Rozdział IV- Co nagle do po diable
- Jestem!- krzyknęłam, kiedy stanęłam w przedpokoju. Odpowiedziała mi jedynie cisza- Halo?
Przeszłam do salonu, a tam zastałam mojego śpiącego starszego brata, który chrapał sobie smacznie na sofie niczym piła łańcuchowa z pilotem w ręku. Musiał wrócić wcześniej z treningu albo w ogóle go odwołali. Z potarganymi blond włosami i spokojną twarzą wyglądał tak bezbronnie, jakby miał czternaście lat, a nie siedemnaście. Widać był bardzo zmęczony, że nawet nie zdążył się przebrać. Nadal miał na sobie tą samą czarną koszulę, która teraz była pognieciona i za długie jeansy, które wyglądały na mocno używane. Dobrze, że nie widzi go żadna dziewczyna z naszej szkoły, inaczej mogłaby go uznać za niechlujnego, czego by na pewno nie chciał. Co prawda mogłabym mu zrobić zdjęcie i na złość wstawić je na facebooka, jednak dzisiaj nerwy miałam w strzępach. Potrzebowałam chwili spokoju.
Dopiero po minucie spostrzegłam, że przy lampce leży mała karteczka z moim imieniem napisanym na wierzchu starannym pismem mamy. Wzięłam ją do rąk i przeczytałam wiadomość:
Dopiero po minucie spostrzegłam, że przy lampce leży mała karteczka z moim imieniem napisanym na wierzchu starannym pismem mamy. Wzięłam ją do rąk i przeczytałam wiadomość:
Cześć, kochanie. Trey dzisiaj źle się poczuł i nie poszedł na trening, a my z tatą postanowiliśmy pojechać do Nadine w odwiedziny. Pewnie wrócimy gdzieś przed północą, bo wpadniemy do Tamary, więc macie cały dom dla siebie. Proszę tylko, nie zdemolujcie go. Całuski, mama i tata.
Zmarszczyłam brwi. Do Tamary? Po co mieliby do niej jechać? Ale czemu miałam się martwić, pomyślałam. Moi rodzice przecież są dorośli... w pewnym sensie, bo fizycznie już się nie starzeją. Czemu miałabym się o to martwić? Może mamę coś boli? Nie powinnam tym zaprzątać sobie głowy. Zamiast tego po cichu wspięłam się po drewnianych schodach na piętro i poszłam do mojego pokoju, który wyglądał jakby przeszło po nim tornado, a w tle grał kawałek Smile Like You Mean It grupy The Killers. Większość moich ubrań ,, wylewała się'' z szafy, niektóre rzeczy leżały na moim łóżku, półkach i na biurku. Fioletowa ściana była ubrudzona sosem pomidorowym od spaghetti, które zapomniałam zjeść i teraz leżało sobie na podłodze i tylko czekało, aż ktoś się na nim poślizgnie i uderzy z hukiem okno. Jakby tego było mało, wszystkie zdjęcia, które powinny wisieć na mojej korkowej tablicy przy łóżku, leżały na biurku wraz z paroma szkicami, które dostałam od ciotki ( rysuje naprawdę świetne rysunki i kiedyś pomyślałam, że poproszę ją o nie, aby stanowiły dekorację pokoju), a na parapecie w zielonej doniczce była zasadzona biała lilia, która obecnie była... dosyć zwiędnięta, jeżeli tak to można ująć. Kompletnie zapomniałam ją podlać. Zapamiętać: poprosić jutro Camerona, aby przyniósł mi jakąś substancję, dzięki której ten kwiat odżyje.
Uważając, aby się nie poślizgnąć, dotarłam do wieży stereo znajdującej się niedaleko mnie i wyłączyłam ją, po czym zabrałam się za wkładanie ubrań do szafy. Miałam nadzieję, że mama tu nie weszła. Nie lubiła, gdy zapomniałam posprzątać pokój, a na ten widok dostałaby pewnie zawału albo bym musiała jutro sprzątać po kolacji. W każdym razie, właśnie wieszałam ostatnie rzeczy w szafie, gdy rozległ się dzwonek mojej komórki. Zrobiłam jeden krok i to był mój błąd, gdyż wdepnęłam wprost w to głupie spaghetti! Spróbowałam złapać równowagę, jednak nie udało mi się i z hukiem upadłam na drewnianą podłogę. Syknęłam z bólu, kiedy poczułam znajome pieczenie na plecach i ramionach. Mimo to, oparłam się o stoliczek na którym stał budzik i telefon, i odebrałam połączenie:
- Jeżeli to nie jest ważna sprawa, radzę się rozłączyć- syknęłam, masując się wolną ręką po jednym z obolałych ramion.
- Co żeś zrobiła?- w słuchawce odezwał się znajomy głos Avalon.
- Wiesz, właśnie miałam darmową lekcję ,, Tańca na lodzie'', a raczej ,, Tańca na talerzu'' i nie przebiegła ona zbyt efektownie. Muszę jeszcze dużo ćwiczyć.
- Mówiłam ci, żebyś nie jadła w pokoju, a teraz się skarżysz, że poślizgnęłaś się na jedzeniu! Ale nie chcę cię pouczać. Widziałaś dzisiaj może moich rodziców? Kiedy wróciłam, nie było ich w domu. Zwykle kiedy wracam leżą na kanapie i oglądają razem filmy sensacyjne, a dzisiaj nic. Zostawili mi kartkę, że pojechali do was w odwiedziny, ale przecież nic mi nie mówili wcześniej. Rodzice Camerona i Jacoba także gdzieś zniknęli.
Na chwilę zapomniałam o bólu i w zadumie potarłam czoło. Okej... to jest podejrzane.
- Moi mi zostawili karteczkę, że pojechali do ciotki Nadine i Tamary...kurde!- Miałam ochotę walnąć się w czoło, kiedy wszystko mi się poukładało w głowie.
- Zebranie?- Avalon także musiała poskładać wszystkie fakty. W jej głosie słychać było rozdrażnienie- Nie mogli nam nic powiedzieć!? Przecież nie jesteśmy już małymi dziećmi!
- Zadzwoń do chłopaków i za dziesięć minut macie być u mnie.- nakazałam i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź Avalon.
Z wściekłości uderzyłam dłonią w stoliczek i dźwignęłam się na równe nogi. Kurde! Kiedy byliśmy mali, rodzice zawsze nas tak bajerowali, aby pójść w spokoju na zebranie Przyziemnych i Dzieci Nefilim. Z doświadczenia wiedzieliśmy, że te spotkania zawsze zwiastowały kłopoty: po jednym z nich okazało się, że w naszym mieście pojawił się bardzo kłopotliwy klan wampirów przez który zginęło wiele niewinnych osób, a po następnym, że grupa czarowników chce wskrzesić Lilith, która była uosobieniem zła. To spotkanie raczej nie było wyjątkiem i dlatego byliśmy wściekli. Owszem, kiedy byliśmy mali to mogli tak robić, nie rozumieliśmy wtedy spraw naszego świata, jednak teraz nie mamy już siedmiu lat i wszystko rozumiemy. Powinni wiedzieć, że prędzej czy później się domyślimy, dlaczego ich nie ma. Kiedy komuś działo się coś złego, cała nasza paczka o tym wiedziała bez wyjątku. To pisanie o Tamarze było bez sensu. Może i mam te szesnaście lat, ale głupia nie jestem, a zwłaszcza naiwna.
- Shade, co się dzieje?- odezwał się Trey, trzymając się futryny drzwi. Nadal był zaspany.
Zrobiło mi się głupio. Tak byłam przejęta tą sytuacją, że narobiłam hałasu i go obudziłam, a zasługiwał na odpoczynek. Nie chciałam ukrywać przed nim tej sytuacji, a może on coś wie? W końcu za rok będzie mógł chodzić na te zebrania i tak dalej, więc czemu miałby nie wiedzieć? Choć znając życie, wtedy bym już o wszystkim wiedziała. Trey może i był dobrym kłamcą, ale mnie nigdy nie mógł oszukać. Poza tym, pewnie wyglądałam teraz jakbym była zdezorientowana, bo przyglądał mi się z troską i zdziwieniem, jak wtedy gdy byliśmy dziećmi i przez przypadek złamałam sobie rękę, kiedy popisywałam się przed kolegami i wdrapywałam się na mur szkoły. Wtedy także przyglądał mi się z tą znaną mieszaniną czułości, zmartwienia, troski i zirytowania. Pod ostrzałem tego spojrzenia nie mogłam niczego przed nim ukrywać. Rodzina to rodzina.
- Trey... rodzice są na zebraniu tak samo jak reszta z naszej ,,rodzinki'. Cameron, Jake i Avalon już tutaj jadą.
- Dobra, uspokójcie się- zarządził Trey, kiedy mówiliśmy jedno przez drugiego. Jak na komendę zamknęliśmy buzię i spojrzeliśmy na mojego brata.- Posłuchajcie, może nic się poważnego nie stało i nie chcieli nas niepokoić?
- Chyba sam w to nie wierzysz, Bernwell- prychnął Cam.
- A masz lepszy pomysł, Lewis?!- syknął mój brat,
- Daj mi minutę i się przymknij.
- Jeszcze jedno takie słowo, a dostaniesz ode mnie ,, mały prezent''- powiedział Trey słodkim tonem od którego często przechodziły mnie dreszcze.
- Nie podskakuj mi, piłkarzyku!
- Z chęcią odwdzięczę ci się za ten prezent, panie każda-dziewczyna-jest-moja!
O nie. Jeszcze tego nam brakowało. Obydwie z Avalon wzniosłyśmy oczy ku niebu. Cam i Trey od kiedy się poznali, ciągle się kłócą i to praktycznie o wszystko. Nawet jak dzieje się coś ważnego, to sobie dokuczają i kłócą się jakby zostali wychowani przez wilki, co było strasznie irytujące w takich sytuacjach. Boże, typowi faceci: skorzy do bójki i konfliktów.
Postanowiłam użyć pewnej anielskiej sztuczki, której nauczyła mnie mama. Stanęłam między nimi i szybko położyłam im ręce na ramionach. Wszystko stało się w tak dynamicznym tempie, że nie zdążyli zareagować. Skupiłam energię w dłoniach, która płynęła z serca i uwolniłam ją z lekkim łaskotem, dzięki czemu chłopaków odepchnęło jakbym ich uderzyła, wprost w ściany naszego przytulnego salonu. Obydwoje upadli na kolana i syknęli z bólu, a ich twarze nabrały purpurowej barwy. Jak nic byli na mnie wściekli, jednak nie przeraziłam się. Skrzyżowałam ręce na piersiach i spiorunowałam ich spojrzeniem.
- Nie mamy czasu na wasze głupie kłótnie. Rozumiem, że hormony w was szaleją, ale lepiej trzymajcie je dla swoich przyszłych dziewczyn.- prychnęłam.
Avalon zaczęła chichotać. Trey i Cameron nadal patrzyli na siebie z wściekłością, jednak posłusznie zajęli swoje wcześniejsze miejsca i zaczęli się wpatrywać w podłogę. Przypominali małych chłopców, których mama ukarała za narobienie bałaganu. Heh, powinnam być niańką albo nauczycielką. Profesor Shadow Bernwell, magister od spraw anielskich...
- Hej, słuchajcie!- krzyknęła Avalon, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia.
Szybko rzuciła się po pilota i pod głosiła na maksa telewizor. Właśnie leciały wiadomości na CNN, a ,, telewizyjna piękność'' Marian Hemingway ze swoją miną pokerzystki, mówiła do widzów, a nad jej głową wisiał wielki nagłówek głoszący: ,, Tajemnicze zaginięcia w NY''.
- Tutaj Marian Hemingway, witam serdecznie. Wiadomość z ostatniej chwili: w obrębie Manhattanu zaginęła grupa nastolatków, która prawdopodobnie wybierała się do któregoś z miejscowych klubów. Świadek powiedział, że grupa szła do klubu ,,Nocna Frezja'', kiedy w okolicy pojawiła się dziwna mgła, a, gdy zniknęła, nastolatków już nie było. Rodzice zaginionych powiedzieli, że ich pociechy nie wróciły na noc, więc zawiadomili policję. Znaleźli oni odciski stóp w okolicy tego klubu, jednak po pewnym czasie zmieniły one kierunek i urwały się przy East River. Policji obecnie przeszukuje ten teren, a także szuka innych świadków, którzy być może wiedzą, co się stało z tymi nastolatkami. Jest to kolejny incydent, w którym giną młodzi ludzie. Przypominam, że w dzielnicy Queens także zaginęła grupa studentów, którzy wracali o pierwszej w nocy z przyjęcia i obecnie są poszukiwani. Policja apeluje, aby wszyscy unikali nocnych spacerów, gdyż te zaginięcia mogą być sprawką jakiegoś mordercy czy psychopaty. Prosimy być czujni i uważać na siebie.- I to był koniec tego komunikatu, po czym przeszli do pogody.
Chyba wszystkim w tym salonie przeszło przez głowę: ,,zebranie''. Kawałki tej małej układanki idealnie do siebie pasowały. Tej ,,mgły'' używały zwykle faerie, aby oszołomić swoją ofiarę, a wiadomo było, że Królowa Jasnego Dworu nie darzyła Nefilim i nas sympatią, choć także była Podziemną, więc co ją powstrzymywało przed małą ,, zabawą''? Nie obchodziła jej wojna, po prostu zaszyłaby się w jakimś cichym miejscu wraz ze swoim dworem i to na nas pewnie spadłby ten problem. Chyba na serio wzięła sobie do serca ,, żyć, nie umierać''. To był jeden z wielu powodów dla których trzymałam się z dala of ich rasy. Jedynym czym mnie napawali to obrzydzeniem.
Ale wracając do sprawy: Królowa mogła się po prostu zabawić tymi nastolatkami, aby zwrócić na siebie uwagę Clave oraz zrobić zamieszanie, a takie spektakle były jedną z jej najbardziej lubianych rozrywek, więc czemu nie? Dlatego Clave musiało zwołać zebranie, aby ewentualnie znaleźć ślady, które naprowadziłyby na sprawcę tych wydarzeń. Wystarczy usłyszeć o tym, aby się domyślić, że to nie żaden psychopata. Przecież nie nosi ze sobą przenośnego urządzenia do robienia mgły, co nie? A obecna pogoda nie sprzyja powstawaniu tego zjawiska atmosferycznego.
- Ehm...- odchrząknął Cameron- Myślicie, że to dlatego...
- Tak- powiedzieliśmy chórem.
- A co z Jacobem?- spytał Trey, nadal gapiąc się w telewizor- Czy i on nie powinien być obecny? W końcu należy do naszej paczki, prawda?
- Sama nie wiem- mruknęła Avalon pod nosem. I ja także miałam złe przeczucia.
Jake, gdzie jesteś?
A o to i nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba. Dzięki za wejścia, ale teraz czas na coś z innej beczki:
Więc do głowy wpadł mi pomysł i tu czekam na wasze pomysły. Każdy kto przeczytał którąś z książek Cassandry Clare wie, że na początku każdego rozdziału są różne wiersze. Pomyślałam więc, że tu także dołączę wiersze, jednak nie jestem żadną poetką i marnie mi to wychodzi. W każdym razie, pomyślałam, że może wśród odwiedzających jest ktoś, kto piszę wiersze. Chodzi o to, że podawalibyście mi swoje pomysły ( swoje, nie z neta!), a ja wraz z moją zaufaną przyjaciółką zadecydujemy, który pójdzie na początek rozdziału, jednak oczywiście nie zostawiłabym innych prac. Utworzyłabym zakładkę z napisem ,, Wasze wiersze'' i tam bym wszystkie umieszczała. To samo także jest, jeżeli chodzi o rysowanie. Jeżeli chcielibyście, aby wasza praca związana z tym blogiem pojawiła się w notce i w zakładce, którą stworzę jak pomysł się rozwinie i znajdą się chętni, to przesyłacie mi je i umieszczę je w takiej naszej galerii. Ale najpierw potrzebuję ochotników. Czy jest ktoś chętny? A może macie pomysł, co chcielibyście dać od siebie. Odpowiedzi piszcie w komentarzach. To do następnej notki i miłego czytania!
PS: Mam nadzieję, że muzyka się podoba.
Uważając, aby się nie poślizgnąć, dotarłam do wieży stereo znajdującej się niedaleko mnie i wyłączyłam ją, po czym zabrałam się za wkładanie ubrań do szafy. Miałam nadzieję, że mama tu nie weszła. Nie lubiła, gdy zapomniałam posprzątać pokój, a na ten widok dostałaby pewnie zawału albo bym musiała jutro sprzątać po kolacji. W każdym razie, właśnie wieszałam ostatnie rzeczy w szafie, gdy rozległ się dzwonek mojej komórki. Zrobiłam jeden krok i to był mój błąd, gdyż wdepnęłam wprost w to głupie spaghetti! Spróbowałam złapać równowagę, jednak nie udało mi się i z hukiem upadłam na drewnianą podłogę. Syknęłam z bólu, kiedy poczułam znajome pieczenie na plecach i ramionach. Mimo to, oparłam się o stoliczek na którym stał budzik i telefon, i odebrałam połączenie:
- Jeżeli to nie jest ważna sprawa, radzę się rozłączyć- syknęłam, masując się wolną ręką po jednym z obolałych ramion.
- Co żeś zrobiła?- w słuchawce odezwał się znajomy głos Avalon.
- Wiesz, właśnie miałam darmową lekcję ,, Tańca na lodzie'', a raczej ,, Tańca na talerzu'' i nie przebiegła ona zbyt efektownie. Muszę jeszcze dużo ćwiczyć.
- Mówiłam ci, żebyś nie jadła w pokoju, a teraz się skarżysz, że poślizgnęłaś się na jedzeniu! Ale nie chcę cię pouczać. Widziałaś dzisiaj może moich rodziców? Kiedy wróciłam, nie było ich w domu. Zwykle kiedy wracam leżą na kanapie i oglądają razem filmy sensacyjne, a dzisiaj nic. Zostawili mi kartkę, że pojechali do was w odwiedziny, ale przecież nic mi nie mówili wcześniej. Rodzice Camerona i Jacoba także gdzieś zniknęli.
Na chwilę zapomniałam o bólu i w zadumie potarłam czoło. Okej... to jest podejrzane.
- Moi mi zostawili karteczkę, że pojechali do ciotki Nadine i Tamary...kurde!- Miałam ochotę walnąć się w czoło, kiedy wszystko mi się poukładało w głowie.
- Zebranie?- Avalon także musiała poskładać wszystkie fakty. W jej głosie słychać było rozdrażnienie- Nie mogli nam nic powiedzieć!? Przecież nie jesteśmy już małymi dziećmi!
- Zadzwoń do chłopaków i za dziesięć minut macie być u mnie.- nakazałam i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź Avalon.
Z wściekłości uderzyłam dłonią w stoliczek i dźwignęłam się na równe nogi. Kurde! Kiedy byliśmy mali, rodzice zawsze nas tak bajerowali, aby pójść w spokoju na zebranie Przyziemnych i Dzieci Nefilim. Z doświadczenia wiedzieliśmy, że te spotkania zawsze zwiastowały kłopoty: po jednym z nich okazało się, że w naszym mieście pojawił się bardzo kłopotliwy klan wampirów przez który zginęło wiele niewinnych osób, a po następnym, że grupa czarowników chce wskrzesić Lilith, która była uosobieniem zła. To spotkanie raczej nie było wyjątkiem i dlatego byliśmy wściekli. Owszem, kiedy byliśmy mali to mogli tak robić, nie rozumieliśmy wtedy spraw naszego świata, jednak teraz nie mamy już siedmiu lat i wszystko rozumiemy. Powinni wiedzieć, że prędzej czy później się domyślimy, dlaczego ich nie ma. Kiedy komuś działo się coś złego, cała nasza paczka o tym wiedziała bez wyjątku. To pisanie o Tamarze było bez sensu. Może i mam te szesnaście lat, ale głupia nie jestem, a zwłaszcza naiwna.
- Shade, co się dzieje?- odezwał się Trey, trzymając się futryny drzwi. Nadal był zaspany.
Zrobiło mi się głupio. Tak byłam przejęta tą sytuacją, że narobiłam hałasu i go obudziłam, a zasługiwał na odpoczynek. Nie chciałam ukrywać przed nim tej sytuacji, a może on coś wie? W końcu za rok będzie mógł chodzić na te zebrania i tak dalej, więc czemu miałby nie wiedzieć? Choć znając życie, wtedy bym już o wszystkim wiedziała. Trey może i był dobrym kłamcą, ale mnie nigdy nie mógł oszukać. Poza tym, pewnie wyglądałam teraz jakbym była zdezorientowana, bo przyglądał mi się z troską i zdziwieniem, jak wtedy gdy byliśmy dziećmi i przez przypadek złamałam sobie rękę, kiedy popisywałam się przed kolegami i wdrapywałam się na mur szkoły. Wtedy także przyglądał mi się z tą znaną mieszaniną czułości, zmartwienia, troski i zirytowania. Pod ostrzałem tego spojrzenia nie mogłam niczego przed nim ukrywać. Rodzina to rodzina.
- Trey... rodzice są na zebraniu tak samo jak reszta z naszej ,,rodzinki'. Cameron, Jake i Avalon już tutaj jadą.
- Dobra, uspokójcie się- zarządził Trey, kiedy mówiliśmy jedno przez drugiego. Jak na komendę zamknęliśmy buzię i spojrzeliśmy na mojego brata.- Posłuchajcie, może nic się poważnego nie stało i nie chcieli nas niepokoić?
- Chyba sam w to nie wierzysz, Bernwell- prychnął Cam.
- A masz lepszy pomysł, Lewis?!- syknął mój brat,
- Daj mi minutę i się przymknij.
- Jeszcze jedno takie słowo, a dostaniesz ode mnie ,, mały prezent''- powiedział Trey słodkim tonem od którego często przechodziły mnie dreszcze.
- Nie podskakuj mi, piłkarzyku!
- Z chęcią odwdzięczę ci się za ten prezent, panie każda-dziewczyna-jest-moja!
O nie. Jeszcze tego nam brakowało. Obydwie z Avalon wzniosłyśmy oczy ku niebu. Cam i Trey od kiedy się poznali, ciągle się kłócą i to praktycznie o wszystko. Nawet jak dzieje się coś ważnego, to sobie dokuczają i kłócą się jakby zostali wychowani przez wilki, co było strasznie irytujące w takich sytuacjach. Boże, typowi faceci: skorzy do bójki i konfliktów.
Postanowiłam użyć pewnej anielskiej sztuczki, której nauczyła mnie mama. Stanęłam między nimi i szybko położyłam im ręce na ramionach. Wszystko stało się w tak dynamicznym tempie, że nie zdążyli zareagować. Skupiłam energię w dłoniach, która płynęła z serca i uwolniłam ją z lekkim łaskotem, dzięki czemu chłopaków odepchnęło jakbym ich uderzyła, wprost w ściany naszego przytulnego salonu. Obydwoje upadli na kolana i syknęli z bólu, a ich twarze nabrały purpurowej barwy. Jak nic byli na mnie wściekli, jednak nie przeraziłam się. Skrzyżowałam ręce na piersiach i spiorunowałam ich spojrzeniem.
- Nie mamy czasu na wasze głupie kłótnie. Rozumiem, że hormony w was szaleją, ale lepiej trzymajcie je dla swoich przyszłych dziewczyn.- prychnęłam.
Avalon zaczęła chichotać. Trey i Cameron nadal patrzyli na siebie z wściekłością, jednak posłusznie zajęli swoje wcześniejsze miejsca i zaczęli się wpatrywać w podłogę. Przypominali małych chłopców, których mama ukarała za narobienie bałaganu. Heh, powinnam być niańką albo nauczycielką. Profesor Shadow Bernwell, magister od spraw anielskich...
- Hej, słuchajcie!- krzyknęła Avalon, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia.
Szybko rzuciła się po pilota i pod głosiła na maksa telewizor. Właśnie leciały wiadomości na CNN, a ,, telewizyjna piękność'' Marian Hemingway ze swoją miną pokerzystki, mówiła do widzów, a nad jej głową wisiał wielki nagłówek głoszący: ,, Tajemnicze zaginięcia w NY''.
- Tutaj Marian Hemingway, witam serdecznie. Wiadomość z ostatniej chwili: w obrębie Manhattanu zaginęła grupa nastolatków, która prawdopodobnie wybierała się do któregoś z miejscowych klubów. Świadek powiedział, że grupa szła do klubu ,,Nocna Frezja'', kiedy w okolicy pojawiła się dziwna mgła, a, gdy zniknęła, nastolatków już nie było. Rodzice zaginionych powiedzieli, że ich pociechy nie wróciły na noc, więc zawiadomili policję. Znaleźli oni odciski stóp w okolicy tego klubu, jednak po pewnym czasie zmieniły one kierunek i urwały się przy East River. Policji obecnie przeszukuje ten teren, a także szuka innych świadków, którzy być może wiedzą, co się stało z tymi nastolatkami. Jest to kolejny incydent, w którym giną młodzi ludzie. Przypominam, że w dzielnicy Queens także zaginęła grupa studentów, którzy wracali o pierwszej w nocy z przyjęcia i obecnie są poszukiwani. Policja apeluje, aby wszyscy unikali nocnych spacerów, gdyż te zaginięcia mogą być sprawką jakiegoś mordercy czy psychopaty. Prosimy być czujni i uważać na siebie.- I to był koniec tego komunikatu, po czym przeszli do pogody.
Chyba wszystkim w tym salonie przeszło przez głowę: ,,zebranie''. Kawałki tej małej układanki idealnie do siebie pasowały. Tej ,,mgły'' używały zwykle faerie, aby oszołomić swoją ofiarę, a wiadomo było, że Królowa Jasnego Dworu nie darzyła Nefilim i nas sympatią, choć także była Podziemną, więc co ją powstrzymywało przed małą ,, zabawą''? Nie obchodziła jej wojna, po prostu zaszyłaby się w jakimś cichym miejscu wraz ze swoim dworem i to na nas pewnie spadłby ten problem. Chyba na serio wzięła sobie do serca ,, żyć, nie umierać''. To był jeden z wielu powodów dla których trzymałam się z dala of ich rasy. Jedynym czym mnie napawali to obrzydzeniem.
Ale wracając do sprawy: Królowa mogła się po prostu zabawić tymi nastolatkami, aby zwrócić na siebie uwagę Clave oraz zrobić zamieszanie, a takie spektakle były jedną z jej najbardziej lubianych rozrywek, więc czemu nie? Dlatego Clave musiało zwołać zebranie, aby ewentualnie znaleźć ślady, które naprowadziłyby na sprawcę tych wydarzeń. Wystarczy usłyszeć o tym, aby się domyślić, że to nie żaden psychopata. Przecież nie nosi ze sobą przenośnego urządzenia do robienia mgły, co nie? A obecna pogoda nie sprzyja powstawaniu tego zjawiska atmosferycznego.
- Ehm...- odchrząknął Cameron- Myślicie, że to dlatego...
- Tak- powiedzieliśmy chórem.
- A co z Jacobem?- spytał Trey, nadal gapiąc się w telewizor- Czy i on nie powinien być obecny? W końcu należy do naszej paczki, prawda?
- Sama nie wiem- mruknęła Avalon pod nosem. I ja także miałam złe przeczucia.
Jake, gdzie jesteś?
A o to i nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba. Dzięki za wejścia, ale teraz czas na coś z innej beczki:
Więc do głowy wpadł mi pomysł i tu czekam na wasze pomysły. Każdy kto przeczytał którąś z książek Cassandry Clare wie, że na początku każdego rozdziału są różne wiersze. Pomyślałam więc, że tu także dołączę wiersze, jednak nie jestem żadną poetką i marnie mi to wychodzi. W każdym razie, pomyślałam, że może wśród odwiedzających jest ktoś, kto piszę wiersze. Chodzi o to, że podawalibyście mi swoje pomysły ( swoje, nie z neta!), a ja wraz z moją zaufaną przyjaciółką zadecydujemy, który pójdzie na początek rozdziału, jednak oczywiście nie zostawiłabym innych prac. Utworzyłabym zakładkę z napisem ,, Wasze wiersze'' i tam bym wszystkie umieszczała. To samo także jest, jeżeli chodzi o rysowanie. Jeżeli chcielibyście, aby wasza praca związana z tym blogiem pojawiła się w notce i w zakładce, którą stworzę jak pomysł się rozwinie i znajdą się chętni, to przesyłacie mi je i umieszczę je w takiej naszej galerii. Ale najpierw potrzebuję ochotników. Czy jest ktoś chętny? A może macie pomysł, co chcielibyście dać od siebie. Odpowiedzi piszcie w komentarzach. To do następnej notki i miłego czytania!
PS: Mam nadzieję, że muzyka się podoba.
Super blog ! Na prawdę mi się podoba . Będę częściej wpadać. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńhttp://style-fashionnn.blogspot.com/
Kolejny niesamowity rozdział;*
OdpowiedzUsuńA co do pomysłów to myślę,że wypalą:P
Jak mi się uda coś namalować to prześle, ale ze mnie artyska nijaka;]
Mam obraz elfa naszkicowany może byc? :D
Czekam na kolejny z niecierpliwością:)
I zapraszam do siebie;P
Dziękuję :* Pewnie, że możesz to nadesłać. W końcu elfy także tu wystąpią, po prostu trzeba tutaj rozwinąć akcję.
UsuńA nadesłać to możesz na dwa sposoby:
1. Wstawisz na bloga, a ja wtedy go pobiorę.
2. Wyślesz mi na e-maila.
Wybierz, który chcesz i szybko odpisz.
Wybieram 2 opcję :p
UsuńHejka... Tu Ridley! Świetny rozdział. Ciekawi mnie skąd tam mgła fearie??? Skąd taki pomysł? A co do wierszy to sporo ich piszę... Ale rzadko na temat, który wybieram. Może coś wyskrobię😊
OdpowiedzUsuń