czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział XXVII- Siedziba wampirów cz.1

XXVII- Siedziba wampirów cz.1
- To tu?- spytała Shy.
  Wszyscy tylko pokiwaliśmy głowami: ja, Trey i tata, który uparł się, aby pojechać z nami. Nie o to chodziło, że mieliśmy dość rozmów, zwłaszcza po naszej małej kłótni przed zabraniem Shy od Versillów, ale stare muzeum Collsbridge zawsze sprawiało, że ogarniał nas dziwny spokój i strach. Może dlatego, bo mieszkało w nim z trzydzieści wampirów, które tylko czekają na jakiegoś naiwnego Przyziemnego, szukającego guza? Może i byłam wojowniczką, ale miałam takie coś jak serce i instynkt samozachowawczy.
  Collsbridge podobno było kiedyś wspaniałym muzeum botanicznym, jednak z powodu braku funduszy na jego utrzymanie, trzeba było je zamknąć. Niegdyś przypominający pałac budynek, przypominał teraz te budowle rodem z tanich horrorów. Kolumny oszpecone przez miejscowych artystów różnymi rodzajami graffiti, podtrzymywały wielki szklany dach w kształcie kuli, który wyglądał tak jakby zaraz miał nam runąć na głowy. Od ścian płatami odchodziła biała i lekko pożółkła ze starości farba, ukazując ścianę zrobioną ze starych cegieł, które czasami odpadały; w miejscach gdzie powinny być umieszczone okna były przyklejone różnego rodzaju plakaty zapewne w ochronie przed słońcem, a nieprzycinana trawa pod naszymi stopami nieprzyjemnie chrzęściła i raniła nogi. To miejsce wszystkich wręcz odpychało i sprawiało, że chciało się uciekać stąd jak najdalej. I o to tu chyba chodziło, prawda?
  Shy z ciekawością przyglądała się budowli w nadziei szukając czegoś, co by jej powiedziało: ,, Tu są wampiry!'' Richelle jednak nie była na tle głupia, aby pozostawiać po sobie czy swoich podopiecznych jakieś ślady. Wiedziała, że to by sprowadziło na nich wyrok śmierci. Może i władała największym klanem w Nowym Yorku, jednak zawsze znajdą się tacy, co będą chcieli odebrać jej grupie ten tytuł. Zasada survivalu: przetrwają tylko najsilniejsi. To było także główne motto w świecie Nocnych Dzieci i nie można było o tym zapomnieć. Jeżeli jakiś wampir o tym zapomniał, mógł szybko stracić życie.
  Tata z cichym westchnieniem podszedł do wielkich dębowych drzwi i wcisnął dzwonek. Choć mieliśmy ze sobą wampirzycę to jednak nie mogliśmy wejść do siedziby wampirów bez pozwolenia. W przeciwnym wypadku naruszylibyśmy Prawo i zrobiłoby się bardzo nieprzyjemnie.
  Przez chwilę nic się nie działo, aż w końcu drzwi zostały otwarte. Oczywiście nikt w nich nie stał, bo gdyby na naszym miejscu byli jacyś Przyziemni nastolatkowie to wampiry miałyby niezłe kłopoty. Oznaczało to jednak, że możemy bez obawy o nasze życie wejść do kryjówki, więc połowa problemu była z głowy.
  W środku nikt na nas nie czekał. Byliśmy w ,przedpokoju'' ich siedziby, która prezentowała się tak samo nieefektownie jak na zewnątrz. Tutaj także odpadała farba ze ścian, z sufitu zwisały luźno przyklejone kawałki styropianu,a po podłodze walały się stare kafle. Jedynie czym wnętrze się różniło to faktem, że wszystkie meble, które się zachowały były przykryte białymi prześcieradłami. Wampiry często tak robiły i nie mogłam zrozumieć po co. Raczej żaden złodziej nie będzie chciał żadnej z tych rzeczy.
- To jest ich siedziba?- spytała Shy, ze zmarszczonym czołem przyglądając się pomieszczeniu.- Wybaczcie, ale myślałam że wampiry mają lepszy gust.
- Bo mają- rozległ się czyiś głos.
  A o to i delegacja, pomyślałam z uśmiechem na widok mojego znajomego. Tommy De Lavergo z szerokim uśmiechem na twarzy, zeskoczył gładko z jednego z eksponatów na podłogę i ukłonił się nonszalancko. Chyba był na polowaniu, ponieważ jego zielone oczy nadal miały w sobie nutkę czerwieni, a w swoich rudych włosach miał drobinki żwiru. Jak zawsze ubrany w skórzaną kurtkę, biały t-shirt i jeansowe spodnie wyglądał niczym syn jakiegoś gangstera. Poza tym zawsze na szyi miał wisiorek w kształcie błyskawicy- prezent od jego byłej niani na ósme urodziny przez co mógłby być wzięty za jakiegoś młodocianego przestępcę. W sumie miał kryminalną przeszłość ( kradzież płyt DVD i książek to nie jest lekki postępek), ale w krótkim czasie Richelle nastawiła go do pionu. Pewnie dlatego pan De Lavergo skierował go do niej. Nawet taki chytry zawadiaka nie da rady starej wampirzycy.
  Tommy wyraźnie rozpromienił się, widząc naszą przyjaciółkę.
- Panie Bernwell, witamy w naszych skromnych progach. Shadow, Trey miło was widzieć. A ta piękna młoda dama to kto?
  Shy zaniemówiła z wrażenia. No cóż, z Tommy'ego było niezłe ciacho, nie ma co( chodź moje serce jest zajęte kimś innym). Ona chyba także mu się spodobała, ponieważ w oka mgnieniu znalazł się obok wampirki i ucałował jej dłoń niczym dziewiętnastowieczny dżentelmen. 
- Tommy, to Shy Benson, nowicjuszka. Shy, mój kolega Tommy De Lavergo- przedstawiłam ich sobie i objęłam Shy ramieniem, aby czuła się znacznie pewniej. Wręcz bił od niej strach.- Tommy, sprawa prosta. Shy zaginęła bodajże dwa tygodnie temu i ją znaleźliśmy, ale przemienioną. Chcemy spotkać się z Richelle. Potrzebujemy pomocy.
  Chłopak zmarszczył brwi, jakby się nad czymś usilnie zastanawiał.
- Chwilka... no tak. Shy Benson? To ciebie szukało całe miasto, czyż nie?
- Może tak może nie- wzruszyła ramionami.- Nie jestem z tego faktu zadowolona. Chcę wrócić do mojej rodziny, ale Shadow mówi, że nie mogę. Podobno będę dla nich jakimś zagrożeniem.- Jej głos zabrzmiał strasznie piskliwie.
  Zrobiło mi się jej żal. Była bardzo przywiązana do swojej rodziny i musiało ją boleć to, że chodź przeżyła, nie mogła ich zobaczyć. Nie była złym wampirem, ale bałam się o nią. Gdyby nie powstrzymała swojego pragnienia albo krew polała się na jej oczach, podczas gdy nikogo z nas by przy niej nie było, nie opanowałaby się i zabiła jakiegoś niewinnego człowieka. A wiedziałam, że nigdy by sobie tego nie wybaczyła, zwłaszcza gdyby ktoś z jej rodziny zginął z jej rąk. Wystarczy, że przez całą drogę obwiniała się i przepraszała nas za wyssanie krwi z Bonnie. Nie mogłam pozwolić, aby się załamała.
  Tommy pokiwał głową, że rozumie nasze położenie i przeczesał palcami włosy.
- Bardzo chcę ci pomóc, jednak wszystko zależy od Richelle. Bez jej zgody nie mogę nic zdziałać. Powiedz czy piłaś już czyjąś krew?
  Niemal pisnęła z szoku. Zaczęła drżeć jakby chciała się rozpłakać, więc Trey i tata w oka mgnieniu chwycili ją za ramiona i zaczęli coś szeptać do ucha, aby się uspokoiła. Co prawda na początku się swoim występkiem nie przejmowała. Wiedziałam jednak, że było to spowodowane tym, że to nie chciało do niej dotrzeć. W jej rozumowaniu to było szalone. Ale to była prawda, a Tommy tylko utrudnił sprawę.
  Chwyciłam wampira za ramię i odeszliśmy na tyle daleko, abyśmy mogli porozmawiać. Słuch Shy dopiero się wykształcał, więc nie musieliśmy się obawiać, że coś usłyszy.
- Piła krew naszej kumpeli.- przyznałam ze smutkiem.- Obwinia się o to, chodź nie miała na to wpływu. Chcemy dopaść tego wampira, który ją przemienił, ale ktoś musi się nią zająć i nauczyć jak ma żyć. Jej bardzo zależy na rodzinie i na normalnym życiu.
- Chodź nigdy nie będzie normalna?
- Tak, ale chcę dać jej przynajmniej namiastkę człowieczeństwa.
  Tommy westchnął i pokręcił głową.
- Shadow, wiesz, że chyba to nie będzie możliwe. Nie możemy wychodzić na słońce, musimy pić krew przynajmniej dwa razy na kilka dni, szkodzi nam święcona woda i inne znaki. Czy ty na serio myślisz, że to możliwe?
- Ja nie myślę tak, ja to wiem Tommy.- powiedziałam stanowczo. Istota z mojego świata odebrała wbrew woli jej człowieczeństwo i czułam się zobowiązana, aby jej jakoś pomóc.- A co z ojcem Cama? Przecież jest wampirem od urodzenia...
- Tyle, że będąc z twoją matką, krew czarownicy na niego podziała. Wystarczyło mu, aby wypił kropelkę jej krwi i mógł chodzić w słońcu. Jednak czy to podziała na niej to nikt nie wie. Poza tym czy znajdziesz jakąś czarownicę, która będzie chciała oddać krew? Wątpię. I nie, twoje ciotki tu nie pomogą- przerwał moje protesty- To musi być młoda czarownica w naszym wieku. Starsza nic tu nie zdziała. Prawa czarownic są dziwne, ale surowe. Jeżeli wypije krew bardzo starej czarownicy, nie wiadomo co może się stać, a wiem że nie zamierzasz ryzykować w tej sytuacji.
- W takim razie, co mam zrobić?- spytałam, ledwo powstrzymując łzy.
  Byłam w rozsypce. Nie mogłam nic zrobić i nijak jej pomóc. Nie znałam żadnej innej czarownicy, a Cam jest w połowie wampirem, więc nic to nie da. Nie chciałam ryzykować jej życia i niestety Tommy miał rację: wszystko zależało od Richelle.
  Jego wyraz twarzy złagodniał i poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.
- Zostaw to nam. 
  Właśnie w tej chwili w pomieszczeniu znalazł się kolejny wampir, jednak tym razem był o wiele starszy od Tommy'ego i groźniejszy. O ile mnie pamięć nie myliła, był to Lucien- prawa ręka Richelle i jej przyjaciel z dzieciństwa. Jak przystało na ważną osobę w gronie wampirów, był ubrany w zapewne drogi garnitur od Armaniego i lśniące buty. Miał krótko przycięte brązowe włosy oraz lekko straszne niebieskie oczy, które stawały się ciemne lub jasne w zależności od jego nastroju. Miał ostre rysy twarzy oraz bliznę przebiegającą od lewego policzka do kącika ust- pamiątka po pierwszym polowaniu i jak zwykle na jego twarzy widniał lekceważący uśmieszek. Gdyby nie jego postura, Lucien zeskakujący z żyrandolu wyglądał by dosyć komicznie.
  Na jego widok tata wziął się pod boki i wyraźnie starał się mnie przywołać do siebie. Lucien zawsze wzbudzał w nim zniecierpliwienie i ostrożność, jakby miał wymalowany na twarzy znak: ,, Uwaga, niebezpieczeństwo!'' Po raz kolejny zaczęłam żałować, że nigdy się nie spytałam, dlaczego go tak mocno nie lubi. Nie chodziło o to, że w jakiś sposób go lubiłam, ale tata rzadko okazywał zniecierpliwienie w stosunku do innych. Okazywał to tylko istotom, które w jakiś sposób z nim zadarły.
  Lucien podszedł do nas wolnym krokiem i przyjrzał się naszej nowicjuszce, która drżała ze strachu niczym osika.
- Kim ona jest, Ryan?- spytał Lucien, nie spuszczając oczu z Shy.
- To jest nasza przyja...- zaczęłam, ale tata dał mi ręką znak, abym nic nie mówiła.
- To Shy Benson. Z pewnością słyszałeś o jej zaginięciu.- W oczach wampira pojawiło się zaciekawienie, jednak tata mówił dalej- Moje dzieci i ich przyjaciele znaleźli ją w lesie niedaleko garażu Callagana i zastali przemienioną w Nocne Dziecko. Nie wiemy kto to zrobił, ale domyślamy się, że to ta sama osoba, która stoi za zaginięciami w naszym mieście. Shy jest bardzo przywiązana do swojego starego życia i chciałaby wrócić do rodziny i przyjaciół jednak wiemy, że nie może. Chcemy prosić waszą panią, aby pomogła Shy w przystosowaniu się do życia jako wampir.
  Lucien przez chwilę się nad czymś zastanawiał.
- Piła ludzką krew?
- Tak
- A ile jest wampirem?
- Nie wiemy, zapewne od tygodnia. Znaleźliśmy ją w pełni przemienioną.
  Lucien wyraźnie się zainteresował. Fakt, że dziewczyna sama przeżyła przemianę był dla niego bardzo interesujący. Mało nowicjuszów przechodzi przemianę samodzielnie, a jeżeli już to najczęściej umierają. 
  Nie czekając na nasze pozwolenie, pojawił się tuż obok naszej przyjaciółki i spojrzał jej prosto w oczy, jakby chciał z nich wyczytać każde jej kłamstwo. Biła od niego ciekawość i zafascynowanie.
- Czy naprawdę chcesz się nauczyć jak być wampirem, droga Shy?- powiedział tym głębokim głosem, którego zawsze używał, aby wyciągnąć z innych prawdę. Wiedziałam to, bo kiedyś go użył przy mnie.
  Wampirzyca zdobyła się tylko na skinienie głową. Była strasznie poddenerwowana i chyba osłabiona. Widocznie potrzebowała sporej dawki krwi, ale nie chciała się na nas rzucać. Lucien chyba to także zauważył, ponieważ wyraźnie się nad nią ulitował. Posłał jej mały, aczkolwiek szczery uśmiech ( co na niego to była naprawdę coś) i kiwnął głowę w stronę kolejnych starych drzwi.
- Richelle z pewnością będzie chciała poznać jej historię. Zapraszamy do naszej kryjówki, Shy Benson.
  
  Tak o to i nowy rozdział, który podzielę na 2 części. A dlaczego? Bo kocham urywać w tych tajemniczych momentach ( pewnie teraz niektórzy są na mnie źli), a cały rozdział zająłby mi znacznie więcej. A poza tym pewnie byście długo czekali. Głowiłam się i głowiłam jak tu zacząć, mam nadzieję, że mi wyszło. 
  Już dobiliśmy do 10000 wyświetleń, ale wybaczcie ale niespodzianki nie będzie. Jak wspomniałam w jednym komentarzu, okazało się, że dziewczyna która mi miała pomóc zrobi to, ale przede mną zostały jej trzy osoby, więc pewnie niespodzianka będzie znacznie później. Dlatego mam dla was tylko ten rozdział, choć bardzo chciałam, aby to było super. No cóż niestety wyszło jak wyszło, a to że jestem zła i wkurzona bynajmniej nie pomoże.
  Tak więc mam nadzieję, że rozdział się podoba. Czytajcie również notkę pod spodem gdzie napisałam jak głosować na Blog Roku 2013. Liczę na was moi drodzy! Miłego czytania i do następnej notki oraz:
Spójrz na poprzednią notkę!! 

Blog Roku 2013- komunikat!

Więc jak wiecie, zgłosiłam się do konkursu ,, Blog Roku 2013''. W tym momencie jednak nic nie zależy ode mnie, a jedynie od was. Ja mam tylko za zadanie przypominać i was zachęcać. Trzeba się streszczać, ponieważ czas jest do 6 lutego. A więc zaczynamy:
1. Jest to konkurs SMS-owy, dlatego niestety coś to kosztuje. Na szczęście jedynie 1,23 zł za każdy SMS, więc nie jest źle. Bałam się, że będzie drożej.
2. SMS ma zawierać tylko ten kod: K00518 bez żadnych dodatkowych znaków. Jeżeli coś dodacie, SMS stanie się nieważny i nie będzie wpływał na wynik głosowania.
3. SMS wysyłacie po numer: 7122
4. Osoby niepełnoletnie, które chcą głosować muszą mieć zgodę rodziców ( czyli normalka). Dokładnie pisze to tak: W Głosowaniu mogą brać udział osoby pełnoletnie oraz niepełnoletnie, które winny posiadać oświadczenie opiekunów prawnych wyrażających zgodę na ich udziału w głosowaniu, do okazania na każde żądanie Organizatora. Nie wiem czy chodzi o to, że ma być to na piśmie. Trochę to dla mnie bez sensu, ale trudno, nie będę marudzić.
Jeżeli coś jest dla was niejasne, wchodzicie tutaj: Kliknij! 
Mam nadzieję, że wszystko jest wyjaśnione. Jeżeli nie, piszcie w komentarzach i śpieszcie się, bo mamy tylko 7 dni na głosowanie! Mam nadzieję, że ktokolwiek zagłosuje, ponieważ jedno z wydawnictw oferuje nagrodę w formie wydania książki i nie wiecie jakby to mi pomogło. Może wreszcie by ktoś mnie zauważył? Nie wiem, taką mam nadzieję, a konkurencja jest mocna nie ma co. Zwłaszcza, że jestem w kategorii ,, Blogi nastolatków'' więc wszystko tam jest wrzucone do jednego worka. Będzie ciężko, nie ma co.
A no i bym zapomniała: jurorzy wyłonią także ten blog, na który wchodzi najwięcej osób i które są najczęściej udostępniane. Mam nadzieję, że mogę na was liczyć i coś z tego będzie. Liczę na was kochani!

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział XXVI- Emocje, które trudno okiełznać

Rozdział XXVI- Emocje, które trudno okiełznać
  Manhattan dla wielu ludzi jest to piekło na ziemi. Nieustanny hałas dochodzący z centrum Nowego Yorku od którego bolały uszy, masa sklepów w których można wydać majątek na jedną niekoniecznie potrzebną rzecz, nieprzyjemny zapach spalin z samochodów, pomieszany z odorem rozkładających się śmieci z pobliskich kontenerów i ten ciągły ruch na chodnikach, przez który trzeba było się rozpychać łokciami, aby gdziekolwiek dojść. Już nawet nie wspomnę o kradzieżach, które zdarzają się kilka razy na dzień. Dla przyjeżdżających tu rodzin to było miasto, które mogłoby konkurować z Las Vegas o miano ,, Miasta Grzechu''. 
  Jednak jak wyglądało ono moimi oczami? W zasadzie niczym się nie różniło od innych miast. Czas mijał mi tu szybko, ale lubiłam Nowy York. Stąd pochodzę i jestem przyzwyczajona do tego pędu, życia ze świadomością, że za chwile czegoś nie będę miała, bo w pobliżu roi się od drobnych rabusiów, którzy tylko czyhają na mój portfel. Po prostu to było moje życie do którego jestem bardzo przywiązana. Fakt: często przeszkadza mi ten uliczny hałas, który można było usłyszeć z kilometra, jednak jeżeli chodzi o resztę, to mieszkając tu od dziecka, trzeba było się przystosować do tego rodzaju warunków, prawda? W innym wypadku chyba bym oszalała.
  O dziwo księżyc przebił się przez gęste szare chmury i teraz oświetlił mi trochę widok na moją ulicę, lepiej niż wszystkie te latarnie rozmieszczone po bokach. Wszystko wygląda inaczej, kiedy siedzi się na dachu z kubkiem czekolady w dłoni, jakby oglądała jakiś wielce absorbujący spektakl w teatrze. Potrzebowałam normalności i chwili wytchnienia, a póki co tylko to miejsce dawało mi namiastkę normalności. To tu przesiadywałam, kiedy byłam małą dziewczynką i potrzebowałam chwili dla siebie. Teraz także tego bardzo potrzebowałam.
  Przemiana zakończyła się powodzeniem, jeżeli tak to było można określić, jednak nigdy nie zapomnę twarzy Avalon, wykrzywionej głębokim bólem. Teraz pewnie smacznie spała, zmęczona przemianą, jednak ja nie mogłam spać. Te obrazy cały czas mnie prześladowały, nie dawały mi spokoju, chodź ciotka i wujek z całych sił próbowali mi pomóc. Nawet Selina była na tyle miła, aby powiedzieć mi jakieś pocieszające słowa. Jak na nią to był naprawdę wielki wyczyn.
  Poza tym Avalon miała rację: musiałam zająć się sobą. Sprawa Travisa, Alexa i S.J-a nie dawała mi spokoju już od dawna, musiałam rozwikłać swoje problemy, chodź nadal drżałam na myśl o rozmowie z Travisem. Owszem, był wspaniałym chłopcem i w zasadzie takim o jakim zawsze marzyłam: przystojnym, lekko niegrzecznym, aroganckim, wysportowanym, a jednocześnie czułym i troskliwym, owianym nutką tajemnicy. To był mój ideał, jednak nie mogłam zmusić serca, aby go pokochało. 
  Ale właściwie czym jest miłość? W zasadzie niewiadomą, wielką siłą, która pojawia się znikąd i wywraca twoje życie do góry nogami. Włada twoim sercem i duszą, zmienia ciebie oraz twój świat. Ci, którzy mieli szczęście i trafili na miłość odwzajemnioną, chodzą szczęśliwi i spełnieni z przeświadczeniem, że wszystko jest piękne i pełne radości. Ale co z tymi, którzy źle trafili? Ich świat jest bez kolorów, chodzą ze spuszczoną głową i cały czas pytają się świata: czemu akurat ja? Są pesymistyczni, nie chcą otworzyć się na innych i wmawiają sobie, że są gorsi od innych. W końcu co im zostało? Złamane serce łatwo się nie zrasta. Tylko druga osoba może to zrobić, ale tylko wtedy, kiedy tego naprawdę chce.
  A ja nie chciałam taka być. Rękami i nogami broniłam się od tego uczucia. Nie chodziło o to, że nie chciałam mieć chłopaka; najnormalniej w świecie nie chciałam mieć złamanego serca i to przez kompletnego idiotę. Jednak czy Travis się do takich teraz zaliczał? Nie. Czy nadal był tym draniem co kiedyś? Nie. Czy miał u mnie szansę? Szczerze to miał. Mogłabym gadać wszystkim, że jest moim przyjacielem, ale wiedziałam, że czuję do niego coś znacznie więcej niż przyjaźń i nie mogłam oszukiwać samej siebie.
  Ale co z Alexem? Z S.J-em jest już zamknięta sprawa, jednak Alex? Był dziwny, ale na swój sposób pociągający i zabawny. Lubiłam, kiedy się do mnie uśmiechał, a jego troska o mnie... no cóż, poruszyła moje serce, a nasz ,, prawie'' pocałunek był ekscytujący, że aż do tej pory na jego wspomnienie przechodziły mnie dreszcze. Wiedziałam jednak, że bliższa znajomość z nim nie skończy się dobrze. W końcu chciał poznać moje najgłębsze sekrety, prawda? Ava miała rację: Travis i Alexander byli diametralnie różni, jednak obydwoje byli owiani tajemnicą, co tylko sprawiało, że bardziej się nimi interesowałam. Jednak zostało pytanie: któremu z nich dać szansę? I czy w ogóle jest sens któremukolwiek oddać swoje serce? Niestety na te pytania nikt nie mógł odpowiedzieć.
  Popijając moją porcję gorącej czekolady, obserwowałam okolicę, aby mieć jakiekolwiek zajęcie, choć tak naprawdę nic się nie działo, bo w końcu za godzinę wybije północ. Pewnie wszyscy smacznie śpią, a ja będę musiała niedługo iść odprowadzić młodą wampirzycę do Richelle. Po prostu wymarzony wieczór, prawda?
- Jak się czujesz?- rozległ się głos za mną.
  Niemal podskoczyłam z przerażenia, bo w końcu kto o zdrowych zmysłach wspina się na dach o tak później porze, prawda? Okej, co prawda ja to zrobiłam, ale dla mnie to była normalka, więc byłam pewnym wyjątkiem.
  Travis, przyglądający mi się spod przymrużonych powiek, usiadł delikatnie tuż obok mnie i zarzucił mi coś na ramiona. Dotknęłam grubego materiału i uśmiechnęłam się pod nosem. To było miłe, że przyniósł dla mnie ciepły koc. Nawet bardzo miłe.
- Pomyślałem, że ci będzie zimno.- wyjaśnił, wzruszając ramionami.- No wiesz, nie mamy zimy, ale nie chcę, żebyś była chora...
- Dzięki za troskę.- ucięłam jego gadaninę. Chłopak wyraźnie się już gubił w słowach, więc nie chciałam, aby był zawstydzony czy coś.
  Travis obdarował mnie szerokim uśmiechem od którego mocniej zabiło mi serce, a na moich policzkach wykwitły rumieńce. Byłam zirytowana swoim zachowaniem, bo niestety wiedział, że nie często się rumienię, więc mógł coś z tego wywnioskować. Ale w sumie, chciałam, żeby tak było, żeby wyręczył mnie z wyznania swoich uczuć. Jednak nie mogłam mu tego zrobić. Patrząc na jego twarz, nie mogłam się nadziwić jaka byłam głupia. Był jednocześnie tak znajomy i jednocześnie obcy. W niczym nie przypominał tego małego chłopca, który bił się ze mną o mleko czekoladowe w przedszkolu czy tego Travisa, który w podstawówce niby przypadkiem ubrudził moje ubrania w smarze. To był inny Travis, mądrzejszy i co tu dużo gadać: znacznie bardziej dojrzały niż kiedykolwiek wcześniej. A ja głupia dopiero teraz to zauważyłam. Byłam zaślepiona uczuciem do S.J-a, jednak jego zdrada sprawiła, że znowu byłam taka jak kiedyś i widziałam wszystko tak jak inni. Nie byłam już ślepa, widziałam wszystko wyraźnie w tym także uczucie Travisa do mnie.
- Travis?- wyszeptałam jego imię. 
  Pewnie wyszłam na idiotkę, bo ten uniósł brwi i z krzywym uśmieszkiem czekał na moje słowa. Jednak nie mogłam nic powiedzieć.
  Eh, głupia gula w gardle! Dlaczego zawsze, jak chcę wyznać swoje uczucia to gardło odmawia mi posłuszeństwa?! Czy coś jest ze mną nie tak?! Owszem, nie jestem do końca człowiekiem, ale coś z niego w sobie mam, czyż nie?!
- Trav... czy... powiedz mi czy ty coś do mnie czujesz?- wyszeptałam przez ściśnięte gardło.
  Przez chwilę czarnowłosy przyglądał się tylko swoim dłoniom, jakby była na nich napisana odpowiedź na moje pytanie. W końcu przeczesał swoje włosy palcami i westchnął, jakbym go męczyła. A może tak było?
- A jakbyś chciała?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
  Okej, takiej gadki szmatki stanowczo nie lubiłam. Nie wiem dlaczego, ale w jednej chwili poczułam rozdrażnienie, aż ścisnęłam dłonie z irytacji i miałam ochotę rzucić w niego kocem i odejść. W jednej chwili jednak dotarło do mnie, że to natura Nocnego Łowcy się do mnie odzywa. Często potrafimy odczuwać tak silne emocje, że ledwo możemy sobie z nimi poradzić. To jest taki element naszego życia, który wyrabia się podczas walk. Odczuwamy wtedy ekscytacje i nic nie jest w stanie nas powstrzymać od tych uczuć, co się przekłada na codzienne życie. I właśnie skutki tej edukacji odczuwam w tym momencie.
- Travis czy ty coś do mnie czujesz?!- niemal krzyknęłam, jednak powstrzymałam się, bo jeszcze obudzę naszych ciekawskich sąsiadów i głęboko spojrzałam mu w oczy, aby mi się nie wymigał. Co jak co, ale oczy to lustro człowieka: wszystkie uczucia można w nich zobaczyć.- Mam dość niedomówień! Wszyscy mi mówią, że coś do mnie czujesz! Być może byłam ślepa, bo latałam za S.J-em dla którego byłam tylko uciążliwym bagażem i nie widziałam, jakim świetnym facetem jesteś. Nie chcę mieć jednak złamanego serca i zrozum, że chcę wiedzieć! Czy ty coś do mnie czujesz?!
- A jak myślisz?!- teraz to on niemal zaczął krzyczeć- Dlaczego w dzieciństwie się z tobą biłem?! Czemu robiłem i nadal robię wszystko, aby zwrócić na siebie twoją uwagę?! Latałaś za Collinsem, ale miałem nadzieję, że dasz mi szansę! A teraz, kiedy już go nie ma, nagle pojawia się ten Alex i znowu jestem spychany na drugi plan! Nie rozumiesz, że kocham się w tobie od przedszkola?! Chcesz wiedzieć?! Tak, czuję do ciebie znacznie więcej niż przyjaźń! I ci to udowodnię!
- Niby...- urwałam, kiedy gwałtownie chwycił mnie w pasie i pocałował prosto w usta.
  Przez chwilę chciałam się wyrwać, jednak bardzo szybko się poddałam. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze i... słodko. I chyba Travis także się tak czuł, bo rozluźnił trochę swój uścisk i zaczął mnie całować tym razem bardzo delikatnie. Chyba nie chciał być zbyt zaborczy i zniszczyć tej pięknej chwili swoją złością na mnie. I znowu nasza cecha wspólna: obydwoje jesteśmy niezwykle gwałtowni, jeżeli chodzi o uczucia.
  Czas mógłby się zatrzymać, Manhattan mógłby zostać zmieciony z powierzchni ziemi, a ja nawet bym tego nie zauważyła. W życiu nie czułam się tak dobrze; niemal bolał mnie brzuch od tych szalonych motylków przez co chciałam się uśmiechnąć, ale musiałabym to wszystko przerwać. A nie chciałam. Pod czujnym okiem księżyca było wręcz romantycznie i mniejsza o to, że pani Chester właśnie lata za swoim hałaśliwym psem z gazetą w ręku, bo psiak znowu wykopał jej kochaną różę. Byłam tylko ja i on, w połowie anielica i Nefilim. 
  Wow, kto by pomyślał, że jestem taką romantyczką.

  Tak, wena mi zaczęła dopisywać, choć scena pocałunku kompletnie mi nie wyszła ( bo jak człowiek ma opisać coś czego nie przeżył, co nie?) i w tym rozdziale, postanowiłam się skupić na naszej bohaterce. Z racji tego, że parę osób skarżyło się, że mało o niej piszę, postanowiłam odkryć trochę kart dotyczących naszej bohaterki.
  Więc raczej postanowione, że z niespodzianką poczekamy do 10000 wyświetleń, choć jednocześnie mam nadzieję, że uda się ją zrobić na czas, jednak nie zależy to ode mnie. Mam jednak nadzieję, że zdążę i wam się spodoba.
  I jeszcze do was pewna sprawa. Jak większość z was pewnie wie, co roku organizowany jest konkurs Blog Roku, organizowany przez Onet. Pomyślałam więc, że moje wystartuje w tym roku, choć mam trochę cykora. Boję się, ponieważ głównie te konkursy to konkursy popularności i wszystko zależy od tego ile osób kliknie, a wiadomo, że jak bloger ma masę znajomych czy czytelników, to ma szansę na wygraną. Konkurencja jest jednak naprawdę mocna, a mój blog młody... Tą kwestię pozostawiam wam: czy chcecie, aby ten blog wziął udział w konkursie? Ja osobiście chcę, ale potem to już nie będzie zależało ode mnie, ale od was moi drodzy. Czy będziecie głosować? Jeżeli dużo osób napisze, że tak, wystartuję w konkursie. Czekam tylko na was moi drodzy i śpieszcie się, proszę! Głosowanie zaczyna się już 30 stycznia, więc czas mija!
  No i chcę tylko przypomnieć, że ciągle zbieram materiały do Pamiętnika Shadow. Masz własne wiersze, propozycje piosenek, zdjęcia czy rysunki? Jeżeli tak to wysyłajcie je pod emai: iskra4403@wp.pl
  A no i jeszcze jedna sprawa: jak uważacie, zostawić obecny szablon czy nie?
  Zapraszam również na bloga mojej przyjaciółki. Także jest pisarką i pisze znacznie lepiej ode mnie. Dopero zaczyna więc wygląd niech was nie zraża czy coś: thevampire-stories.blogspot.com
  




  
   
 
    

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział XXV- Alarm! Za dużo rewelacji naraz!

Rozdział XXV- Alarm! Za dużo rewelacji naraz!
  Co jak co, ale Seliny nigdy bym się tu nie spodziewała. Była ostatnią osobą o jakiej mogłabym pomyśleć w miły sposób; zresztą nie tylko ja. Widok tej idiotki bynajmniej nie poprawił mi humoru. Moja kumpela wyraźnie zbladła i napięła się jak struna, jakby oczekując ataku ze strony swojej kuzyneczki, chodź ta spokojnie stała w drzwiach z tym swoim złośliwym uśmieszkiem na twarzy. W sumie jej się nie dziwiłam. Nawet Duci zwiał na jej widok.
  Selina Pennyweather była siostrą cioteczną Avalon oraz moją przyszywaną kuzynką, ze względu na więź jaka łączyła nasze rodziny. Ciotka Isabelle dawno temu zerwała kontakty ze swoim przyszywanym bratem, jednak wiedziałyśmy o sobie od dzieciństwa i także od tamtego czasu nie miałyśmy ze sobą dobrych kontaktów. Selina za bardzo przypominała swoją matkę, która prawie zabiła wraz ze swoim rodzonym bratem panią Herolande przez co wszyscy podchodziliśmy do niej z pewnym dystansem. Zawsze była nieprzewidywalna i arogancka, a od czasu kiedy przyłapaliśmy ją jak całowała się z pierwszym chłopakiem swojej siostry ciotecznej, praktycznie była naszym wrogiem. Avalon zbyt mocno to przeżywała, abyśmy mogli puścić jej to płazem. Jedynie określenie jakie nam przychodziło na myśl o niej to było dosyć niepochlebne słowo. Delikatnie mówiąc była bezlitosną uwodzicielką, która uważała, że jej uroda i powodzenie u chłopców da jej wszystko. Z niecierpliwością czekam na dzień, kiedy dostanie kopa od życia. 
  Jak zwykle elegancka i zimna niczym lód, obdarowała nas krzywym uśmiechem i demonstracyjne odrzuciła swoje długie włosy do tyłu. Stłamsiłam w sobie ochotę pociągnięcia jej za te kłaki i wyrzucenia przez okno. Ah, a co to byłaby za przyjemność.
- Cześć, kochane! Nie przywitacie swojej krewnej?- spojrzała na nas spod rzęs. 
  Z trudem powstrzymałam się przed wywróceniem oczami. Avalon jednak nie zachowywała się uprzejmie, tylko skrzyżowała ręce na piersi i i oparła się o futrynę drzwi, z nieskrywanym obrzydzeniem przyglądając się swojej siostrze ciotecznej. Co jak co, ale nikt nie potrafił tak wkurzyć samą swoją obecnością Avalon jak Selina. 
- Selina, możesz mi powiedzieć, po co tu przyszłaś?- wyraźnie powstrzymała się od przeklinania. Jednak widać było, że nerwy ma napięte jak struny.- Wybacz, ale nie wierzę w to, że przyszłaś tu, aby odwiedzić swoją krewną i wszystkie dobrze o tym wiemy. 
- Czy wy na serio musicie roztrząsać tamte historie?- Selina uniosła brwi.- Przepraszam, dziewczyny, ale moim zdaniem to nic nie da. Avalon, rozumiem, że moja matka chciała zabić twoją, ale w końcu twój ojczulek też nie jest święty i dobrze o tym wiesz! Poza tym czy nie mogę odwiedzić was tak bez powodu? Ile się nie widziałyśmy? Rok?- weszła do przedpokoju i nie czekając na zaproszenie, skierowała się w stronę salonu.
  Avalon zamknęła za nią drzwi i spojrzała na nią morderczym wzrokiem. Wyraźnie walczyła ze sobą, aby nie wyrzucić jej z domu. Nie znosiła, kiedy ktoś przypominał o wcześniejszym zachowaniu jej ojca, nim poznał ciotkę Clary. Nie chodziło o to, że nie przypisywała mu żadnej winy, ale usłyszeć to z ust Seliny, to było jak ubranie się w czerwoną sukienkę na rodeo. Wiadomo, że tylko rozdrażni byka. Rudowłosego i narwanego.
  Nie mogłam jej teraz zostawić. Położyłam jej dłoń na ramieniu i posłałam jej pocieszający uśmiech, mówiący: ,, Pomogę ci''. Demonica przez chwilę walczyła ze sobą, po czym na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu i z wyraźnym trudem spokojnie poszła w stronę pokoju, gdzie już czekała na nas prawdziwa diablica.
  Selina już na nas czekała, wygodnie rozłożona na kanapie jak u siebie w domu. Na szczęście chyba miała trochę instynktu samozachowawczego, bo na nasz widok usiadła porządnie niczym trusia i obdarowała nas uśmiechem, pewnie w nadziei, że nasze serca zmiękną na jej widok. Uh, aż mnie trzęsło, ilekroć na nią spojrzałam. 
  Przez chwilę żadna z nas się nie odzywała. Nie było o czym, a poza tym atmosfera w pokoju była tak napięta, że można by było ją kroić nożem. W końcu jednak Avalon zdobyła się na to, aby zabrać głos:
- Okej, więc możesz mi powiedzieć, po co tu konkretnie przyszłaś?- spytała rudowłosa, starając się zachowywać spokojnie, choć pewnie przychodziło jej to z wielkim trudem.
  Selina wzruszyła ramionami.
- Chciałam was odwiedzić. Dwa dni temu wróciłam z Coventry, a że moi rodzice znowu gdzieś wyjechali, to pomyślałam, że was odwiedzę. Poza tym cały Manhattan żyje zaginięciem Shy Benson, a pamiętam, że przecież się z wami przyjaźniła. 
- To prawda- powiedziałam.- Ale jeszcze jej nie znaleziono. Nadal jej szukamy.- Nie musi wiedzieć, że Shy jest wampirem, co nie? Jeszcze będziemy mieli przez nią kłopoty.   
- A co z chłopcami? Zerwałaś z Masonem?- zwróciła się w stronę Avalon.
  To był cios poniżej pasa. Ava wyraźnie zaczęła zgrzytać zębami, a ręce zwinęła w pięści. Jej demoniczna natura dawała się we znaki. Mason to był właśnie ten chłopak, który zdradził ją z Seliną. Co ona myślała?! Że przyjmie takiego idiotę?! Chodź Avalon to bolało, bo to jej była pierwsza miłość, to jednak zerwała z nim, mimo jego zapewnień. Nie mogła mu zaufać, a poza tym wolała zostać sama z szacunkiem do siebie niż z kimś dla kogo jest tylko drugą opcją.
  Zaczęłam się bać nie na żarty. Demoniczna strona Avalon bardzo rzadko się ujawniała, jedna wszyscy wiedzieliśmy, że w momencie kiedy straci nad sobą kontrolę, będzie nas czekało bardzo nieprzyjemne zadanie. Eidolony nie są zbyt groźne, należą do tych demonów, które szczycą się sprytem, a nie siłą fizyczną, jednak rozwścieczone łatwo ulegają najmniejszym emocjom. Ciotka Clary już kiedyś tego doświadczyła, podczas odwiedzin matki Seliny i do dziś nie może uwierzyć w to, że chciała na naszych oczach zemścić się na Isabelle. Wiem, że chce oszczędzić córce takich przykrych doświadczeń, jednak teraz jej nie ma. 
  Za to jestem ja i muszę zareagować. 
- Przestańcie!- krzyknęłam na nie, aby opanować sytuacje. Co jak co, ale rozwścieczona Avalon plus arogancka Selina równa się wielka katastrofa. Wątpię, że rodzicom Ave spodobałby się widok ich zniszczonego salonu.
  Dziewczyny przez chwilę coś marudziły pod nosem, aż w końcu dały sobie spokój i ponownie rozsadziły się na swoich miejscach. Okej, trzeba przejąć stery.
- To Sell, co tam u ciebie?- spytałam, starając się mówić z rozluźnieniem. Nawet zdobyłam się na uśmiech, co już jest wielkim wyczynem. 
  Selina przez chwilę się zastanawiała.
- W sumie nic. W Coventry jest po prostu świetne, musicie tam jechać. Wspaniała atmosfera, świetna uczelnia i super przystojni chłopcy! Serio, to jest raj na ziemi, chociaż często tam pada, ale to nic. Wiecie, moja koleżanka Miriam...
  I tak dalej gadała przez dobre pięć minut, aż ze znudzenia odliczałam minuty. W końcu skończyła i uśmiechnęła się zadowolona z siebie, z nie wiadomo jakiego powodu. Chyba z tego, że zasługuje na nagrodę największej gaduły na świecie.
- Wiesz co, Avalon? Wyjazd tam dobrze by ci zrobił. Byłabyś jeszcze ładniejsza?
- Że co?!
- To, co słyszysz.- powiedziała, przyglądając się swoim paznokciom.- Nie obraź się kochana, ale to miasto źle wpływa na twoją urodę. A poza tym, no proszę cię czy ty wiesz kto to jest adorator? Chyba nie, biorąc pod uwagę, że chłopcy cię nie otaczają w przeciwieństwie do niektórych. Zresztą nic dziwnego, twoja matka też nie była powszechnie otaczana uwielbieniem przez mężczyzn. Cud, że wujek Jace w ogóle się zaczął nią interesować. Chyba z litości.
  Eee, czy ona to właśnie powiedziała? Niemal wyplułam herbatę na dywan ze zdziwienia. Nie wie, że porywa się z motyką na słońce?! Chyba nie, skoro coś takiego powiedziała. To już był szczyt chamstwa i arogancji. I niestety wiedziałam, że to źle się skończy.
  Jednak nigdy bym nie pomyślała, że aż tak źle. Coś z dziewczyną zaczęło się niepokojącego dziać. W jednej chwili ze zirytowanej nastolatki zaczęła się zmieniać... w nie wiem właściwie co. Nie wiedziałam jak opisać grymas bólu i wściekłości, który dostrzegłam na jej twarzy. Pomyślałam najpierw, że to jej reakcja na ,, rewelacje'' Seliny, jednak jej oczy nabrały niepokojąco ciemnej barwy. Jeny, przecież ona była tylko młodą w połowie Nocną Łowczynią, w połowie demonicą, nie była aż tak...
  Wróć! Młoda demonica?! Którą czeka skok w dorosłość!
- Selina, wyjdź!- krzyknęłam i chwyciłam drżącą Avalon za ramiona.
  Selina nawet na mnie nie spojrzała, tylko rzuciła się z przeraźliwym piskiem w stronę schodów. Widocznie wiedziała, co się dzieje z Ave, zresztą było to widać jak na dłoni. Rudowłosa zaczęła drżeć jakby dostała drgawek, na jej ramionach pojawiły się dziwne napisy, jakby ktoś niewidzialny je malował. Z twarzy odpłynęły jej wszystkie kolory, a włosy nabrały jeszcze jaśniejszego koloru przez co wyglądała jeszcze bardziej upiornie. Jednak nie to mnie najbardziej przeraziło, ale słowa w języku demonów, które wypowiedziała. 
  Przemiana się rozpoczyna.
- Dzwoń z mojej komórki do Treya!- wrzasnęłam, a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy.- Musimy jej pomóc!
- Więc zrób to.- usłyszałam cichy szept.
  Odwróciłam się, nadal trzymając moją przyjaciółkę w ramionach i przez strumień moich własnych łez, spostrzegłam ją samą. Tyle, że w znacznie upiorniejszej wersji w czerwono-krwistej sukience na ramiączkach, sięgającej jej do kolan i zakończonej czarną koronką. W zasadzie wyglądała zupełnie jak ciotka Clary. Jedyne, co je odróżniało to oczy barwy złotego syropu, odziedziczone po wujku i rysy twarzy. Poza tym wyglądała jak moja Avalon.
  Ciotka Clary kiedyś opowiadała, że widziała samą siebie tuż przed przemianą. To samo musiało stać się z Ave, ale dlaczego ja ją widzę?
- Pomożesz nam?- wyszeptała słodkim i dźwięcznym głosem.- Shadow?
- Dlaczego ja cię widzę?- spytałam.- Przecież to ona się przemienia. 
- Bo potrzebujemy czyjejś pomocy. Same nie damy rady. Umrze, jeżeli mama nam nie pomoże.
- Ale co ja mam robić?- spytałam, spoglądając to na zjawę to na Avalon.
  Właśnie w tej chwili ktoś trzasnął drzwiami i z krzykiem wpadła do pokoju ciotka Clary, a za nią wujek Jace. W oka mgnieniu Clary wzięła ode mnie swoją córkę i przyłożyła jej dłoń do serca. Jej ręce nabrały dziwnej czerwonej barwy, a oczy nabrały o ton ciemniejszej barwy.
- Shadow, chodź.- wyszeptał mi ktoś do ucha.
  Byłam zbyt wstrząśnięta i zrozpaczona, aby pomyśleć kto do mnie mówi. Avalon zrobiła się blada jak trup, co chwilę ściskała i rozluźniała ręce, jakby była sparaliżowana i przez cały czas mówiła coś do swojej mamy. Ta gorączkowo głaskała ją wolną dłonią po plecach, a drugą wydawało się wysysała z niej ducha. Coś we mnie chciało jej przeszkodzić, nie mogłam myśleć jasno, oślepiona potrzebą ochronienia przyjaciółki przed całym światem. Ktoś jednak chwycił mnie mocno za ramiona i wyprowadził z pokoju, mimo moich ciągłych protestów.

  Hejka! Wiem, rozdział krótki, choć mam nadzieję, że jednocześnie pełen akcji tylko proszę szczerze! Wena coś nie chce przyjść, a pisać na siłę nie chce, bo z reguły mi to nie wychodzi. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
  Ale mam do was sprawę. Jak napisałam w jednym komentarzu, chcę wam zrobić niespodziankę, która nadal jest przygotowywana. Zastanawiałam się jednak, ponieważ być może już nie długo dobijemy do 10 000 wyświetleń, aby wtedy wam ją ,, pokazać''. Pytanie jednak czy minie dużo czasu, nim do tej liczby dobijemy? Nie wiem, dlatego waham się czy tak długo czekać, a wszystko będzie zależało od tempa w jakim wyświetleń będzie przybywało. A wy jakbyście chcieli? Poczekacie do 10000 czy wolicie wcześniej, oczywiście po tym jak niespodzianka zostanie zrobiona?
  Przypominam także, że zbieram nadal materiały od was do ,,Pamiętnika Shadow'', więc jak ktoś ma to proszę pisać pod komentarzem, że ma, a ja podam email!
  Więc dziękuję za uwagę i życzę miłego czytania!
  

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział XXIV- Ludzie z przeszłości

XXIV- Ludzie z przeszłości
- Hallo?- powiedziałam, wchodząc do przedpokoju w domu Herolande'ów.
  Widocznie nikogo nie było, bo odpowiedziała mi jedynie cisza. Zwykle drzwi otwierała mi ciotka Clary, cała upaćkana farbą czy pastelami lub wujek Jace, jednak teraz nikt mi nie wyszedł na powitanie, a drzwi były przecież otwarte. Ktoś się włamał czy co?
  Jednak po chwili ze schodów dosłownie spadł Duci, który na swoje szczęście zdążył uczepić się pazurami schodów, dzięki czemu zamortyzował swój upadek. Przez chwilkę oblizywał swoje łapki, a potem spojrzał w moją stronę, miauknął i w swoim ,, królewskim'' stylu machnął ogonem i odwrócił się, wywijając ogonem jak zmiotką do kurzu, co miało pewnie znaczyć coś w stylu: ,, Nie warto zwracać na ciebie uwagi''. Tak wywijał swoim kuprem, że o mało nie uderzył nim o stoliczek, czym wywołał na mojej twarzy uśmiech. Aż korciło, żeby tego kocura kopnąć.
  Były jednak dwa powody, dla których tego nie zrobiłam. Musiałabym zainwestować w jego wizytę u weterynarza, a poza tym moja przyjaciółka właśnie schodziła po schodach, więc wolałam jej się nie narażać. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego ta dziewczyna tak się przywiązała do tego kocura. Na jej miejscu oddałabym go w ciągu tygodnia!
  Chyba właśnie się relaksowała na swój sposób( czyli przez malowanie), ponieważ koszulę miała poplamioną farbami akrylowymi, a z długiego warkocza wymykały się pojedyncze kosmyki, dodające Ave uroku. Zawsze jej zazdrościłam jej wyglądu- nie była tak drobna jak ciotka Clary, ale jednak miała to coś co sprawiało, że serca największych twardzieli miękły na jej widok i miała w sobie tą kobiecość, dzięki której zawsze wyglądała wdzięcznie i elegancko. Ja niestety byłam typem dziewczyny, która w pewnych sytuacjach wygląda bardziej na chłopaka niż dziewczynę, a poza tym często zwracano na mnie uwagę bardziej niż bym sobie tego życzyła. Mama kiedyś mi powiedziała, że to mamy po prostu w genach i nie da się uniknąć tego, że wyróżniamy się z otoczenia. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie to dziwne uczucie, jakby wszyscy przewiercali cię wzrokiem. To było czasami wręcz irytujące.
  Avalon uśmiechnęła się do mnie i kiwnęła ręką w stronę obitej skórą kanapy. Kiedy już zajęłam miejsce, zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni i tak przez kilka minut siedziałam na miejscu, ze znudzeniem wpatrując się w Duciego, który widać bardzo chciał się popisać i położył się na dywanie, przeraźliwie miaucząc niczym syrena. Z trudem powstrzymałam się od wyrzucenia tego kota za drzwi.
  Po chwili moja przyjaciółka przyszła do mnie, trzymając w rękach filiżanki z parującą herbatą i usiadła obok mnie, uważając jednocześnie, aby nie wylać na siebie napoju.  
- Jak się czujesz?- spytała troskliwie, przygładzając swoje miedziane kosmyki.
  Wzruszyłam ramionami.
- Szczerze to wypompowana. Rodzice strasznie się wkurzyli za historię z Shy, zwłaszcza tata. Powiedział, że jesteśmy zbyt niedoświadczeni, aby dyskutować z nowicjuszem, więc dzisiaj ze mną i Trey'em idzie odprowadzić ją do Richelle.- wzdrygnęłam się na jej wspomnienie. 
  Nie chodziło o to, że słynna Richelle Chardwick była moim wrogiem czy coś. Po prostu zawsze budziła we mnie coś w rodzaju szacunku, ale jednocześnie przerażenia. Umiała być zdystansowana, niezwykle łagodna i uczciwa, ale w jednej chwili potrafiła się także zmienić w krwiożerczą bestię, pilnującą swojego terytorium za wszelką cenę. Nie była jej obca przemoc czy walka o władzę. Podobno już w wieku osiemnastu lat zarządzała klanem wampirów w naszym mieście i już po kilku dniach od objęcia stanowiska przywódczyni z łatwością pokonała syna Raphaela Santiago- Mathiasa. Ta historia była jedną z tych opowieści, o których obowiązkowo mówi się przy ognisku w gronie swoich pobratymców. Nie byłaby to taka sensacja, gdyby nie dobrze znany fakt, że nowicjusze często w pierwszym roku od przemiany nie myślą racjonalnie i wszystko przyporządkowują piciu krwi. Richelle jednak wyróżniła się spośród swoich i między innymi dlatego wszyscy żywili do niej wielki szacunek, a zwłaszcza w społeczeństwie Nocnych Dzieci. 
  Bałam się, co powie na naszą przyjaciółkę. Niecodziennie wampirem zostaje człowiek, zwłaszcza tak młody. W przeciwnym razie już dawno rozpętałaby się wojna, czego na razie wszyscy chcą uniknąć. Poza tym wampirzyca z pewnością będzie chciała dociec kto zmienił naszą kumpelę w Nocne Dziecko. To był jej obowiązek jako przywódcy i jednej z niewielu ważnych osobistości w wampirzym świecie.
  Tak, ta noc miała zadecydować o dalszym losie naszej wampirki. Niemal ściskało mnie serce na myśl, że Shy zostanie pozostawiona na pastwę losu. Jeżeli Richelle jej nie przyjmie, inne klany także tego nie zrobią, bo nie będą chciały niewygodnego członka w swojej grupie. Shy była zbyt niedoświadczona, aby swobodnie poruszać się w starej społeczności wampirów, a jeżeli trafi na niezbyt miłych kompanów, wtedy jej los będzie przesądzony.
- Szczerze to się tego wszystkiego boję- przyznałam, wpatrując się w swój kubek.- To wszystko... eh, to mnie przerasta.
- Shadow Bernwell niczego się nie boi, prawda?- trąciła mnie delikatnie ramieniem.
  Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Każdy się czegoś boi, nawet ja.
- A co z Travisem i Alexem?- spytała. 
  Właśnie wzięłam wielki łyk herbaty i prawie się nim zakrztusiłam. To nie był temat, który chciałabym poruszać. Tak właściwie to nie chciałam nic o tym mówić, ale znałam Ave. Jeżeli miałam jakiś problem, nie odpuszczała mi i chciała mi pomóc, bez względu na to czy mi się to podoba czy nie.  
  Ze znużeniem przejechałam dłonią po rozpuszczonych włosach, patrząc na Ave w nadziei, że mi nie odpuści. Ona jednak tylko czekała na rewelacje, co raczej miało oznaczać, że się nie wymigam od odpowiedzi. Zostałam przyparta do muru.
- Nie wiem co ma z nimi być.- przyznałam, uparcie nie patrząc jej w oczy. Nie lubiłam się przyznawać do tego typu spraw, dlatego też ciężko było mi o tym mówić, nawet Avalon.- Ja... lubię ich. Znaczy Alexa średnio. Może i jest intrygujący, ale coś mi w nim się nie podoba. A Travis jest moim kumplem i wszyscy o tym wiedzą.
  Ave uderzyła się ręką w czoło, jakbym nie wiedziała najbardziej oczywistej rzeczy na świecie.
- Uh, dziewczyno! Wszyscy też wiedzą, że Travis Versill kocha się w tobie od przedszkola. Co z tego, że się biliście? Tak się okazywało kiedyś miłość, a teraz się chłopak stara. Nie widzisz jak się zmienił? Zwłaszcza po całej sytuacji z S.J-em? Nie jest tym samym małym chłopcem, którego główna zabawa nazywała się: ,, Kto pierwszy wyrwie Betsy Payce''. On wydoroślał, Shade i wszyscy to widzą. Wszyscy poza tobą. Ty nadal go widzisz jako tego Casanovę, nie możesz mu dać szansy? Wiem, wiem- dodała, przerywając moje protesty.- S.J złamał ci serce, pociął je na małe kawałeczki, ale świat nie kończy się na jednym facecie! Samuel i Travis to są dwie różne osoby, nie porównuj każdego do Collinsa. Daj Travisowi szansę. Daj sobie szansę.
- Wiesz, że teraz brzmisz jak te dziewczyny z komedii romantycznych?
- Shade!
- Wiem, wiem.- mruknęłam.- Owszem, zgadzam się, że Travis jest świetnym facetem..., ale nie o to teraz chodzi! Musimy się skupić na Shy, a nie na moich problemach sercowych!
  Avalon cmoknęła z dezaprobatą.
- Myślisz, że dla mnie sprawa Shy nie jest ważna? W końcu to nasza kumpela! Jednak wiedzieliśmy już na początku naszej znajomości, że mogą wyjść z tego kłopoty. A poza tym ty w ogóle o siebie nie dbasz. Niedługo jest bal, a ty nie masz partnera, a masz do wyboru dwóch... jednego- poprawiła się po namyśle- wspaniałego faceta i drugiego dziwnego, aczkolwiek nie niedostępnego. Obiecaj mi, że po dzisiejszej rozmowie z Richelle zajmiesz się swoimi chłopcami!
- Obiecuję- mruknęłam, chociaż w duchu drżałam na samą myśl o rozmowie z Travisem o balu.
  Nie to, że mi się Trav nie podobał. Był przystojny, mądry, wysportowany i lekko zadziorny, jednak nie czułam do niego nic głębszego. Lubiłam go, należał do mojego świata i byliśmy ulepieni z tej samej gliny, jednak nigdy mi do głowy nawet nie przyszło, aby z nim chodzić. Owszem, ludzie często się nas pytali czy aby nie jesteśmy razem, jednak zawsze traktowałam go jak brata. Avalon miała rację: zmienił się i to doceniałam, jednak czy to wystarczy, aby się w nim zakochać? 
  A jeżeli chodziło o Alexa to było coś zupełnie innego. Był pociągający, przystojny i niezwykle arogancki niczym dziecko jakiegoś nadzianego biznesmena, jednak jego tajemnica nie dawała mi spokoju, zwłaszcza od czasu tej bransoletki, która leży w specjalnym pudełku w moim pokoju. Coś mnie w nim odpychało i jednocześnie przyciągało, co mnie bardzo niepokoiło. Od czasu naszego ,, prawie'' pocałunku mam się na baczności, ponieważ moja intuicja mi mówi, że on chce odkryć moje sekrety. Niby dlaczego podczas, gdy się do mnie zbliżał, pytał się o moje sekrety? Myślał, że mu ulegnę? O nie.
  Avalon w sumie miała rację. Nie żyłam już życiem normalnej nastolatki. Nie chodziłam często na zakupy, nie śmiałam się z moimi normalnymi koleżankami i kolegami, ostatnio nie przychodzę do szkoły przez co pewnie teraz jestem głównym tematem plotek w szkole i krótko mówiąc: nie zachowuję się jak każda dziewczyna w moim wieku. Chyba naprawdę po tym dniu będę musiała to zmienić. Nie mogę żyć tylko życiem Nocnej Łowczyni. To nie jestem ja. Jestem jedynie kolejną zwariowaną nastolatką, która ma w sobie coś... dziwnego, ale każdy ma swoje dziwactwa, prawda?
  Miałam właśnie coś powiedzieć, kiedy Duci podskoczył na dźwięk dzwonka. Ktoś przyszedł. Może to państwo Herolande? Ale oni mają wrócić za dwie godziny! Więc kto przyszedł?
  Avalon w milczeniu odstawiła kubek i poszła do przedpokoju. Rozległ się odgłos otwieranych drzwi i czyjeś ciche pytanie. Nie ruszyłabym się z miejsca, gdyby nie cichy krzyk Shy. Odstawiłam herbatę i zerwałam się tak szybko z kanapy, że znowu przestraszyłam tego kocura i wpadłam do przedpokoju.
  Stanęłam wyprostowana jak struna. Przy drzwiach stała piękna, wysoka, ciemnowłosa dziewczyna o szarych jak popiół oczach i figurze supermodelki, ubrana w zwiewną czerwoną sukienkę, odsłaniającą jej nagie ramiona. Jej oczy dokładnie obejrzały pokój, a krwistoczerwone usta rozciągnęły się w złośliwym uśmiechu od którego zawsze dostawałam dreszczy. 
  No super. O to i córka ciotki Isabelle, moja przyszywana kuzynka Selina.  


  Wiem, rozdział mi nie wyszedł. Wierzcie mi, że się starałam go super napisać, ale pomysłu zbytnio nie miałam. No cóż, chyba każdy kto pisze ma taką chwilę, że nie ma pomysłów, prawda?
  Tak jak wspomniałam w jednym komentarzu, czeka was niespodzianka, której jak na razie nie zdradzę. Poza tym w następnym rozdziale chcę wprowadzić retrospekcję, jednak muszę mieć pomysł. Trzymajcie kciuki.
  I jeszcze jedna sprawa. Jeżeli macie swoje ulubione piosenki, jakieś swoje prace plastyczne lub wiersze czy opisy, to piszcie pod komentarzami, że macie, a ja wam podam email, na który macie je wysyłać. Tak jak widzicie pojawił się pamiętnik Shadow jednak jest on niekompletny, a fajnie by było, gdybyście dali także coś od siebie. Co wy na to? Jeżeli macie coś swojego, co chcielibyście w tej zakładce umieścić, piszcie w komentarzach i podam wam mój email.
  W każdym razie dziękuję za uwagę, miłych ferii dla niektórych i miłego czytania!

   
  



  

   

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział XXIII- Czy już mówiłam, że życie jest wkurzające?

Rozdział XXIII- Czy już mówiłam, że życie jest wkurzające?
  Nikt nie mógł uwierzyć własnym oczom. Wszyscy patrzyliśmy się prosto w zawstydzoną Shy, która nie była przerażona czy zdziwiona naszym widokiem ( a grupa nastolatków uzbrojona w noże i dziewczyna niosąca czerwoną kulę ognia to raczej nie jest codzienny widok) tylko zakłopotana, jakbyśmy ją przyłapali w trakcie jakiejś wstydliwej sytuacji. To było jeszcze gorsze niż gdyby rzuciła się na nas z tym charakterystycznym dla wampirów błyskiem czerwieni w oczach. Czułam się tak, jakby ktoś usunął mi grunt spod nóg. Moja kochana Shy, jedna z niewielu normalnych osób w moim życiu, stała się częścią mojego świata i to w najgorszym wydaniu jakie mogło się trafić. Już wolałabym ją jako wilkołaka, czarownicę czy cokolwiek innego, ale nie wampira! Oni byli skazani na życie w ciemności, wieczne ukrywanie się. W przeciwieństwie do wielu z nas, łatwo było rozpoznać ,, nowicjuszy'' jak nazywaliśmy nowych członków naszej społeczności, więc jakim cudem Shy miała ukryć przed swoją rodziną fakt, że jest krwiożerczą bestią?! Shy nie mogła być wampirem!
  Ale była, a cofnięcie przemiany było niemożliwe. 
  Przez chwilę przyglądała nam się z ciekawością, jakbyśmy to my byli inni, a nie ona. W końcu jednym niemal niewidocznym susem, podeszła do nas z uśmiechem na twarzy, aż odskoczyliśmy razem niczym jeden organizm. Nie byliśmy tchórzliwi, ale nie chcieliśmy jej zrobić krzywdy. A poza tym nowo narodzony wampir był znacznie silniejszy od starszego. Mógłby spalić miasto wielkości Denver dla zabawy i nikt by się nie zorientował, kto to zrobił.
  Jej uśmiech zmienił się w grymas. Wyglądała na urażoną i zranioną naszym zachowaniem, ale co mieliśmy zrobić?! Ona nie wie kim jest?
- To ja, przecież.- powiedziała swoim głosem. Tylko to w niej zostało ze starego wyglądu niedoskonałej Shy Benson.- Nie bójcie się mnie. Nic wam nie zrobię.
- Niby czemu mamy ci uwierzyć?- spytał Travis.
- Co zrobiłaś mojej Bo?!- krzyknął Jake i nic nie mówiąc opuścił krąg i podbiegł do Bonnie.
  Nadal była chorobliwie blada po utracie krwi, ale na szczęście oddychała. Wszyscy chyba odetchnęliśmy z ulgą, ponieważ nie od dziś było nam wiadomo, że nowo narodzeni swoje pierwsze ofiary często zabijają wyssaniem całej krwi. Świadomość, że Bonnie mógł czekać taki los sprawiła, że dostałam gęsiej skórki, a dreszcze przebiegły po moich plecach.
  Jake mimo braku naszej ochrony, uniósł delikatnie dziewczynę i ułożył w swoich ramionach jak małe dziecko, nie przestając coś szeptać jej do ucha. Po chwili Lea zdołała się także otrząsnąć z szoku i nie przestając obserwować Shy, podeszła do mojego kuzyna i pomogła mu ułożyć tak Bonnie w jego ramionach, pewnie aby Jacob dał radę ją stąd wynieść i zabrać do Callagana. Może i Shy nie wypiła całej krwi, ale raczej nikt nie chciał ryzykować, że zechce się jeszcze pożywić. Poza tym wycieńczonym wampirem będzie łatwiej się zająć, a musieliśmy ją jakoś ukryć.
- Jake, Lea- powiedziałam, trzymając w pogotowiu moją ,, broń''.- Zabierzcie ją do Callagana. Wymyślcie coś, nie możemy mu powiedzieć na razie o Shy. Jej wygląd i zachowanie jest zbyt dziwne.
- Ale gdzie ją ukryjemy?- spytała cicho Avalon.
- Hej, ja tu jestem!- krzyknęła, wyraźnie zirytowana i splotła ręce na piersi w starym stylu ,, zwykłej Shy'', co trochę dodało mi otuchy. Nie mogła się zmienić aż tak, prawda? 
  Wiedziałam jednak, że w takiej pozie raczej nie wyglądamy na chętnych do dyskusji, więc przybliżyłam się do wampirzycy, nie spuszczając jej z oczu ani na sekundę. Travis chciał mnie chwycić za ramię, ale wystarczyło mu spojrzenie w moje oczy, aby wiedzieć, że nie chcę jego pomocy, więc dał sobie spokój. Znał mnie na tyle, aby wiedzieć, że nie lubię litości.
- Shy- odezwałam się łagodnie, choć wszystko we mnie krzyczało: ,, Kłopoty!"'.- Ty... nie jesteś normalna. Jesteś wampirem, w dodatku nowicjuszem. Z łatwością ludzie cię rozpoznają.
- Ale przecież wy też nimi jesteście- uniosła brwi.
  No tak, musiało do tego dojść. Bo niby skąd grupka nastolatków wie tyle o wampirach? Na pewno nie z filmów czy książek.
- My...- zamyśliłam się, szukając odpowiednich słów, aby jej nie rozzłościć.- jesteśmy ludźmi, ale nie do końca. Ja wraz z całą moją paczką, poza Avalon. Ona jest z innego,, gatunku''- Okej, może to nie wyszło za dobrze, ale jakoś. 
  Shy przez chwilę nam się przyglądała w zamyśleniu, kiedy to w ciągu jednej sekundy przytulała się do mnie z uśmiechem wymalowanym na jej pięknej, a jednocześnie upiornej twarzy, jak gdyby nigdy nic. Mimowolnie zadrżałam, kiedy poczułam jaka jest lodowata, jednak nie odepchnęłam jej. Nie chciałam. Była nowa w naszym świecie i musieliśmy się z tym pogodzić. 
- Musimy cię ukryć.- mruknęłam.- Nie zostawimy cię tu.
- Możecie ją zabrać do mnie.- odezwał się Travis. Wszyscy wbili w niego zdziwione spojrzenia, bo stary Travis Versill w życiu nie zaprosiłby człowieka czy wampira do swojej rezydencji z uwagi na drogie sprzęty, które się w niej znajdywały. Jednak nie przejmował się tym, tylko odrobinkę się rozluźnił i podszedł do nas wolnym krokiem.
- Mieszkam z daleka od ludzi, mój tata pewnie ma zapas krwi, bo często mamy gości z Włoch i będzie miała całodobową opiekę. Niania Jose nie będzie miała nic przeciwko opiekowaniu się wampirkiem. Znosiła gorsze rzeczy.
- Na przykład ciebie?- Meg nie mogła się powstrzymać od kąśliwej uwagi.
  Travis obdarował ją uśmiechem i chwycił Shy za wolną dłoń, jakby byli starymi przyjaciółmi.
- Chodź, moja droga. Czas cię zabrać z tej dziczy.


  Shy z niedowierzaniem rozglądała się po sypialni mojego kumpla. Widocznie była wampirem od kilku godzin, a nie dni, bo dla nas to wszystko to był przeżytek. Ściany były umalowane na ciemny brąz, zmieniający swoją barwę o odcień jaśniejszą, kiedy padało na nią słońce, z sufitu ,,spływały'' lampy w kształcie różnych esów-floresów, a podłoga oraz meble były zrobione z wiśniowego drewna. Na ścianach wisiały zdjęcia rodzinne oraz klasowe z których uśmiechaliśmy się głupkowato ( do liceum byliśmy w tych samych szkołach i klasach), biurko było ledwo dostrzegalne pod masą papierów zakrywającą blat, półki pękały w szwach od ilości książek o magicznych i niemagicznych rzeczach, a na łóżku leżały słuchawki i książka ,,Ciepłe ciała'' Isaaca Mariona. Jednak nie to zwróciło uwagę Shy, a po pierwsze: rośliny hodowane przez panią Versill, które były zwykle krzyżówkami takich roślin jak muchołówka i fiołki, a drugie to mięciutki przyjaciel Travisa, grzecznie siedzący na swoim posłaniu i obserwujący nas swoimi błyszczącymi oczami.
  Była to wilczyca polarna, wabiąca się Lynet, co po norwesku oznaczało piorun. Miała mlecznobiałą sierść oraz czarne jak węgiel oczy, jednak była to bardziej demoniczna wersja wilka polarnego. Była trochę większa od swojego Przyziemnego kuzyna, bardziej inteligentna niż jakikolwiek Przyziemny pies, a w dodatku: dużo bardziej niebezpieczna. Potrafiła ona ze słodziutkiego pieska, zmienić się w bezlitosną bestię, broniącą swojego terytorium, a trzymanie tego rodzaju zwierząt w domu było trochę ryzykowne, jednak pożyteczne. Każdy złodziej wiał, kiedy widział takie stworzenie, bo jak się nie przerazić wielkiego psa o kłach ostrych jak brzytwa, prawda?
  Cały czas nas obserwowała ze swojego miejsca podczas, dopóki Travis nie wyszedł po gorącą czekoladę i krew dla Shy. Wtedy opuściła swoje posłanie i z ciekawością wskoczyła na łóżko tuż obok mnie i mojej wampirzej kumpeli. Shy odrobinę się zlękła i wtuliła się we mnie niczym mały miś koala, ponieważ miała traumę związaną z psami i panicznie się ich bała. Ja jednak postanowiłam, że pokażę jej urok tego psiaka i pogłaskałam go po łepku. Lynet szczeknęła i usadowiła się na moich kolanach, trącając jednocześnie Shy pyszczkiem, jakby mówiła: ,, Hej, co ci jest?''. 
- Nie bój się, Shy.- powiedziałam, głaszcząc zadowoloną z siebie Lyn.- Lynet nic ci nie zrobi, jeżeli ty nic nie zrobisz nam. To bardzo mądry psiak, co nie?- poklepałam pieska po głowie, a on wysunął język do przodu i zaczął machać ogonem jak wahadełkiem.
  Przez chwilę wampirzyca mierzyła zwierzę wzrokiem, aż delikatnie i ostrożnie wyciągnęła do niego dłoń. Nie odskoczyła, kiedy Lyn zaczęła ją obwąchiwać, aż w końcu polizała ją po ręce i położyła łapy na jej kolanach w geście zaufania. 
- Polubiła cię.- Travis stanął w drzwiach z kubkami w jednym ręku, a w drugim z butelką, zapewne dla Shy i uśmiechnął się do niej.- Lynet nie jest strasznym psiakiem, choć jest inna niż zwyczajne psy. Jak ci kładzie łapy na kolanach to znaczy, że ci ufa i nic ci nie zrobi. Potrafi wyczuć kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.
- Wychodzi na to, że jest bardziej inteligenta od ciebie.- mruknęłam.
  Usłyszał jednak i posłał mi szelmowski uśmiech od którego żywiej zabiło mi serce. 
  Chwila, co?! Miałam ochotę uderzyć głową w ścianę. Nie. Nie ma mowy. Nie zabujam się w Travisie, co to to nie! Jak na razie mam dość chłopców! Czemu ja mam taki porąbany gust?! Najpierw kłamliwy i zarozumiały przyjaciel, potem arogancki i zbyt pewny siebie blondynek, a teraz mój kolega z dzieciństwa z którym potrafiłam się pokłócić nawet o to, kto pierwszy dostanie kubek czekolady na stołówce! Po prostu mam super szczęście do chłopców, nie ma co.
  Nawet nie zauważyłam, że ścisnęłam rękę trzymającą łeb Lynet, przez co zaczęła piszczeć niczym mały szczeniaczek. Szybko zabrałam rękę od pieska i oddaliłam się jak najdalej ( nie miałam ochoty na bilet w jedną stronę na ostry dyżur), czym wywołałam u moich przyjaciół uśmiech, bo Lyn wyraźnie się na mnie nie obraziła, a znowu usadowiła się na moich kolanach i trąciła mnie pyszczkiem. Zaśmiałam się lekko i wróciłam do głaskania suczki. Kochałam psy prawie każdej rasy ( poza buldogami, brr), a głaszcząc Lyn uspokajałam się i mogłam teraz przemyśleć co dalej.
  A było o czym myśleć. Shy nie mogła wiecznie ukrywać się w domu Versillów, a była zbyt niedoświadczona, aby sama polować. Nie mogła też przebywać w sąsiedztwie ludzi, bo nie wiedzieliśmy jak bardzo potrafi się kontrolować, a nie chcieliśmy żadnych ofiar. 
- Shade, nie myśl bez nas- głos Travisa skutecznie wyrwał mnie z rozmyślań.
  Z roztargnieniem wzięłam od niego kubek gorącej czekolady i posłałam wszystkim blady uśmiech.
- Przepraszam, ale musimy coś wymyślić i to szybko. Shy nie będzie mogła tu wiecznie siedzieć. 
- W zasadzie może- powiedział i usadowił się wygodnie w skórzanym fotelu.- Moi rodzice nie mają nic przeciwko temu. Wiedzą, że nowicjusze stanowią niemały problem.
- Ale kim wy jesteście?- spytała Shy.- Mieliście mi powiedzieć.
  Ah, no tak. Szczerze to nie chciało mi się o tym mówić, więc zrobiła to Meg, która z serdecznym uśmiechem zaczęła opowiadać od początku naszą historię oraz to, że znamy się praktycznie od małego i tak dalej. Po jakiś pięciu minutach, kiedy to do końca już wypiłam swoją porcję napoju, skończyła mówić i czekaliśmy na reakcję Shy. Dziewczyna przez chwilę myślała nad czymś, aż w końcu westchnęła i wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic.
- Wiedziałam, że jesteście inni. Wszyscy to wiedzieli, bo na swój sposób się wyróżnialiście, jednak nigdy nie myślałam...wow, nigdy nie myślałam, że jesteście aż tak pokręceni.
- Bywa- powiedzieliśmy chórem, po czym wybuchliśmy śmiechem. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Baliśmy się, że w jakiś sposób ją przerazimy czy coś, a ona jak gdyby nigdy nic stwierdza fakty i tyle.
- Hej, hej!- Trey krzyknął, aby zwrócić na nas swoją uwagę.- Musimy pomyśleć co zrobić. Nie możemy powiedzieć, że ona nie żyje ani powiedzieć, że jednak jest cała, a nie w kawałkach. 
- To prawda- zgodziła się Avalon.- Wybacz kochana, ale nie możemy cię stąd na razie wypuścić. Musisz wpierw nauczyć się nad sobą panować.  
- A może tak poprosić o pomoc Richelle?- zabrał głos Cam.- Przecież przewodzi klanowi z Lincoln Square od dawna i może nam pomóc. Kto nie zna się lepiej na wampirach niż przywódczyni klanu, prawda?
- Richelle mnie przeraża, ale Cam ma rację.- przyznałam, przypominając sobie sylwetkę zdystansowanej wampirzycy, gotowej walczyć o swoje terytorium niczym lwica. Ta wampirzyca broniła swoich, choćby za cenę własnego życia. W przeciwieństwie do Camille Belcourt znała umiar i nie była bezlitosna dla każdego, kto się jej napatoczył.- Ale wiecie, że będzie chciała być może przyjąć Shy do klanu?
- Według prawa, Shy może sama decydować czy chce do nich należeć.- przypomniał Trey.- Nie jest to przymusowe, jednak my nie jesteśmy wampirami, a Richelle wbrew pozorom nie jest bez serca. Nie odmówi jej pomocy.
- A twój tata albo ty?- spytał Travis Camerona.
  Ten tylko pokręcił głową.
- Nie pomoże jej, choćby bardzo chciał. Nie wie jak to jest być nowicjuszem, bo był wampirem od urodzenia. A jeżeli chodzi o mnie, to w przeciwieństwie do reszty nie mam takiej chętki na krew. Nie jest mi ona strasznie potrzebna do życia wystarczy, że się pożywię trzy razy na miesiąc i to wystarczy. Krew ludzka nie jest mi potrzebna tak jak innym. 
- Więc jutro idziemy na Lincoln Square?- zgadła Ave.
  Wszyscy pokiwaliśmy głowami. Richelle była jedyną nadzieją na to, że Shy odzyska częściowo swoje normalne życie. Była bardzo stara, więc miała sporo doświadczenia i wiedziała jak podejść do nowicjusza. Shy nie musiała dołączać do jej klanu, później będzie mogła sama zdecydować co zrobi. Na razie to my pełnimy rolę jej opiekunów. I musimy sobie z tym poradzić.
  Coś czuję, że jutro czeka nas pracowity dzień.


  Nie ma co, wyszedł mi długo rozdział. Miałam pomysł, więc pomyślałam- czemu by nie napisać, prawda? Mam do was również małą prośbę. Z racji, że tworzę zakładkę ,, Pamiętnik Shadow'' może macie swoje jakieś prace? Pracę Natalx( a teraz LifeisBrutal), mam nadal, ale czekam także na inne, gdyż chcę je dodać to tej zakładki, a nie chciałam wszystkiego brać z google grafika. W każdym razie: jeżeli macie jakieś prace plastyczne, wiersze lub nawet jakieś fajne piosenki jako propozycje, to napiszcie je tutaj. Jeżeli chodzi o prace, to na piszcie, że chcecie, a ja w odpowiedzi napiszę wam mój email, na który mi wszystko prześlecie.
  W każdym razie dziękuję za uwagę, mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, nie wyszedł mi za długi i do następnej notki!
     




   
  
  

Obserwatorzy