piątek, 19 lipca 2013

Rozdział II- Normalność po mojemu

Rozdział II
 Normalność po mojemu
  Znowu ten sam sen. Ten sam koszmar, który bez przerwy mnie nęka. Wiedziałam, że to sen, jednak całą sobą czułam wiatr rozwiewający moje włosy we wszystkie strony, miękką trawę polanki, która delikatnie łaskotała moje stopy i czułam znajomy zapach lip, który unosił się w powietrzu. Wszystko to wydawało mi się takie realistyczne, jakbym nie była w śnie tylko na jawie i może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że wiedziałam co się za chwilę stanie.
- Przyjdę po ciebie, moja słodka- ktoś mi szepnął do ucha, zachrypniętym, męskim głosem od którego przeszły mi ciarki po plecach.
  Poczułam ciepłe i silne ręce, które oplotły moją talię niczym lina, tak, że nie mogłam się ruszyć. I wcale nie chciałam. Wtuliłam się w tego kogoś i zaczęłam wpatrywać się w deszczowe niebo nad nami. Chciałam trwać w tej fantazji i zobaczyć, kim jest ten chłopiec. Nigdy nie mogłam się dowiedzieć, kim on jest, bo sen zawsze kończył się tak samo. Dlaczego nie mogłabym spróbować teraz?
  I jakby moja wyobraźnia chciała potwierdzić, że stanie się to co zwykle, szare niebo przeciął piorun, który po chwili z wielkim hukiem uderzył kilka metrów przed nami. Poczułam znajomy swąd spalenizny, a trawa zajęła się ogniem, który lizał moje stopy i rozgrzewał je go czerwoności. Chciałam wyrwać się z ramion tego chłopaka, uciec przed burzą i ogniem, który leniwie przesuwał się w moją stronę, jednak on mnie trzymał bardzo mocno, jakby miał ręce ze stali. Poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi, a jego ramiona zacisnęły się mocniej, pozbawiając mnie tchu. Niemal drżałam ze strachu. Proszę nie, nie chcę. 
- Przyjdę do ciebie- powtórzył. 
  Wtedy piorun uderzył prosto we mnie, a moja pidżama zajęła się ogniem...


- Nie!- krzyknęłam i nieoczekiwanie spadłam plecami na drewnianą podłogę mojego pokoju. Jęknęłam z bólu, odsunęłam włosy na bok i zaczęłam mrugać powiekami, aby odzyskać ostrość widzenia. Po chwili widziałam już doskonale i posykując, wyplątałam się z pościeli i stanęłam na nogi.
  Nienawidziłam tego momentu. Po tym śnie zawsze kołowało mi się w głowie i czułam się cała obolała. Nie mogąc się już utrzymać na nogach, które zdawały się być zrobione z waty, opadłam na łóżko i zamknęłam oczy, aby zawroty minęły. Wszystko dosłownie wirowało mi przed oczami jak w pralce automatycznej. Po prostu nienawidziłam takich momentów, ale nic nie mogłam na to poradzić. Te sny pojawiały się już od dłuższego czasu i za nic nie chciały już mnie nawiedzać. Próbowałam wszystkiego: ciepłego mleka, liczenia owiec, środków nasennych, naparów cioci Endless, które czasami były wręcz ohydne i nic to nie pomagało, aż w końcu dałam sobie spokój i teraz przeżywam ten sen przez cały czas. Nie mówię o tym nikomu, nawet moim najbliższym, bo nie chciałabym, aby cały czas się zamartwiali. To tylko głupie koszmary, nic więcej. Może ciotka Endless w końcu znajdzie sposób? Zostało mi jedynie mieć nadzieję, że tak będzie.  
  Dzwonek Reckless You Me At Six skutecznie wyrwał mnie z rozmyślań i przywrócił do rzeczywistości. Wyciągnęłam rękę przed siebie, szukając po omacku na komodzie telefonu, aż w końcu trafiłam na niego i odebrałam połączenie, nie patrząc kto dzwoni:
- Halo?
- Cześć kochanie, tu ciocia Sky.
  A to ci niespodzianka.
- O, hej ciociu. Co tam?
- Wiesz może gdzie jest mój Jake? Wrócił na noc do domu, jednak rano już go nie było. Pomyślałam, że może jest u ciebie i dzwonię.
   Co?!
  Serce mi zamarło, a zaraz potem zaczęło bić trzy razy szybciej. Jake nie był rannym ptaszkiem i często wstawał o dziesiątej, a do szkoły zwykle budził go budzik, ciocia Sky i pies sąsiadów, który często wył na całą ulicę bez wyraźnego dla swoich właścicieli powodu ( kto wie, co się kryje w tych zwierzęcych łbach, może spiskują jak zdobyć władzę nad światem?). W każdym razie, to było do niego niepodobne. Ale może tylko panikowałam? W końcu Jake nie jest małym dzieckiem, umie sobie radzić samodzielnie.
- Może jest w warsztacie Callagana? Zaraz tam zadzwonię i się wszystkiego dowiem. Nie martw się o niego, przecież nie ma pięciu lat.- dodałam, aby ją pocieszyć.
  Po drugiej stronie usłyszałam ciche westchnienie.
- Wiem, kochanie, jednak znam swojego syna i wiem kiedy coś się dzieje nie tak. Ale może masz rację? Napiję się melisy i się uspokoję. Przepraszam, że o tej godzinie cię niepokoję.
- Nic się nie stało, ciociu. Wygrzebię go choćby z ziemi. Póki co, nie zamartwiaj się. Cześć, ciociu.
- Pa, maleńka- powiedziała i się rozłączyła.
- Kochanie, Avalon zaraz przyjdzie!- krzyknęła mama z dołu.
  Kurde dwa razy, bo po pierwsze: Avalon była bardzo szybka, a ja byłam jeszcze nie ogarnięta, i po drugie: nie mogę powiedzieć mamie o Jacobie. Będzie się martwiła tak samo jak ciocia Sky. A może on naprawdę jest u Callagana? Równie dobrze mógł teraz siedzieć pod szkołą i czekać na lekcję, bo kiedy się nad czymś zastanawiał, wolał być sam. W drodze do szkoły do niego zadzwonię, a potem do Callagana i Camerona.


- Jak to go nie ma?! Jest pan pewien?
- Słoneczko, świetnie znam twojego kuzyna i wiedziałbym, gdyby tu przyszedł. Bonnie również go dzisiaj nie widziała, a przecież z nim pracuje, prawda?- Callagan po drugiej stronie słuchawki wyraźnie tracił cierpliwość, gdy po raz trzeci zadałam mu to samo pytanie. Musiałam się pogodzić z tym, że Jacob gdzie na chwilkę zniknął. Z Callaganem lepiej nie zadzierać.
- Dziękuję Call i przepraszam, jeżeli zmarnowałam twój czas. 
- Rozumiem cię, Shadow. Jacob ostatnio niewyraźnie wygląda, cały czas jest zamyślony. Bonnie bardzo się o niego martwi i ciągle mi opowiada o tym, jak to on się źle czuje- jego głos był przesycony rozbawieniem pomieszanym z irytacją. 
  Typowe nieśmiałe zaloty, pomyślałam ze śmiechem. Bonnie Myles z którą pracował mój przyjaciel, podkochiwała się w nim od kilku lat, kiedy to pierwszy raz spotkali się na targach motoryzacyjnych. Od tamtego czasu podobno nie mogła o nim zapomnieć. Lubiłam Bonnie, która była po swojemu śmiała i nieśmiała, na pewno wolałam ją milion razy bardziej niż Jen. Żałowałam tylko jednego: że Bonnie jest człowiekiem. Z jej punktu widzenia pewnie nie przeszkadzałoby, że chodzi z Nefilim, jednak Clave nie miało dobrego stosunku do małżeństw pomiędzy Dzieckiem Nefilim, a Przyziemnym. No okej, tutaj się pośpieszyłam: związków, ale gdyby to była prawdziwa miłość, w końcu musieliby się pobrać. Tak i tak to nie była komfortowa sytuacja.
- Dziękuję, że poświęciłeś mi czas. Jake pewnie się szwenda gdzieś niedaleko. Przepraszam jeżeli cię martwiłam. Dzięki, Call- rozłączyłam się i włożyłam komórkę do kieszeni moich dżinsów. 
  Avalon, która cały czas przysłuchiwała się rozmowie poklepała mnie po ramieniu i uśmiechnęła się ciepło, aby mnie pocieszyć.
- Nie martw się, Shade. Jake nie jest nieodpowiedzialny. Jak znam życie, pewnie będzie w szkole.
- Mam nadzieję, inaczej Jennifer znajdzie niemiłą niespodziankę w swojej szafce- powiedziałam złowróżbnie. Ciekawe co powie, gdy znajdzie w niej masę śmieci oraz zdjęcie jej i Archiego, pomazane na którym napisałam: ,, Młodej parze, prezent dla nowożeńców''. Nie mogę się doczekać jej miny. Tak i tak to zrobię. Ta flondra pożałuje nie tylko za mojego kuzynka, ale i za wszystkich, których zraniła. Tego tak łatwo jej nie odpuszczę. Z natury nie jestem mściwa... no może trochę, ale jak szaleć to szaleć.
  Z zamyślenia wyrwał mnie czyiś krzyk. Odwróciłyśmy się zaalarmowane i ujrzałyśmy naszą Bonnie z miną wykrzywioną przerażeniem, która w odruchu przywarła do swojego motocykla. Nad nią pochylał się brat Jennifer, Freddie i uśmiechał złowrogo, jednocześnie bawiąc się kosmykiem jej brązowych włosów. Trzymał ją w żelaznym uścisku, a w rękach błysnął metal... kluczyki.
  Po cichu podeszłyśmy do nich, aby pomóc Bonnie. Była strasznie przerażona, aż głos jej się łamał:
- Zo..zoz...zost...zostaw mnie Freddie- szepnęła ze łzami w oczach- Prz...przecież jj... ja ci oddałam tw... twój wóz.
  Freddie wybuchnął głośnym śmiechem i jeszcze bardziej pochylił się w jej stronę.
- Myślałaś, że chodziło mi o wóz?- szepnął jej do ucha. Bonnie spięła się w oczekiwaniu, aż ją uderzy, jednak tego nie zrobił. On się nią bawił- Kochanie, chyba siebie nie doceniasz. A może tak wezmę cię na przejażdżkę po mieście? Polubiłabyś mnie. Pomyślałem też, że pójdziesz ze mną na imprezę Hellen jako moja dziewczyna...
- W twoich snach, Centie.- syknęłam i szybko złapałam go za włosy, aby odciągnąć go od przerażonej Bonnie.
  Freddie chciał się odwrócić i pewnie mnie walnąć, ale jedną ręką unieruchomiłam mu ręce, a drugą złapałam go za włosy i uderzyłam jego głową o srebrny motocykl Bo, i popchnęłam go wprost na chodnik. Stracił równowagę i upadł na ziemię, klnąc pod nosem. Otrzepałam ręce po mojej ,, robocie'' i skrzyżowałam ręce na piersiach. Ukradkiem widziałam jak Eve podchodzi do Bonnie i przytula do siebie dziewczynę, która aż drżała. Tego płazem mu nie puszczę. Podeszłam do niego i podniosłam jego głowę tak, aby patrzył mi w oczy.
- Cześć, k-o-c-h-a-n-i-e- wysyczałam każdą literę z osobna. Freddie stracił swoją pewność siebie i starał się znaleźć ukradkiem drogę ucieczki, jednak trzymałam go mocno i nie pozwoliłam mu się wyrwać. Przez cały czas patrzyłam w jego ohydne zielone oczy, w których odbijał się strach- A może tak ze mną się zabawisz? Coś czuję, że nabawisz się przy tym siniaków, ale czego nie robi się dla rozrywki, prawda?. Ty i twoja siostrunia, na której widok przypomina mi się moje śniadanie, jesteście tacy sami. Popełniliście błąd, krzywdząc moich przyjaciół czy kogokolwiek. Jeżeli jeszcze raz, tkniesz Bonnie lub jakąkolwiek inną dziewczynę, która ciebie nie chce, obiecuję ci, że na następny dzień twoja buźka będzie wyglądała tak jak po remoncie. Rozumiesz to?!
- Taaaaak- wyszeptał.
  Miałam dość tej zabawy. Puściłam go i odwróciłam się w stronę Bonnie i Avalon. Freddie podniósł się szybko z chodnika i wiał, aż się za nim kurzyło. A niech ucieka, pomyślałam z odrazą. Tchórz i pozer. Machnęłam lekceważącą ręką w jego stronę i przytuliłam do siebie Bonnie. Widać już się trochę uspokoiła, ale i tak była lekko roztrzęsiona. Odsunęłam się trochę, aby jej się przyjrzeć czy aby nic się jej nie stało.
- Nic ci nie zrobił?
- Czego od ciebie chce?- wtrąciła się Avalon.
- Nie wiem- szepnęła Bonnie. Dostała chrypki- Gnębi mnie od kiedy przyszedł do warsztatu i mnie zobaczył. Poprosił Callagana, abym naprawiła jego wóz. Na początku nie chciał się zgodzić, ale przekonałam go, że to tylko zamówienie, przynajmniej tak myślałam. Zaczął do mnie przychodzić w godzinach pracy, aż Jake dostał szału i go stamtąd wyrzucił. Przez cały czas mi się narzucał i teraz...
- Słyszałyśmy- powiedziałam. Wzięłyśmy ją pod łokcie i uśmiechnęłyśmy się pocieszająco- Będzie dobrze, Bo. Jakby co, to dzwoń do nas. A nie widziałaś dzisiaj Jake'a?
- Nie, unika mnie.- powiedziała ze smutkiem w głosie- W pracy rozmawia ze mną tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Może myślał, że będę chodzić z Freddiem?
- Ignoruje cię?!- rozszerzyłam oczy. Jake naprawdę ją lubił, zawsze mówił, że jaka szkoda, że takich dziewczyn jak ona jest strasznie mało. A teraz ją ignoruje, tą kruchą istotkę. Może i średnio przepadałam za niektórymi Przyziemnymi, ale Bo naprawdę lubiłam. Byłam na niego zła i coś czuję, że dzisiaj będzie się przede mną tłumaczył- Utnę sobie dzisiaj z nim pogawędkę, aby wszystko wyjaśnić. I lepiej, żeby miał dobre wytłumaczenie. A teraz jedź do szkoły, spotkamy się na miejscu.
- Dzięki, dziewczyny, do zobaczenia- powiedziała ze słabym uśmiechem, po czym wsiadła na rower i z piskiem opon odjechała. 


  A o to i nowy post i już jest 100 wejść! Może dla niektórych to nie jest dużo, ale jak na co najmniej tydzień istnienia tego bloga, to taki wynik dla mnie to jest coś. W każdym razie dziękuję i póki co, będę czekać na szablon i niestety dosyć długo. Póki co, postara się coś zrobić z wyglądem bloga, ale do grafiki komputerowej talentu nie mam, to mówię od razu. Póki co, miłego czytania i zapraszam do komentowania! 


3 komentarze:

  1. I po raz kolejny czekam na ciąg dalszy;-) życzę weny Fryma

    OdpowiedzUsuń
  2. czytałam twoje poprzednie opowiadanie o Carly kturą porwali łowcy i stąd dowiedziałam się o tym . To jak i poprzednie jest świetne .
    Pozdrawiam $ylwia :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się świetnie
    $ylwia

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: Jeżeli chcecie zareklamować tutaj swój blog, to piszcie ich adresy w zakładce SPAM.
Piszcie co myślicie: czy wam się opowiadanie podoba czy nie. Umiem
przyjmować krytykę, liczy się dla mnie każde wasze zdanie. Za komentarze typu ,, Fajny blog, zapraszam do siebie'' nie będę się odwdzięczać.
Nie wolno używać wulgaryzmów, czy kogokolwiek obrażać!

Obserwatorzy