Życie jest niczym wielka kolejka górska w wesołym miasteczku: raz jesteś na górze, a za chwilę spadasz w dół z niebywałą prędkością. Gdy jesteś na górze, dziękujesz losowi za to, że po prostu jesteś. Gdy na dole, przeklinasz cały świat za swoje cierpienia i nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, a kiedy jesteś gdzieś pomiędzy, nie wiesz czy masz płakać ze szczęścia czy z rozpaczy, patrząc na swoje nieudolne życie.
A gdzie ja jestem? Chyba gdzieś pomiędzy. Całe moje życie jest dziwne i po swojemu normalne; wesołe i jednocześnie smutne, monotonne i niezwykłe, jakbym huśtała się na huśtawce w deszczowy dzień. I ja chyba też taka jestem: monotonna i jednocześnie niezwykła. Rodzice zawsze mi mówili, że jesteśmy inni niż reszta, że JA jestem inna niż reszta, a moi przyjaciele nie są wyjątkami. Gdy byłam mała, cieszyłam się ze swojej odmienności, uważałam, że jestem niezwykła i obdarzona niezwykłym szczęściem przez los, kiedy mogłam rozmawiać z wróżkami, drażnić się ze skrzatami w parku czy obserwować jak syreny pływają z niebywałą gracją w pobliskich wodach i machają mi na powitanie swoimi rybimi ogonami. Czułam się jak dziewczyna, żyjąca w kolejnej bajce Disneya. A tak naprawdę byłam jego kolejną marionetką, kolejną nieświadomą ofiarą, która bez nieustannej walki zginie w rzeczywistości jaką nam ukazuje życie. Może i byłam wojowniczką, córką aniołów, ale wojna z losem to nie jest potyczka ze słabym Podziemnym, który sam się wysłał na misję samobójczą, to walka o przetrwanie w której liczy się każda sekunda i każdy nasz ruch. To bitwa na śmierć i życie.
Szkoda tylko, że tak późno się o tym dowiedziałam i to w nie najprzyjemniejszy sposób.
A gdzie ja jestem? Chyba gdzieś pomiędzy. Całe moje życie jest dziwne i po swojemu normalne; wesołe i jednocześnie smutne, monotonne i niezwykłe, jakbym huśtała się na huśtawce w deszczowy dzień. I ja chyba też taka jestem: monotonna i jednocześnie niezwykła. Rodzice zawsze mi mówili, że jesteśmy inni niż reszta, że JA jestem inna niż reszta, a moi przyjaciele nie są wyjątkami. Gdy byłam mała, cieszyłam się ze swojej odmienności, uważałam, że jestem niezwykła i obdarzona niezwykłym szczęściem przez los, kiedy mogłam rozmawiać z wróżkami, drażnić się ze skrzatami w parku czy obserwować jak syreny pływają z niebywałą gracją w pobliskich wodach i machają mi na powitanie swoimi rybimi ogonami. Czułam się jak dziewczyna, żyjąca w kolejnej bajce Disneya. A tak naprawdę byłam jego kolejną marionetką, kolejną nieświadomą ofiarą, która bez nieustannej walki zginie w rzeczywistości jaką nam ukazuje życie. Może i byłam wojowniczką, córką aniołów, ale wojna z losem to nie jest potyczka ze słabym Podziemnym, który sam się wysłał na misję samobójczą, to walka o przetrwanie w której liczy się każda sekunda i każdy nasz ruch. To bitwa na śmierć i życie.
Szkoda tylko, że tak późno się o tym dowiedziałam i to w nie najprzyjemniejszy sposób.
Kochana niesamowity wstęp oby tak dalej;*
OdpowiedzUsuńMogłabyś wstawić opcję obserwatora na ten blog i ten drugi?;]
Chciałabym, ale tą opcję usunęli. Dzisiaj wstawię ,,zastępstwo'' obserwatorów.
UsuńI bardzo dziękuję, zapomniałam napisać :D
Usuńjuż dodałam, jeżeli chcesz zaobserwować, to kliknij w tą ikonkę: follow this blog in bloglovin i potem kliknij follow.
UsuńLajf is brutal...
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie to ciekawie się zapowiada i idę czytać dalej ;D