Rozdział XXXII- Bal cz.2
- Shadow, co się dzieje?- spytał Travis, próbując zwrócić na siebie moją uwagę.
Ja jednak nie odpowiedziałam tylko bezustannie wpatrywałam się w Grave'a, próbując odgadnąć o co mu chodzi. Po co tu przyszedł? Czego chciał? Na żadne z tych pytań nie znałam odpowiedzi, co było bardzo denerwujące. Byłam kompletnie zdezorientowana.
Rudowłosy wyszykował się tak jakby chodził do tej szkoły. Ubrał się w czarny smoking podkreślający jego wysportowaną sylwetkę, wokół szyi ktoś zgrabnie zawiesił mu muszkę, odcinającą się na tle jego chorobliwie bladej skóry, a włosy były starannie ułożone, jakby Grave nie wybierał się na bal tylko na jakiś uroczysty bankiet. Tylko jego zachowanie nie było poważne: luźno opierał się o obskrobany parapet i wpatrywał się we mnie jak w rzadki okaz jakiegoś zwierzęcia, co mnie irytowało. Wyglądało to tak, jakby chciał mnie przejrzeć na wylot, a szyderczy uśmieszek skierowany w moją stronę nie koił moich nerwów. Wręcz sprawiał, że moje ręce swędziały, aby sięgnąć po najbliższy przedmiot i zdzielić go nim po skrzydłach, żeby nie mógł wstać. Żeby żałował, że się pojawił na tym świecie i niespodziewanie pojawił się w moim życiu. Tak bardzo tego chciałam, ale nie mogłam tego zrobić przy świadkach! Moja frustracja była niemal namacalna.
Travis mocniej ścisnął mnie za rękę i zbliżył usta do mojego ucha przez co poczułam jego ciepły oddech i słaby zapach cynamonu.
- Kim on jest?- spytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Grave. Upadły anioł, który spotkał się z S.J-em w momencie, kiedy poszukiwaliśmy Shy.- wyszeptałam, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pod czujnym spojrzeniem upadłego czułam się jak uwięziona w niewidzialnej klatce.
Travis spojrzał na niego czujnie, jakby Grave miał się nagle przy wszystkich rzucić do ataku. W jednej chwili ich spojrzenia się spotkały, a Trav napiął wszystkie mięśnie przez co przytulanie się do niego było jak tulenie robota ze stali. W jednej chwili przeraziłam się, że skoczą sobie do gardeł- Travis nie stronił od bójek, a Grave także nie wyglądał na grzecznego chłopca. Musiałam szybko coś zrobić, nim ich wymiana spojrzeń zakończy się znacznie gorzej.
- Pogadam z nim.- szepnęłam, całując go w policzek aby się rozluźnił. Choć nadal był zdenerwowany, już nie trzymał tak kurczowo moich ramion. Postanowiłam, że użyję trochę ,,kobiecych sztuczek''. Chwyciłam go za kołnierz koszuli i spojrzałam na niego z niewinną miną.- Trav, jestem waleczną dziewczynką i dobrze o tym wiesz. Ale przyznaję, że twoje zachowanie rycerza mi imponuje.
- Shadow, on może cię skrzywdzić. To upadły, a oni są zdolni do wszystkiego.- wyszeptał. Widać moje triki działały. Było mi głupio, że nim manipuluję, ale wiem, że jeżeli czegoś nie zrobię to sobie skoczą do gardeł.
- Zaufaj mi.- szepnęłam mu do ucha i pocałowałam go prosto w usta, mimo tłumu patrzących się na nas gości.
Niemal słyszałam chaos, panujący w jego głowie. Zawsze tracił głowę, gdy się całowaliśmy- był wtedy całkowicie bezbronny- ale teraz było mi to potrzebne, więc włożyłam w ten pocałunek wszystko co czułam, aż straciłam oddech i przez chwilę nie pamiętałam jak się nazywam. Jego usta odpowiadały z czułością przez co czułam się coraz gorzej. On chyba też nic nie pamiętał, bo kiedy go puściłam to w jego oczach widziałam dezorientację. Wyrzuty sumienia trawiły mnie od środka, ale musiałam to zrobić. Zanim Travis zdążył dojść do siebie i zorientować się, dlaczego to zrobiłam, wyplątałam się z jego objęć i zwinnie wtopiłam się w tłum. Musiałam tylko wyjść na dwór i szybko dowiedzieć się czego chce.
Na dworze wyraźnie się ochłodziło, więc narzuciłam na siebie moją skórzaną kurtkę (wybłagałam Avalon, abym mogła ją zabrać ze sobą) i usiadłam na murku. Przez kilka chwil nie było go, aż w końcu zza drzwi wychynęła jego czerwona czupryna, a za nią cała reszta. Wyglądał na zadowolona z moich sztuczek, użytych na Travisie. Na jego widok poczułam jak dostaję gęsiej skórki, ale starałam się zachowywać normalnie, jakby fakt, że jest upadłym w ogóle mnie nie ruszał. Travis niestety miał rację: upadły mógł łatwo zdobyć nad tobą kontrolę i zrobić z tobą co żywnie mu się podoba. Niemal zadrżałam na myśl o tym, co mógłby mi zrobić, a ja nie miałabym na to nawet wpływu.
Spokojnie, jakbyśmy byli parą znajomych, usiadł obok mnie i zaczął mi się przyglądać spod rzęs. Ta cisza między nami mocno mnie irytowała, ale cierpliwie czekałam aż sam zacznie.
- Długo czekałem, aby cię poznać, kotku.- powiedział, patrząc na mnie tak, jakby chciał mnie przejrzeć na wylot.- Muszę przyznać, że jesteś powalająca. Myślałem, że jesteś inna od innych dziewcząt z rodu Shepardów, jednak myliłem się. Jesteś tak zachwycająca jak inne dziewczyny z twojej rodziny lub nawet lepsza.
- Do rzeczy.- pośpieszyłam go.- Nie mam czasu na głupie pochlebstwa. Gadaj czego chcesz.
- A nawet nie chcesz się spytać jak się nazywam?- zaśmiał się cicho. I znowu niemal dostałam dreszczy.
- Nie muszę.- odrzuciłam włosy do tyłu i spojrzałam mu głęboko w te ohydne oczy, aby pokazać, że jestem silniejsza niż myśli. Tchórzostwo w niczym mi nie pomoże.- Słyszałam waszą rozmowę: twoją i S.J-a w dniu, kiedy szukaliśmy Shy. Wiem, że masz na imię Grave i jesteś upadłym. Wierz mi, że więcej o tobie wiedzieć nie chcę.
- Zapewne tak.- przytaknął. W jego oczach widziałam złośliwe błyski.- Ale pewnie chcesz coś wiedzieć o swoim przyjacielu. A raczej byłym, bo z tego co wiem to ostatnio się trochę pokłóciliście.
Trochę? To było spore niedopowiedzenie, ale nie chciałam go poprawiać. Kłótnia z S.J-em to była wyłącznie moja sprawa, a Grave'owi nie musiałam się z niczego tłumaczyć.
Niby to rozluźniona, zaczęłam nawijać kosmyk włosów na palec.
- To, co się dzieje, a raczej działo między nim a mną to wyłącznie nasza sprawa. Niby co takiego o nim wiesz?
- Wiele rzeczy, maleńka.- powiedział, przyglądając mi się spod przymrużonych powiek.- Na pewno zauważyłaś, że S.J stanowczo odstaje od reszty zwyczajnych ludzi. Zwłaszcza jak się wkurzy, prawda?
Zesztywniałam z zaskoczenia. Zwłaszcza jak się wkurzy? Nie chciałam mu przyznać racji, ale ta sytuacja... Nasza kłótnia pod domem państwa Mylesów, zachowywał się wtedy dziwnie. I ta jego nadludzka siła oraz fakt, że nie bał się Travisa. Każdy normalny facet uciekał jak najdalej od niego, ale on chciał się z nim bić i był pewien zwycięstwa. Poza tym te spotkania z Grave'em i jego dziwacznie niekiedy zachowanie.
Przypomniało mi się jak mieliśmy po dziesięć lat i S.J wpadł na ,,wspaniały'' pomysł, aby iść skrótami do domu. Wracaliśmy wtedy z placu zabaw, a że rodzice nie mogli po nas przyjechać, postanowiliśmy jak najszybciej znaleźć się w domu, aby ich nie martwić. Niestety na drodze spotkaliśmy grupkę dresiarzy, którzy widząc nas wyraźnie mieli zamiar nas okraść. Pamiętam, że jedyne o co się bałam (a raczej o kogo) to o S.J-a. Wszystkim mówiłam, że chodzę na zajęcia ze sztuk walki, więc mogłam pokazać co potrafię, jednak wydawało mi się, że mój przyjaciel nie będzie miał z nimi szans. Jednak w momencie, kiedy jeden z nich ruszył w naszą stronę, Collins uderzył napastnika tak mocno, że ten z hukiem uderzył głową w pobliską ścianę. Był to straszny widok, jednak jeszcze gorsza była mina mojego kumpla, kiedy zobaczył co zrobił. Dresiarze zwieli ze strachu w obawie przed S.J-em, a on stał bezradnie nad ciałem swojej ofiary z której głowy leciała krew i wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany.
- Ja... zabiłem go?- spytał, wpatrując się w menela. Widać było, że jest bardziej przerażony niż dumny ze swojego wyczynu. Dreszcze wstrząsały jego małym ciałkiem, a ja z wystraszoną miną wtuliłam się w niego, kątem oka patrząc na dresiarza.
- Chyba nie, ale dlaczego jesteś taki silny?- spytałam, wpatrując się w jego znajome oczy, jakby znał na to pytanie odpowiedź.
Ale nie wiedział. Nigdy nie wytłumaczył mi, dlaczego zadał temu mężczyźnie tak potężny cios. Był jeszcze mały i mało co rozumiał tak samo jak ja. Co prawda facet przeżył, ale wiedziałam, że Collins nigdy nie wybaczył sobie swojego postępku, chociaż nie był wtedy w pełni świadomy co zrobił. To wspomnienie rzuciło kolejny cień na obraz mojego przyjaciela, który miałam głęboko w sercu.
Który był fałszywy.
- S.J nie chwalił się swoimi korzeniami, prawda?- głos Grave'a wyrwał mnie z niemiłych wspomnień. Chyba mówił do mnie już od dłuższego czasu, bo na jego twarzy pojawił się arogancki uśmieszek.
Pokręciłam przecząco głową, a Grave prychnął.
- Nie rozumiem go, a ty? Gadał mi, że jesteś dla niego ważna, że ma cię za wierną powierniczkę... a mam wrażenie, że traktuje cię jak śmiecia. Dosyć, że nie przedstawił nas sobie to jeszcze nie powiedział kim jest. Choć jestem dosyć długo na ziemi, nie interesują mnie zwyczaje Przyziemnych czy cokolwiek co jest z nimi związane. Wiem jednak, że przyjaciel według was to jest osoba, która jest lojalna, ufna wobec drugiej osoby, która głównie nie kłamie i jest twoją bratnią duszą...- urwał, zastanawiając się nad czymś.- S.J jest totalnym przeciwieństwem ,,przyjaciela'', nie sądzisz moja droga?
- Możesz mi powiedzieć wprost, o co ci chodzi?- warknęłam. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Nie lubiłam, kiedy ktoś wytykał mi błędy, choć sama byłam ich świadoma. W dodatku nie miałam zamiaru przyznać mu racji: w świetle tych wydarzeń Collins nie był materiałem na dobrego kumpla.
W jednej chwili jego leniwy uśmiech zniknął, zastąpiony przez lekko złowieszczy. Wyraźnie bawiło go to, że nie wiem co się dzieje. Chciał się bawić w kotka i myszkę.
- S.J ma bardzo interesujące korzenie.- stwierdził Grave, przyglądając mi się z uwagą, zapewne aby wychwycić każdą moją reakcję na te jego rewelacje.- Widzisz, ojciec S.J-a według moich rodziców był nudziarzem. Do tej pory nie wiem jak taka kobieta jak Kelley Millis, jedna z najwspanialszych upadłych anielic, która w sposobie bycia jest bardzo podobna, wyszła za takiego nieudacznika. Ale nie chcę się nad tym rozczulać, bo po co. Wiesz... Samuel stał się dla mnie kimś w rodzaju brata.- urwał, czekając aż skojarzę o co mu chodzi. Mówił dalej- Jest inny niż reszta upadłych, co pewnie zdążyłabyś zauważyć. Wątpię, że chciałabyś się przyjaźnić ze zwykłym, nudnym Przyziemnym. Oczywiście poza tą wampirką Shy, a z tego co wiem ta dziewczyna ma temperament. W każdym razie... nigdy nie zastanawiałaś się kto potrącił twojego brata?
Co?! To momentalnie zbiło mnie z tropu. Matka S.J-a jest upadłą anielicą?! To dlatego codziennie wieczorem wracała wcześnie rano do domu, poobijana i posiniaczona? Miała długi? A czy S.J miał w sobie krew upadłego? To by wszystko wyjaśniał... Tego jest stanowczo za dużo. Nie mogłam uporządkować myśli i przetrawić wiadomości, że S.J nie jest człowiekiem. Podejrzewałam go o to, ale żeby upadłym aniołem? Oni byli najgorszymi istotami z naszego gatunku, siali postrach i spustoszenie, wszyscy ich nienawidzili. Dlaczego on musi nim być nawet w połowie!?
Co wypadek mojego brata miał do Collinsa?! Chociaż... on nigdy nie lubił Shy. Zawsze jej unikał z nie wiadomo jakiej przyczyny, co mnie bardzo dziwiło, bo z reguły do mało kogo miał żal. Najbardziej nienawidził swojej przyrodniej siostry, której zresztą nie znał za dobrze. Była owocem romansu jej matki z jakimś ważnym przedstawicielem władz w naszym świecie. Podobno jego ojciec tak jak i sam S.J nigdy nie zapomniał o zdradzie matki, jednak nie obwiniał jej o całe zło. Głównie uważał, że to ta dziewczyna przynosi im nieszczęścia. Zawsze myślał, że to przez nią o mało nie rozpadła się jego rodzina...
- Wiesz przynajmniej jak ona ma na imię?- spytałam, skubiąc ustami długopis jak to zawsze miałam w zwyczaju, kiedy się nudziłam.
Siedzieliśmy wtedy obok siebie na wolnej godzinie, bo akurat mieliśmy okienko i nic do roboty. Na początku gadaliśmy o jakiś głupotach, ale potem temat zszedł na rodzinę S.J-a. Tego dnia jego rodzice ostro się pokłócili, a on o wszystko obwiniał właśnie ją, choć mieszkała z biologicznym ojcem i jego rodziną. Próbowałam wtedy dociec, kim ona jest.
- No powiedz.- prosiłam, przypatrując mu się spod rzęs.- Proszę, S.J. Wiesz, że możesz na mnie polegać. Przynajmniej powiedz jak jej ojciec ma na nazwisko.
- A czy to ma jakieś znaczenie?- mruknął, bawiąc się włosami.
Coraz bardziej irytował mnie swoim zachowaniem i lakonicznymi odpowiedziami.
- Sam..
- Dobra, dobra.- podniósł ręce do góry komunikując mi, że się poddaje.- I tak byś mi wierciła dziurę w brzuchu. Z tego co wiem ten facet ma na nazwisko Devigne, ale ta dziewczyna ma nazwisko panieńskie macochy. Wszyscy ją tu znają, więc gdyby miała to samo nazwisko co my, pewnie by wszyscy wytykali ją palcami.
Teraz wszystko się zgadzało. Niemal zrobiło mi się słabo na myśl, że to prawda. Miałam nadzieję, że się mylę, ale wszystko się zgadzało. Shy opowiadała mi, że jej matka z pewnego powodu, którego nie chciała jej zdradzić dała jej swoje panieńskie nazwisko zamiast ojca. Zawsze zachodziła w głowę czemu tak jest, ale oni nigdy nie chcieli jej powiedzieć.
A matka Shy tak naprawdę ma Lea Benson.
Musiałam się mocno chwycić palcami murka, aby nie spaść na twardy grunt. Zimny kamień pod moimi dłońmi był niczym w porównaniu z lodem, który krążył w moich żyłach, a serce biło dwa razy szybciej. Czułam się tak, jakbym miała gorączkę.
- Shy to siostra S.J-a, prawda?- spytałam słabym głosem.
Grave pokiwał głową i nic nie powiedział, zapewne dając mi chwilkę, abym doszła do siebie. Musiałam wyglądać żałośnie.
Jednak nie dano mi wyjść z tego stanu. Nagle drzwi się otworzyły, a wszyscy goście zaczęli uciekać z sali balowej z krzykiem, przepychając się łokciami w stronę parkingu i piszcząc wniebogłosy. Wyglądało to tak, jakby atakowało nas stado rozdrażnionych byków. Gdyby nie ich przerażone miny, pewnie bym się z tego śmiała. Pomyślałabym, że to kolejny kawał braci Craige'ów, jednak nie wywołaliby oni tak wielkiej paniki. Może i byli kawalarzami, ale nie mieli zamiaru za głupi numer wylecieć ze szkoły.
Travis biegł w naszą stronę, czerwony na twarzy ze złości. Pewnie na mnie, ale tylko chwycił mnie za dłoń i zaczął ciągnąć w stronę samochodu, nie zważając na obecność Grave'a. Na początku opierałam się, jednak był ode mnie silniejszy i siłą ciągnął mnie w jego stronę, ale potem miałam dość.
- Trav, co się dzieje?!- spytałam, zdezorientowana. Co mogło wywołać taką wielką panikę?
- Ktoś zaatakował parę z rocznika wyżej. Obydwoje są ciężko ranni, ale wszyscy spanikowali i kazano nam jak najszybciej wracać do domów. Zaraz przyjedzie pogotowie i policja.- spojrzał mi w oczy i ścisnął moją dłoń, jakby chciał dodać mi otuchy. Był wyraźnie zmartwiony i chyba nieco poruszony całą sytuacją. Niemal nogi się pode mną ugięły.- Spokojnie, Shade. Wyjdą z tego, ale musimy szybko uciekać. Coś czuję, że porywacz Shy wrócił po kolejne ofiary.
Travis spojrzał na niego czujnie, jakby Grave miał się nagle przy wszystkich rzucić do ataku. W jednej chwili ich spojrzenia się spotkały, a Trav napiął wszystkie mięśnie przez co przytulanie się do niego było jak tulenie robota ze stali. W jednej chwili przeraziłam się, że skoczą sobie do gardeł- Travis nie stronił od bójek, a Grave także nie wyglądał na grzecznego chłopca. Musiałam szybko coś zrobić, nim ich wymiana spojrzeń zakończy się znacznie gorzej.
- Pogadam z nim.- szepnęłam, całując go w policzek aby się rozluźnił. Choć nadal był zdenerwowany, już nie trzymał tak kurczowo moich ramion. Postanowiłam, że użyję trochę ,,kobiecych sztuczek''. Chwyciłam go za kołnierz koszuli i spojrzałam na niego z niewinną miną.- Trav, jestem waleczną dziewczynką i dobrze o tym wiesz. Ale przyznaję, że twoje zachowanie rycerza mi imponuje.
- Shadow, on może cię skrzywdzić. To upadły, a oni są zdolni do wszystkiego.- wyszeptał. Widać moje triki działały. Było mi głupio, że nim manipuluję, ale wiem, że jeżeli czegoś nie zrobię to sobie skoczą do gardeł.
- Zaufaj mi.- szepnęłam mu do ucha i pocałowałam go prosto w usta, mimo tłumu patrzących się na nas gości.
Niemal słyszałam chaos, panujący w jego głowie. Zawsze tracił głowę, gdy się całowaliśmy- był wtedy całkowicie bezbronny- ale teraz było mi to potrzebne, więc włożyłam w ten pocałunek wszystko co czułam, aż straciłam oddech i przez chwilę nie pamiętałam jak się nazywam. Jego usta odpowiadały z czułością przez co czułam się coraz gorzej. On chyba też nic nie pamiętał, bo kiedy go puściłam to w jego oczach widziałam dezorientację. Wyrzuty sumienia trawiły mnie od środka, ale musiałam to zrobić. Zanim Travis zdążył dojść do siebie i zorientować się, dlaczego to zrobiłam, wyplątałam się z jego objęć i zwinnie wtopiłam się w tłum. Musiałam tylko wyjść na dwór i szybko dowiedzieć się czego chce.
Na dworze wyraźnie się ochłodziło, więc narzuciłam na siebie moją skórzaną kurtkę (wybłagałam Avalon, abym mogła ją zabrać ze sobą) i usiadłam na murku. Przez kilka chwil nie było go, aż w końcu zza drzwi wychynęła jego czerwona czupryna, a za nią cała reszta. Wyglądał na zadowolona z moich sztuczek, użytych na Travisie. Na jego widok poczułam jak dostaję gęsiej skórki, ale starałam się zachowywać normalnie, jakby fakt, że jest upadłym w ogóle mnie nie ruszał. Travis niestety miał rację: upadły mógł łatwo zdobyć nad tobą kontrolę i zrobić z tobą co żywnie mu się podoba. Niemal zadrżałam na myśl o tym, co mógłby mi zrobić, a ja nie miałabym na to nawet wpływu.
Spokojnie, jakbyśmy byli parą znajomych, usiadł obok mnie i zaczął mi się przyglądać spod rzęs. Ta cisza między nami mocno mnie irytowała, ale cierpliwie czekałam aż sam zacznie.
- Długo czekałem, aby cię poznać, kotku.- powiedział, patrząc na mnie tak, jakby chciał mnie przejrzeć na wylot.- Muszę przyznać, że jesteś powalająca. Myślałem, że jesteś inna od innych dziewcząt z rodu Shepardów, jednak myliłem się. Jesteś tak zachwycająca jak inne dziewczyny z twojej rodziny lub nawet lepsza.
- Do rzeczy.- pośpieszyłam go.- Nie mam czasu na głupie pochlebstwa. Gadaj czego chcesz.
- A nawet nie chcesz się spytać jak się nazywam?- zaśmiał się cicho. I znowu niemal dostałam dreszczy.
- Nie muszę.- odrzuciłam włosy do tyłu i spojrzałam mu głęboko w te ohydne oczy, aby pokazać, że jestem silniejsza niż myśli. Tchórzostwo w niczym mi nie pomoże.- Słyszałam waszą rozmowę: twoją i S.J-a w dniu, kiedy szukaliśmy Shy. Wiem, że masz na imię Grave i jesteś upadłym. Wierz mi, że więcej o tobie wiedzieć nie chcę.
- Zapewne tak.- przytaknął. W jego oczach widziałam złośliwe błyski.- Ale pewnie chcesz coś wiedzieć o swoim przyjacielu. A raczej byłym, bo z tego co wiem to ostatnio się trochę pokłóciliście.
Trochę? To było spore niedopowiedzenie, ale nie chciałam go poprawiać. Kłótnia z S.J-em to była wyłącznie moja sprawa, a Grave'owi nie musiałam się z niczego tłumaczyć.
Niby to rozluźniona, zaczęłam nawijać kosmyk włosów na palec.
- To, co się dzieje, a raczej działo między nim a mną to wyłącznie nasza sprawa. Niby co takiego o nim wiesz?
- Wiele rzeczy, maleńka.- powiedział, przyglądając mi się spod przymrużonych powiek.- Na pewno zauważyłaś, że S.J stanowczo odstaje od reszty zwyczajnych ludzi. Zwłaszcza jak się wkurzy, prawda?
Zesztywniałam z zaskoczenia. Zwłaszcza jak się wkurzy? Nie chciałam mu przyznać racji, ale ta sytuacja... Nasza kłótnia pod domem państwa Mylesów, zachowywał się wtedy dziwnie. I ta jego nadludzka siła oraz fakt, że nie bał się Travisa. Każdy normalny facet uciekał jak najdalej od niego, ale on chciał się z nim bić i był pewien zwycięstwa. Poza tym te spotkania z Grave'em i jego dziwacznie niekiedy zachowanie.
Przypomniało mi się jak mieliśmy po dziesięć lat i S.J wpadł na ,,wspaniały'' pomysł, aby iść skrótami do domu. Wracaliśmy wtedy z placu zabaw, a że rodzice nie mogli po nas przyjechać, postanowiliśmy jak najszybciej znaleźć się w domu, aby ich nie martwić. Niestety na drodze spotkaliśmy grupkę dresiarzy, którzy widząc nas wyraźnie mieli zamiar nas okraść. Pamiętam, że jedyne o co się bałam (a raczej o kogo) to o S.J-a. Wszystkim mówiłam, że chodzę na zajęcia ze sztuk walki, więc mogłam pokazać co potrafię, jednak wydawało mi się, że mój przyjaciel nie będzie miał z nimi szans. Jednak w momencie, kiedy jeden z nich ruszył w naszą stronę, Collins uderzył napastnika tak mocno, że ten z hukiem uderzył głową w pobliską ścianę. Był to straszny widok, jednak jeszcze gorsza była mina mojego kumpla, kiedy zobaczył co zrobił. Dresiarze zwieli ze strachu w obawie przed S.J-em, a on stał bezradnie nad ciałem swojej ofiary z której głowy leciała krew i wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany.
- Ja... zabiłem go?- spytał, wpatrując się w menela. Widać było, że jest bardziej przerażony niż dumny ze swojego wyczynu. Dreszcze wstrząsały jego małym ciałkiem, a ja z wystraszoną miną wtuliłam się w niego, kątem oka patrząc na dresiarza.
- Chyba nie, ale dlaczego jesteś taki silny?- spytałam, wpatrując się w jego znajome oczy, jakby znał na to pytanie odpowiedź.
Ale nie wiedział. Nigdy nie wytłumaczył mi, dlaczego zadał temu mężczyźnie tak potężny cios. Był jeszcze mały i mało co rozumiał tak samo jak ja. Co prawda facet przeżył, ale wiedziałam, że Collins nigdy nie wybaczył sobie swojego postępku, chociaż nie był wtedy w pełni świadomy co zrobił. To wspomnienie rzuciło kolejny cień na obraz mojego przyjaciela, który miałam głęboko w sercu.
Który był fałszywy.
- S.J nie chwalił się swoimi korzeniami, prawda?- głos Grave'a wyrwał mnie z niemiłych wspomnień. Chyba mówił do mnie już od dłuższego czasu, bo na jego twarzy pojawił się arogancki uśmieszek.
Pokręciłam przecząco głową, a Grave prychnął.
- Nie rozumiem go, a ty? Gadał mi, że jesteś dla niego ważna, że ma cię za wierną powierniczkę... a mam wrażenie, że traktuje cię jak śmiecia. Dosyć, że nie przedstawił nas sobie to jeszcze nie powiedział kim jest. Choć jestem dosyć długo na ziemi, nie interesują mnie zwyczaje Przyziemnych czy cokolwiek co jest z nimi związane. Wiem jednak, że przyjaciel według was to jest osoba, która jest lojalna, ufna wobec drugiej osoby, która głównie nie kłamie i jest twoją bratnią duszą...- urwał, zastanawiając się nad czymś.- S.J jest totalnym przeciwieństwem ,,przyjaciela'', nie sądzisz moja droga?
- Możesz mi powiedzieć wprost, o co ci chodzi?- warknęłam. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Nie lubiłam, kiedy ktoś wytykał mi błędy, choć sama byłam ich świadoma. W dodatku nie miałam zamiaru przyznać mu racji: w świetle tych wydarzeń Collins nie był materiałem na dobrego kumpla.
W jednej chwili jego leniwy uśmiech zniknął, zastąpiony przez lekko złowieszczy. Wyraźnie bawiło go to, że nie wiem co się dzieje. Chciał się bawić w kotka i myszkę.
- S.J ma bardzo interesujące korzenie.- stwierdził Grave, przyglądając mi się z uwagą, zapewne aby wychwycić każdą moją reakcję na te jego rewelacje.- Widzisz, ojciec S.J-a według moich rodziców był nudziarzem. Do tej pory nie wiem jak taka kobieta jak Kelley Millis, jedna z najwspanialszych upadłych anielic, która w sposobie bycia jest bardzo podobna, wyszła za takiego nieudacznika. Ale nie chcę się nad tym rozczulać, bo po co. Wiesz... Samuel stał się dla mnie kimś w rodzaju brata.- urwał, czekając aż skojarzę o co mu chodzi. Mówił dalej- Jest inny niż reszta upadłych, co pewnie zdążyłabyś zauważyć. Wątpię, że chciałabyś się przyjaźnić ze zwykłym, nudnym Przyziemnym. Oczywiście poza tą wampirką Shy, a z tego co wiem ta dziewczyna ma temperament. W każdym razie... nigdy nie zastanawiałaś się kto potrącił twojego brata?
Co?! To momentalnie zbiło mnie z tropu. Matka S.J-a jest upadłą anielicą?! To dlatego codziennie wieczorem wracała wcześnie rano do domu, poobijana i posiniaczona? Miała długi? A czy S.J miał w sobie krew upadłego? To by wszystko wyjaśniał... Tego jest stanowczo za dużo. Nie mogłam uporządkować myśli i przetrawić wiadomości, że S.J nie jest człowiekiem. Podejrzewałam go o to, ale żeby upadłym aniołem? Oni byli najgorszymi istotami z naszego gatunku, siali postrach i spustoszenie, wszyscy ich nienawidzili. Dlaczego on musi nim być nawet w połowie!?
Co wypadek mojego brata miał do Collinsa?! Chociaż... on nigdy nie lubił Shy. Zawsze jej unikał z nie wiadomo jakiej przyczyny, co mnie bardzo dziwiło, bo z reguły do mało kogo miał żal. Najbardziej nienawidził swojej przyrodniej siostry, której zresztą nie znał za dobrze. Była owocem romansu jej matki z jakimś ważnym przedstawicielem władz w naszym świecie. Podobno jego ojciec tak jak i sam S.J nigdy nie zapomniał o zdradzie matki, jednak nie obwiniał jej o całe zło. Głównie uważał, że to ta dziewczyna przynosi im nieszczęścia. Zawsze myślał, że to przez nią o mało nie rozpadła się jego rodzina...
- Wiesz przynajmniej jak ona ma na imię?- spytałam, skubiąc ustami długopis jak to zawsze miałam w zwyczaju, kiedy się nudziłam.
Siedzieliśmy wtedy obok siebie na wolnej godzinie, bo akurat mieliśmy okienko i nic do roboty. Na początku gadaliśmy o jakiś głupotach, ale potem temat zszedł na rodzinę S.J-a. Tego dnia jego rodzice ostro się pokłócili, a on o wszystko obwiniał właśnie ją, choć mieszkała z biologicznym ojcem i jego rodziną. Próbowałam wtedy dociec, kim ona jest.
- No powiedz.- prosiłam, przypatrując mu się spod rzęs.- Proszę, S.J. Wiesz, że możesz na mnie polegać. Przynajmniej powiedz jak jej ojciec ma na nazwisko.
- A czy to ma jakieś znaczenie?- mruknął, bawiąc się włosami.
Coraz bardziej irytował mnie swoim zachowaniem i lakonicznymi odpowiedziami.
- Sam..
- Dobra, dobra.- podniósł ręce do góry komunikując mi, że się poddaje.- I tak byś mi wierciła dziurę w brzuchu. Z tego co wiem ten facet ma na nazwisko Devigne, ale ta dziewczyna ma nazwisko panieńskie macochy. Wszyscy ją tu znają, więc gdyby miała to samo nazwisko co my, pewnie by wszyscy wytykali ją palcami.
Teraz wszystko się zgadzało. Niemal zrobiło mi się słabo na myśl, że to prawda. Miałam nadzieję, że się mylę, ale wszystko się zgadzało. Shy opowiadała mi, że jej matka z pewnego powodu, którego nie chciała jej zdradzić dała jej swoje panieńskie nazwisko zamiast ojca. Zawsze zachodziła w głowę czemu tak jest, ale oni nigdy nie chcieli jej powiedzieć.
A matka Shy tak naprawdę ma Lea Benson.
Musiałam się mocno chwycić palcami murka, aby nie spaść na twardy grunt. Zimny kamień pod moimi dłońmi był niczym w porównaniu z lodem, który krążył w moich żyłach, a serce biło dwa razy szybciej. Czułam się tak, jakbym miała gorączkę.
- Shy to siostra S.J-a, prawda?- spytałam słabym głosem.
Grave pokiwał głową i nic nie powiedział, zapewne dając mi chwilkę, abym doszła do siebie. Musiałam wyglądać żałośnie.
Jednak nie dano mi wyjść z tego stanu. Nagle drzwi się otworzyły, a wszyscy goście zaczęli uciekać z sali balowej z krzykiem, przepychając się łokciami w stronę parkingu i piszcząc wniebogłosy. Wyglądało to tak, jakby atakowało nas stado rozdrażnionych byków. Gdyby nie ich przerażone miny, pewnie bym się z tego śmiała. Pomyślałabym, że to kolejny kawał braci Craige'ów, jednak nie wywołaliby oni tak wielkiej paniki. Może i byli kawalarzami, ale nie mieli zamiaru za głupi numer wylecieć ze szkoły.
Travis biegł w naszą stronę, czerwony na twarzy ze złości. Pewnie na mnie, ale tylko chwycił mnie za dłoń i zaczął ciągnąć w stronę samochodu, nie zważając na obecność Grave'a. Na początku opierałam się, jednak był ode mnie silniejszy i siłą ciągnął mnie w jego stronę, ale potem miałam dość.
- Trav, co się dzieje?!- spytałam, zdezorientowana. Co mogło wywołać taką wielką panikę?
- Ktoś zaatakował parę z rocznika wyżej. Obydwoje są ciężko ranni, ale wszyscy spanikowali i kazano nam jak najszybciej wracać do domów. Zaraz przyjedzie pogotowie i policja.- spojrzał mi w oczy i ścisnął moją dłoń, jakby chciał dodać mi otuchy. Był wyraźnie zmartwiony i chyba nieco poruszony całą sytuacją. Niemal nogi się pode mną ugięły.- Spokojnie, Shade. Wyjdą z tego, ale musimy szybko uciekać. Coś czuję, że porywacz Shy wrócił po kolejne ofiary.
Cześć kochani! Jeszcze tylko do środy i mam koniec, zero kartkówek czy testów i więcej czasu dla siebie i na blogi. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba i jeszcze tutaj jesteście.
Chciałabym również was zaprosić na nowego bloga, także z opowiadaniem, ale tym razem w całości mojego autorstwa. Chciałam go założyć w wakacje, ale nie mogłam się już doczekać, aby pokazać coś kompletnie własnego. Mam nadzieję, że tak jak to także wam przypadnie do gustu. Blog istnieje od kilku dni, więc jak będą błędy to przepraszam.
Zapraszam: Kliknij!
PS: Spokojnie, tą historię będę kontynuować a przynajmniej postaram się dokończyć. Nie martwcie się!
Super! :D Czekam na nn@
OdpowiedzUsuńWow, rozdział megam. Tyle informacji na raz. Wiedziałam, że coś się wydarzy na balu, jetsem ciekawe kto narobił takiego bałaganu.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej :)
Pozdraiwm :)