Rozdział XIX- Szczerość boli, ale kłamstwo potrafi zniszczyć
- Więc tak to postanowiłaś rozegrać- mruknęła mama, przeglądając się kremowej sukience, którą oglądała pod każdym kątem jakby była projektantem mody.
Postanowiłam jej wszystko powiedzieć, bo w końcu na kim mogłam polegać bardziej niż na własnej matce? Poza tym, nie lubiłam mieć przed nią tajemnic i dobrze wiem, że w dziedzinie manipulacji potrafi być mistrzynią, choć jednocześnie nie przepada za używaniem tych zdolności. Zresztą ja też, ale wpływanie na kogoś w pewnych wypadkach było niezbędne, a wiadomo, że jeżeli ktoś ma jakąś istotną tajemnicę to sam z siebie jej nie wyjawi. I tak, wiem, jestem kolejną zimną lalunią.
Cieszyłam się z wyjścia na zakupy, ponieważ dawno tego nie robiłam. Po imprezie Ave nie miałam czasu, aby skoczyć do jakiegoś sklepu z ciuchami, a poza tym uwielbiałam tą atmosferę, która dawała mi pewną namiastkę normalności. Cały sklep był przystrojony wymyślnymi kolorowymi lampkami, wszędzie z obrazów uśmiechały się do mnie wysokie i smukłe super modelki, pomieszczenie rozbrzmiewało rozmowami kupujących, a wokół można było poczuć świece o zapachu jabłka i cynamonu, pomieszane z wonią perfum i świeżej odzieży, która schludnie złożona czekała na to, aż ktoś po nią sięgnie. To wszystko sprawiało, że mój świat na pewien czas stawał się normalny, a ja byłam kolejną marudną nastolatką, która chce szybko wydać swoje kieszonkowe.
No, ale w rzeczywistości niestety nią nie byłam. Włóczyłam się za mamą po sklepie niczym duch, podczas gdy oglądała kolejne sukienki na mój bal, który ma się odbyć za dwa tygodnie, a że miałyśmy ten sam gust to nie musiałam jej mówić jaki styl preferuję. Sama to wiedziała, więc nie musiałam jej marudzić niczym rozkapryszone dziecko.
- Wiesz, że to złe- powiedziała, oglądając kolejną wymyślną kreację.
- Co, co?- spytałam. Trochę się zamyśliłam.
Mama posłała mi pobłażliwy uśmiech, jednocześnie szperając coś w regałach.
- To, że to co robisz z chłopcami jest złe. Nie rozumiem co masz do Travisa. To przecież miły chłopiec.
Chyba w innym świecie, gdzie żyją jednorożce, a ja jestem słodziutką wróżką rodem z bajek dla dzieci.
- Travis nie jest miły- powiedziałam spokojnie.
- Jest zabójczy, musisz przyznać.- puściła do mnie oczko, przez co parsknęłam śmiechem. Czasami kompletnie przypominała rozchichotaną nastolatkę- Przypomina mi mojego kolegę z liceum, Dereka. On także taki był: arogancki, przystojny i zbyt pewny siebie. Wszystkie dziewczyny na niego leciały, oczywiście poza mną, ponieważ moje serce było już zajęte przez twojego ojca- zaśmiała się łagodnie- Tylko wtedy byłam zbyt głupia, żeby o tym wiedzieć.
- Co się z nim stało?- zaciekawiłam się.
Przez chwilkę nie odpowiadała i nagle wyjęła z półki śliczną sukienkę na ramiączka, która sięgała za kolano i była zrobiona z miękkiego jedwabiu, który pieścił skórę niczym najdelikatniejsze pióro. Połowa tej kreacji była w odcieniach niebieskiego, a druga w odcieniach beżu co idealnie pasowało do mojej kremowej cery. Była luźna i zwiewna, dzięki czemu mogłam sobie wyobrazić, że wyglądam w niej jak bogini grecka. Wprost nie mogłam od niej oderwać oczu. Była po prostu dla mnie idealna.
Mama podała mi mój rozmiar i popchnęła mnie w stronę wolnej przebieralni, dając mi znak, że na razie koniec dyskusji. Co prawda miałam opory, ale nie mogłam się doczekać momentu, kiedy zobaczę jak w tej kiecce wyglądam, więc szybko zasłoniłam wejście grubą zasłoną i wciągnęłam na siebie swoją wymarzoną kreację, po czym wyszłam na wybieg, czując się jak super modelka. Zauważyłam jak niektóre dziewczyny z rocznika niżej przyglądają mi się w osłupieniu, pożądliwie patrząc na mój ciuch. Z ciekawości podeszłam do wielkiego lustra i obejrzałam się z każdej strony.
Nie mogłam powstrzymać głupkowatego uśmiechu. Rzeczywiście przypominałam wcielenie greckiej bogini, która postanowiła odwiedzić ludzi we współczesnych czasach. Sukienka podkreślała moją szczupłą sylwetkę i długie nogi, skóra wydawała się być mlecznobiała, a włosy nabierały jeszcze ciemniejszej barwy niż zwykle, przez co wyglądałam niezwykle egzotycznie i elegancko. Gdybym jeszcze zrobiła coś z włosami i założyłabym jakieś szpilki to byłoby wspaniale...
- Wyglądasz ślicznie- mama podeszła do mnie od tyłu i uśmiechnęła się- Trey pewnie będzie musiał przyjść z bronią, aby cię ochronić przed tłumami nastoletnich chłopców. Twój partner także będzie zachwycony!
Z mojej twarzy w jednym momencie zniknął uśmiech. Kompletnie zapomniałam o tym, że muszę przyjść z jakimś chłopakiem. Szczerze to nie wybierałam się na ten bal, ale Eve niemal siłą mnie zmusiła, abym poszła na tą imprezę. Twierdziła, że musimy zażyć trochę normalności, a poza tym to była okazja, aby odkryć kim jest Alex. Kamień od Cama nadal leżał w moim pokoju pod masą ubrań i czekał, aż go użyję, a skoro Resst chce zabawy to będzie ją miał.
Problem był jeden: nie miałam żadnego partnera! Z Alexem nie miałam ochoty iść, bo całego wieczoru w jego towarzystwie bym nie wytrzymała, Travis nie chodzi do naszej szkoły, a poza tym napawa mnie pewnego rodzaju przerażeniem, a S.J pewnie będzie chciał iść z tą swoją lalką, a ja nie będę druga opcją. O nie.
Nawet nie zauważyłam, że po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Na twarzy mojej mamy pojawiło się przerażenie, bo w końcu zaczęłam płakać z niewiadomego powodu. Przyciągnęła mnie do siebie jak wtedy, gdy byłam mała i płakałam, że coś mi się nie udało i zaczęła głaskać po włosach.
- Kochanie, co się dzieje?- spytała spokojnie.
Zawstydzona tym, że wszyscy pewnie teraz mi się przypatrują, otarłam łzy z oczu zmusiłam się do uśmiechu.
- Nic mamo. Zupełnie.
- Jak wam poszły zakupy?- Tata podniósł wzrok zza New York Timesa i uśmiechnął się ciepło.- Moje dziewczynki się obłowiły?
- Można tak powiedzieć- powiedziałam, bo mama wyglądała tak jakby bujała w obłokach. Wzrok miała nieobecny, a jej ruchy przypominały robota, który wykonuje przeznaczone dla niego czynności. Widać nadal próbowała odgadnąć co się stało, że zaczęłam płakać. Ciekawe tylko czy jej się to uda. Oby nie, bo inaczej spalę się ze wstydu. Ven na pewno by nie płakała z powodu chłopca, więc czemu ja mam to robić?
W korytarzu rozległy się czyjeś kroki i po chwili zza framugi drzwi wychyliła się blond czupryna mojego brata, a potem reszta jego ciała. Poczułam ból w klatce piersiowej, kiedy zobaczyłam w jakim jest stanie. Nasza rasa szybko się regeneruje jednak nie sposób było nie zauważyć worków pod piwnymi oczami, w których zwykle można było zobaczyć wesołe błyski; jego włosy były w ostrym nieładzie przez co wyglądało to tak jakby miał na głowie ptasie gniazdo, a na twarzy malowało się zmęczenie tak wielkie, że niemal serce mnie bolało. Trey był zwykle pełen energii i zapału niczym dobrze naoliwiona maszyna, ale w tym momencie przypominał mi chodzącego trupa. Gdyby nie ten krzywy uśmieszek, nie uwierzyłabym że to mój brat, który codziennie robi mi kawały i zmusza mnie do zmywania naczyń, które potem razem czyścimy.
Nasi rodzice także byli zszokowanai jego wyglądem. Mama z rozwartymi szeroko oczami podeszła do Treya i przytuliła go do siebie jak małe dziecko, jednocześnie go podtrzymując. Widać było, że ledwo chodzi o własnych siłach.
- Mój syneczek- powiedziała pieszczotliwie, głaszcząc go po włosach. Choć mój brat był wyższy od niej o kilka centymetrów, to miała na tyle długie ręce, aby go opleść rękoma jakby był małym chłopcem, a nie niesfornym nastolatkiem. Mama zaczęła drżeć w jego ramionach, jakby bezgłośnie szlochała.- Mój Trey...
- Nic mi nie jest, mamo- powiedział słabym głosem, który raczej nie brzmiał na należący do zdrowej osoby.- Shadow, powiedz coś.
- Wybacz, ale nie dziw się zachowaniem mamy.- powiedziałam ze zmartwioną miną.- Trey, nie obraź się, ale wyglądasz jak duch! Nie powinieneś leżeć w łóżku?
- Nie jestem słabeuszem- mruknął. Widocznie zabrakło mu argumentów.
Prychnęłam. Faceci. Choćby nie wiem jak byli poturbowani czy zranieni, to zawsze robią z siebie nie wiadomo jakich twardzieli.
- Trey- powiedział stanowczo tata przez co mój brat spuści głowę na ramię mamy, która przestała go tulić tylko przypatrywać się swoim dwóm mężczyzną ( o ile tak można nazwać mojego braciszka). Widocznie tata uznał, że trzeba tutaj męskiej ręki- To że byłeś ofiarą wypadku i wyglądasz tak... no jak wyglądasz, nie oznacza, że jesteś mięczakiem. W tej chwili zaczynasz się wygłupiać i Shadow ma rację: powinieneś iść do łóżka i wypoczywać, aż będziesz miał tyle sił, aby stanąć na dwóch nogach o własnych siłach.
- Nie zszedłbym bez powodu. Telefon Shadow przez cały czas dzwoni w jej pokoju, aż w końcu postanowiłem jej o tym powiedzieć. Nie chciałem was denerwować.
Co? Spojrzałam na niego zdziwiona po czym przypomniało mi się, że wyjęłam komórkę, bo już się rozładowywała i raczej nie wytrzymałaby do końca naszych zakupów. Zrobiło mi się głupio, że przez to Trey nie mógł spać. Nagle poczułam się mała pod odstrzałem trzech spojrzeń, a na moich policzkach pokazały się rumieńce.
- Przepraszam was.- powiedziałam zawstydzona.
Trey machnął ręką.
- Nie przepraszaj tylko idź odebrać.
Posłusznie zabrałam swoje torby i wbiegłam po schodach na piętro. Rzeczywiście po chwili usłyszałam dzwonek mojego telefonu, więc w podskokach weszłam do pokoju i odłożyłam swoje zakupy. Nogi trochę mnie bolały od ciągłego chodzenia po sklepach, więc położyłam się na łóżku i sięgnęłam po telefon, który nie dawał mi spokoju. Przez chwilę myślałam, że do Jake chce mnie wkurzyć, jednak na ekranie wyświetlił mi się numer Bonnie, co było dziwne, bo do mnie rzadko dzwoniła, chyba że chodziło o mojego kuzyna. Zmarszczyłam brwi i odebrałam telefon:
- Bonnie?
- Shade, dobrze że odebrałaś. Gdzieś ty była?- spytała na pozór wesołym tonem, jednak wychwyciłam w nim nutę zdenerwowania.
Zrobiłam zdziwioną minę, jednak spróbowałam się trochę rozluźnić.
- Na zakupach z mamą. Bonnie czy coś się stało? Nie chodzi o to, że nie lubię jak dzwonisz, ale przyznaj, że rzadko to robisz, a jeżeli już to kiedy coś się dzieje.
Przez chwilę milczała, jednak po chwili westchnęła głęboko, a w tle rozbrzmiał szum przewracanych kartek.
- Shadow... czy wiesz gdzie jest S.J?
Zamrugałam. Okej, tego się nie spodziewałam. Miałam bardzo złe przeczucia.
- Podobno siedzi dziś w domu, bo musi zająć się bratem, a co?
- Ehm, on siedzi w CZYIMŚ domu. Dokładniej u Amandy i chyba się migdalą. Ona mieszka obok mnie i ma niezasłonięte okna, więc...
Nim zdążyła dokończyć jednym susem zeszłam z łóżka i zbiegłam ze schodów, nie zabierając ze sobą telefonu. Wściekłość dodała mi skrzydeł, przez co w ciągu sekundy znalazłam się przy głównym wejściu do domu.
- Shadow, gdzie idziesz?!- krzyknęła mama z kuchni, jednak zamknęłam drzwi, aby nie widziała w jakim stanie jestem. A prawda była taka, że byłam bliska zwierzęcej furii i jeżeli to co Bonnie mówiła jest prawdą, to lepiej niech te gołąbeczki wieją, bo nawet najgroźniejsze zwierze nie jest bardziej bezlitosne niż narwana i zazdrosna dziewczyna, zdradzona przez swojego przyjaciela.
Wiem i teraz pewnie wszyscy powiedzą: krótki rozdział, a ona nad nim tak długo siedziała. Przepraszam was, ale mam naukę, jeszcze jeden blog, a niestety klawiatura zjada mi litery, więc jak co to spróbuję jeszcze wychwycić błędy. Wiem, że nie za dużo tego jest, ale wena znowu mnie opuściła, a nie wiem jak wy, ale ja wolę poczekać na notkę, która jest dobra, choć krótka. To przynajmniej takie jest moje zdanie, nie wiem jak wy. Dziękuję za tyle wejść i mam nadzieję, że nadal czytacie mój blog. Póki co to do następnej notki i życzę miłego czytania!