czynienia.
Wszyscy popatrzyli na mnie z pewnym zdziwieniem, pomieszanym z powątpiewaniem. Z doświadczenia wiedzieli, że moje plany są ,, misjami samobójczymi'' albo takimi, które nie wypalają, ale trochę wiary chyba mi się przyda, co nie?! Okej: parę razy plany nie wyszły po mojej myśli, ale chyba nikt nie miał innego pomysłu, co nie? Powinni się cieszyć, że ktoś cokolwiek wymyślił, a nie wybredzać. Odrobinę się zirytowałam i zatopiłam smutki w czekoladowym napoju.
- A jak mu zamierzasz ten kamień wcisnąć do ręki?- spytał Cam.- Z tego co mówiła moja mama, kamień musi dotknąć skóry tego kogoś. Dasz mu go w prezencie?
- Dajcie mi czas, a coś wymyślę. Trzeba to zrobić szybko i niezauważalnie.
- A może użyję mojej sztuczki i wmówię panu Hendrickowi, że mamy lekcję o kamieniach?- zaproponowała chytrze Ave. Chłopcy unieśli brwi w geście zdziwienia, więc rudowłosa zaczęła z ożywieniem tłumaczyć- Przecież obecnym tematem jest fauna i flora Nowego Yorku. Możesz dać go wszystkim do ręki jako rzadki okaz, a kiedy się zaświeci, gdy Alex będzie miał go w dłoni, będziesz miała swój dowód i nie będziemy się kłócić. Na lekcji nie będzie mógł odmówić i się nam nie wywinie. Proste i przyjemne.
- Łatwo powiedzieć- mruknął Jacob- Wszystko co jest ,, proste i przyjemne'' z reguły nie kończy się za dobrze, nie pamiętacie?
- Może teraz będzie inaczej?- wzruszyłam ramionami. Jake pokręcił głową i w zamyśleniu upił łyk coli.
- Hej, kochani- uśmiechnęła się do nas jedna z kelnerek, Meghan, podchodząc do naszego stolika. Odpowiedzieliśmy jest chórem cześć i odwzajemniliśmy jej uśmiech, który był zaraźliwy. Jak na Nocnego Łowcę Meg była bardzo często uśmiechnięta, jej dobry humor łatwo można było podłapać. Zresztą wystarczyło na nią spojrzeć, aby się uśmiechnąć. Wyglądała jak jakaś dobra boginka, mogłaby zagrać np. w ekranizacji serii ,, Dom Nocy'' jako bogini Nyks. Meg ma w sobie ,,włoską krew'', gdyż jej babcia stamtąd pochodzi, dzięki czemu ma lekko opaloną karnację skóry jakby co dopiero przyjechała znad morza. Jak zwykle swoje niesforne czarne włosy związała w długi warkocz, ciemnoniebieskie oczy podkreśliła tuszem do rzęs i miała na swoją ulubioną szarą bokserkę z napisem: ,, Na mnie się nie krzyczy, mnie się przytula'', czarne legginsy, podkreślające jej szczupłe nogi i białe adidasy, lekko pobrudzone ziemią. Na jej szyi wisiał srebrny łańcuszek, który dostała ode mnie i Avalon na czternaste urodziny. W ręku trzymała mały woreczek zawiązany brązowym rzemykiem.
- Co tam, Meg?- spytał Trey z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
Cam kopnął nogą w jego krzesło i mój braciszek spadł na podłogę. Jake i Cam przybili sobie piątki, a Trey spiorunował ich spojrzeniem. Wstał z zimnej podłogi, po czym wygładził swoją i tak już brudną koszulę i wyszczerzył zęby do kelnerki. Z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu. Nie od dzisiaj było mi wiadomo, że Meg bardzo mu się podoba i robi bardzo dużo rzeczy, aby zwrócić na siebie jej uwagę, jednak bez skutku. Ciekawe czy teraz mu się uda...
- Meg, nie pracujesz teraz?- wtrąciła Avalon.
- Tak, ale jakiś chłopak poprosił, abym wręczyła to naszej Shade- powiedziała, podając mi ten mały woreczek do ręki. W dotyku był miękki i ciepły oraz pachniał cynamonem- Swoją drogą, niezły przystojniak i jego oczy, świetliste jak księżyc. Umawiacie się ze sobą?
Alex?!
Jake omal nie wypluł swojego picia na stolik, powstrzymując się od śmiechu. Jego policzki zrobiły się czerwone, jakby się dusił, a jego ciałem wstrząsały dreszcze. Nie ukrywał, że się dobrze bawi. Ja za to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy wymiotować. Z trudem powstrzymałam grymas, jednak rumieńców kontrolować nie mogłam. Piekły jakby ktoś mi je podpalił.
- Oni nie chodzą ze sobą. To po prostu nowy uczeń- wzruszyła ramionami Ave, wybawiając mnie od odpowiedzi. Pokiwałam głową, mówiąc nieme ,, Dziękuję''.
Meg zmarszczyła brwi.
- Ah tak... no cóż. W każdym razie, prosił abym ci to przekazała i tyle. Może stara się o twoje względy?
- Na jego miejscu dałbym jej to osobiście- zabrał głos Trey- Przecież kobieta potrzebuje uczuć, prawda, Meg?
- Na pewno- zgodziła się- Jestem pewna, że uszczęśliwisz swoją dziewczynę, jeżeli będziesz ją miał. Póki co muszę iść, bo dzisiaj wcześniej wychodzę. Idę z Masonem na randkę. To na razie, kochani!- powiedziała i kołysząc biodrami wróciła do lady.
Z twarzy Treya odpłynęły kolory, a jego usta rozchyliły się ze zdziwienia. Wyglądał jakby ktoś uderzył go młotkiem w twarz. Cam o mało nie wziął przykładu z Jake'a z tym piciem, ale opanował się i poklepał mojego brata po ramieniu.
- Nie rozpaczaj, chłopie. Ten Mason, to ciota. Pewnie po tej randce nie będzie chciała go znać.
- Właśnie, przecież wiesz, że Mason to idiota dbający tylko o siebie.- wtrącił Jake.
Nie wiedziałam czy skupić się na tym woreczku czy na tym, że mój brat po raz drugi dostał kosza od ładnej dziewczyny. Postanowiłam, że o tym drugim, ten prezent mogę otworzyć później, prawda? Nikt mnie nie pogania. Szybko schowałam woreczek do kieszeni spodni i położyłam ręce na blacie stolika. Avalon przyglądała mi się ze zmartwieniem.
- Wszystko okej?- spytała z troską- Nie otworzysz go teraz?
- Nie- zadecydowałam i posłałam jej blady uśmiech- A teraz lepiej zajmijmy się moim bratem. Wygląda, jakby miał zaraz zemdleć.
- Nieprawda- mruknął i opadł głową na stolik. Wszyscy patrzyliśmy na niego z zażenowaniem, pomieszanym z troską.
- Hej, znacie jakiegoś dobrego zapaśnika? Coś czuję, że bez pomocy ten gostek się nie ruszy- powiedział Jake.
A o to i nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba i widzę, że czyta go coraz większa liczba osób. Oby tak dalej i wszystkim dziękuję za miłe słowa. Póki co nie będę przynudzać i do następnej notki.
PS: Do Natalx. Chodzi o ten rysunek. E-mail podałam w komentarzu na twoim blogu.