wtorek, 15 października 2013

Rozdział XVI- Niewiadome

Rozdział XVI- Niewiadome
- Shy! Shy!- krzyczała Eve, co chwilę wysmarkując nos w chusteczkę.
 Wszyscy krzyczeli w nadziei, że Shy usłyszy nasze wołanie. W ciągu godziny, policja zorganizowała dwie grupy poszukiwawcze, które miały się zmieniać co jakiś czas, aby ludzie nie padli ze zmęczenia. Tyle, że był jeden szczegół: połowa z nas nie była ludźmi.  
 Kiedy tylko Avalon powiedziała nam o zaginięciu, Jake poprosił naszych sojuszników o pomoc, na co z pewną niechęcią przystali, jednak także nie protestowali. Dobrze wiedzieli, że skoro prosimy o pomoc w poszukiwaniach człowieka, to musi to być coś ważnego, a swoich się ratuje w potrzebie, prawda? W każdym razie, takie było nasze motto.
  W dzień Manhattan wydawał mi się spokojnym miejscem. Owszem zdarzały się kradzieże jak w każdym razie, ale byłam przyzwyczajona do miejskiej atmosfery: tłoku na chodnikach, smogu, hałasu przekrzykujących się kierowców, a teraz? W noc okolica wyglądała jak wymarła. Poza nami nie było żadnego przechodnia, nawet tych staruszek ze słodkimi psami, które wałęsały się po mieście niczym zjawy, ulice były puste, co było dosyć niecodziennym zjawiskiem, a księżyc wiszący nad naszymi głowami wydawał się oznaką czyhającego na nas niebezpieczeństwa. Ludzie najwidoczniej przestraszyli się tych zaginięć, więc postanowili schronić się w swoich domach, ale nie dziwiłam się im. Na ich miejscu, także bym siedziała w domu.
  Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, że tuż obok nas szły duchy z New York Merble Cementery, w tym Raine, która obserwowała mnie uważnie swoimi oczami, jednocześnie pokazując coś na migi innym duchom. Wśród grupki, poznałam Starego Joe'go, który szedł za panią Lemon i uważnie obserwował okolicę, Millkena Millisa, którego dom uważano za nawiedzony i bliźnięta Peterson: Marienne i Deana, którzy zginęli w wypadku samochodowym czterdzieści lat temu, przez co ubrani byli w staromodne stroje, które obecnie można by było wystawić jedynie w muzeum. Poza tymi paroma duszyczkami, reszta nie zawracała sobie głowy czymś tak przyziemnym jak chodzenie i latali nad naszymi głowami jak duchy z filmów dla dzieci.  Na początku przyszło mi do głowy, że może oni chcą się zabawić i nas postraszyć, jednak wystarczyło spojrzeć na ich kredowobiałe twarze, aby domyślić się po co tu są. Nasza awaryjna ekipa ratunkowa.
- Widzisz ich? Co oni tu robią?- głos Eve rozbrzmiewał w mojej głowie niczym delikatny dzwoneczek.
- Raine pewnie ich skombinowała.- To było jak na razie jedyne wytłumaczenie jakie przyszło mi do głowy. Z doświadczenia wiedziałam, że ta grupka wolałaby siedzieć na cmentarzu niż szukać zwykłej Przyziemnej, jednak znając Raine wiedziałam, że by im nie odpuściła. Krótko mówiąc: pewnie byli do tego wręcz zmuszeni. 
- To dobry znak- odezwał się nagle Cameron. Drgnęłam zaskoczona, jednak nie pokazałam tego po sobie, tylko szłam dalej. Cam musiał mieć większą moc niż myśleliśmy. Grupa do której należał była bardzo daleko od nas, więc ciężko byłoby mu się z nami porozumieć bez dostatecznej ilości magii. Nawet Avalon, która miała przekazywanie myśli we krwi miała pewne ograniczenia.
- Dlaczego tak uważasz?- spytał nagle Jake. Nasza rozmowa zamieniła się w konferencję.
- Spójrzcie na duchy. Wśród nich nie ma nawet cienia ducha Shy, co oznacza, że żyje.
- Sądziłeś, że jest nieżywa?!- wrzasnęła Avalon, aż zakryłam uszy, choć dobrze wiedziałam, że to nic mi nie da. 
- Avalon!
- Przepraszam- powiedziała w miarę normalnym tonem, jednak można było wyczuć jej wściekłość.- Nie możemy jej skreślać! Ona na pewno żyje i nie umrze! Czy wy do reszty zgłupieliście?!
- Eve, jeżeli to ktoś z naszego świata to Shy jest w wielkim niebezpieczeństwie- przekazałam jej i całej reszcie- Nie chcę cię dołować, ale Shy to tylko człowiek. Myślisz, że poradziłaby sobie z wampirami? Albo faerie? Wszyscy dobrze wiemy, że te zaginięcia nie są spowodowane przez jakiegoś seryjnego mordercę tylko przez kogoś z naszego świata. 
- Trzeba przycisnąć rodziców, aby nam powiedzieli.- wtrącił Jake- Na początku mogli nam nie mówić, ale teraz to jest nasza sprawa czy tego chcą czy nie. Jeżeli tak dalej pójdzie, to coś może dorwać Bonnie.
  Czy ja się właśnie przesłyszałam? On się martwił o Bonnie? Znaczy martwić się powinien, ale ,, wypowiedział'' to z taką troską o jaką bym go nie podejrzewała. Czy on zaczął się do niej przekonywać? A może znalazła sposób, aby zdobyć jego serce?
- Chyba czuję zapach miłooooościi!- zanucił w głowie Cam z własnej nienapisanej piosenki, co zabrzmiało komicznie. Gdyby nie ta sytuacja, pewnie bym się roześmiała. 
- Jeszcze raz to zanuć, a od jutra będziesz leżał na ostrym dyżurze.
- Zakochana para, Bonnie i Jake, wczoraj z samego rana całowa...
  I urwało się. Nikogo już nie było słychać w mojej głowie. Odwróciłam się w stronę Eve, która zwinęła dłonie w pięści jak małe dziecko, a jej policzki zrobiły się czerwone jakby przed chwilą biegała. Widocznie przerwała ,, połączenie'' i teraz chłopcy przekrzykiwali się, ale bez naszego udziału. W sumie to dobrze. Nie uważałam naszych przyjaciół za palantów, którzy biją się o byle co, jednak wiadomo było, że potrafią sobie skakać do gardeł na stary jak świat, sprawdzony sposób: bójką! Typowi faceci. Choćby nie wiem jakiego by byli rodzaju, to zawsze są tacy sami. Czasami nie rozumiałam, dlaczego tak się garną do bijatyk. Co im by zrobił jeden spokojny dzień, do...
- Shadow!- krzyknęła Raine.
  Gwałtownie odwróciłam się w jej stronę przez co zderzyłam się z panem Hevensem, który niezbyt za mną przepadał. Wymamrotałam przepraszam i przepychając się przez tłumek, podbiegłam do Eve, która właśnie nerwowo rozglądała się po okolicy. Z ognistymi włosami na tle ciemnych budynków wydawała się płonąć, jakby była aniołem z piekła rodem, choć anioły nie powinny się bać. A ona się bała, tak samo jak ja, choć za nic nie chciałam się do tego przyznać. Zrównałam się z nią i chwyciłam za rękę, aby ją trochę uspokoić. Chwiała się na nogach, z jej twarzy odpłynęły kolory, a oczy poruszały się pod zamkniętymi powiekami. Wyglądała jakby dostała jakiegoś ataku. Gdyby nie ja, już dawno upadła by na ziemię. Kątem oka widziałam jak Raine z duchem małej Marienne podchodzą do nas na swój sposób i chwytają moją przyjaciółkę za ręce. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, jednak zorientowałam się, kiedy przez moje ręce przeszła iskra, która oznaczała tylko jedno. Dziewczyny przekazywały Avalon swoją moc.
- Coś ją wciągnęło do świata duchów!- zapiszczała Marienne, potrząsając swoimi kasztanowymi loczkami przez co była ukryta za kurtyną włosów.
  Raine jedną ręką chwyciła mnie, a drugą nadal przytrzymywała Eve. Poczułam jak moc  krąży w moich żyłach, rozgrzewają mój lekko wyziębły organizm. 
- Ty także potrzebujesz mocy.- stwierdziła, rozglądając się niespokojnie i dotrzymując nam tempa- Marienne ma rację, coś przyciąga Eve do świata duchów. Myślę, że to nasza obecność tak na nią działa. Jej moc jest zakłócona przez nas, gdyż cały czas używamy własnych sposób, aby znaleźć Shy, a jeden demon nie poradzi sobie z tak dużą dawką energii. Marienne, weź połowę z nas i szukajcie sami- powiedziała dziewczynce, która wzbiła się w powietrze do swoich pobratymców, a po chwili biała chmura utworzona z niespokojnych dusz straciła na swojej intensywnej barwie. 
  Raine odrobinę się odprężyła i bez słowa puściła nas, aby wzbić się w niebo wysoko nad nami. Widocznie wolała wszystko obserwować z lotu ptaka.
  Avalon powoli zaczęła wracać do życia. Otworzyła oczy i rozluźniła ręce oraz przestała się chwiać na wszystkie możliwe strony. Skinięciem głowy podziękowała mi i zaczęła iść bez pomocy, choć widać było, że jest zmęczona. 
- Co się stało?- spytałam szeptem.
- Za dużo mocy- odpowiedziała w miarę normalnie. 
  Dopiero po chwili zorientowałam się, że trochę oddaliłyśmy się od ekipy, gdyż szłyśmy daleko z tyłu. Przez chwilę chciałam za nimi pobiec, jednak moja intuicja mi mówiła, że damy sobie radę bez nich. Poza tym, Ave nadal była blada jak prześcieradło, a chyba obydwie wolałyśmy uniknąć niewygodnych pytań typu: ,,Co ci jest? Jesteś chora?''. Poza tym, we dwie mogłyśmy szybciej przeszukać teren niż z tą całą grupką, a może nawet coś znajdziemy?
  Przez chwilę szłyśmy w milczeniu, jednak po chwili Avalon stanęła napięta jak struna, co oznaczało, że coś usłyszała. Zgięła się jak lwica gotowa do ataku i przywarła do moich pleców, abyśmy osłaniały się nawzajem. Ja również zaczęłam nasłuchiwać, choć w zasadzie według mnie nie było to nic godnego uwagi. Jedyne co było słychać to bicie naszych serc, ćwierkanie wróbli, odgłosy dochodzące z okolicznych mieszkań i... urywki rozmowy. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że niedaleko nas ktoś rozmawia, a raczej się kłóci. Głosy stawały się coraz bliższe, a kroki było słychać coraz wyraźniej:
- Więc tej małej Benson szukają? Ha, ciekawe czy znajdą.
- Ciekawe, ciekawe...
  To był nasz sygnał alarmowy. Obydwie puściłyśmy się biegiem w kierunku najbliższego kontenera i schowałyśmy się za nim, ignorując ostry zapach śmieci i rozkładu. W tej chwili najważniejsze było ukrycie się i oczekiwanie.
  Nie musiałyśmy czekać zbyt długo. Po chwili niedaleko nas pojawiły się dwie postacie w czarnych ciuchach, które idealnie wtapiały się w ponure otoczenie. Z kształtu ich sylwetek można było poznać, że to byli dwaj chłopcy, mniej więcej starsi ode mnie o co najwyżej dwa lata. Kiedy wyszli w przytłumione światło latarni, mogłam zobaczyć kim są, przynajmniej w części.
  Jeden z nich był to muskularny rudzielec o dziwnych zielonych oczach w których płonęło jakby światło. Gdybym go widziała go z bardzo małej odległości, mogłabym z czystym sercem powiedzieć, że jest przystojny. Miał łagodne rysy twarzy, świadczące o skandynawskich korzeniach, kremową cerę i długie rzęsy, których mogła pozazdrościć nie jedna dziewczyna. Przypominał mi trochę Freda Weasleya z Harry'ego Pottera, tylko w mroczniejszej wersji i widać było po nim, że nie był tak zabawny jak jego filmowy odpowiednik.
  Nagle Eve siedząca za mną pisnęła jak malutkie pisklę, co było dziwne, ale jednocześnie trochę mnie przerażało. Avalon zawsze tak piszczała, kiedy działo się coś niespodziewanego. Ale co?
  Jeden rzut oka na drugiego chłopaka wszystko mi wyjaśnił. Nogi się pode mną ugięły przez co kolanami uderzyłam o ziemię. Syknęłabym, gdybym nie była tak zaskoczona. Wszystko we mnie krzyczało: ,, Co tu się do diabła dzieje?!'', a moje serce chyba nie miało już ochoty bić. Gdyby nie Eve, która przytrzymywała mnie za ramię, jak nic bym uderzyłabym twarzą o beton, ubrudzony śmierdzącymi chemikaliami z kontenera. A to wszystko przez jedną osobę
  S.J. Mój S.J
  

  
  Hello! Wiem, dawno nie pisałam, więc postanowiłam szybko napisać tą notkę. Wiem, że czekaliście, ale ostatnio w ogóle nie mam pomysłów na posty. Nie wiem czy rozdział mi wyszedł, mam nadzieję, że wam się podoba. Przepraszam was, że tak długo czekacie, ale mam nawał zajęć i prawdopodobnie będę pisać notki raz na miesiąc. Póki co trzymajcie za mnie kciuki i jeszcze raz przepraszam 
  

3 komentarze:

  1. Bardzo mi się to podoba *.*
    Nie szkodzi poczekam :P
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ;*
    Natalx

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię tego typu opowiadania:) Obserwuję, także będę zaglądała :)
    Zapraszam do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej nareszcie :-D
    S.J joj to sie zaczyna dziac :-D
    Czekam na nastepny rozdzialik:-D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: Jeżeli chcecie zareklamować tutaj swój blog, to piszcie ich adresy w zakładce SPAM.
Piszcie co myślicie: czy wam się opowiadanie podoba czy nie. Umiem
przyjmować krytykę, liczy się dla mnie każde wasze zdanie. Za komentarze typu ,, Fajny blog, zapraszam do siebie'' nie będę się odwdzięczać.
Nie wolno używać wulgaryzmów, czy kogokolwiek obrażać!

Obserwatorzy