piątek, 14 lutego 2014

Demoniczne Walentynki- rozdział specjalny

Demoniczne Walentynki- rozdział specjalny
  Mieszkańcy Nowego Yorku nie wiedzą o wielu rzeczach dotyczących ich okolicy. W zasadzie nie znają żadnej z jego tajemnic. Dla nich to tylko kolejna metropolia, pełna różnorakich sklepów, naiwnych nastolatków szukających jakiejś taniej rozrywki czy rabusiów czyhających na pieniądze przypadkowych przechodniów. Nie domyślają się, że tuż obok nich przechodzi duch zmarłego taksówkarza, który ze smutkiem obserwuje śmiejące się pary, że w Central Parku małe wróżki ze skrzydłami mieniącymi się w kolorach tęczy obserwują małe dzieci zza drzew lub, że wilkołak przychodzi do czyjegoś domu, aby dostarczyć chińskie jedzenie i zarobić trochę pieniędzy. Jednak to nie jest najdziwniejsze w tym mieście.
  Tajemnica kryje się głęboko pod Nowym Yorkiem, w innym wymiarze, którego drzwi znajdują się pod ziemią, gdzie żaden zdrowy na umyśle człowiek nie postawił stopy. Mieszkają tam istoty rodem z najstraszniejszych horrorów i koszmarów, które wieczorami wychodzą ze swych kryjówek, aby się pożywić i straszyć ludzi. Podziemni- bo tak są oni nazywani nie wiedzą, co to strach czy przerażenie. Dzień jest ich nieprzyjacielem, a noc ich najukochańszą matką. I choć większość to są istoty bez serca, to jednak wszystko robią w granicach Prawa, ustanowionego przez przymierze z Nocnymi Łowcami, inaczej pomiędzy Światem Cieni i Światła rozpętałaby się wojna, której nikt nie chciał. Chodź demony były z natury wojownicze i okrutne to uważały, że wolą załatwiać swoje sprawy w spokoju niż cały czas być czujnym, bo jakieś nastoletnie Dziecko Nefilim chodzi z serafickim nożem w ręku i szuka guza. W końcu było wiadomo, że niezrównoważony Nefilim i zdenerwowany demon to bardzo złe połączenie, wręcz katastrofalne w skutkach.
  Ale nie o tym chcę wam opowiadać. Kilka tysięcy lat temu Podziemni zdecydowali, że tak jak Przyziemni będą obchodzić Walentynki, ale na swój unikalny sposób. W końcu Podziemia mają być uważane za siedzibę postaci rodem z horrorów, a nie ich karykaturę! Dlatego też wprowadzili oni swoje własne tradycje do dnia Świętego Walentego i zawsze ten czas obchodzą we właściwy sobie sposób. Ich wieloletni sposób świętowania tego dnia jest przekazywany z pokolenia na pokolenie, dlatego też co roku jest tak samo. Jedyne co dodają to różnego rodzaju zabawy, typu: ,, Wyścigi różowych piekielnych psów'' czy quizy typu: ,, Ile wiesz o nasze tradycji''. Święto to jest dla nich bardzo ważne, a zwłaszcza dla młodych, którzy wchodzą w okres dojrzewania i zaczynają szukać tej drugiej połówki.
  Okej, ale powinnam też opowiedzieć jak to wszystko wygląda. Zamiast symbolicznego różowego koloru, na różnego rodzaju domach są wieszane krwistoczerwone flagi, spływające z dachów niczym czerwony wodospad; zamiast zwykłych małych serduszek mamy rzeźbę jednego wielkiego serca ze skrzydłami upadłego anioła i lekko szyderczym uśmiechem na twarzy jak w Halloween, zrobione z najbardziej gorzkiej czekolady jaka powstała. W powietrzu unosi się zapach świeżo ściętych szkarłatnych róż, którymi udekorowany jest każdy nasz sklep. Małe demony, wampiry, wilkołaki, lisołaki oraz inne dzieci istot różnego pokroju, ubrane w czerwono-czarne szaty biegają po kamiennych ulicach, krzycząc: ,, Demonicznych Walentynek!'' i śmiejąc się wniebogłosy z twarzami skierowanymi w stronę pomarańczowego nieba, na którym nigdy nie pojawiały się gwiazdy, a jedynie ciemnoszary księżyc i bladoróżowe słońce, zmieniające wszystko na barwę soczystej czerwieni.
  Tak, to było bardzo w naszym stylu. Poza tym było też parę innych zmian. Kartki walentynkowe były ozdabiane nie amorami czy sercami, ale np. szkarłatnymi skrzydłami upadłego anioła z napisem: ,, Dla mojej demonicznej walentynki'', a w nich nie tylko pisaliśmy o tym, że ktoś się nam podoba, ale co się w tej osobie nam nie podoba i co chcielibyśmy, aby w sobie zmieniła. Jednak nikt nie brał sobie tych uwag do serca, a jedynie się śmiał jak z dobrego dowcipu.
  Oczywiście wszyscy dawali sobie wyłącznie powiędłe różyczki, które symbolizowały starzejącą się miłość, co według wielu było romantyczne. A dlaczego? Bo według naszego przesądu oznaczało to, że chce się z tą osobą zostać do końca swojej egzystencji. Trzeba przyznać, że nawet romantycznie, prawda?
  Ale na koniec warto by było wspomnieć także o różnych konkursach w których do wygrania była masa nagród takich jak wycieczka do najstraszniejszych miejsc w Podziemiach itp. A jakie to były konkursy? Takie jak np. kto wytrzyma dłużej w ramionach Wielkiej Berty, która miała najwięcej siły ze wszystkich Podziemnych i kąpała się jedynie raz na rok albo kto dostanie najwięcej całusów w ciągu minuty. Może to trochę dziwne konkursy, ale w końcu sam fakt, że tacy jak my istniejemy to jest dziwactwo.
  I to chyba byłoby na tyle, jeżeli chodzi o nasze walentynki. Mieszkańcy Podziemia was żegnają i ,, demonicznych'', a raczej wesołych walentynek życzy Shadow Bernwell!

Ps: Chodź nie lubię walentynek i ich nie obchodzę, to czemu nie mogłabym napisać czegoś o nich, prawda? Zwłaszcza, że dawno nic nie dodałam. Mam nadzieję, że się wam podoba. Do następnej notki, kochani i wesołych walentynek!
  

2 komentarze:

Uwaga: Jeżeli chcecie zareklamować tutaj swój blog, to piszcie ich adresy w zakładce SPAM.
Piszcie co myślicie: czy wam się opowiadanie podoba czy nie. Umiem
przyjmować krytykę, liczy się dla mnie każde wasze zdanie. Za komentarze typu ,, Fajny blog, zapraszam do siebie'' nie będę się odwdzięczać.
Nie wolno używać wulgaryzmów, czy kogokolwiek obrażać!

Obserwatorzy