poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział III- Dlaczego niektórzy ludzie to zagadka z niespodzianką?!

Rozdział III- Dlaczego niektórzy ludzie to zagadka z niespodzianką?!
- Dziękujemy, że zaszczyciła nas pani swoją obecnością, panno Bernwell.- odezwała się z ironią profesor Vasques, wystawiając swój zakrzywiony nos zza książki od biologii.
- Przepraszam- mruknęłam i usiadłam na swoim miejscu, czując na plecach ciekawskie spojrzenia reszty klasy.
  Uparcie wpatrywałam się w podręcznik, unikając złośliwego uśmiechu profesorki. Henrietta Vasques jest jedną z najbardziej nielubianych nauczycieli w St. Xavier i chyba najbardziej zgorzkniałą kobietą w całym Manhattanie. Nigdy się nie uśmiechała, no chyba że tym swoim złośliwym uśmieszkiem mówiącym coś w stylu: ,, Mam na ciebie haczyk''. No, ale czego można by było się spodziewać po czterdziestopięcioletniej kobiecie z całą masa zmarszczek, ostrym haczykowatym nosem, którego nie pozazdrościłby nawet Pinokio, zimnymi zielonymi oczami, przypominającymi barwą szpinak i blond włosami, które sterczały we wszystkie strony jakby ktoś potraktował Vasques paralizatorem. Przypominała te wredne nauczycielki z durnych seriali, które się wymądrzają, a tak naprawdę nic nie wiedzą, tylko robią wszystko, aby cię pogrążyć. W tym przypadku chodziło o mnie, ale nie dawałam się ośmieszać. Tą wojnę wypowiedziała mi już pierwszego dnia szkoły i pewnie nie skończy się, póki pierwsza mnie nie przeprosi. Ja na pewno jej nie przeproszę za ośmieszanie, mam jeszcze takie coś jak godność.
  Tak jak powiedziała Avalon, Jake siedział na swoim miejscu przy ścianie i pustym wzrokiem wpatrywał się w tablicę. Na jego ramionach spostrzegłam świeże rany zrobione jakimś ostrym narzędziem, a oczy miał podkrążone jakby zarwał noc, przez co wyglądał ponuro i jednocześnie strasznie. Bonnie, która siedziała z nim w jednej ławce, próbowała zwrócić na siebie jego uwagę, jednak on uparcie wpatrywał się w tablicę. Na jej twarzy odmalowało się odrzucenie, które ścisnęło moje serce. Bon nie zasłużyła sobie na takie traktowanie, przynajmniej moim zdaniem. Szczerze jej współczułam. Wiedziałam jaki męczący może być Jake, kiedy jest wkurzony. 
  Nie tylko ja ich obserwowałam. Cameron, który również chodził ze mną do klasy, pokazywał coś na migi Jake'owi. On tylko pokręcił głową i wrócił do wpatrywania się w tablicę. 
  W końcu dzwonek zadzwonił, uwalniając mnie spod szpon Vasques. Szybko zgarnęłam swoje rzeczy do plecaka  podeszłam do ławki mojego kuzyna. On i Bonnie przez chwilę rozmawiali przyciszonymi głosami, aż Jake minął mnie bez słowa i wyraźnie wściekły niemal wybiegł z sali. W oczach brązowowłosej zalśniły łzy, jednak opanowała się i z kamienną twarzą wyszła z klasy. Miałam ochotę westchnąć z irytacji. Nie chciałam jednak czekać, aż Vasques weźmie mnie na ,, rozmowę'' tylko podreptałam za moim kuzynem. Nie zauważyłam nawet, że Cameron idzie za mną:
- Co się z nim dzieje?- spytał, bez trudu dotrzymując mi kroku.- I nie mów, że wszystko jest  porządku. Wygląda jak chodzący trup! Przypomina ojca Avalon, kiedy jest pokłócony z ciotką Clarissą.
- Cam, nie wiem, co się dzieje.- przyznałam, nadal goniąc mojego kuzynka, który szedł szybkim krokiem kilkanaście metrów przed nami. Trochę przyśpieszyłam, by się znaleźć jak najszybciej przy nim- Nie zamierzałam mówić, że wszystko jest w porządku. Tu chyba chodzi o sprawę Jen i Archi'ego, ale nie jestem pewna. W każdym razie, pomóż mi. Przytrzymaj go, jeżeli będzie chciał uciec przed nami. Muszę z nim pogadać i nie chce, aby mi się wywinął. Mogę na ciebie liczyć, Cammy?
- Pewnie- posłał mi swój szelmowski uśmiech.
  Mimo powagi sytuacji, odwzajemniłam uśmiech, po czym podbiegłam do Jake'a i chwyciłam go za ramię. 
- Okej, koniec zabawy, Jacob. Musimy porozmawiać- powiedziałam sucho.
- Zostaw mnie, Shade- jęknął i wyszarpnął rękę z mojego uścisku.
- Nie chciałam tego robić, ale mnie do tego zmusiłeś. Cammy, pomóż mi!
 Cameron w jednej chwili chwycił przyjaciela za ramiona jak zawodowy zapaśnik, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Jake próbował się wyszarpać z jego objęć, jednak ten był dzisiaj od niego silniejszy przez co nie miał jak uciec. W innej sytuacji, gdyby Jake był wypoczęty z łatwością by mu się wywinął, jednak dzisiaj wyglądał na bardzo zmęczonego i chyba nie czuł się najlepiej. Ukradkiem spojrzałam na korytarz czy może nikt nie poszedł po nauczyciela albo się na nas gapi, jednak nikt się na nas nie patrzył, co mi odpowiadało. Przynajmniej mamy chwilowy spokój.
  Pokazałam ręką Cameronowi, aby szedł za mną. Posłusznie ciągnął naszego ,, więźnia'', aż w końcu znaleźliśmy się na boisku przed szkołą, gdzie póki co było parę osób, które paliły fajki. Co prawda pewnie za chwilę przyjdzie tu więcej ludzi, więc lepiej nie tracić czasu. Kiwnęłam głową na Jake'a, aby mój przyjaciel go puścił. Posłusznie to zrobił, a Jake zatoczył się do tyłu na ścianę i spiorunował nas spojrzeniem, jednocześnie gładząc rękami obolałe nadgarstki. Z bliska wyglądał jeszcze gorzej, wręcz koszmarnie. Z jego twarzy zniknęły kolory, a włosy były roztrzepane we wszystkie strony. Cam rozszerzył oczy ze zdziwienia.
- Coś ty ze sobą zrobił, stary? Wyglądasz jakbyś zarwał noc.
- Może, ale nie wiem, po co mnie tu ciągnęliście na oczach całej szkoły- odpowiedział ponuro.
  Okej, jego postawa zaczynała mnie drażnić.
- Cam zrobił to, bo go poprosiłam. Co się z tobą dzieje? Dzisiaj rano dzwoniła do mnie ciotka Sky i pytała się gdzie jesteś. Może mi powiesz, po co wczesnym rankiem wyszedłeś z domu? Albo dlaczego ranisz Bonnie, która się o ciebie martwi i w dodatku uczepił się jej brat twojej kochanej Jenny? Jeżeli tu chodzi o tą szmatę i twojego byłego kumpla, to nie możesz się wyładowywać na swojej przyjaciółce ani rodzinie. Wiesz, że wszyscy się o ciebie martwimy.
- A ty wiesz, że nie znoszę być niańczony.- odparł kwaśno- Wy macie swoje sprawy, ja mam swoje, a to jak traktuję Bo to nie twoja sprawa.
- A moja, bo lubię Bonnie i nie pozwolę, abyś traktował ją jak szmacianą lalkę! Ona ma uczucia!
- A pomyślałaś o moich uczuciach? Shadow, tu chodzi o mnie. Muszę zemścić się na Jen i Archi'em, muszę coś zrobić, zniszczyć mój wizerunek gangstera. Dostałem dziś wezwanie na policję, bo ktoś na mnie doniósł, że wszcząłem jakąś bójkę! I mam być z tego powodu szczęśliwy?!
- Nie mogłeś nam powiedzieć?!- wydarłam się. Skończyła mi się cierpliwość.- Przecież jesteśmy rodziną, bronimy swoich, a ty od czasu zerwania z Jen odwróciłeś się od nas! I teraz jesteś na nas zły?! Coś ci powiem, Jacobie Shepard: nie wiem co Bonnie w tobie widzi, skoro wolisz Jen, która jest kolejną szmatą, których nie mało jest na naszym świecie! Mam nadzieję, że znajdzie sobie kogoś kto da jej szczęście, a ty będziesz patrzeć na to i myśleć, czemu ją tak raniłeś!- wykrzyczałam mu to prosto w twarz.
  Wszystko działo się najwyżej minutę. Miałam już dość tej rozmowy. Obróciłam się na pięcie i weszłam do szkoły, trzaskając drzwiami.


  Hello! A o to i nowy rozdział, który wyszedł mi niestety krótszy niż zamierzałam, ale jak wielu wie, na początku ciężko rozwinąć akcję, a potem jest coraz lepiej ( przynajmniej u mnie). Mam nadzieję, że wam się podoba i dziękuję za te komentarze, które napłynęły oraz te wejścia. Już 200 wejść! Po prostu super, choć niestety czekam jeszcze na ten szablon i coś czuje, że to długo potrwa. Ale będę dobrej myśli, póki co, do następnej notki, a jeżeli znajdzie się więcej osób, mam dla was małe zadanie.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział;*
    Bardzo ciekawie się zapowiada;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze? To tylko tytuł sprawił, że zaczęłam czytać, bo nie lubię ogólnie czytać opowiadań na blogu. Ale Twoje bardzo mi się spodobało. Ten opis nauczycielki! Taki plastyczny, że ja sobie dokładnie wyobraziłam! ♥

    Skom? http://kawiarenka-balladyny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: Jeżeli chcecie zareklamować tutaj swój blog, to piszcie ich adresy w zakładce SPAM.
Piszcie co myślicie: czy wam się opowiadanie podoba czy nie. Umiem
przyjmować krytykę, liczy się dla mnie każde wasze zdanie. Za komentarze typu ,, Fajny blog, zapraszam do siebie'' nie będę się odwdzięczać.
Nie wolno używać wulgaryzmów, czy kogokolwiek obrażać!

Obserwatorzy