środa, 26 lutego 2014

Rozdział XXVIII- Siedziba wampirów cz.3

Rozdział XXVIII- Siedziba wampirów cz.3
  Gabinet Richelle wyglądał tak jak reszta tej kryjówki- jakby pokój przeniesiono z jakiegoś prestiżowego pałacu. Tak jak w holu ściany i podłoga były wyłożone drewnem o ton jaśniejszym niż w korytarzu, regały otaczające nas ze wszystkich stron były pozapełniane różnej wielkości książkami, żyrandole w kształcie kłów rzucały dosyć dobre światło na przestrzeń, wiszące na samej górze obrazy przedstawiały Richelle w różnym wieku, a biurko przytrzymywały dwie rzeźby pierwszej wampirki- Leilen, które kuliły się pod ciężarem wielkiego dębowego biurka.
  Jednak nie wystrój przykuwał uwagę, ale postać przywódczyni. Jak zwykle Richelle związała swoje mahoniowe włosy w schludny warkocz, spływający z jej ramienia aż do pasa, ubrana była w aksamitną koloru wiśni suknię, podkreślającą jej kształty oraz kremowy odcień skóry, a swoje czarne oczy podkreśliła tuszem do rzęs, przez co wydawało się jakby cały czas kogoś w tym pokoju podrywała. Ale nie tylko jej wygląd groźnej wojowniczki wzbudzał strach, ale też dumna postawa, nie znosząca sprzeciwu i brak śmiechu na jej upiornej twarzy. Richelle rzadko uśmiechała się przy tych, którzy nie byli z jej klanu. W ten sposób chciała pokazać to, że nie łatwo nią dyrygować.
  Shy przełknęła ślinę na widok wampirzycy. Wyraźnie czuła się nie pewna i chyba miała ochotę zwiać, ale nie mogliśmy jej na to pozwolić. Od Richelle zależało czy dostanie się do klanu czy nie, a ucieczka Shy bynajmniej jej nie pomoże.
  Czułam na ramionach gęsią skórkę, jednak starałam się zachować obojętny wyraz twarzy. Znałam Richelle na tyle długo, aby wiedzieć jedno: ta wampirzyca nie znosiła tchórzy i braku posłuszeństwa.
  Tata z szacunkiem ukłonił się wampirzycy i ucałował jej zimną dłoń niczym staroświecki dżentelmen.
- Richelle, dziękujemy, że możemy z tobą porozmawiać.
  Richelle machnęła wolną ręką i uśmiechnęła się krzywo na widok mój i Treya.
- Proszę, proszę. Przyprowadziłeś ze sobą Treya i Shadow. Muszę przyznać, że twoja córka wygląda imponująco. Widać, że pochodzi z rodu Shepardów, a syn? Z tego co wiem, niektóre z moich wampirek ostrzą sobie na niego kły, więc lepiej uważaj chłopcze.
  Trey wymamrotał słabe ,,dziękuję za miłe słowa'' i odwrócił wzrok. Z jakiegoś powodu zawsze unikał wampirek za wszelką cenę. Może dlatego, bo większość z nich często łaknęła jego krwi z nie wiadomo jakich przyczyn? Często się skarżył, że jakieś nachalne wampirzyce zapraszają go na imprezy do prestiżowych klubów, aby zrobić sobie z niego przekąskę. Owszem, był przystojny, ale nie lubił tego pewnych aspektów. Choć Shy jest wampirem, znał ją bardzo dobrze i wiedział, że nie chce zrobić sobie z niego deseru. To go napawało pewnego rodzaju spokojem w jej obecności.
  Ukłoniłam się uprzejmie, pokazując wampirzycy, że darzę ją szacunkiem i jak najbardziej słucham jej słów.
- Dziękuję za miłe słowa.-powiedziałam, siląc się na uprzejmy ton.
  Kobieta jedynie uśmiechnęła się już mniej ironicznie i usiadła elegancko za biurkiem, mknąc gładko po podłodze jakby była duchem. Pokazała nam, abyśmy usiedli na wielkiej skórzanej kanapie przy jej biurku, jednak coś mój instynkt odradzał mi to. Mimo to wszyscy poza mną usiedli, a ja oparłam się ostrożnie o jeden z regałów i zaczęłam przyglądać otoczeniu, jednocześnie nie spuszczając z oka trzęsącej się Shy.
  Richelle chwyciła jedną z wielkich, oprawionych w brązową skórę książek i splotła palce przed sobą, przyglądając się uważnie naszej wampirzej przyjaciółce.
- Domyślam się, że chodzi o waszą nowicjuszkę. Czytałam w myślach Luciena- przyznała, kiwając głową w zamyśleniu- Wiem, co panna Benson przeszła i jedno wiem na pewno: ten ktoś musi zapłacić za jej przemianę. Wiem jak to jest, kiedy ktoś nagle odbiera ci możliwość normalnego życia z własnego kaprysu. Lucien zwołał właśnie nasze najbardziej doświadczone pisklęta i będą szukać tego wampira. Nikt na moim terenie nie będzie porywał nastolatek, a następnie je przemieniał! Nie mam ochoty na interwencję Clave.
- Ale czy to oznacza, że pani mnie przyjmie?- Shy wychyliła głowę zza ramienia mojego brata. Była blada jak ściana i choć teraz to było u niej naturalne, to wyglądała żałośnie z bladą cerą i niebiesko-szarymi oczami odcinającymi się na tle kredowobiałej skóry. Coś mnie ścisnęło w żołądku na widok krwawych łez, które bezgłośnie spływały po jej policzkach.
  Przywódczyni chwyciła jedną z chusteczek leżących na stole i  podała zdenerwowanej Shy. Przez chwilę przyglądała jej się z zamyśleniem, aż delikatnie chwyciła jej dłoń i posłała jej mały ciepły uśmiech. Mały, ale znaczył bardzo wiele.
- Moja droga Shy. W zasadzie nie powinnam tego robić, bo nie wiemy co w zasadzie mogłabyś tu zdziałać, bo widzisz nie każdy może tu należeć. Widać jednak, że ty potrzebujesz szczególnej opieki. Będziesz musiała jednak na jakiś czas zniknąć ze świata Przyziemnych. Musimy mieć dużo czasu, aby cię nauczyć najważniejszych podstaw.
- To nie będzie kłopot- powiedział Ryan- W Nowym Yorku nadal jest poszukiwana i wszyscy zaczynają wątpić w fakt, że żyje. Moje dzieci i ich przyjaciele nikomu nie powiedzieli o znalezieniu Shy. Wiedzieli, że to może się skończyć tragicznie.
- Zwłaszcza po... pewnym incydencie?- Richelle celowo nie powiedziała wprost, że chodzi o Bonnie. Na szczęście była spostrzegawcza i wiedziała, że wampirka i tak już jest w złym stanie, a przypominanie jej o jej błędach może tylko pogorszyć sprawę.
  Tylko pokiwaliśmy głowami.
  Richelle pokiwała głową i sięgnęła po swój telefon komórkowy. Przez jakiś czas czekała na połączenie, aż w końcu połączyła się ze swoim rozmówcą:
- Halo? Tak, tu Richi. Przyprowadź mi proszę Loriena i Tommy'ego. Przygotuj też karmiciela... tak, najlepiej jego. Tak, mamy nową, przygotuj pokój i powiedz pisklętom. Za minutę ma tu być.- odłożyła słuchawkę i potarła dłonią skroń. Widać było, że ma przed sobą ciężką noc.- Więc musicie ją na razie zostawić. Za chwilę wszystko będzie dla ciebie przygotowane Shy, Tommy i Lorien wszystko ci wytłumaczą.
  Miałam się właśnie coś zapytać, kiedy drzwi zaskrzypiały i do pokoju wszedł Tommy z kocem w jednej dłoni i plastikową butelką w drugiej. Shy przez chwilę przyglądała się nam ze smutkiem, aż w końcu każdego z nas przytuliła i podeszła do Tommy'ego, który zarzucił jej koc na ramiona.
- Shadow, panie Ryan, Trey, nie martwcie się o nią. Wasza wampirzyca jest w dobrych rękach.- uśmiechnął się do nas.
  Pokiwałam głową. Wiedziałam, że Tommy przez jakiś czas będzie się nią opiekował. Kto wie, może zostaną parą? Co prawda fakt, że przez jakiś czas nie będzie jak dawniej był bolesny, ale musiałam się pogodzić z rzeczywistością.
  Wyglądało na to, że to już koniec rozmowy. Wszyscy ukłoniliśmy się przed wampirzycą, wymieniliśmy parę słów po czym zaczęliśmy iść w stronę wyjścia. A raczej chcieliśmy wyjść, gdy usłyszeliśmy jak ktoś uderza w dębowe drzwi, które właśnie otwierałam. Ah! Pewnie kogoś uderzyłam! Zażenowana swoim zachowaniem, wyleciałam z pokoju i uklękłam obok leżącego wampira. Nie widziałam jego twarzy, którą zasłaniał swoim muskularnym ramieniem, tylko jego szczupłą sylwetkę. Chwyciłam go delikatnie za ramię, aby zobaczyć czy to nie ktoś znajomy...
  Chyba było już tego stanowczo za dużo, ponieważ wrzasnęłam aż Richelle wyszła z pokoju. Nie obchodziła mnie jednak jej reakcja, ale... Alex leżący przede mną.
  Alexander Resst.
- Co...co...co ty tutaj robisz?!- wydarłam się.

  I koniec rozdziału. Mam nadzieję, że się wam podoba, ostatnio w ogóle nie mam pomysłów. 
  Mam do was tylko jedno małe pytanie: bo niedługo będzie nowy szablon i chciałabym się dowiedzieć, którą dziewczynę chielibyście na nim zobaczyć: Kayę Scodelario czy Selenę Gomez? Bo mi ta i ta pasuje, a nie wiem co o tym myśleć. A wy jak sądzicie? Bo ja chyba wezmę Kayę, ale czekam na wasze zdanie.
  Zapraszam również na bloga mojej przyjaciółki thevampire-stories.blogspot.com i do zobaczenia w następnej notce!
   

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział XXVII- Siedziba wampirów cz.2

Rozdział XXVII- Siedziba wampirów cz.2
  Lucien prowadził nas ciemnym korytarzem przebiegającym pod hotelem do siedziby swojego klanu. Nie musiał się odwracać, aby sprawdzać czy za nim nadążamy, ponieważ nasze kroki odbijały się echem od kamiennych ścian. Poza tym Trey i tata co chwilę rozmawiali o meczach piłki nożnej, zapewne chcąc rozluźnić trochę napiętą atmosferę. Ja jednak pozostawałam czujna i z ramieniem Shy na mojej szyi, starałam się nie poślizgnąć na miejscami śliskiej podłodze. Może i byłam doskonale wytrenowana, ale Shy nie była taka lekka zwłaszcza, że przeniosła cały ciężar swojego ciała na mnie.
  Wampirzyca z wyraźnie zamyśloną miną, szła przed siebie niczym robot, polegając na moim zmyśle równowagi. Z krzywym uśmieszkiem obserwowałam jak Tommy z zaciekawieniem przygląda się mojej  przyjaciółce. Z jednej strony pewnie będzie jej się trochę naprzykrzał jak to facet, ale lubiłam go. Był nieszkodliwy, a poza tym Shy być może będzie w nim miała sojusznika i kto wie, może pomoże jej się przystosować do reguł panujących w jego świecie? Chodź siedział w tym od czterech lat i był jednym z najmłodszych z grupy, to orientował się w zasadach jakie dotyczą Dzieci Nocy. Będzie mógł więc pomóc Shy i nie będę musiała drżeć z obawy czy ktoś pokroju Luciena będzie sprawiał kłopoty. Zasada w klanie była jedna: każdy szanuje każdego, bez względu na wiek.
- Ile lat już istnieją te korytarze?- spytała Shy Luciena.
  Nie widziałam jego miny, ale uniesiony policzek podpowiedział mi, że się uśmiechnął. Może jednak ten wampir ma w sobie odrobinę ciepła?
- Istnieją od XIX wieku. Zbudowano je, aby przemycać do muzeum różnego rodzaju eksponaty lub schronić rodziny i dzieci pracowników.
- I wy postanowiliście zrobić sobie w nich kryjówkę? Nie pomyśleliście, że jakiś głupi człowiek może tu wejść i was zobaczyć? Co wtedy robicie?
- Są dwa wyjścia. Pierwsze to wmówienie mu kłamstwa, że któryś z nas się zgubił. Często działa, ale zdarzają się ludzie odporni na nasz urok. A druga to... mniej subtelna metoda, ale cóż, przynajmniej mamy więcej pożywienia, prawda?- uśmiechnął się do niej szeroko przez ramię, pokazując swoje ostre jak brzytwa kły.
  Okej, to chyba byłoby na tyle w temacie dobroci Luciena. Ten facet nie miał za grosz taktu. Przecież ostatnio Shy prawie zabiła Bonnie! Na pewno teraz przeżywa to od początku o czym świadczyła jej smutna mina. Gdyby nie to, że Lucien był bardziej doświadczony ode mnie i ( co tu ukrywać) znacznie starszy, wymierzyłabym mu prawego sierpowego lub kopniaka z półobrotu.   
  Na szczęście z pomocą przyszedł Tommy, który czując napięcie pomiędzy nami, zaczął zagadywać moją przyjaciółkę o jej zainteresowania i tak dalej. W zasadzie wyglądał tak, jakby chciał ją poderwać ( co w sumie było możliwe, Shy przecież nie była brzydka). Co prawda wszyscy dokładnie słyszeliśmy o czym rozmawiali, ale nie chcieliśmy im przeszkadzać. Shy, choć nadal była w stosunku do niego bardzo nieśmiała, rozmowa z nim sprawiła, że jej twarz znowu nabrała trochę kolorów i nie była tak zrozpaczona jak wcześniej. Gdyby nie nasza obecność i sytuacja z Bo, to pewnie z uśmiechem na ustach rozmawiałaby ze swoim wampirzym kolegą. 
  Ale to nie był dla nas dobry czas. Zaczynałam już się niecierpliwić, że tak długo idziemy, jednak po chwili dotarliśmy do wielkich dębowych drzwi, ozdobionych różnego rodzaju esami-floresami i wysadzanych drogimi kamieniami. Moja nauczycielka demonologii Ariane opowiadała kiedyś, że w ten sposób klan chce pokazać intruzom z innych grup jak są potężni i bogaci, a kamienie szlachetne mają nawiązywać do klejnotów królewskich. No cóż, nie było tajemnicą, że wampiry wolały przeszłość od teraźniejszości, dlatego w większości byli oni staroświeccy.   
  Uśmiechnęłam się krzywo na widok wielkiego napisu, przebiegającego przez całe drzwi. Był w języku demonów, przez co każdy z naszego świata mógł go zrozumieć.
- Alari de mille- odczytałam na głos- Świat zwycięzców.
  Shy zmarszczyła brwi.
- W jakim to jest języku?
- Starożytny język demonów- wyjaśnił tata- Każdy kto wchodzi do naszego świata musi go znać. Ma taką funkcję jak język angielski, przez niego wszystkie istoty ze Świata Cieni mogą się porozumieć.
- Czy to oznacza, że ja także będę musiała się go uczyć?- spytała.
  Lucien i Tommy posłali jej szelmowskie uśmiechy.
- Pewnie tak, ale na innym etapie edukacji.- powiedział Tommy, szturchając mnie ramieniem.- Shadow go zna, ponieważ urodziła się w naszym świecie i wedle jego zwyczajów została wychowana. Ja także go znam, Lucien też choć kiedyś był człowiekiem, a resztę poznasz- powiedział, po czym z przesadną powagą otworzył drzwi.
  Shy oniemiała ze zdumienia, a ja przyglądałam się jej minie z szerokim uśmiechem na twarzy. Kryjówka wampirów robiła kiedyś na mnie wrażenie, ale zdążyłam się przyzwyczaić. Pomieszczenie to wyglądało jak wyciągnięte żywcem z wielkiego pałacu. Ściany i podłoga były wyłożone wiśniowym drewnem z którego były również zrobione staroświeckie meble i wielkie kręte schody po bokach, prowadzące do dalszych pomieszczeń. Na środku był rozłożony piękny perski dywan, który Richelle sprowadziła ze swoich licznych podróży po świecie; na ścianach wisiały różnorakie zdjęcia oprawione w ramki, regały umieszczone nad wielkim kominkiem były pozapełniane różnej wielkości książkami, a z sufitu spływał piękny kryształowy żyrandol w kształcie księżyca, mieniący się kolorami w świetle lekko przytłumionych świateł pochodzących z lamp. Wszystko to dopełniał gwar wampirów siedzących w pomieszczeniu oraz zapach lawendy i krwi, którą przechowywano w nowoczesnej kuchni. Elegancja i przepych- te słowa idealnie mówiły o tym miejscu.
  Shy z prędkością światał obracała się wokół własnej osi, chłonąc piękno otoczenia jakby była w muzeum. Lucien śmiał się pod nosem,a Tommy nieustannie się jej przyglądał jakbyśmy byli w muzeum, a ona była najwspanialszym eksponatem jaki kiedykolwiek widział.
  Wszystkie wampiry w pomieszczeniu ucichły na widok nowej. Przez chwilę mierzyli ją zdziwionymi spojrzeniami, aż w ich oczach pojawiło się zrozumienie i po kolei każdy przychodził, aby się z nową przywitać. Pewnie widząc nas oraz Lucienia, pomyśleli że już została przyjęta do grupy. Widząc jednak surowe spojrzenie przywódcy, w oka mgnieniu w swoim tempie poszli do swoich pokoi, przez co cały pokój opustoszał. Przez chwilę nasłuchiwał czy aby ciekawscy nie pochowali się po kątach, jednak wyraźnie się rozluźnił i położył rękę na ramieniu Tommy'ego.
- Tommy, zaprowadź naszych gości do Richelle. Ja muszę przypilnować piskląt. Dostałem wiadomość, że znowu o mało nie dali się złapać przez policję.
  Tommy zamrugał ze zdziwienia.
- Przecież jesteś nam potrzebny. Richelle...
- Richelle jak coś, to się ze mną skonsultuje. Teraz wszystko zależy od panny Benson. Państwo Bernwell, panno Benson- ukłonił się niczym staroświecki dżentelmen i po chwili zniknął za kolejnymi wielkimi drzwiami na piętrze.
  Przez chwilę nie wiedzieliśmy co robić, aż Tommy klasnął w dłonie z uciechy ( zapewne z faktu, że spędzi więcej czasu z Benson) i posłał nam szeroki uśmiech.
- To co? Idziemy?

  Hej wszystkim! Jak widzicie, postanowiłam napisać jeszcze jedną część, a w zasadzie chyba będzie ich cztery, ponieważ raz: lubię urywać w decydujących momentach, a dwa: że są długie. Mam nadzieję, że to wam pasuje i rozdział wam się podoba.
  W ogóle czemu was tak mało? Widzę, że chodź wyświetleń przybywa to komentarzy zdecydowanie ubywa. Na początku to było 7 czy 6 komentarzy pod postem a teraz 2 góra 3. Czy ja coś robię nie tak? Nie wiem.
  W każdym razie mam do was pytanie. Szczerze to myślę nad założeniem kolejnego bloga, ale na razie się z tą decyzją wstrzymuje. Teraz jednak nie wiem czy kolejny FF tylko tym razem do Akademii Wampirów Richelle Made czy wreszcie własne opowiadanie. Myślałam także o blogu z opisami, ale z tego chyba zrezygnuję. W każdym razie co byście chętniej czytali: FF AW czy samodzielne opowiadanie? Piszcie w komentarzach.
  I chyba tego szablonu się nie doczekam. Złożyłam już kilka razy do szabloniarni i żadna nie przyjęła. Ktoś z was umie zrobić szablon? Jeżeli tak to proszę napiszcie w komentarzach.
  I jeszcze dwie sprawy ( pewnie was zanudzę). Po pierwsze: czy chcecie, aby jako Shadow była Selena Gomez czy może Kaya Scodelario? I po drugie: myślałam o stworzeniu słownika demonów, gdyż widzicie, że tu coś niby w tym języku napisałam, choć to sobie zupełnie wymyśliłam. Co wy na to?
  W każdym razie to tyle. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Zapraszam na bloga mojej przyjaciółki: http://thevampire-stories.blogspot.com/ i do następnej notki!

piątek, 14 lutego 2014

Demoniczne Walentynki- rozdział specjalny

Demoniczne Walentynki- rozdział specjalny
  Mieszkańcy Nowego Yorku nie wiedzą o wielu rzeczach dotyczących ich okolicy. W zasadzie nie znają żadnej z jego tajemnic. Dla nich to tylko kolejna metropolia, pełna różnorakich sklepów, naiwnych nastolatków szukających jakiejś taniej rozrywki czy rabusiów czyhających na pieniądze przypadkowych przechodniów. Nie domyślają się, że tuż obok nich przechodzi duch zmarłego taksówkarza, który ze smutkiem obserwuje śmiejące się pary, że w Central Parku małe wróżki ze skrzydłami mieniącymi się w kolorach tęczy obserwują małe dzieci zza drzew lub, że wilkołak przychodzi do czyjegoś domu, aby dostarczyć chińskie jedzenie i zarobić trochę pieniędzy. Jednak to nie jest najdziwniejsze w tym mieście.
  Tajemnica kryje się głęboko pod Nowym Yorkiem, w innym wymiarze, którego drzwi znajdują się pod ziemią, gdzie żaden zdrowy na umyśle człowiek nie postawił stopy. Mieszkają tam istoty rodem z najstraszniejszych horrorów i koszmarów, które wieczorami wychodzą ze swych kryjówek, aby się pożywić i straszyć ludzi. Podziemni- bo tak są oni nazywani nie wiedzą, co to strach czy przerażenie. Dzień jest ich nieprzyjacielem, a noc ich najukochańszą matką. I choć większość to są istoty bez serca, to jednak wszystko robią w granicach Prawa, ustanowionego przez przymierze z Nocnymi Łowcami, inaczej pomiędzy Światem Cieni i Światła rozpętałaby się wojna, której nikt nie chciał. Chodź demony były z natury wojownicze i okrutne to uważały, że wolą załatwiać swoje sprawy w spokoju niż cały czas być czujnym, bo jakieś nastoletnie Dziecko Nefilim chodzi z serafickim nożem w ręku i szuka guza. W końcu było wiadomo, że niezrównoważony Nefilim i zdenerwowany demon to bardzo złe połączenie, wręcz katastrofalne w skutkach.
  Ale nie o tym chcę wam opowiadać. Kilka tysięcy lat temu Podziemni zdecydowali, że tak jak Przyziemni będą obchodzić Walentynki, ale na swój unikalny sposób. W końcu Podziemia mają być uważane za siedzibę postaci rodem z horrorów, a nie ich karykaturę! Dlatego też wprowadzili oni swoje własne tradycje do dnia Świętego Walentego i zawsze ten czas obchodzą we właściwy sobie sposób. Ich wieloletni sposób świętowania tego dnia jest przekazywany z pokolenia na pokolenie, dlatego też co roku jest tak samo. Jedyne co dodają to różnego rodzaju zabawy, typu: ,, Wyścigi różowych piekielnych psów'' czy quizy typu: ,, Ile wiesz o nasze tradycji''. Święto to jest dla nich bardzo ważne, a zwłaszcza dla młodych, którzy wchodzą w okres dojrzewania i zaczynają szukać tej drugiej połówki.
  Okej, ale powinnam też opowiedzieć jak to wszystko wygląda. Zamiast symbolicznego różowego koloru, na różnego rodzaju domach są wieszane krwistoczerwone flagi, spływające z dachów niczym czerwony wodospad; zamiast zwykłych małych serduszek mamy rzeźbę jednego wielkiego serca ze skrzydłami upadłego anioła i lekko szyderczym uśmiechem na twarzy jak w Halloween, zrobione z najbardziej gorzkiej czekolady jaka powstała. W powietrzu unosi się zapach świeżo ściętych szkarłatnych róż, którymi udekorowany jest każdy nasz sklep. Małe demony, wampiry, wilkołaki, lisołaki oraz inne dzieci istot różnego pokroju, ubrane w czerwono-czarne szaty biegają po kamiennych ulicach, krzycząc: ,, Demonicznych Walentynek!'' i śmiejąc się wniebogłosy z twarzami skierowanymi w stronę pomarańczowego nieba, na którym nigdy nie pojawiały się gwiazdy, a jedynie ciemnoszary księżyc i bladoróżowe słońce, zmieniające wszystko na barwę soczystej czerwieni.
  Tak, to było bardzo w naszym stylu. Poza tym było też parę innych zmian. Kartki walentynkowe były ozdabiane nie amorami czy sercami, ale np. szkarłatnymi skrzydłami upadłego anioła z napisem: ,, Dla mojej demonicznej walentynki'', a w nich nie tylko pisaliśmy o tym, że ktoś się nam podoba, ale co się w tej osobie nam nie podoba i co chcielibyśmy, aby w sobie zmieniła. Jednak nikt nie brał sobie tych uwag do serca, a jedynie się śmiał jak z dobrego dowcipu.
  Oczywiście wszyscy dawali sobie wyłącznie powiędłe różyczki, które symbolizowały starzejącą się miłość, co według wielu było romantyczne. A dlaczego? Bo według naszego przesądu oznaczało to, że chce się z tą osobą zostać do końca swojej egzystencji. Trzeba przyznać, że nawet romantycznie, prawda?
  Ale na koniec warto by było wspomnieć także o różnych konkursach w których do wygrania była masa nagród takich jak wycieczka do najstraszniejszych miejsc w Podziemiach itp. A jakie to były konkursy? Takie jak np. kto wytrzyma dłużej w ramionach Wielkiej Berty, która miała najwięcej siły ze wszystkich Podziemnych i kąpała się jedynie raz na rok albo kto dostanie najwięcej całusów w ciągu minuty. Może to trochę dziwne konkursy, ale w końcu sam fakt, że tacy jak my istniejemy to jest dziwactwo.
  I to chyba byłoby na tyle, jeżeli chodzi o nasze walentynki. Mieszkańcy Podziemia was żegnają i ,, demonicznych'', a raczej wesołych walentynek życzy Shadow Bernwell!

Ps: Chodź nie lubię walentynek i ich nie obchodzę, to czemu nie mogłabym napisać czegoś o nich, prawda? Zwłaszcza, że dawno nic nie dodałam. Mam nadzieję, że się wam podoba. Do następnej notki, kochani i wesołych walentynek!
  

Obserwatorzy