sobota, 28 września 2013

Rozdział XV- Nadchodzę!

Rozdział XV- Nadchodzę!
  Tym razem nie stałam na pięknej polanie, oblanej słonecznym blaskiem, tylko w samym sercu lasu niczym zagubiona księżniczka w nowej bajeczce Disneya. Tyle, że zamiast sukni miałam swoją białą podkoszulkę i szorty, a moje włosy były targane przez wiatr, przez co pewnie zostawiały wiele do życzenia. Poza tym, wiedziałam na sto procent, że nie przyjdzie po mnie żaden książę ( choć nie miałabym nic przeciwko temu). 
  Chyba nabawię się tu klaustrofobii. Byłam otoczona gęstą roślinnością, która wydawała się wylewać z góry, przez którą bez ostrego noża nie da się przejść. Gałęzie wielkich drzew splatały się ze sobą tworząc zielony baldachim, przez który z trudem przebijało się światło słoneczne, więc co otaczały mnie wyłącznie cienie, co było dosyć denerwujące. Na szczęście przewidziałam taką ewentualność i wzięłam ze sobą magiczny kamień, aby rozświetlić mrok. Podniosłam go do góry, a światło zalało ciemność, ukazując moją zieloną klatkę. Co jak co, ale jeżeli to robota tego anioła, to raczej mnie należy do amatorów.
  Ale przecież się nie boję. Wujek mówił, że gdzieś tu jest i ja rzeczywiście czułam jego obecność. Ledwo namacalną, ale ją czułam. To było najważniejsze. Zawsze zdawałam się na mój instynkt i wrodzoną intuicję, i te dwie rzeczy jakoś mnie na razie nie zawiodły. Miałam nadzieję, że w tym wypadku także tak będzie. 
- Długo kazałaś na siebie czekać- usłyszałam za sobą znajomy głos.
  Graj, kochana, mówił mi cichy głosik w mojej głowie. To sen, a ty możesz zdobyć nad nim kontrolę. Udawaj spokojną. Odwróciłam się, więc do anioła, który opierał się o pień drzewa i przypatrywał mi się tymi swoimi ciemnymi oczami. W cieniu drzew przypominał mi anioła zguby, który przyszedł, aby przerwać moje ,,beztroskie'' życie. 
  Tak, tak, teraz mi się zebrało na zgrywanie dramatycznej sceny. Wyczucie czasu mam, nie ma co. Przechyliłam głowę komunikując: ,, Słucham?''. W nagrodę obdarzył mnie szerokim uśmiechem, który powaliłby mnie na kolana. Powaliłby, gdybym była tak małostkowa jak Jen.
- Wiesz, w moim świecie czas mija wolniej niż w waszym. Ale raczej nie chcę opowiadać o tej zakichanej dziurze. Nie skończyliśmy naszej rozmowy.
- Tylko, że tym razem to ja zadaję pytania, a ty odpowiadasz, jasne?- powiedziałam stanowczo, aby pokazać, że swoje sztuczki może zachować dla innej zdruzgotanej kobiety, szukającej pocieszyciela.
  Nie udało mi się go zaskoczyć czy nawet przerazić, a jedynie trochę rozbawić. Przyglądał mi się tak, jakbym była jego ulubioną zabawką, którą ma ochotę się teraz pobawić. Nie miałam ochoty poznać w jaki sposób, jednak nie mogłam nigdzie uciec. Roślinność była zbyt gęsta, abym mogła się przez nią przedrzeć. Chyba znalazłam się w mojej własnej pułapce.
- Wyluzuj, kochanie- Do myśli wdarł się głos wujaszka- To twój sen i ty możesz nim manipulować. Podejdź do niego i kiedy krzyknę już, każ roślinom go uwięzić.
- Normalnie jak w ,,Witch''- pomyślałam ze śmiechem.
- Tak, tak, tak, a teraz się skup.- nakazał mi. Niemal mogłam wyczuć jego irytację.- Jestem z tobą i rób, co mówię. Tylko szybko, upadłe anioły mają swoje sztuczki, aby uwięzić swoją ofiarę.
  Zakodowałam to sobie w głowie. Okej, chyba czas działać. Chwyciłam się resztek mojej odwagi i na palcach podeszłam do anioła. Gdyby był człowiekiem, żadna dziewczyna by go nie przepuściła, przyszło mi do głowy. Nawet ja... Skup się! 
  Właśnie wtedy poczułam jakąś energię w powietrzu, które zafalowało jak wody wzburzonego morza. Straciłam na chwilę koncentrację i to wystarczyło. W jednej chwili anioł zamknął mnie od tyłu w żelaznym uścisku, że nie mogłam się wyrwać, a w jego oczach widziałam dziki triumf. Coś błysnęło i zesztywniałam, gdy zobaczyłam jego ostre kły, które zbliżały się do mojej szyi. Rzucałam się na wszystkie strony, aby się od niego uwolnić, ale był za silny. 
- Już!- ryknął Devin,
- Uwięzić anioła!- wrzasnęłam z całej siły, aż ziemia pode mną się zatrzęsła. Anioł zacisnął dłonie na mojej szyi, abym nie mogła nic mówić, jednak miałam w sobie dość sił.- Uwięźcie go i to już!
  Jak zaczarowana obserwowałam, jak gałęzie pochylają się ku nam i dosłownie wyrywają mnie z uścisku upadłego anioła, a potem delikatnie stawiają mnie na równych nogach przy okazji troszcząc się, abym nie upadła. Po chwili jednak zaczęły oplątywać wkurzonego chłopaka, który przeklinał w demonicznym języku jak popadnie ( pierwszy raz zaczęłam żałować, że Eve nauczyła mnie tego języka), na co jednak nie zważały roślinki tylko zaplotły go w liściasty kokon, który wydawał się delikatny, a jednocześnie mocny, jak ten motyla. Tyle, że w środku nie była mała gąsieniczka, a pomiot piekielny, który nie wydawał się zadowolony ze  swojego położenia. No cóż, wszystkim dogodzić nie można, prawda?
  Pochyliłam się nad czarnowłosym i nie mogąc się powstrzymać od triumfalnego uśmiechu, zaczęłam się bawić liśćmi, które nieoczekiwanie wyrosły, tworząc pd jego głową coś w rodzaju poduszki i mówić niby mimochodem:
- Okej, więc sprawa wygląda tak. Nie wiem o tobie nic szczególnego, poza tym, że przebywasz tu za karę. Wybacz, ale nie należę do osób, które lubią żyć w niepewności, a ja nie mam bladego pojęcia co z tobą począć. Więzić cię wiecznie nie będę, ale torturować mogę, ile mi się podoba.- Co prawda nie chciałam tego robić, ale postraszyć go mogę, prawda? Choć nie wyglądał na przekonanego, w jego oczach dostrzegłam czujność.- Zrobimy tak. Odpowiesz na moje pytania, a ja wypuszczę cię i dam ci spokój. Chyba, że chcesz być ćmą przez wiele lat. Twój wybór.-wzruszyłam ramionami.- Wchodzisz w to czy nie?
- Tak- powiedział z furią. Widać było, że bardzo nie lubi, kiedy ktoś mu rozkazuje. W pewnym sensie ja też tego nie lubiłam, jednak wolałam się w to nie zagłębiać. Jeszcze mnie oszuka i wszystko pójdzie na marne.
- Okej, więc może: jak masz na imię? Zwracanie się do ciebie ,, Upadły aniele'' nie jest zbyt komfortowe.
  To pytanie zbiło go z tropu. Widocznie myślał, że zacznę od trudniejszych pytań. Widać trochę się rozluźnił, a na jego twarzy zawitał blady uśmiech.
- Mów mi Aiden. 
- Fajne imię- stwierdziłam, przyglądając się swoim paznokciom, starając się wyglądać na znudzoną. Co jak co, ale zabawić się można.- Okej, a kim byłeś przed upadkiem? Byłeś jakimś ważniakiem czy może knypkiem na posyłki?
  Aiden wybuchnął śmiechem, aż ziemia się pode mną zatrzęsła. Spojrzałam na niego z niemym pytaniem w oczach.
- Ciężko mi się przyzwyczaić do tego, że z tobą rozmawiam.- przyznał, a potem wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu.- Poza tym, to co o tobie mówili to prawda. Dziewczęta z rodu Shepardów są naprawdę wyszczekane. Chyba dlatego większość aniołów się wami interesuje.
- To się nazywa kobiecy urok- wzruszyłam ramionami, okazując, że mało mnie to obchodzi. Mama wielokrotnie mi mówiła, a o naszej historii i nie pominęła tej części w której byliśmy dla aniołów królikami doświadczalnymi albo przynajmniej gorącymi towarami. Jeżeli o mnie chodziło, w życiu nie chciałabym być z aniołem. Wolę swoje życie pozornie normalnej nastolatki, a nie córki anielskiej wojowniczki.- No to może następne pytanie. Dlaczego zostałeś strącony i czemu jako twoją karę wybrali przebywanie w moich snach?- Ciekawe czy powie prawdę.
- Zostałem niesłusznie oskarżony, ktoś mnie wrobił i dlatego jestem w twoim świecie. Posądzono mnie o zabicie niewinnej śmiertelniczki, która wiedziała o naszym istnieniu i w pewnym sensie była ze mną związana.- spojrzał mi w oczy, próbując z nich coś wyczytać, jednak starałam się zachowywać normalnie. Anioł i ludzka kobieta? Nowość. Gestem zachęciłam go do dalszego mówienia.- Zostałem tu zesłany, gdyż chcieli dla mnie surowej kary. Przebywanie w czyiś snach z przymusu jest czymś okrutnym. Anioł zostaje wciągnięty w sen danej osoby czy tego chce czy nie. W dodatku wszyscy domyślali się, że jesteś wybuchowa i wojowniczka, jak matka, dlatego obmyślili sobie, że ty dostarczysz mi jeszcze więcej cierpienia. Ludzie często nienawidzą kogoś kogo nie znają, prawda? Tak samo jest w moim świecie. 
- Ale czemu za każdym razem, kiedy próbowałam cię zobaczyć, sen się urywał?
- Kolejna część kary. Nie mogłaś mnie zobaczyć, a ja musiałem być tu sam i przeżywać sen od nowa i tak cały czas.- zmarszczył brwi, jakby nad czymś się intensywnie zastanawiał- W zasadzie to chyba bardziej irytowało ciebie niż mnie.
- Mniej więcej- przyznałam.- Ale czy to się kiedyś skończy? To błędne koło? Czy jesteśmy związani ze sobą na wieczność? Wybacz, ale perspektywa twojej ciągłej obecności w moich snach nie jest zbyt przekonująca.
  Na jego twarzy pojawił się kpiarski uśmiech.
- Nie jestem dość przystojny dla ciebie?
  Wywróciłam oczami.
- Chłopcy mają jedną wspólną wadę: myślą, że jak są przystojni to mogą mieć każdą, a to jest jak zwalenie sobie byka na głowę. Jesteście dziwnym gatunkiem człowieka.
- To samo można powiedzieć o kobietach- uniósł brwi.- Przecież wy też nie...
  Urwał, kiedy powietrze między nami zafalowało, a moja skóra zaczęła blednąć i zlewać się z otoczeniem. Pisnęłam zdziwiona i stanęłam na równe nogi. Ja znikam! Co się dzieje?! Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale silny wiatr uniósł mnie do chmur, jakbym była leciutka jak piórko...  

- Shadow!- ktoś szarpnął mnie za ramię tak, że podskoczyłam na łóżku.
  Gwałtownie się podniosłam i spojrzałam wprost w zapłakane oczy... Eve?! Moja przyjaciółka trzymała mnie za ramię, a z jej oczu co chwilę płynęły świeże łzy. Wyglądała jak pół nieszczęścia z zapuchniętymi oczami i czerwonymi policzkami, które zdawały się płonąć. Potrząsnęłam głową, aby odegnać z siebie resztki snu i przytuliłam ją do siebie. Drżała w moich ramionach niczym małe dziecko, a słone łzy wsiąkały w moją bokserkę jak w szmatkę. Mimo to, przytuliłam ją jeszcze mocniej i zaczęłam głaskać ją po plecach, aby się uspokoiła. 
- Eve, co się stało? Powiedz mi, proszę- wyszeptałam.
- Shy...Shy- chwyciła się za włosy i zamknęła oczy, jakby chciała zniknąć z tego świata.- Shy zniknęła. 

  Wiem pewnie, co niektórzy powiedzą: krótki rozdział, a ja tak długo nie dodawałam. Powodów było kilka: brak czasu, gdyż jak mówiłam, mam nawał zajęć i co chwilę jakieś kartkówki mam w szkole, kolejny blog do pisania oraz najgorsze: brak weny, a wiadomo, że jak nie mam weny to nie piszę. Poza tym mam sporo książek do przeczytania i zajęcia dodatkowe, więc wybaczcie, że mnie długo nie było. Mam nadzieję, że wam się rozdział podoba. Dziękuję, że tak długo czekaliście i miłego czytania!
  


 
  

czwartek, 12 września 2013

Rozdział XIV- Sny

Rozdział XIV- Sny
  Gapiłam się tępo w sufit mojego pokoju, jakby to tam była odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Mimo słuchania mojej ulubionej piosenki zespołu Crown The Empire, która zagłuszała moje myśli i tak byłam niespokojna. Czułam się jak wielki balon, który ktoś przekuł szpilką. Wszystko zwaliło się na mnie w jednym momencie. I jeszcze Alex. Po raz piąty w ciągu dziesięciu minut starałam sobie przypomnieć czy na jego nadgarstkach były te znaki, jednak byłam na siedemdziesiąt dziewięć procent pewna, że nie. Ale to niemożliwe, aby w cały Manhattanie było kilku chłopaków o srebrnych oczach, którzy mają znaki w języku...
  Właśnie w jakim? Na chwilę zdjęłam z uszu słuchawki, aby pomyśleć, a scream metalowy raczej w niczym mi tu nie pomoże. Język w którym zostały ,,zapisane';' te znaki był bardzo ważny. Jeżeli Trey miał rację i to było w języku odwróconym do języka aniołów...Okej, stop. Takiego języka nie ma. Nie ma ,,odwróconego anielskiego''. Te wskazówki, które dał mi mój brat w niczym nie mogły mi pomóc. Musiałabym zobaczyć ten tatuaż na własne oczy. Mimowolnie dotknęłam prawej ręki, na której miałam pierwszy znak, który zrobiono na mojej skórze. Dzięki krwi mojej matki, która przeszła na mnie i Treya, runy nie były tak mocno widoczne na naszej skórze jak u zwykłych Dzieci Nefilim, jednak ten znak był bardzo wyraźny: w kształcie oka, które miało mi przypominać kim jestem, choć i tak nie mogłam o tym zapomnieć. O tym, że jestem inna niż inni, wyjątkowa. Wcześniej bardzo lubiłam moją odmienność, jednak teraz marzyłam o tym, abym miała normalne problemy jak np. chłopcy, prawo jazdy, które muszę zdać i oceny w szkole. Mała dawka normalności bardzo by mi się przydała. 
  Rozległo się ciche pukanie do drzwi i po chwili do pokoju weszła moja mama. W ciemnoczerwonej sukience i z długimi włosami, związanymi w koński ogon, wyglądała niezwykle elegancko, jakby szła na jakąś ważną galę. Mimo tego stroju oraz lekkiego makijażu, który podkreślał jej łagodne rysy twarzy, wyglądała na znużoną i zmartwioną. Przyglądając się jej myślałam o tym, że kiedyś będę wyglądać tak jak ona. Giselle miała rację: niedaleko pada jabłko od jabłoni, a wielu mi mówiło, że wyglądam jak nastoletnia wersja Vennissy Bernwell: te same brązowo-czarne loki, przypominające swoim odcieniem mleczną czekoladę, rysy twarzy, ten sam sposób bycia. Patrząc na nią, chciałabym być taka jak ona: silna, nieugięta, a nie tchórzliwa jak teraz. Gdybym miała dość rozsądku, wydobyłabym już dawno z Alexa co wie, a tak to stałam w punkcie wyjścia.
  Mama usiadła obok mnie na łóżku i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Kochanie, jak się czujesz?- spytała, biorąc mnie za rękę tak jak wtedy, gdy byłam mała.
- Dobrze, a co z Treyem. Nadal śpi?- Od kiedy przywieźliśmy go do domu, przez cały czas śpi jak zabity. Gdyby nie fakt, że był niezłym śpiochem, pewnie byłabym przerażona.
  Mama pokiwała głową.
- Endless dała mu silny napar, aby zasnął. Jego organizm musi się zregenerować, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. W zasadzie za kilka chwil muszę jechać z tatą na bal dobroczynny, mój szef chyba nie rozumie co oznacza słowo ,,rodzina''.  Chciałam się ciebie o coś zapytać i oznajmić ci, że wiem co kombinujesz. Jednak nie możesz tego robić sama.
- Ale czego?- starałam się, aby mówić w miarę normalnym tonem. Wpadka! Ale skąd ona mogła wiedzieć o moich planach, aby odnaleźć sprawcę wypadku? Przecież nic nikomu nie mówiłam!
  Ven poklepała mnie po ramieniu i wzruszyła ramionami.
- Jesteś moją córką z krwi i kości. Na twoim miejscu także bym szukała sprawcy tego wypadku, gdyby chodziło na przykład o twojego ojca albo któregokolwiek z moich przyjaciół czy rodziny. Giselle zwykle nie ma racji, ale w jednej sprawie powiedziała prawdę: jesteś taka jak ja. I możesz temu zaprzeczać- powiedziała, kiedy otworzyłam usta, aby zaprotestować. Ścisnęła moją dłoń i spojrzała mi głęboko w oczy, aby wyczytać z nich prawdę. Zawsze potrafiła mnie przejrzeć, a podobno w moich oczach można było wszystko zobaczyć.- Możesz temu zaprzeczać, ale dobrze wiesz, że to nie prawda. Kiedy na ciebie patrzę, to widzę, że jesteś taka jak ja, choć masz także dużo z Ryana: jesteś porywcza, odważna i sprytna, ale jednocześnie delikatna i wrażliwa. 
- Ale dlaczego mi to mówisz?- spytałam.
- Mówię, bo patrząc na twoją minę, po tym jak Trey o wszystkim nam powiedział, przypomniała mi się sytuacja, kiedy chciałam wszystko załatwić na własną rękę. Spytaj się ciotki Clary albo Endless, jeżeli chcesz. Kiedyś tropiłam razem z nimi zbuntowanego wilkołaka, który spowodował niezłe spustoszenie w naszej okolicy, jeszcze jako naiwna nastolatka i chciałam to załatwić sama. Uważałam się za super bohaterkę, wojowniczkę, której obce są takie uczucia jak strach czy wrażliwość. Prawda była zupełnie inna. Poszłam uzbrojona w mój ukochany miecz, parę noży do lasu, gdzie przebywał i zaczęłam z nim walczyć. moja pycha jednak doprowadziła do tego, że omal nie zginęłam, jednak moje przyjaciółki mi pomogły i dzięki temu mam was, i żyję. Zrozum Shade: udawanie kogoś kim nie jesteś, niczego nie załatwia, a udawanie kogoś niezwyciężonego może prowadzić do zguby. Nie chcę, abyś uważała się za tchórza czy coś w tym stylu. Nie chcę też, abyś narażała się na niebezpieczeństwo, jednak obydwie dobrze wiemy, że i tak mnie nie posłuchasz w tej sprawie, i pewnie masz też parę asów w rękawie. Dlatego postanowiłam, że ci pomogę w razie czego. Wiesz, że możesz na mnie liczyć. Nie musisz mi niczego mówić, jednak jeżeli to ci pomoże to mów śmiało. To zostanie między nami- obiecała.  
  Te słowa wywołały we mnie burzę i nawet nie zorientowałam się, kiedy jej powiedziałam o wczorajszym wieczorze z Alexem i moich podejrzeniach oraz o planach związanych z imprezą Jamesa. Ku mojemu zdziwieniu nie przerwała mi ani razu, tylko uważnie wsłuchiwała się w moje słowa, jakbym mówiła o uratowaniu świata przed zagładą. Kiedy skończyłam mówić, zapanowało chwilowe milczenie. Właśnie zaczęłam żałować, że jej to wszystko powiedziałam, gdy nieoczekiwanie wybuchnęła śmiechem, jednocześnie klepiąc mnie po plecach. Spojrzałam na nią krzywo, co tylko sprawiło, że jej uśmiech stał się szerszy o ile to było możliwe. W końcu otarła łzy z oczu i pokręciła głową.
- Dobrze, że nie ma tu twojej babci, inaczej byłaby zszokowana. Wystarczająco miała kłopotów ze mną, a tu córka idzie w moje ślady. Obiecuję, że nikomu nie powiem o twoim planie, a nauczę cię paru sztuczek, aby ten Alex nie zorientował się, że chcesz nim manipulować. Zgoda?
- Pewnie!- przybiłyśmy ze sobą piątkę. Chciało mi się śmiać. Tak się bałam reakcji mamy na moje plany, a tu przyjęła to zupełnie naturalnie i chce mi jeszcze pomóc! Takiego obrotu spraw w życiu bym się nie spodziewała.- Dzięki mamo.
- Musimy sobie pomagać, co nie?- wstała, przygładzając delikatną tkaninę swojej sukienki- W każdym razie, miło, że ze sobą pogadałyśmy. Wybacz, ale szef znowu urządził bal dobroczynny i muszę na nim koniecznie być.- wywróciła oczami, pokazując gdzie ma swojego szefa- Rozumiem, że chce pomagać potrzebującym, ale trzy bale w ciągu dwóch tygodni to dla mnie za dużo. Jak tak dalej będzie, to będę musiała płacić Devinowi za opiekę nad wami.
- Wujek Devin będzie się nami opiekował?!- spytałam, starając się ukryć swoją radość. Niemal podskakiwałam na łóżku ze szczęścia. Może pomoże mi z tymi snami? Póki co nie czułam się w nich bezpieczna i byłam na 98% pewna, że nie zasnę, póki ktoś mi nie pomoże. Ucałowałam mamę w policzki i uśmiechnęłam się promiennie- Idź, nie każ im na siebie czekać. Poza tym, tata oszaleje na twoim punkcie jak cię zobaczy.
- Jak szaleć to szaleć, co nie?- puściła do mnie oczko.
  O tak, to na pewno się zgadza.

- Idźcie już, tylko wróćcie bez małych dodatków na twarzach! Miłej zabawy!- wujek Devin zatrzasnął za moimi rodzicami drzwi, zanim zdążyli zaprotestować. Te ,,małe dodatki'' to pewnie były ślady szminki i zarumienione policzki. Zacierając ręce z samozadowolenia, wujek minął mnie z lekkim uśmiechem na twarzy i udał się do kuchni, w celu opróżnienia naszej lodówki.
  Oczywiście poszłam za nim, gdyż była to najlepsza sytuacja, aby mu powiedzieć o moich snach i poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Trey nadal smacznie spał, więc raczej nie będzie nas słyszał. Wolałam go na razie nie wciągać w tą sprawę. Miał ważniejsze rzeczy na głowie jak np. powrót do zdrowia.
  Z krzywym uśmiechem przyglądałam się jak Dev przegląda zawartość lodówki i po namyśle wybiera miskę z sałatką warzywną, którą mama zrobiła dziś rano. Devin był krewnym mamy, a to podobieństwo było bardzo widoczne. Obydwoje mieli jasne karnacje, te same łagodne rysy twarzy, ciemne oczy i włosy oraz w pewnych momentach ( kiedy byli wściekli) przypominali pumy, gotowe do ataku. Co prawda nie byli ze sobą zbyt blisko, choć oczywiście kontakty mieli dobre, ale wiedziałam, że czasem Devin jest dla mamy po prostu obcy. Pewnego dnia ciotka Endless opowiedziała mi jak Ven dowiedziała się o tym, że ma kogoś z rodziny poza wujkiem Janelem i w sumie nie dziwiłam się jej zachowaniu. Choć minęło tyle lat, w pewnych kwestiach mieli zupełnie odmienne zdania. Ale to nie oznaczało, że nie mogli na siebie liczyć i my także mogliśmy prosić Devina o pomoc, a teraz jest ona mi bardzo potrzebna.
- Szukasz czegoś konkretnego, wujaszku?- spytałam, starając się mówić rozluźnionym tonem.
- Czegoś co w nauce nazywa się zdrową żywnością. O, chodź do tatusia- zamruczał, wyciągając z lodówki paczkę ciasteczek czekoladowych.
- Od kiedy czekolada jest zdrowa?- parsknęłam śmiechem. Jeżeli to jest ,, zdrowa żywność'' to ja jestem zawodową baletnicą, a chyba każdy wie, że w tańcu można mnie porównać do staruszka cierpiącego na ból stawów.
- Czekolada daje energię na cały dzień i to jest udowodnione naukowo. Tak samo jest, jeżeli chodzi o resztę ,, śmieciowej żywności''. Nie moja wina, że wszyscy ze wszystkim przesadzają.
- A ty jesteś wyjątkiem?
- Jestem rozwinięty intelektualnie- puścił do mnie oko i ugryzł kawałek ciasta.- Gryza?
- Nie, dzięki.- pokręciłam głową. Okej, koniec tej gadki szmatki. Czas przejść do działania- Wujek, mam pytanie. Załóżmy, że... w moich snach cały czas rozgrywa się ta sama sytuacja, a obserwatorem tych zdarzeń jest pewien dziwny upadły anioł, który mówi, że to kara za jego uczynki...- urwałam, gdy opakowanie ciasteczek wyślizgnęło mu się z ręki i z cichym plaskiem upadło na ziemię. Wczepiłam się w blat stołu, aby trzymać się nieco pewniej na nogach. Wujek nigdy nie był niezdarą, nigdy nie upuścił żadnej rzeczy. Moja sytuacja musiała go mocno wyprowadzić z równowagi. Miał neutralny wyraz twarzy i nie mogłam dostrzec, jak zareagował na moje rewelacje. Czułam się coraz mniej pewna siebie.- Wujaszku, czy...
- Chwila- powiedział beznamiętnym głosem i usiadł na jednym z drewnianych krzeseł z tą swoją zmarszczką na czole, która mówiła: ,, Coś tu jest nie tak''. Przez chwilę bezmyślnie wpatrywał się w okno, aż w końcu westchnął głęboko jakby stoczył ze sobą ciężki bój i spojrzał mi głęboko w oczy, jakby chciał z nich wyczytać całą prawdę.- Shadow, któryś z upadłych aniołów jest uwięziony w twoim śnie?
  Okej, równie dobrze mogłam mu wszystko powiedzieć. Powoli pokiwałam głową i skrzyżowałam ręce na piersiach, aby wyglądać na poważną, a nie przestraszoną. Wolałam na razie nie okazywać emocji.
- To dzieje się od dwóch miesięcy.- przyznałam. Czułam się tak, jakby ktoś zdejmował z moich barków ciężarki. Uświadomiłam sobie, że to wszystko ciążyło mi na sercu. Równie dobrze mogłam się tego ciężaru pozbyć.- On pojawia się w moich snach. Obejmuje mnie i w pewnym momencie trafia mnie piorun... a wtedy sen się kończy. Niedawno udało mi się z nim pogadać. Powiedział, że przebywanie w moich snach jest jakimś rodzajem kary, że nie może mi zdradzić jak ma na imię i kim jest. W dodatku on... podrywa mnie- zaczerwieniłam się. Nie wiem co mnie podkusiło, aby to powiedzieć, ale jak mus to mus. Ten typek mocno mnie niepokoi-  Podchodzi mnie ze wszystkich stron, stara się omamić. Nie wiem na co mu jest ani dlaczego przebywanie w moich snach jest jakąś karą.
- Teoretycznie jest- powiedział powoli, jakby ważył każde słowo.- Kiedy śpisz, anioł połączony z twoją podświadomością musi być obecny w tych snach czy to mu się podoba czy nie. Załóżmy, że właśnie jedzie autostradą, a ty śnisz. W tym momencie jego ciało staje się nieruchome, a jego aura, jeżeli mogę tak to nazwać, łączy się z twoją i nie może się wydostać z twojego snu do momentu, aż się obudzisz. Ma także takie ograniczenia jak opisałaś. Nie może ci nic o sobie powiedzieć, chyba, że przełamiesz jego bariery. To jest dla niego niczym przestronne więzienie. 
- Ale jak mam przełamać te bariery?
- Musisz podstępem zmusić go do uległości. Kiedy zdobędziesz już jego zaufanie, musisz tylko krzyknąć, że chcesz go uwięzić, a wtedy nie będzie mógł się wydostać i przy okazji pociągniesz go za język. Proste i łatwe, choć raczej niezbyt przyjemne. Oszukanie anioła, a zwłaszcza upadłego to sztuczka, którą zna niewiele osób, ale ty- posłał mi krzywy uśmieszek.- będziesz zdolna do takiej rzeczy. Nie zostawię cię jednak samej. Posłuchaj, kiedy położysz się na łóżku, przyłóż to do serca- majstrował przez chwilę przy swoim srebrnym łańcuszku na szyi, aż w końcu go odpiął i wcisnął mi go do ręki.- Wtedy będę obecny w twoim śnie. Nie będziesz mnie widzieć, a on nie wyczuje mojej obecności, jednak ja tam będę niczym duch. Pamiętaj tylko, aby się nie zdradzić. Zgoda?
  Przez chwilę przyglądałam się łańcuszkowi na mojej dłoni. Ogarnęły mnie wątpliwości, czy to na pewno był dobry pomysł. Nie mogłam stchórzyć, ale co jeżeli coś pójdzie nie tak? Byłam pomiędzy młotkiem, a kowadłem. Miałam dwa wyjścia: albo się poddać i dać sobą manipulować albo coś z tym zrobić i dowiedzieć się, kim on jest. A może on jest powiązany także z Alexem? Jeżeli tak, to była to moja jedyna szansa.
  Czułam na sobie pytające spojrzenie wujaszka. Zacisnęłam palce na wisiorku i pokiwałam głową.
- Zgoda.- powiedziałam. 
  Okej, czas zacząć zabawę.


  Hello! O to i kolejny rozdział, na który musieliście długo czekać. Sorka, ale mam nawał zajęć szkolnych, plus kolejny blog plus życie to nie tylko internet, co nie? Jak wam się podoba? Serdecznie zapraszam was do komentowania, a no i dzięki za tyle wejść, ponad 3000! Na serio, dzięki. Życzę miłego czytania, kochani!

czwartek, 5 września 2013

Poczta anielska!

A o to i czas na cztery małe ogłoszenia. 
1. Jak widzicie, jest już nowy szablon z którego jestem bardzo zadowolona( mam nadzieję, że wy też) i który już przystosowuję do bloga. Jeżeli według was, coś jeszcze trzeba zmienić np. kolor czcionki czy coś, to piszcie. Czasem mogę czegoś nie zauważyć.
2. Odpowiadam na pytanie zadane przez Natalx. Opcja ,,obserwatorzy'' została usunięta, jednak dzięki Rayne, której serdecznie dziękuję za szablon ta opcja jest dostępna na samym dole, więc serdecznie zapraszam do obserwowania!
3. Dawno o tym nie przypominałam, więc przypominam teraz. Nadal czekam na wasze prace! Dla tych, którzy nie wiedzą, chciałabym, aby inni także uczestniczyli w tworzeniu tej historii, tyle, że na swój sposób. Jeżeli ktoś pisze wiersze, różne opisy takie jak np. na gg czy rysuje albo zna się jakoś na grafice czyli może tworzyć gify, to czekam na wasze prace, które wstawię do zakładki ,, Wasza Galeria''. Najlepsze prace, będę umieszczać także w postach, a decyzje będę podejmować z moją zaufaną przyjaciółką Coral1q. Dlatego czekam na wasze prace! Jeżeli chcecie mi je nadesłać, to proszę napisać to pod którymś postem, zostawiając swój e-mail albo gg, a ja wtedy się z daną osobą skontaktuję.
4. Pomyślałam także o waszej playliście. Jak widzicie, nastawiłam muzykę, aby bardziej można było się wczuć w ten nastrój, który próbuję tutaj stworzyć, jednak możecie mieć także swoje własne propozycje. Pomyślałam o głosowaniu na ,, piosenkę miesiąca'', która będzie głównie odtwarzana na blogu. Jednak czy chcecie coś takiego? Napiszcie pod postem. To zależy wyłącznie od was.
To na razie koniec ,, Poczty anielskiej''. Dziękuję za czytanie mojej pisaniny i do zobaczenia w następnym poście!

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział XIII- Dziwna rzeczywistość

Rozdział XIII- Dziwna rzeczywistość
- Shadow! Stój!- krzyczał za mną Jake. W korytarzu rozbrzmiewały kroki moich przyjaciół, którzy próbowali mnie złapać, jednak nie mogli. Od małego byłam zwinna i szybka niczym jadowity wąż, dlatego z łatwością omijałam niczego nie spodziewających się i każdą rzecz, która stawała mi na przeszkodzie. Strach o życie mojego brata dodawał mi skrzydeł.
  Niemal mogłam sobie wyobrazić jak czują się moi rodzice. Musiałam się szybko dostać do Treya. Nigdy nie byłam aż tak zdenerwowana i przerażona. Okej, może i kłóciliśmy się czasem, ale był moim bratem, moją rodziną. Nie chciałam, aby coś mu się stało! Pewnie wyglądałam jak jakaś wariatka, biegnąc z zawrotną prędkością w stronę jego sali, jednak o to nie dbałam. W moim sercu rozpętała się prawdziwa wojna w której udział brał strach, że coś mu się stało i chęć odnalezienia tego idioty, i wymierzenia mu sprawiedliwości. Przeklęty motocyklista! Gdyby nie on, Shy nie byłaby w niebezpieczeństwie, a mój brat nie zgrywałby super bohatera. Uh! Wiedziałam, że wyliże się, byliśmy bardziej wytrzymali od Przyziemnych i jedyne czego teraz pewnie potrzebował, były runy. 
  Chwila. W taki razie dlaczego zabrali go do szpitala? Odpowiedź szybko mi przyszła do głowy: pewnie któryś z nauczycieli ich wezwał. Gdyby wiedzieli kim jesteśmy, powiadomiliby naszych rodziców o wypadku, ale tak to musieli zadzwonić po karetkę. Co prawda, jeżeli mój brat wygląda na poważnie rannego, będzie trzeba jakoś ,,przekonać'' lekarzy, a w ostateczności posłużyć się czarem wpływu. Ani ja, ani moi przyjaciele nie lubiliśmy tego używać, ale ekstremalne sytuacje wymagają ekstremalnych środków.
  W końcu z piskiem wyhamowałam przed salą numer pięćdziesiąt trzy. Za mocno się rozpędziłam, jednak mało mnie to obchodziło. Właśnie sięgałam do klamki, gdy ktoś ręką ubraną w elastyczną rękawiczkę chwycił mnie za nadgarstki i odciągnął moje ręce. Spojrzałam hardo prosto w zielone oczy pielęgniarki, która odwdzięczyła mi się tym. Jej blond włosy, które wymykały się z jej koka łaskotały mnie w twarz, gdyż pachniały perfumami o zapachu róż, których nie lubiłam, więc cofnęła się o parę milimetrów i wyrwałam ręce z jej mocnego uścisku. 
- Tam nie można wchodzić, rozumiesz, bachorze?!- syknęła mi prosto w twarz.
  Usłyszałam jak przyjaciele za moimi plecami zahamowali tak samo jak ja i teraz pewnie obserwowali moją kłótnię z pielęgniarką. Ale była ona dziwna. Jakbym ją znała, tylko nie mogła sobie przypomnieć kim jest.
  Kobieta się cofnęła, gdy zobaczyła moją minę pt. ,, Nie zadzieraj ze mną'', którą odziedziczyłam po mamie. Kiedy tylko ją pokazywałam, wszyscy uciekali gdzie pieprz rośnie albo przynajmniej miękli w środku. Pielęgniarka starała się nie okazywać uczuć, jednak widziałam drżenie jej rąk.
- Posłuchaj. To, że masz na sobie fartuszek nie oznacza, że możesz mną rządzić. Wejdę do mojego brata, a ty mnie nie powstrzymasz, laluniu!- ostatnie słowo niemal wykrzyczałam. Byłam na dziewięćdziesiąt procent pewna, że moja twarz nabrała purpurowego koloru.
- Shade- wyszeptała mi do ucha Eve, próbując mnie uspokoić.- Może...
- Giselle!?- usłyszałam krzyk mojej mamy, dochodzący z drugiego końca korytarza. Wyglądała na zdziwioną, ale jednocześnie wściekłą. Jak nic zobaczyła zajście między nami. Tata stojący przy niej, wyglądał na mocno zakłopotanego, a moi przyjaciele wstrzymali oddechy, czekając na wybuch gniewu. 
  Do diabła! Giselle McLafe? To dlatego wydawała mi się znajoma! Giselle była byłą przyjaciółką mamy z czasów kiedy była małym Nocnym Łowcą, przez którą o mało nie zginęła. Z tego co mówił mi kiedyś tata, nigdy nie było szans, aby się pogodziły. Zawsze ze sobą rywalizowały. Przypomniała mi się dlatego, bo odwiedziła nas pierwszego dnia, gdy wprowadziliśmy się do nowego domu. Trey miał wtedy sześć lat, a ja pięć, jednak rozumiałam co się dookoła mnie działo. Pamiętam jak z ukrycia przyglądałam się ich kłótni. Siedziały one wtedy w salonie, a ja niepostrzeżenie weszłam do szafy w której trzymaliśmy rzadko noszone ubrania i obserwowałam z dziecięcą ciekawością ich konflikt. Zdaje się, że pani McLafe nigdy nie pogodziła się z tym, że jej rywalce się udało w życiu: odzyskała status Nocnego Łowcy, szacunek, rodzinę, której wcześniej nie miała, a także wyszła za tatę i urodziła nas. A ona? Patrząc na nią w ubraną w strój pielęgniarki, który musiał być najmniej twarzową rzeczą w jej garderobie, mogłam sobie wyobrazić jak staczała się na dno. W tej chwili nie miałam jednak dla niej żadnego współczucia.
  Mama widocznie także nie miała litości, bo przygarnęła mnie i moich przyjaciół do siebie, i spojrzała Giselle prosto w oczy. Nie wyglądała teraz jak moja mama, która rano robi nam śniadanie, tylko jak wojowniczka, która pilnuje swoich. Było niemal czuć jej hamowaną złość. 
- Giselle- powiedziała z neutralnym wyrazem twarzy. Jej emocje zdradzały jedynie zaciśnięte w pięści dłonie, które wydawały się na tyle silne, aby mogły skruszyć beton. A może tak było? Moja mama była nieprzewidywalna.
- Vennissa- odpowiedziała McLafe, starając się ją nastraszyć tak jak mnie, ale z marnym skutkiem.- Nie wiedziałam, że tu będziesz. Ani ty, Ryan.- zwróciła się do mojego taty z zalotnym uśmiechem na twarzy. On jednak nie zwrócił na nią uwagi, a jedynie podszedł do mamy od tyłu i położył rękę na ramieniu, aby się uspokoiła. Uśmiech Giselle zbladł- Miałam nadzieję, że już nigdy was nie spotkam.
- Mahnattan maleje z każdym dniem, jak widać, nieprawdaż?- rzuciła oschle mama.
- Najwidoczniej. Widzę też, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Twoja córka, jest taka jak ty jako nastolatka.- kiwnęła głową w moją stronę- Zarówno jeżeli chodzi o charakter jak i o wygląd. Szkoda, że odziedziczyła także twój maleńki móżdżek i sposób bycia. Gdyby to ze mną Ryan miał córkę...
  Rozległ się głośny plask, którego odgłos zaczął odbijać się echem od ścian korytarza. Z wściekłością i satysfakcją patrzyłam na moje ,,dzieło'', które zostało ,, namalowane'' na twarzy Giselle w postaci czerwonego odcisku mojej dłoni na jej policzku. Na tle jej jasnej skóry, odcisk wyglądał jak wielka czerwona plama. Gdyby nie ten lekki odcień purpury, można by było pomyśleć, że się zarumieniła.
  Giselle jednak mało mnie obchodziła. Bez ostrzeżenia wślizgnęłam się do pomieszczenia i zdławiłam nerwowy szloch. Nogi się pode mną ugięły i osunęłam się na ziemie. Czułam jak do oczu napływają łzy.
  Trey nie wyglądał jak pół nieszczęścia. We włosach miał drobinki asfaltu, które barwiły jego blond włosy na szary kolor, lewe oko było podbite i przybrało purpurowy kolor. Klatkę piersiową miał owiniętą grubymi bandażami, które gdzieniegdzie były ubrudzone krwią, cieknącą z ran na ramionach. W szpitalnym ubraniu i z jego bladą jak kreda cerą wyglądał jak duch. Treya widywałam w różnym stanie: ze złamaną nogą, ręką czy zwichniętą kostką. Ale nigdy nie był w aż tak złym stanie. Wiedziałam, że runy tu się bardzo przydadzą, ale szok niemal zwalił mnie z nóg.
  Dopiero po chwili zrozumiałam, że czyjeś ręce mnie ochraniają przed upadkiem. Odwróciłam się i spojrzałam w twarz ojca, która nie wyrażała żadnych emocji. Moja mama podbiegła do łóżka i wzięła za rękę mojego brata. W jej oczach widziałam łzy, które mimo woli spływały jej po policzkach.
- Mój Trey- wyszeptała mama, gładząc go po włosach- Mój mały Trey. Kto to ci zrobił?
- Puść mnie i zajmij się mamą- szepnęłam do taty. Ona potrzebowała wsparcia bardziej niż ja. 
  Tata się zawahał, jednak nie zdążył sam podjąć decyzji, bo do sali wszedł Jacob i od razu wziął mnie w ramiona. Za nim w korytarzu spostrzegłam także Bonnie, która przytulała do siebie zrozpaczoną Shy i Callagana, który mówił coś do dziewczyn ściszonym głosem. W innej sytuacji pewnie bym się spytała, co on tu robi, ale teraz był ważny tylko mój brat.
  Tata przytulił do siebie mamę, akurat w tym momencie, gdy mój brat otworzył oczy. Dopiero teraz spostrzegłam, że jest podłączony pod aparaturę i kroplówkę. Coś czułam, że zabranie go ze szpitala będzie ciężkim zadaniem.
  Trey uśmiechnął się do nas słabo i zaraz skrzywił.
- Co jest, kochanie?- spytała mama.
- Boli. Bardzo. Ale da się przeżyć- mówił słabym głosem.
- Jak my stąd go wyciągniemy?- spytałam tatę.
- Zaraz pójdę do lekarza dyżurnego i go zwolnię.- odpowiedział tak, abyśmy tylko my słyszeli.- Na razie nie widzieli nic nadzwyczajnego, ale jeżeli zostanie tu do jutra, zauważą, że jego rany goją się znacznie szybciej niż u przeciętnego człowieka.
- A co zrobimy z policją? Na bank tu za chwilę przyjadą- Co jak co, ale taką akcją policja musi się zająć. W końcu tu w grę wchodziła kradzież oraz wypadek!
- Odpowiecie na wszystkie ich pytania i wtedy go zabierzemy. O dom nie musimy się martwić, na miejscu są już nasi przyjaciele. Endless pojechała po jakieś specjalne zioła, które mają mu pomóc. Szkoda mi twojej matki. Vennis może i jest silną dziewczyną, jednak każdy ma swoje granice. Nawet nie wiesz jak się cieszyła, kiedy zorientowała się, że jest w ciąży i na pewno by się załamała, gdyby któreś z was straciła. I jeszcze Giselle...
- Tą żmiją najmniej się przejmuję. Idź i pogadaj z lekarzem, staruszku.- poklepałam go po ramieniu. 
  Mimo poważnej sytuacji, posłał mi krzywy uśmieszek, poczochrał mnie po włosach jak pięcioletnią dziewczynkę i wyszedł z pokoju. Mama odwróciła się na chwilę, jednak szybko zwróciła uwagę na swojego syna. Zajęłam miejsce obok mamy i ścisnęłam jego rękę.
- Hej, bracie. Jak życie po drugiej stronie?- zażartowałam, nie patrząc na innych. Z pewnością kręcili głowami na znak dezaprobaty.
  Trey cichutko zachichotał i odwzajemnił uścisk. Słabo, ale odwzajemnił. 
- Świetne, choć nie mają kablówki. Muszę złożyć reklamację. A tak na serio, to miło, że tu jesteście. Shy jest bezpieczna?- spytał z troską.
- Tak, ale jest także przerażona- odpowiedział Jacob.- Zabrałem ze sobą Bonnie, aby nie czuła się sama. Callagan także przyszedł i zaoferował nam pomoc w znalezieniu sprawcy wypadku. Jeżeli ktoś umie wykryć szybciej skradzione cacko niż policja, to tylko on. W końcu kiedyś robił jako policjant, co nie?- wzruszył ramionami.
  Coś w tym było. Mama odetchnęła z lekką ulgą i delikatnie poklepała Treya po dłoni.
- Dobrze, że jesteś na tyle silny, aby sobie żartować. Posłuchaj, zaraz pewnie przyjedzie policja, więc opowiedz nam co się w ogóle stało.
- Sam nie wiem- przyznał.- Szedłem właśnie na trening, kiedy usłyszałem ryk silnika motocyklu. Ten koleś jechał jakby to nie był motor tylko Ferrari. Shy stała mu na drodze, a on zamiast hamować, jechał jeszcze szybciej, więc zepchnąłem ją z drogi, jednak sam nie zdążyłem uciec i dlatego jestem tak poobijany.
- Pamiętasz jakieś szczegóły dotyczące tej osoby?- spytała Eve.
  Trey przez chwilę się zastanawiał.
- To... to chyba był chłopak. Był stanowczo za duży jak na dziewczynę. Jedyne co pamiętam to jego świetliste oczy, srebrne, że niemal mnie raziły. A i tatuaż na nadgarstku, gdyż jechał bez rękawiczek i mogłem je zobaczyć. To były dziwne znaki, jakby te upadłych aniołów, tyle, że zmienione, które otrzymują po wygnaniu z nieba. Nie wiem jak to wytłumaczyć... Hej, Shadow, co jest?- spytał, widząc moją zszokowaną minę.
  Nie, to nie możliwe! To nie mógł być Alex! Okej, może i uciekał od Julie, co potwierdziła, ale nie byłby zdolny do takiego czegoś. Tylko te oczy...ale chwileczkę! Znaki na nadgarstku! On ich chyba nie miał... albo może miał? Ledwo mogłam sformułować jakąś w miarę normalną myśl. Musiałam to sprawdzić i to jak najszybciej. Impreza u Jamesa świetnie się nadawała. Poza tym Alex się mną wyraźnie interesował, czemu by tego nie wykorzystać? Wiem, jestem perfidna, ale cel uświęca środki. Jeżeli moje przypuszczenia są fałszywe, to oznacza, że jest jeszcze ktoś, a jeżeli nie, słono zapłaci za swój uczynek. Pakowanie kogoś w kłopoty, jest jak zranienie niedźwiedziątka, zawsze znajdzie się niedźwiedzica, która pomści swojego krewnego.
  Przybrałam na twarzy sztuczny uśmiech i ścisnęłam jego dłoń, aby się uspokoić. 
- Wszystko w porządku, bracie. Wszystko w porządku.

  No, hello! Jak tam po rozpoczęciu? Krótko mówiąc miałam wenę i chciałam szybko napisać ten rozdział, gdyż niestety dowalili mi taki plan zajęć, że baardzo długo siedzę w szkole. Po prostu żyć nie umierać, co nie? Taa. W każdym razie za kilka dni powinnam mieć szablon. Mam nadzieję, że teraz, podczas roku szkolnego uzbroicie się w cierpliwość, ale też nie przestaniecie czytać. Blog ten istnieje już od dwóch miesięcy i mamy 2572 wejść! Z góry dzięki. Wiele to dla mnie znaczy i mam nadzieję, że dalej będę tak ,, piąć się w górę'.. Serdecznie wam dziękuję, życzę powodzenia w szkole i miłego czytania!
    

Obserwatorzy