wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie bieżącego roku, a raczej kilku miesięcy

Blog ten powstał gdzieś w lipcu i jak na razie ma super wyniki. Szczerze to nie myślałam, że tak szybko osiągnę tak dużo komentarzy czy wejść. Wcześniejszy blog bardzo długo rozkręcałam, a ten bardzo szybko pnie się w górę, za co wam z całego serca dziękuję.
Ale o to i dotychczasowy wynik:

Liczba wyświetleń według kraju

Wykres najpopularniejszych krajów wśród przeglądających bloga
WpisLiczba wyświetleń
Polska
6863
Rosja
162
Stany Zjednoczone
137
Niemcy
59
Holandia
15
Serbia
13
Wielka Brytania
8
Ukraina
4
Francja
3
Brazylia
1

  Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to jest coś. Poza tym łącznie mamy ( przynajmniej na ten moment) 7508 wejść oraz 140 komentarzy, których co prawda nie jest aż tak dużo, ale i tak jestem zadowolona z efektów swojej pracy. Bo szczerze to wiele razy zastanawiałam się czy ta pisanina ma sens, bo sequel? To czasami staje się aż nudne, jednak dzięki waszemu wsparciu ,,podniosłam'' się parę razy i o to blog nadal istnieje nieprzerwanie od kilku miesięcy. Dziękuję wszystkim za wejścia, komentarze, za to, że jesteście ze mną i moimi bohaterami. Dlatego też pomyślałam, a raczej jeden z Anonimów podsunął mi pomysł, aby napisać rozdział ,, retrospekcyjny'' jeżeli tak to można ująć. Spróbuję go wpleść między wierszami i czy ten pomysł wam się podoba? Zastanawiam się także nad zakładką pt. ,, Pamiętnik Shadow'' gdzie umieszczałabym zdjęcia miejsc w których dzieje się akcja, samą postać Shadow od dziecka do nastolatki oraz wstawię ,, jej'' ulubione piosenki. Byłoby to coś odrębnego, ale jednocześnie nawiązywałoby z całą historią i byłoby to coś nowego moim zdaniem. Czy coś takiego by wam pasowało? Bardzo bym prosiła w komentarzach?
Jestem także ciekawa jeszcze jednej rzeczy. Jeżeli chcecie, to prosiłabym, abyście także napisali, która postać jest wam bardziej bliska. Nie wiem dlaczego, ale wpadł mi taki pomysł do głowy, bo szczerze to każda z tych wszystkich postaci zawiera coś ludzi z mojego otoczenia. W postać naszej głównej bohaterki wkładam także dużo siebie i jestem ciekawa, czy macie bohatera bliskiego sobie. Jeżeli macie, to piszcie w komentarzach, czekam z niecierpliwością.
Tak więc to na tyle. Dziękuję wam za uwagę i życzę wam wspaniałego sylwestra oraz szampańskiej zabawy!

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział XXII- Tak to jest jak się żyje w Świecie Cieni

Rozdział XXII- Tak to jest jak się żyje w Świecie Cieni
  Nasz krzyk roznosił się echem po całym lesie. Co prawda teren był dosyć sporawy, a my rozdzieliliśmy się na ekipy poszukiwawcze, jednak słyszeliśmy się nawzajem, co dawało mi pewną namiastkę bezpieczeństwa. W głębi duszy jednak wiedziałam, że znajdziemy Shy pozostawioną przez ,, tego kogoś'' lub w jej pobliżu. Innej opcji nie było, bo jak wytłumaczyć jej nagłe zniknięcie? Gdyby to był jakiś psychopata czy morderca, to nie trzymałby ją tak blisko nas. Nie, poprawka. Trzymałby ją blisko nas, ale martwą, bo po co mu bezbronna nastolatka? Dla tego kogoś to jest gra, a my jesteśmy tylko pionkami.
  Skoro tak to czas się zabawić na całego.
- Trey?- Jake szedł za mną, jednocześnie unikając czołowego zderzenia z gałęzią lub drzewem i organizując naszą specjalną ekipę poszukiwawczą. Mój brat przez chwilę coś marudził ( prawdopodobnie Jake go obudził). Jake poczekał, aż się wyżali i zabrał głos- Słuchaj, stary. Dzwoń po Avalon i Cama. Meghan, Travis i Lea także się przydadzą. Shy jest gdzieś w pobliżu garaży Callagana. Co? Tak, Shadow jest ze mną. Szukamy jej wraz z ekipą, jednak potrzebujemy wsparcia. Jeżeli to ktoś ze Świata Cieni to dwójka Nefilim sobie nie poradzi... I co z tego, że Shadow jest prawie anielicą?! Wampir mógłby ją zabić w ciągu...  Dobra, nie prowadźmy tej głupiej dyskusji. Macie tu za chwilę być. Jeżeli już to weź ciotkę Clary. Jest demonem więc z łatwością wykryje energię witalną Shy. Znajdźcie nas, my szukamy dalej. Tylko się pośpieszcie!- powiedział i rozłączył się.
  W ostatniej chwili uchyliłam się przed kolejną grubą gałęzią, która naciągnięta potrafiła zwalić z nóg. Odsunęłam włosy z twarzy i spojrzałam na swojego kuzyna.
- I co?
- Będą tu dopiero za dwadzieścia minut, góra dwadzieścia pięć.- ze złością zdmuchnął sobie włosy z oczu.- Eh, sami sobie nie poradzimy, a obecność moich kumpli tylko komplikuje sprawę.
- Jesteśmy Nefilim, nie Przyziemni.- przypomniałam, delikatnie jak piórko, poruszając się po wilgotnym podłożu, które się odrobinę zapadało pod naszym ciężarem.- Może i nie mamy broni, ale nie jesteśmy bezbronni. Wiesz, że znam parę sztuczek. 
- Sztuczek- wytknął, jakby to było słowo klucz.- Shadow, Shy nie została porwana przez byle kogo. Pomyśl: gdyby to był człowiek czy głupi Podziemny, który nie miał co robić w domu to tak długo by jej nie ukrywał. Tylko spryciarz mógłby tak długo więzić taką dziewczynę jak Shy.
- ,, Taką dziewczynę jak Shy''?- uniosłam brwi w geście zdziwienia.
  Jake wzruszył ramionami.
- Shy nie jest do końca bezbronna wobec ludzi. Wiem, że uczęszczała na kurs samoobrony. Poza tym na własne oczy widziałem jak w pierwszej klasie skopała Bryana Brece'a, tego ważniaka. Wszyscy się zastanawiali, dlaczego przestał nas terroryzować.- Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek.- To wszystko przez Shy, która odbyła z nim bardzo ,, przekonującą'' rozmowę. Wierz mi, może wygląda niewinnie, ale ma w sobie duszę wojowniczki. Dlatego też nie przestałem wierzyć, że żyje w przeciwieństwie do innych. 
- Nie powinnyśmy w to wątpić, bo to by było tak, jakbyśmy ją skazywali na śmierć.- szepnęłam, ledwo wymawiając te słowa.
 Dla Nefilim było wiadomo, że prędzej czy później ktoś z nas zginie. Na taki los nas przygotowywano od dziecka, ale Shy? Ona była tylko człowiekiem i co z tego, że silnym? Nawet największy siłacz nie poradzi sobie z wampirem czy wilkołakiem. W starciu z demoniczną mocą ludzie nigdy nie mieli szans i nigdy nie będą mieć.
  Przez chwilę szliśmy w milczeniu, uważnie nasłuchując czy aby krzyk się nie powtórzy, jednak w końcu przystanęliśmy, aby rozejrzeć się czy nie ma tu nigdzie jakiejś pieczary. Jeżeli ktoś ukrywa Shy to tylko w jakiejś jaskini czy pieczarze, bo teren lasu nie był przez nikogo zamieszkany. W zasadzie nie było tutaj żadnego budynku z powodu zaginięcia tutaj grupki turystów w 1981 roku. Las ten było owiany mroczną legendą, dlatego też ludzie nie chcieli tu mieszkać czy nawet inwestować w te tereny. Byli po prostu zbyt strachliwi, a gdyby ktoś z naszego świata tu zamieszkał, to tylko zwróciłby na siebie uwagę. W przekonaniu Przyziemnych tylko wariat chciałby mieszkać w tak gęstej roślinności, z daleka od siedzib ludzkich czy sklepów. W naszym... to była dłuższa historia.
  Po dziesięciu minutach poszukiwań, Jake wyraźnie tracił cierpliwość. Nie chciał się jednak poddawać, bo wiedział, że to byłoby równoznaczne z wydaniem wyroku na naszą przyjaciółkę. W końcu jednak oparł się o drzewo i westchnął sfrustrowany.
- Krążymy tu bez celu. W takim tempie w życiu jej nie znajdziemy.
- Jake...
- Wiem, Shade, wiem. Ale dziewczyno, nie rozumiesz, że on mógł ją przenieść w jakieś inne miejsce? Jakoś nietrudno zauważyć gromady ludzi, którzy przeczesują las i nieustannie wykrzykują jej imię! Bo w końcu... Aaaaa!- krzyknął, gdy poślizgnął się na mokrej ziemi.
  Wszystko zdarzyło się w szybkim tempie. Jake nie zdążył złapać równowagi, przez co zmierzał w stronę wielkiej kępy paproci. Nie rozległ się jednak huk, kiedy uderzył w nią, ale moim oczom ukazała się dziwna jama, do której z impetem wpadł mój kuzyn. Rzuciłam się, aby go chwycić jednak nie zdążyłam, przez co zjechał dół. Po kilku zaledwie sekundach chyba uderzył w ziemię, bo wydał z siebie bardzo głośne włoskie przekleństwo ( za które powinien podziękować profesorowi Mazziemu), a jego głośne kroki niemal rozbrzmiewały mi w uszach. Ale skoro tak...
- Jake!- krzyknęłam, uważając, aby tam nie wpaść.- Ty znalazłeś jaskinię!
- Serio, bo nie zauważyłem?!- warknął z dołu. 
  Wywróciłam oczami.
- Nie narzekaj tam. To wspaniale.
- Co jest wspaniałe?-rozległ się głos za mną.
  Obróciłam się i uśmiechnęłam na widok mojej ekipy. Wszyscy chyba biegli, bo dychali jakby przebiegli maraton i jak na rozkaz usiedli na mokrej ziemi, nerwowo łapiąc oddech.
  Okej, cofam słowo ,, wszyscy''. Travis siedział na gałęzi najbliższego drzewa, w najlepsze przyglądając się mojej paczce z uśmiechem i leniwie obracał w rękach seraficki miecz. Ze swoimi ciemnymi okularami i szelmowskim uśmiechem przywodził mi na myśl Patcha z ,, Szeptem'' Beccy Fitzpatrick. Ciemne włosy, ciemne oczy, wysportowany, przystojny- wszystko to pasowało.
  Wróć! Coś krzyknęło we mnie. Czy ja właśnie pomyślałam, że on jest przystojny?! Znaczy no był; widziałam na własne oczy jak ze słodkiego chłopca stał super męskim facetem, ale jeszcze w życiu o nim tak nie pomyślałam. Zawsze miałam go za drania, łamiącego jedynie naiwne, dziewczyńskie serca, jednak w ciągu tego tygodnia pokazał mi, że jest inaczej. W sumie nie poznawałam go: zwykle był arogancki, ostry w obyciu, nikt poza Leą nie mógł do niego dotrzeć, a teraz o to jest tu z moją paczką i zachowuje się, jakby był częścią naszej ,, wielkiej rodziny''. Znając go tyle lat wiedziałam, że się zmienia na lepsze.
  Przez to, że się zamyśliłam, nawet nie zauważyłam, że już dawno opuścił swoje miejsce i siedzi tuż obok mnie, przyglądając mi się w zamyśleniu tymi swoimi ciemnymi oczami. Poczułam się strasznie skrępowana, bo patrzyliśmy tak na siebie niczym zakochani ( a wcale tak nie było) w obecności całej mojej grupy. Odchrząknęłam więc znacząco i posłałam wszystkim nieśmiały uśmiech:
- Fajnie, że jesteście. Co tak szybko?
- Ruch to zdrowie, co nie?- powiedziała Avalon z uśmiechem na ustach.
- Czy możecie ruszyć te tyłki i tu złazić?!- krzyknął Jake z dołu.
 Wzniosłam oczy ku niebu i położyłam się tuż przed otworem, uważając, abym się nieoczekiwanie nie ześlizgnęła.
- Jake, łap mnie!- krzyknęłam i ześlizgnęłam się wprost do jamy.
  Jake na szczęście czekał na dole i w porę złapał mnie w swoje ramiona jak wtedy, gdy byłam mała i złamałam nogę na miejskim boisku do piłki nożnej. Posłałam mu promienny uśmiech i ześlizgnęłam się z jego ramion, stając już pewnie na własnych nogach. Złożyłam ręce i przytknęłam je do ust:
- Avalon, chodź! Najpierw dziewczyny!- krzyknęłam, aby tamci usłyszeli.
  Wiedziałam, że to trochę zajmie, więc postanowiłam się rozejrzeć. Było jednak trochę ciemno, aby można było zobaczyć jaskinię ( jeżeli można było to miejsce tak nazwać) w całej okazałości. Zrobiłam więc to, czego uczyła mnie moja nauczycielka Cecille. Przyłożyłam dłoń do serca, czując bicie mojego serca i moc, którą skrywałam w sobie od dziecka. Tak jak kiedyś pokazywała mi to moja nauczycielka, przymknęłam powieki i zaczęłam kreślić palcem na sobie drogę z serca do mojej lewej dłoni. Czułam jak moc przepływa przez moje żyły, aż w końcu moja ręka przyjemnie zaczęła mnie mrowić, dając mi znak, że mogę zrobić co mi się podoba. Wyciągnęłam więc ręce przed siebie i po chwili w moich dłoniach znalazła się czerwona kulka, oświetlająca moje otoczenie lepiej niż jakakolwiek świeczka. Z uśmiechem podniosłam ją do góry i rozejrzałam się po pieczarze.
   Okazała się być wielkości średniego pokoju, więc nikt nie musiał się obawiać, że uderzy głową o kamienny sufit. Widać jednak było, że ktoś już tu był, ponieważ na jednej ze ścian były wyryte jakieś słowa, gdzieniegdzie było pełno błota, które raczej nie znalazło się tutaj tak samo z siebie...
- Shade!- krzyknęła Avalon.
  Zapomniała jednak, że akustyka tutaj była świetna, przez co jej wrzask rozbrzmiewał w moich uszach przez jakieś sześć sekund. Chciałam się odwrócić i zbesztać moją przyjaciółkę, jednak po chwili zobaczyłam powód jej krzyku. Na ten widok sama miałam ochotę wrzeszczeć.
  Na jednej ze ścianek był odcisk czyjejś ręki, bez wątpienia ludzkiej. Przerażające jednak było to, że plama była rdzawoczerwona. 
  Krew.
- Wampir?- wyszeptał Trey.
- Chyba tak.- odpowiedział Travis. 
  Chłopak stanął tuż obok mnie z wyciągniętym nożem serafickim w dłoni i pochylił się niczym drapieżnik, zapewne czuwając na atak ze strony jakiegoś wampira. Lea stanęła z mojej drugiej strony i zaczęła się rozglądać.
- Trav, czekaj.- podniosła rękę.- Słyszycie to? Czy ktoś ma tutaj astmę albo zadyszkę?
  Rzeczywiście. Było słychać czyjeś rzężenie, jakby ktoś przebiegł maraton. I to nie był nikt z nas.
  W jednej sekundzie wszyscy otworzyliśmy ciasny okrąg i przylegając do siebie plecami z wyciągniętą bronią ( czy nawet rękami albo kulą światła) obserwowaliśmy czy aby nikt się do nas nie zbliża. Czyjeś kroki stawały się coraz głośniejsze, a urywany oddech był aż nadto wyraźny, co sprawiło, że spięliśmy się w oczekiwaniu na atak. Moje serce biło jak oszalałe od adrenaliny.
- Gotowi?- szepnęła Meg.
  I wtedy poczułam na swojej skórze muśnięcie takiego małego wiaterku, jakby ktoś biegł tuż obok nas. Obróciliśmy się niczym jeden organizm w stronę w którą ten ktoś pobiegł i wtedy Lea wydała z siebie głośny wrzask, aż ziemia zatrzęsła się pod naszymi nogami.
  Pomyliliśmy się w ocenie sytuacji. Nie była tu tylko jedna osoba. Zaledwie parę metrów od nas leżała Bonnie w swojej czerwonej sukience, obecnie postrzępionej jakby ostrymi pazurami. Wyraźnie była nieprzytomna, bo kolory odpłynęły z jej twarzy, czyniąc ją bladą niczym porcelanowa lalka. Jej wcześniej wspaniały makijaż został zniszczony przez słone łzy dziewczyny, włosy poskręcały się w niesforne loczki i nastroszyły jakby naelektryzowane, a na ramionach widniały ślady zadrapań. Jednak nie to było powodem krzyku Lei,( który naprawdę rzadko można było usłyszeć).
  Na jej szyi widniała ranka od ukąszenia, z której obficie spływała krew. I nie była sama.  Obok niej stała dziewczyna w postrzępionym ubraniu z bladą jak ściana twarzą, niebiesko-szarymi oczami świecącymi w ciemności niczym lampki i co najgorsze: z kłami, ostrymi jak igły.
  Wszyscy wstrzymaliśmy oddech ze zdziwienia. 
  Wampir. Shy jest wampirem.

O to i prezencik na Nowy Rok. Miałam wenę, a poza tym chciałam coś dodać, bo niestety czeka mnie dużo sprawdzianów jak tylko przyjdę do szkoły.  Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba i miło spędzicie Sylwestra. Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! Do jutrzejszej notki, w której będzie podsumowanie tego roku. Tak więc dzięki za uwagę i do jutra!


  


    
  
   
  

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział XXI- Poszlaki

Rozdział XXI- Poszlaki
   Wszystko pozornie wróciło do normy. Po kłopotliwej sytuacji w domu Bonnie, kiedy to musiałam jej przedstawiać moich ,, superowych'' przyjaciół, dziewczyna puściła to w niepamięć i już więcej nie wspomniała o Travisie czy Lei. Zdziwiło nas natomiast zniknięcie S.J-a, który przez cały tydzień był nieobecny w szkole, a przecież zależało mu na stuprocentowej frekwencji! Na początku wysunęłyśmy hipotezę, że spędza ten czas z Amandą, jednak ona była w te dni obecna  w szkole, a na mieście widywałyśmy ją przez cały czas, więc ten scenariusz odpadał. Co do dalszych wniosków... to w zasadzie ich nie było. Zapędzono nas w kozi róg.
  Niestety coś musiało się zmienić od tej sytuacji. Po pierwsze: ktoś powiedział wszystkim o zaistniałej sytuacji i teraz cała szkoła stawiła się za mną murem. Gdzie nie pójdę tam ludzie się uśmiechają do mnie i mówią mi coś w stylu: ,, Szacunek, że to przetrwałaś'', a ja nie wiem co odpowiedzieć. Nie miałam się za żadną bohaterkę, byłam po prostu kolejną, zranioną przez chłopaka dziewczyną, więc co było w tym nowego? Druga dziwna rzecz, to było zachowanie mojego przyjaciela, który zrobił się dziwnie opiekuńczy. Codziennie wpada do mnie z moimi ulubionymi książkami i saszetkami gorącej czekolady, (którą ubóstwiam) i przesiaduje do późna, dopóki mój braciszek go nie wyrzuci. Trey nawet zapytał się mnie czy coś mnie z nim nie łączy, jednak powiedziałam, że uważam go tylko za przyjaciela, bo to była prawda, choć z Travisem coś się działo. Podczas, gdy nie był ze mną, nocami znikał gdzieś w mieście, o czym się dowiedziałam od zaniepokojonej pani Versill, która wypytywała mnie o swojego syna. Na początku dziwiłam się, czemu Lea nie zareagowała, bo w pewnych momentach potrafi być mistrzynią histerii, jednak szybko skojarzyłam fakty: rodzeństwo coś kombinowało i to mogło mieć coś wspólnego z Collinsem.
  A dlaczego? Travis przez cały tamten wieczór wypytywał o mojego byłego przyjaciela, nieustannie się nad czymś zastanawiając. W sumie mnie też niepokoiło jego dziwne zachowanie, jednak wolałam to chwilowo zostawić w spokoju, bo została jeszcze sprawa Włocha, (czyli Daniela) oraz Alexa, którzy także notorycznie opuszczali zajęcia, przez co nawet profesorka Vasquez zadzwoniła do państwa Resstów z ostrzeżeniem dla ich syna, jednak nawet jej interwencja nic nie dała. Alex i Samuel nie byli obecni przez cały zeszły tydzień.
  Był jednak plus tego wszystkiego. Mogłam chodzić po szkole, nie obawiając się docinek ze strony Alexa czy błagających spojrzeń od S.J-a. W sumie dzięki moim przyjaciołom, którzy także często mnie odwiedzali, wyluzowałam się i uspokoiłam po całej sytuacji, chodź nadal pozostała zagadka zaginięcia Shy. Jednego dnia zrobiło mi się strasznie głupio, bo miałam szukać mojej przyjaciółki, a zajęłam się moim złamanym sercem! Idiotka. Miałam teraz tylko jeden ważny cel: znaleźć Shy, a że Travis zaoferował swoją pomoc, to tylko kwestia czasu nim ją znajdziemy. Może i niektórzy stracili już nadzieję, ale ja nie. Shadow Bernwell nie poddaje się tak łatwo.
  Z tym mocnym postanowieniem, szłam przez korytarz w kierunku kolejnej sali, gdzie miałam mieć hiszpański z ,,senioritą Malarez'' jak kazała na siebie mówić naszego pierwszego dnia w tej szkole. Z beznamiętną twarzą omijałam kolejnych uczniów, których spojrzenia wydawały się przenikać moje kości, jakby chcieli poznać o czym myślę i co czuję. A czułam się jak zwierzę na wystawie cyrkowej, jednak nie chciałam tego dać po sobie poznać. Nie byłam słaba.
  Właśnie byłam blisko mojej klasy, gdy ktoś uderzył mnie z całej siły ramieniem, przez co straciłam uwagę i w ostatniej chwili wyciągnęłam przed siebie ręce, zmniejszając ilość urazów. Plecak zsunął się z mojego ramienia i leżał tuż obok mnie, podczas gdy ja syczałam z bólu. Od tamtej sytuacji moje ramię cały czas mnie bolało, a uderzenie nim o twardą podłogę bynajmniej nie poprawiło jego stanu. 
  Przygotowałam się na krzyk, który miał postawić na nogę całą szkołę, jednak nie wydałam z siebie dźwięków na widok Alexa, pochylającego się nade mną z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Jednak nie sam jego widok tak na mnie podziałał. Jego prawy policzek przecinała dziwna bliska od kości policzkowej do kącika ust, jednak bynajmniej na tym nie stracił. Wydawał się być typem twardziela, którego należy się bać, ale ja takich kolesi znałam. Nie bałam się ich, jednak Alex był dla mnie zagadką. Jedną wielką niewiadomą w całym równaniu i to mnie napełniało niepokojem. 
  Z krzywym uśmieszkiem Alexander postawił mnie na równe nogi i podał mi mój plecak.
- Przepraszam, ale się trochę śpieszę. Vasquez dzwoniła na skargę do moich rodziców i muszę się u niej zameldować, aby nie sypnęła mnie dyrektorowi.- puścił do mnie perskie oko.
  Z największą godnością na jaką było mnie stać, założyła plecak na ramię i odgarnęłam zbłąkany kosmyk z oczu.
- Nie miałbyś tylu kłopotów, gdybyś pojawił się w zeszłym tygodniu.
- Przynajmniej nieźle się bawię- sprostował- Wierz mi, mam lepsze rzeczy do robienia niż siedzenie w tej szkole. Nie jestem typem chuligana, ale też nie naukowca. Jestem kimś pomiędzy tym, a tym.
- Czyli człowiekiem bez planów na życie i z przerośniętym ego?- pozwoliłam sobie na dawkę sarkazmu.
- Pewnie- wyszczerzył zęby.- Przynajmniej wtedy mogę z tobą porozmawiać.
- Wybacz, ale twój czas się skończył.- postukałam palcem w zegarek na moim ręku.- A teraz pozwól, że pójdę na swoje zajęcia.
- Poczekaj.- powiedział cicho, chwytając mnie za nadgarstek.
  W tej samej chwili spojrzeliśmy sobie w oczy jak w tych głupich filmach romantycznych. Jednak to nie było ani trochę romantyczne, jednak dziwnie osobiste. Alex wydawał się zapomnieć, że wokół nas stoją ciekawscy uczniowie, którzy pewnie przyglądają nam się z zaciekawieniem i czekają, aby rozgłosić nowe ploteczki w całej szkole. Jego wydawało się jednak to nie obchodzić i mnie... chyba też. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
  Po chwili jednak puścił mnie, jednak cały czas wpatrywał się w moje oczy, jakby chciał z nich coś wyczytać.
- Ja... słyszałem o sytuacji z Collinsem. Przykro mi, że mnie przy tobie nie było. Może byłbym ci w stanie pomóc.
  Zamrugałam, zdziwiona jego troską.
- Nie musiałeś. Na szczęście przy nas była Bonnie oraz znaleźli mnie moi przyjaciele. To była naprawdę głupia sytuacja i nie chciałabym w to nikogo wciągać...
- Collins jednak wierzy, że mu wybaczysz.
- Co?!- To chyba jakiś żart.
- Rozpowiada na prawo i lewo, że to była tylko głupia kłótnia i pewnie wrócisz do niego z otwartymi ramionami.- uważnie mi się przyjrzał, jakby chciał poznać czy kłamię.- Czy to prawda? Przyjmiesz go z powrotem?
- Nie- powiedziałam stanowczo, akcentując każdą literę. Po tym wszystkim mamy znowu się przyjaźnić? Chyba jest gorszym zarozumialcem niż myślałam- Nie wybaczę mu tego, co zrobił. Rzucał mną jak szmacianą lalką, a ja chcę uratować resztki godności, które mi pozostały. Jeżeli więc go spotkasz, to przekaż mu ode mnie, że spokojnie może wyrzucić nasze wspólne zdjęcia.
- Nie wiedziałem, że jesteś tak bezlitosna.
- Mam litość, ale dla uczciwych ludzi.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
  Nie chciałam już dłużej ciągnąć tej rozmowy. Musiałam z kimś porozmawiać. Odrzuciłam warkocz do tyłu i puściłam się biegiem w stronę klasy.


- I co zamierzasz zrobić dalej?- spytał Jake, grzebiąc coś w silniku samochodu.
- Nie wiem.- przyznałam, sącząc colę z puszki.
  Przyjście do Jake'a to był bardzo dobry pomysł. Callagan bardzo dobrze mnie zna, więc bez problemów pozwolił mi zostać z moim kuzynem w jego godzinach pracy. Bardzo się z tego cieszyłam, bo w jakiś sposób brudny garaż Jake'a dawał mi ukojenie. Jacob nic tu nie zmieniał, jak to facet. Wszędzie walały się różne szmatki i narzędzia, które oczywiście zapomniał odłożyć na swoje miejsca; na stalowoszarych ścianach budynku wisiały zdjęcia najróżniejszych samochodów i zdjęcia ze wspólnych zjazdów fanów motocykli, które mój kuzyn po prostu kochał, a w powietrzu unosił się zapach benzyny, który był na swój sposób dla mnie przyjemny. Może to dlatego, bo często tutaj przesiaduję? Sama nie wiem. Poza tym miejsce to było poza miastem, niedaleko lasu, przez co na chwilkę można było się uwolnić od miejskiej atmosfery i szarej rzeczywistości. Tak czy tak: to miejsce było dla mnie pewnego rodzaju ostoją, a osoba Jake'a tylko potęgowała ten efekt.
  Musiałam w końcu wszystko wyrzucić z siebie, a Jake nie bawił się w gadkę-szmatkę. Starał się zawsze mówić prawdę i choć czasami jego szczerość była irytująca, to mogłam na nim na sto procent polegać. Poza tym był jeszcze jeden plus przesiadywania w tym miejscu: Bonnie także często tu przychodziła, a kiedy tu przesiadywała, to Jake robił do niej maślane oczy, co było lepsze od kablówki. Niech się wypiera, że ona nie jest dla niego, ale nawet ślepy by zauważył, że Bonnie Myles mu się podoba, ot co. 
  Przez chwilę mój kuzynek majstrował przy silniku, po czym odetchnął z ulgą i wytarł ręce ściereczką.
- To co dalej?
- Co, co?- zamyśliłam się chwilowo, przez co obdarował mnie tym swoim krzywym uśmieszkiem.
- Pytam się, co zamierzasz dalej robić w tej sprawie. Trey chyba będzie musiał cię pilnować, no bo wiesz: najpierw S.J, potem Alex, a teraz Travis...
  Wzięłam właśnie potężny łyk coli i niemal jej nie wyplułam na kamienną podłogę.
- Co ty gadasz?- wytarłam usta z lekko klejącego napoju.
  Jake przewrócił oczami.
- Myślisz, że tego nie widzę. Od czasu, kiedy Collins zrobił z ciebie drewnianą kukiełkę, Travis zachowuje się jak rycerz. Cały czas cię dogląda, a przy tym robi naprawdę durne miny typu: ,, podobasz mi się''.
  Nie. To niemożliwe. Pokręciłam głową.
- Travis to mój kumpel, tylko kumpel. Czy przyjaźń damsko-męska jest zakazana? Nie. A poza tym może lepiej spójrz na Bonnie, bo ją stracisz.
  Na te słowa wyraźnie się zaczerwienił aż po uszy, przez co jego twarz przypominała barwą sok z buraków. Nie mogłam się nie roześmiać z jego reakcji.
- Ho-ho! Coś tu się kroi, prawda?
- No co ty. Czy przyjaźń damsko-męska jest zakazana?- powtórzył moje słowa, jednak nie nabrałam się na tą sztuczkę.
- Pomyśl, kuzynku. Bonnie to jedna z najfajniejszych dziewczyn pod słońcem i radzę ci, zrób coś nim ktoś cię ubiegnie.
- O czym wy rozmawiacie?- niespodziewanie zza wielkich drzwi wychyliła się Bonnie.
  Ale jaka! Wyglądała ślicznie, aż rozszerzyłam oczy z wrażenia. Brązowe włosy kręciły się wokół jej twarzy, podkreślając jej owal twarzy. Rzęsy delikatnie podkreśliła tuszem, przez co jej oczy patrzyły zalotnie znad czarnego wachlarza rzęs. Na sobie miała zwiewną ciemnoczerwoną sukienkę na ramiączka o barwie płatków róży, podkreślającą jej zgrabną figurę, a na nogach wysokie szpilki, które sprawiały, że jej nogi wydawały się chudsze niż w rzeczywistości. Gdyby jeszcze wpiąć jej we włosy jakiś fajny kwiat, to idealnie by się nadawała na okładkę jakiegoś super znanego magazynu o modzie. 
  Jake oniemiał z wrażenia, przez co o mało nie upuścił sobie kombinerek na nogę. Wyglądał jakby został trafiony przez piorun. Oczy miał rozszerzone ze zdziwienia, a usta rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów. Krótko mówiąc: wyglądał jak zakochany kretyn.
- Ehm, Jake?- spytała Bonnie, zdziwiona jego reakcją.
  Chłopak po chwili się jednak otrząsnął i z pewnym wysiłkiem spróbował zachować resztki dumy. Uśmiechnął się nieśmiało w stronę brązowowłosej i przekrzywił głowę, jakby chciał jej się przyjrzeć pod każdym kątem.
- Fajnie wyglądasz, Bo. Z jakiej to okazji?
- Idę na randkę, a moja mama uparła się, żeby mnie wystroić.- wskazała na swoją sukienkę.- Chyba przesadziła, co nie?
- Chyba chce doprowadzić tego chłopaka do apopleksji- skomentowałam z serdecznym uśmiechem i poklepałam Bonnie po ramieniu.- Wyglądasz wspaniale. Jeżeli się nie pojawi, to znaczy, że straci super śliczną dziewczynę. 
- To ja już nie będę wam przeszkadzać.- posłała nam promienny uśmiech i szybko wyszła z garażu, stukając obcasami o podłogę.
  Jake przez chwilę patrzył w drzwi, aż w końcu podszedł do ściany.... i uderzył o nią głową? Uh, chłopak się chyba załamał. Jeszcze tego mi brakuje. Dosyć, że Trey szaleje na punkcie Meghan, to jeszcze Jake sie łamie z powodu Bonnie. Chyba się przyda tutaj kobieca ręka.
- Jake, nie załamuj się.- powiedziałam, klepiąc go po ramieniu.- Bonnie jest w tobie zakochana i na pewno po tej randce do ciebie wróci. 
- Taaa, na pewno. Jestem debilem.- stwierdził.
- Posłuchaj, debilu....- zaczęłam mówić, kiedy nagle usłyszeliśmy czyiś głośny wrzask, dochodzący z zewnątrz.
  Dziewczęcy wrzask. Shy?
 Musiało nam to wpaść do głowy, bo w mgnieniu oka Jake chwycił mnie za ramię i wyciągnął na podwórko, nie przejmując się swoim załamanym sercem. Przez chwilę staliśmy na wietrze, próbując zlokalizować miejsce, skąd pochodzi ten wrzask, jednak więcej się on już nie powtórzył. Wszyscy jednak musieli go usłyszeć, bo reszta pracowników take odeszła od swoich stanowisk i próbowała się dowiedzieć, co się dzieje. To nie były zwidy.
- Co to było?- Callagan podszedł do nas od tyłu i rozejrzał się po okolicy.- Wy też to słyszeliście?
- Tak- powiedział Jake.- To chyba Shy Benson. Call...
- Wszyscy idziemy!- krzyknął Call ze spokojnym wyrazem twarzy.- Za dwie minuty macie tutaj być przygotowani! Znajdziemy tą małą!
  



 Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale nie miałam pomysłu, a nie chciałam dodawać czegoś byle jakiego. Oby wam się podobało.
Poza tym chciałabym wam też złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji świąt. Życzę wam radości, masy prezentów i jedzenia, dużo pieniędzy i odpoczynku, abyście po tym wspaniałym czasie wrócili do swoich zajęć w pełni wypoczęci i pełni energii. Życzę wam także ,, pijanego'' sylwestra oraz szampańskiej zabawy. Takie tam życzenia od waszej Blue Melody :D
Tak więc wesołych świąt i do zobaczenia w następnej notce, już w nowym roku!!

wtorek, 17 grudnia 2013

Malutkie powiadomienie!

Pewnie ( a przynajmniej mam taką nadzieję) czekacie na kolejną notkę. Chciałam was przeprosić, za nie pojawianie się kolejnych rozdziałów, ale niestety w ostatnim czasie zaniedbałam blogi, za co przepraszam. Mam nadzieję, że to rozumiecie, bo wiadomo święta= praca do szkoły, po prostu u mnie przechodzą samych siebie i jest ciężko. W każdym razie postaram się z nową notką wyrobić do wigilii lub wcześniej. Przepraszam, że tak długo czekacie!

Obserwatorzy