Rok później... i koniec bloga
Dla wielu wszystko wróciło do normy. Richelle odnalazła tych zaginionych nastolatków, którzy na szczęście byli cali i zdrowi, wykasowała im pamięć i odstawiła z powrotem do swoich domów, wciskając rodzinom ofiar jakąś bajeczkę. Trey jest już w pełni zdrowy, wręcz tryska energią. Nawet zdobył się na wyznanie Meghan swoich uczuć i dziś wieczorem wybierali się na randkę.
Co do innych to także było dobrze. Jake pewnego dnia wreszcie odważył się zaprosić Bonnie na randkę i od tamtego czasu nie mogli się sobą nacieszyć. Shy także znalazła swoją miłość- Tommy'ego, który podobno tak ją podrywał aż w końcu poddała się jego urokowi i niedługo chcieli przedstawić się nawzajem swoim rodzinom. Przez ten rok Shy wiele się nauczyła i choć rodzina nigdy się nie spodziewała, aby ich córka wróciła cała i zdrowa to kiedy tylko stanęła u progu drzwi domu Bensonów, wszyscy dosłownie się na nią rzucili. Dziewczyna wręcz szalała ze szczęścia.
A co do Włocha to była to bardzo śmieszna sprawa. Choć Daniel nadal nie otrząsnął się po stracie przyjaciela, a w zasadzie niemalże brata i dochodził do siebie podczas spotkań z Avalon, która postanowiła dać mu szansę, i od pół roku byli ze sobą szczęśliwi. Nawet planują razem zamieszkać, czemu kategorycznie sprzeciwia się wujek Jace, choć zdaniem wielu jest to hipokryzja, bo sam zamieszkał z ciocią Clary w wieku osiemnastu lat. Oczywiście sam by się nie przyznał do błędu, więc często dochodziło między nimi do dziwnych kłótni, podczas których czasami latały sztylety. Dziwiłam się, że ciotka Clary jeszcze nie zareagowała, ale czułam, że ta sytuacja bardziej ją bawi niż martwi. Pewnego dnia zwierzyła mi się, że to było jak oglądanie komedii, a zachowanie męża śmieszyło ją najbardziej. Jak powiedziała: nigdy nie przypuszczałaby, aby Jace był aż tak o kogoś zazdrosny. Ale w końcu Avalon to była jego mała, rudowłosa dziewczynka.
Poza tym reakcja wujka Jace'a i mojego taty, gdy przyprowadziłam Travisa do domu niemal niczym się nie różniła. Z rozbawieniem wspominałam jak tata zaczął w salonie szczegółowo przesłuchiwać mojego chłopaka, podczas gdy ja siedziałam obok na kanapie i trzymałam go za rękę, aby dodać mu nieco otuchy. Trey podobno w kuchni dosłownie tarzał się ze śmiechu, a mama przyglądała nam się zza okna w ogrodzie, udając że niby przycina róże. Była to bardzo dziwna scena, którą wspominałam z uśmiechem na ustach.
Taki może i nie było najwspanialszą knajpą w mieście, ale od czasu śmierci Alexa często tutaj przychodziłam. Gwar nadnaturalnych istot, zapach ludzkiego jedzenia... to przynosiło mi ulgę, pozwalało zapomnieć o wszystkim. Na wspomnienie blondyna czułam dziwne ukłucie w sercu. Nie kochałam go, nic z tych rzeczy, ale było mi go bardzo szkoda. Państwo Resst nawet nie przejęli się jego śmiercią. Zaraz po pogrzebie kupili sobie nowiutkie porsche i wyjechali w podróż, aby ,,ochłonąć po tych traumatycznych wydarzeniach'', choć nie wiem jak miał im pomóc wyjazd na Karaiby. Tam mieli zamiar opłakiwać śmierć jedynego syna? Po ich zachowaniu nie dziwiłam się Alexowi, że tak bardzo kochał dziadka, który choć był potworem to jednak na swój sposób się o niego troszczył. Sama nie wiem co bym zrobiła, gdyby moi rodzice bardziej kochali pieniądze niż mnie.
Czy moje życie aż tak się zmieniło? W zasadzie mogłam tak stwierdzić. Zmieniłam się pod wieloma względami, ostatnio dostałam nawet propozycję pracy: mogłam uczyć dzieci w miejskiej szkole sztuk walki i choć było to mało płatne zajęcie, to jednak coś na początek. Po szkole zamierzałam iść na jakieś studia, ustatkować się... może nawet zamieszkać w Idrisie albo zostać w NY. Jeszcze nie wiedziałam co dalej, a nie chciałam zbyt dużo planować, bo z doświadczenia wiedziałam, że te plany mogą się jeszcze diametralnie zmienić.
Chociaż Travis ostatnio często musiał wracać do siedziby swojego ojca, aby pomóc w rządzeniu (gdyż on albo Lea dostaną w spadku stanowisko dowódcy demonów) to jednak planował normalną przyszłość- chciał iść na studia medyczne, znaleźć pracę, założyć ze mną rodzinę. Mimo wszystko staraliśmy spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, gdyż śmierć Alexa uświadomiła mi jak kruche jest życie, zwłaszcza Nefilim. Nawet moje, Córki Aniołów. Jak dla mnie było to nieco dziwne określenie.
Z zamyślenia wyrwał mnie zgrzyt zegara, co oznaczało że dochodziła dwunasta. Chwyciłam szybko dwa malinowe koktajle na wynos, założyłam torebkę na ramię i wyszłam z lokalu, jednocześnie unikając klopsikowych pocisków, którymi ciskały znudzone gobliny. Choć ifryty za wszelką cenę próbowały ogarnąć tą zgraję to jednak po wielu próbach w końcu dali im spokój, przez co przechodząc przez Taki trzeba było liczyć się z jedzeniem, które zamiast w ustach, może znaleźć się na twojej twarzy.
Tak bardzo kochałam mój zakurzony Manhattan! Chodzenie zapełnionymi ulicami dawało mi pewnego rodzaju radość i przypominało czasy, kiedy wskakiwałam Treyowi na plecy i udawaliśmy, że jesteśmy na Dzikim Zachodzie i właśnie jadę na swoim wiernym rumaku. Choć przeżyłam tutaj gorsze chwile to jednak nie brakowało też tych miłych. Ze smutkiem myślałam, że kiedyś pewnie będę musiała opuścić to miejsce i choć na krótko, to jednak chciałabym stąd nigdy nie wyjeżdżać. Dla mnie była to taka mała ojczyzna, moje własne miejsce na Ziemi. Nigdzie nie czuję się tak żywa jak tutaj i chociaż dla wielu jest to tylko kolejna, nic nieznacząca część Nowego Yorku to dla mnie Manhattan inaczej oznacza dom do którego zawsze będę mogła wrócić.
Właśnie zmierzałam w stronę parku, gdzie miałam spotkać się z Travisem, gdy ktoś pociągnął mnie za rękaw bluzki. Od razu rozpoznałam lodowato zimną dłoń wampira, więc gwałtownie się odwróciłam.
O dziwo była to Richelle we własnej osobie, a obok niej Shy, która z uśmiechem na ustach do mnie podbiegła i uściskała tak mocno, że nie mogłam złapać powietrza. Widząc moją purpurową twarz, zaśmiała się jak dzwoneczek i odsunęła. Jej oczy błyszczały z radości i dziecięcej euforii.
Shy z wyglądu bardzo się zmieniła. Pod wpływem jednej z wampirek- Marlene, która marzyła o byciu stylistką i była w tym naprawdę świetna- moja wampirza kumpela bardzo zaczęła o siebie dbać. Swoje kręcone brązowe włosy najczęściej spinała w gustowne koki, dzięki czemu odsłaniała swoją łabędzią szyję, o którą było bardzo dużo zazdrosnych dziewczyn. Świetliste oczy podkreślała delikatnymi kreskami i tuszem do rzęs, a figurę podkreślały dziewczęce rzeczy do których kupienia niemal została zmuszona, bo Marlene uważała, że połączenie wytartych jeansów i bluzy z tym ekstra makijażem będzie naprawdę dziwne. W sumie, miała rację. Gdy tak wszyscy, którzy obok nas przechodzili z zachwytem wpatrywali się w dziewczynę, nie wyobrażałam sobie znowu tamtej Shy, która mogłaby chodzić w podartych jeansach, porozciąganych swetrach czy bluzach i nic by sobie z tego nie robiła. Ta Shy była inna, bardziej dojrzała i promienna. Stojąc obok niej, nie można było się nie uśmiechnąć.
Chwila szoku jednak minęła, kiedy z przestrachem dostrzegłam, że przecież jest dzień, a te wampirki stoją przede mną i nic im się nie dzieje. Czyżby nie było aż tak wielkiego słońca? A może to nie są tak naprawdę one? Do głowy przychodziły mi najróżniejsze myśli, jedna dziwniejsza od poprzedniej.
Richelle zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu, jakby była moją przyjaciółką, a nie przywódczynią klanu wampirów.
- Coś ty taka zdziwiona? Myślisz, że JA przyszłabym bez ochrony i to jeszcze z jedną z moich podopiecznych? Masz mnie za aż taką nieostrożną osobę?
- Nie, nie.- zaprzeczyłam.- Po prostu nie spodziewałam się was tutaj i to o takiej porze. W dodatku nie rozumiem: powinna z was zostać tylko kupka popiołu!
- Magia i mówię to dosłownie. Poprosiłam paru czarowników o pomoc...aj, przecież to nie ja miałam z tobą rozmawiać, choć jestem ci wdzięczna za wszystko. Mam nadzieję, że następne dziewczęta z rodu Shepardów będą tak wspaniałe jak ty. Shy, zostawię was same, dobrze?- zwróciła się z uśmiechem do Shy. Mimo naszych wszelkich obaw, wampirka polubiła naszą przyjaciółkę i traktowała ją niemal jak córkę, co nas bardzo cieszyło. Jeden problem z głowy.- Będę w kawiarni na przeciwko, czekam.- uścisnęła mi dłoń, po czym normalnym ludzkim krokiem zaczęła iść w stronę budynku.
Zaraz po tym jak odeszła, Shy uściskała mnie jeszcze raz, tym razem z nieco większą ostrożnością i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Jak tam? Słyszałam, że niedługo zaczynasz pracę, cieszysz się?
- Pewnie, chcę zacząć się utrzymywać w jakiś sposób, ale nie chcę o tym na razie rozmawiać. Coś nowego?
Shy pokręciła głową, choć w jej oczach dostrzegłam szelmowskie ogniki.
- Nie, jutro z Tommy'm idziemy do teatru. Wiedziałaś, że on kocha sztukę?
- Jakoś sobie nie przypominam, żebyś ty ją lubiła.- dodałam z przekąsem, dając przyjaciółce kuksańca.- Zwykle jako pierwsza usypiałaś na przedstawieniach, czyż nie?
- To były szkolne i w dodatku strasznie nudne, a te nie są, wierz mi. Ty i Travis możecie się pewnego dnia z nami wybrać. Podwójna randka, pomyśl sobie jak by było świetnie!
Parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie scenę podczas której my z Travem siedzimy w teatrze i z zaciekawieniem przyglądamy się grze aktorów. Gdybyśmy jeszcze ubrali się w eleganckie ubrania: ja w czarną sukienkę, a on w smoking to dopiero byłoby dziwne. Mnie i mojego chłopaka łączyło wiele cech, a jedną z nich był fakt, że nie lubiliśmy siedzieć na miejscu i nic nie robić. Musieliśmy być w ruchu. Sto razy bardziej od siedzenia w kinie woleliśmy iść na spacer do lasu albo pościągać się motorami przy warsztacie Callagana.
- Szczerze to nie wyobrażam sobie nas w teatrze.- stwierdziłam.- Jesteśmy wojownikami, a nie nudziarzami, a przynajmniej tak myślę. Ja się z Travisem rzadko nudzę.
- Oby to nie była jakaś aluzja.- mruknęła, choć i tak ją usłyszałam.
Wampirka żartobliwie uderzyła mnie w ramię i westchnęła ze szczęścia.
- Ah, nawet nie wiesz jak się cieszę, że wszystko wróciło do normy i tyle jeszcze zyskałam. Was, mojego Tommy'ego, po prostu czuję się jak w bajce.- nagle z jej twarzy zniknął promienny uśmiech, a zastąpiła go powaga, dziwna jak na nią.- Myślisz, że Alex jest szczęśliwy, gdziekolwiek teraz się znajduje? Nie chodzi o to, że go lubiłam czy coś, ale wszyscy dobrze wiemy czemu taki się stał. Myślisz, że gdyby miał kogoś takiego jak my to wszystko potoczyłoby się inaczej?
Pokręciłam przeczącą głową. To pytanie nie raz spędzało mi sen z powiek, jednak tyle razy się nad nim zastanawiałam, że bez owijania w bawełnę mogłam powiedzieć, co o tym myślę:
- Wiesz mi, wiele razy się zastanawiałam co by było gdyby, ale myślę, że albo nic by się nie zmieniło, poza faktem że był wampirem. On... potrzebował miłości rodzicielskiej, czułości, akceptacji. Miał Daniela, który darzył go braterskim uczuciem, ale myślę że on chciał zaznać miłości od rodziców. Był wtedy przecież małym chłopcem, a dziadek miał na niego duży wpływ; według mojej mamy jako jedyny okazał mu troskę z całej rodziny. Połowa rodu Resstów była zepsuta, zupełnie jakby byli arystokracją i żyli w czasach średniowiecza. Poza tym to było nieuniknione moim zdaniem. Wychowywał się w otoczeniu ludzi, którzy mieli pieniądze, mogli kupić cały świat, ale nie darzyli się miłością. Nikt nie nauczył go jak szanować innych i pewnie gdyby nie był wampirem, zostałby być może przestępcą. Nie chcę go skazywać od razu na potępienie, bo w dużej mierze to jego rodzice ponosili winę za jego zachowanie, ale jednak...
- W jakiś sposób jest winny?- dokończyła za mnie Shy, przyglądając mi się z powątpiewaniem.- Niezbyt się z tobą zgadzam. Czy od razu miał zostać przestępcą?
- Być może gdyby kto inny nim się zajął, większości rzeczy dałoby się uniknąć.- wzruszyłam ramionami- Mam nadzieję, że tam gdzie jest odpokutuje swoje winy i znajdzie kogoś, kto go obdarzy miłością. Ale ej, mamy się smucić?- rzuciłam, aby rozładować napięcie. Szanowałam pamięć o wampirze, jednak nie chciałam, aby to odbiło się na moim codziennym życiu. Zawsze będę o nim pamiętać, ale to nie znaczy, że mam zapomnieć o swoim dotychczasowym życiu. W duchu miałam nadzieję, że gdzieś tam jest szczęśliwy.
Shy podchwyciła zmianę tematu i zaśmiała się lekko, niczym dzwoneczek. Niektórzy chłopcy aż spojrzeli w jej stronę, więc dziewczyna zakryła się włosami i zachichotała jak mała dziewczynka, która właśnie zrobiła coś, czego zakazali jej rodzice.
- Nawet nie wiesz jak mnie to krępuje. Spojrzenia tych ludzi... w normalnym życiu nie przydarzało mi się coś takiego, a teraz cały czas jestem w centrum uwagi!
- Uroki bycia wampirem. O, Trav!- krzyknęłam, kiedy spostrzegłam znajomą czarną czuprynę mojego chłopaka, który szedł w naszą stronę z pochyloną głową, zawzięcie coś pisząc na telefonie.
Dopiero kiedy stanął przy nas, podniósł wzrok zza komórki i uśmiechnął się szeroko. W odruchowym geście przytulił do siebie Shy, która aż pisnęła z zaskoczenia i odwzajemniła delikatnie jego uścisk. Co jak co, ale Travis bardzo polubił Shy i często się z nią przekomarzał, jakby była jego młodszą siostrą. Gdybym jej nie znała, zapewne byłabym ciut zazdrosna. W końcu wiele dziewczyn ostrzyło sobie na niego zęby dosłownie jak i w przenośni.
Bez ceregieli, czarnowłosy podszedł do mnie i wycisnął na moich ustach gorący pocałunek od którego po całym ciele przebiegły mi dreszcze. Uwielbiałam, gdy czułam go każdym centymetrem mojego ciała, jakbym stała blisko ognia: kuszącego, ale jednocześnie niebezpiecznego. Tak właśnie działał na mnie mój chłopak i zawsze starał mi się okazywać jak najwięcej czułości, oczywiście w granicach przyzwoitości.
Kiedy skończył, objął mnie rękami w talii i przyciągnął do siebie.
- Mam nadzieję, że się za mną nie stęskniłaś.- zaśmiał się i pocałował mnie krótko w policzek. Pełen delikatności, słodki pocałunek.
- Okej to ja chyba nie będę wam przeszkadzać.- zaśmiała się Shy, klepiąc mnie po ramieniu. Powiedziałam do niej nieme: ,,dziękuję'' i wolną ręką przytuliłam ją do siebie jeszcze raz. Jej włosy pachniały szamponem cytrusowym, który nieco drażnił mój nos przez co kichnęłam i parsknęłam śmiechem.
- Aj, alergia na cytrusy. Zmień lepiej szampon.
- Kiedyś może to przyjmę sobie do serca, ale muszę już iść. Richelle czeka, a z Tommy'm niedługo idziemy do teatru. Jak chcecie, dołączcie do nas. Wystarczy, że zadzwonicie. Na razie, zakochańce!- obróciła się na pięcie i machając w powietrzy brązowymi lokami, odeszła w stronę kawiarni w której czekała na nią Richelle. Przywódczyni pewnie się już niecierpliwiła, bo czekała na nią przed budynkiem, po czym obydwie po chwili zniknęły nam z oczu, jakby były tylko zjawami.
Travis zaśmiał się lekko i połaskotał mnie w szyję, jakbym była małą dziewczynką. Nie lubiłam tego, a on uwielbiał się ze mną drażnić.
- No to co, gdzie idziemy, moja królowo?- spytał, uśmiechając się do mnie uwodzicielsko przez co zapomniałam o mojej irytacji.
Przeczesałam jego włosy palcami i objęłam go wolną ręką za szyję.
- Królowo? Nie jestem nią.
- Ale będziesz, gdy obejmę stanowisko po ojcu. Pomyśl jak będzie wspaniale... chyba, że mnie zostawisz. Zrobisz to?- spytał, niby to żartobliwie, choć wiedziałam, że nadal się boi.
Z jednej strony nie dziwiłam mu się. Po śmierci Alexa długo nie mogłam dojść do siebie i zapewne wyglądało to tak, jakby coś pomiędzy nami było. Owszem, może w pewnym momencie troszeczkę zaiskrzyło, ale poza tym traktowałam go jak zwykłego kolegę. Wiedziałam jednak, że Travis jest niepewny, zwłaszcza po tych latach, kiedy potrafiliśmy się pokłócić o błahe rzeczy. Po prostu bał się, że nic z tego nie wyjdzie albo go zostawię. Póki co nie miałam zamiaru tego robić i nie zanosiło się na to, aby kiedykolwiek mi to przyszło do głowy. Travis był moim mrocznym wojownikiem na całym koniu, który traktuje mnie na równi i kocha tak mocno, że oddałby za mnie wszystko. Jeżeli to nie miłość, to nie wiem w takim razie co.
Nie odpowiedziałam słowami, tylko mimo obecności ludzi przyciągnęłam go do siebie i namiętnie pocałowałam. Chciałam bez słów powiedzieć mu: nigdy tego nie zrobię, jesteś dla mnie kimś ważnym. Z ochotą odwzajemnił pocałunek, obejmując mnie tak mocno, jakbym bała się że mu ucieknę, a nie zamierzałam. Do diabła z ludźmi w parku, ja chcę się cieszyć chwilą!
Po tym jak pozwolił mi zaczerpnąć powietrza, ujęłam go za rękę i uśmiechnęłam się szeroko. Czułam jak moje usta nadal są lekko obrzmiałe od jego pocałunków.
- Do diabła, kocham cię kretynie! I nie zamierzam cię zostawić i mam nadzieję, że ty także mnie nie opuścisz.
- Nigdy w życiu.- zaprzeczył żarliwie i zaczął mnie prowadzić w stronę miasta.- Pomyśl, co nas czeka w przyszłości! Myślisz, że będzie dobrze?
Tak. Po tym wszystkim wiedziałam, że tak. Przyszedł dla nas nowy czas- czas regeneracji, powrotu do normalnego życia z pewnymi dodatkami. Może przyszłe pokolenia czekają kolejne kłopoty, ale nasz przykład pokazał, że w gronie jest siła. Jeżeli masz kochających cię ludzi, stawisz czoło wszystkim przeciwnościom losu.
- Tak. Myślę, że czeka nas ciekawa przyszłość.- powiedziałam i przytuliłam się do jego ramienia.
Tak więc koniec! Czas na podsumowanie jak i zakończenie, a o to i frekwencja ile was tutaj było:
Właśnie zmierzałam w stronę parku, gdzie miałam spotkać się z Travisem, gdy ktoś pociągnął mnie za rękaw bluzki. Od razu rozpoznałam lodowato zimną dłoń wampira, więc gwałtownie się odwróciłam.
O dziwo była to Richelle we własnej osobie, a obok niej Shy, która z uśmiechem na ustach do mnie podbiegła i uściskała tak mocno, że nie mogłam złapać powietrza. Widząc moją purpurową twarz, zaśmiała się jak dzwoneczek i odsunęła. Jej oczy błyszczały z radości i dziecięcej euforii.
Shy z wyglądu bardzo się zmieniła. Pod wpływem jednej z wampirek- Marlene, która marzyła o byciu stylistką i była w tym naprawdę świetna- moja wampirza kumpela bardzo zaczęła o siebie dbać. Swoje kręcone brązowe włosy najczęściej spinała w gustowne koki, dzięki czemu odsłaniała swoją łabędzią szyję, o którą było bardzo dużo zazdrosnych dziewczyn. Świetliste oczy podkreślała delikatnymi kreskami i tuszem do rzęs, a figurę podkreślały dziewczęce rzeczy do których kupienia niemal została zmuszona, bo Marlene uważała, że połączenie wytartych jeansów i bluzy z tym ekstra makijażem będzie naprawdę dziwne. W sumie, miała rację. Gdy tak wszyscy, którzy obok nas przechodzili z zachwytem wpatrywali się w dziewczynę, nie wyobrażałam sobie znowu tamtej Shy, która mogłaby chodzić w podartych jeansach, porozciąganych swetrach czy bluzach i nic by sobie z tego nie robiła. Ta Shy była inna, bardziej dojrzała i promienna. Stojąc obok niej, nie można było się nie uśmiechnąć.
Chwila szoku jednak minęła, kiedy z przestrachem dostrzegłam, że przecież jest dzień, a te wampirki stoją przede mną i nic im się nie dzieje. Czyżby nie było aż tak wielkiego słońca? A może to nie są tak naprawdę one? Do głowy przychodziły mi najróżniejsze myśli, jedna dziwniejsza od poprzedniej.
Richelle zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu, jakby była moją przyjaciółką, a nie przywódczynią klanu wampirów.
- Coś ty taka zdziwiona? Myślisz, że JA przyszłabym bez ochrony i to jeszcze z jedną z moich podopiecznych? Masz mnie za aż taką nieostrożną osobę?
- Nie, nie.- zaprzeczyłam.- Po prostu nie spodziewałam się was tutaj i to o takiej porze. W dodatku nie rozumiem: powinna z was zostać tylko kupka popiołu!
- Magia i mówię to dosłownie. Poprosiłam paru czarowników o pomoc...aj, przecież to nie ja miałam z tobą rozmawiać, choć jestem ci wdzięczna za wszystko. Mam nadzieję, że następne dziewczęta z rodu Shepardów będą tak wspaniałe jak ty. Shy, zostawię was same, dobrze?- zwróciła się z uśmiechem do Shy. Mimo naszych wszelkich obaw, wampirka polubiła naszą przyjaciółkę i traktowała ją niemal jak córkę, co nas bardzo cieszyło. Jeden problem z głowy.- Będę w kawiarni na przeciwko, czekam.- uścisnęła mi dłoń, po czym normalnym ludzkim krokiem zaczęła iść w stronę budynku.
Zaraz po tym jak odeszła, Shy uściskała mnie jeszcze raz, tym razem z nieco większą ostrożnością i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Jak tam? Słyszałam, że niedługo zaczynasz pracę, cieszysz się?
- Pewnie, chcę zacząć się utrzymywać w jakiś sposób, ale nie chcę o tym na razie rozmawiać. Coś nowego?
Shy pokręciła głową, choć w jej oczach dostrzegłam szelmowskie ogniki.
- Nie, jutro z Tommy'm idziemy do teatru. Wiedziałaś, że on kocha sztukę?
- Jakoś sobie nie przypominam, żebyś ty ją lubiła.- dodałam z przekąsem, dając przyjaciółce kuksańca.- Zwykle jako pierwsza usypiałaś na przedstawieniach, czyż nie?
- To były szkolne i w dodatku strasznie nudne, a te nie są, wierz mi. Ty i Travis możecie się pewnego dnia z nami wybrać. Podwójna randka, pomyśl sobie jak by było świetnie!
Parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie scenę podczas której my z Travem siedzimy w teatrze i z zaciekawieniem przyglądamy się grze aktorów. Gdybyśmy jeszcze ubrali się w eleganckie ubrania: ja w czarną sukienkę, a on w smoking to dopiero byłoby dziwne. Mnie i mojego chłopaka łączyło wiele cech, a jedną z nich był fakt, że nie lubiliśmy siedzieć na miejscu i nic nie robić. Musieliśmy być w ruchu. Sto razy bardziej od siedzenia w kinie woleliśmy iść na spacer do lasu albo pościągać się motorami przy warsztacie Callagana.
- Szczerze to nie wyobrażam sobie nas w teatrze.- stwierdziłam.- Jesteśmy wojownikami, a nie nudziarzami, a przynajmniej tak myślę. Ja się z Travisem rzadko nudzę.
- Oby to nie była jakaś aluzja.- mruknęła, choć i tak ją usłyszałam.
Wampirka żartobliwie uderzyła mnie w ramię i westchnęła ze szczęścia.
- Ah, nawet nie wiesz jak się cieszę, że wszystko wróciło do normy i tyle jeszcze zyskałam. Was, mojego Tommy'ego, po prostu czuję się jak w bajce.- nagle z jej twarzy zniknął promienny uśmiech, a zastąpiła go powaga, dziwna jak na nią.- Myślisz, że Alex jest szczęśliwy, gdziekolwiek teraz się znajduje? Nie chodzi o to, że go lubiłam czy coś, ale wszyscy dobrze wiemy czemu taki się stał. Myślisz, że gdyby miał kogoś takiego jak my to wszystko potoczyłoby się inaczej?
Pokręciłam przeczącą głową. To pytanie nie raz spędzało mi sen z powiek, jednak tyle razy się nad nim zastanawiałam, że bez owijania w bawełnę mogłam powiedzieć, co o tym myślę:
- Wiesz mi, wiele razy się zastanawiałam co by było gdyby, ale myślę, że albo nic by się nie zmieniło, poza faktem że był wampirem. On... potrzebował miłości rodzicielskiej, czułości, akceptacji. Miał Daniela, który darzył go braterskim uczuciem, ale myślę że on chciał zaznać miłości od rodziców. Był wtedy przecież małym chłopcem, a dziadek miał na niego duży wpływ; według mojej mamy jako jedyny okazał mu troskę z całej rodziny. Połowa rodu Resstów była zepsuta, zupełnie jakby byli arystokracją i żyli w czasach średniowiecza. Poza tym to było nieuniknione moim zdaniem. Wychowywał się w otoczeniu ludzi, którzy mieli pieniądze, mogli kupić cały świat, ale nie darzyli się miłością. Nikt nie nauczył go jak szanować innych i pewnie gdyby nie był wampirem, zostałby być może przestępcą. Nie chcę go skazywać od razu na potępienie, bo w dużej mierze to jego rodzice ponosili winę za jego zachowanie, ale jednak...
- W jakiś sposób jest winny?- dokończyła za mnie Shy, przyglądając mi się z powątpiewaniem.- Niezbyt się z tobą zgadzam. Czy od razu miał zostać przestępcą?
- Być może gdyby kto inny nim się zajął, większości rzeczy dałoby się uniknąć.- wzruszyłam ramionami- Mam nadzieję, że tam gdzie jest odpokutuje swoje winy i znajdzie kogoś, kto go obdarzy miłością. Ale ej, mamy się smucić?- rzuciłam, aby rozładować napięcie. Szanowałam pamięć o wampirze, jednak nie chciałam, aby to odbiło się na moim codziennym życiu. Zawsze będę o nim pamiętać, ale to nie znaczy, że mam zapomnieć o swoim dotychczasowym życiu. W duchu miałam nadzieję, że gdzieś tam jest szczęśliwy.
Shy podchwyciła zmianę tematu i zaśmiała się lekko, niczym dzwoneczek. Niektórzy chłopcy aż spojrzeli w jej stronę, więc dziewczyna zakryła się włosami i zachichotała jak mała dziewczynka, która właśnie zrobiła coś, czego zakazali jej rodzice.
- Nawet nie wiesz jak mnie to krępuje. Spojrzenia tych ludzi... w normalnym życiu nie przydarzało mi się coś takiego, a teraz cały czas jestem w centrum uwagi!
- Uroki bycia wampirem. O, Trav!- krzyknęłam, kiedy spostrzegłam znajomą czarną czuprynę mojego chłopaka, który szedł w naszą stronę z pochyloną głową, zawzięcie coś pisząc na telefonie.
Dopiero kiedy stanął przy nas, podniósł wzrok zza komórki i uśmiechnął się szeroko. W odruchowym geście przytulił do siebie Shy, która aż pisnęła z zaskoczenia i odwzajemniła delikatnie jego uścisk. Co jak co, ale Travis bardzo polubił Shy i często się z nią przekomarzał, jakby była jego młodszą siostrą. Gdybym jej nie znała, zapewne byłabym ciut zazdrosna. W końcu wiele dziewczyn ostrzyło sobie na niego zęby dosłownie jak i w przenośni.
Bez ceregieli, czarnowłosy podszedł do mnie i wycisnął na moich ustach gorący pocałunek od którego po całym ciele przebiegły mi dreszcze. Uwielbiałam, gdy czułam go każdym centymetrem mojego ciała, jakbym stała blisko ognia: kuszącego, ale jednocześnie niebezpiecznego. Tak właśnie działał na mnie mój chłopak i zawsze starał mi się okazywać jak najwięcej czułości, oczywiście w granicach przyzwoitości.
Kiedy skończył, objął mnie rękami w talii i przyciągnął do siebie.
- Mam nadzieję, że się za mną nie stęskniłaś.- zaśmiał się i pocałował mnie krótko w policzek. Pełen delikatności, słodki pocałunek.
- Okej to ja chyba nie będę wam przeszkadzać.- zaśmiała się Shy, klepiąc mnie po ramieniu. Powiedziałam do niej nieme: ,,dziękuję'' i wolną ręką przytuliłam ją do siebie jeszcze raz. Jej włosy pachniały szamponem cytrusowym, który nieco drażnił mój nos przez co kichnęłam i parsknęłam śmiechem.
- Aj, alergia na cytrusy. Zmień lepiej szampon.
- Kiedyś może to przyjmę sobie do serca, ale muszę już iść. Richelle czeka, a z Tommy'm niedługo idziemy do teatru. Jak chcecie, dołączcie do nas. Wystarczy, że zadzwonicie. Na razie, zakochańce!- obróciła się na pięcie i machając w powietrzy brązowymi lokami, odeszła w stronę kawiarni w której czekała na nią Richelle. Przywódczyni pewnie się już niecierpliwiła, bo czekała na nią przed budynkiem, po czym obydwie po chwili zniknęły nam z oczu, jakby były tylko zjawami.
Travis zaśmiał się lekko i połaskotał mnie w szyję, jakbym była małą dziewczynką. Nie lubiłam tego, a on uwielbiał się ze mną drażnić.
- No to co, gdzie idziemy, moja królowo?- spytał, uśmiechając się do mnie uwodzicielsko przez co zapomniałam o mojej irytacji.
Przeczesałam jego włosy palcami i objęłam go wolną ręką za szyję.
- Królowo? Nie jestem nią.
- Ale będziesz, gdy obejmę stanowisko po ojcu. Pomyśl jak będzie wspaniale... chyba, że mnie zostawisz. Zrobisz to?- spytał, niby to żartobliwie, choć wiedziałam, że nadal się boi.
Z jednej strony nie dziwiłam mu się. Po śmierci Alexa długo nie mogłam dojść do siebie i zapewne wyglądało to tak, jakby coś pomiędzy nami było. Owszem, może w pewnym momencie troszeczkę zaiskrzyło, ale poza tym traktowałam go jak zwykłego kolegę. Wiedziałam jednak, że Travis jest niepewny, zwłaszcza po tych latach, kiedy potrafiliśmy się pokłócić o błahe rzeczy. Po prostu bał się, że nic z tego nie wyjdzie albo go zostawię. Póki co nie miałam zamiaru tego robić i nie zanosiło się na to, aby kiedykolwiek mi to przyszło do głowy. Travis był moim mrocznym wojownikiem na całym koniu, który traktuje mnie na równi i kocha tak mocno, że oddałby za mnie wszystko. Jeżeli to nie miłość, to nie wiem w takim razie co.
Nie odpowiedziałam słowami, tylko mimo obecności ludzi przyciągnęłam go do siebie i namiętnie pocałowałam. Chciałam bez słów powiedzieć mu: nigdy tego nie zrobię, jesteś dla mnie kimś ważnym. Z ochotą odwzajemnił pocałunek, obejmując mnie tak mocno, jakbym bała się że mu ucieknę, a nie zamierzałam. Do diabła z ludźmi w parku, ja chcę się cieszyć chwilą!
Po tym jak pozwolił mi zaczerpnąć powietrza, ujęłam go za rękę i uśmiechnęłam się szeroko. Czułam jak moje usta nadal są lekko obrzmiałe od jego pocałunków.
- Do diabła, kocham cię kretynie! I nie zamierzam cię zostawić i mam nadzieję, że ty także mnie nie opuścisz.
- Nigdy w życiu.- zaprzeczył żarliwie i zaczął mnie prowadzić w stronę miasta.- Pomyśl, co nas czeka w przyszłości! Myślisz, że będzie dobrze?
Tak. Po tym wszystkim wiedziałam, że tak. Przyszedł dla nas nowy czas- czas regeneracji, powrotu do normalnego życia z pewnymi dodatkami. Może przyszłe pokolenia czekają kolejne kłopoty, ale nasz przykład pokazał, że w gronie jest siła. Jeżeli masz kochających cię ludzi, stawisz czoło wszystkim przeciwnościom losu.
- Tak. Myślę, że czeka nas ciekawa przyszłość.- powiedziałam i przytuliłam się do jego ramienia.
Tak więc koniec! Czas na podsumowanie jak i zakończenie, a o to i frekwencja ile was tutaj było:
Liczba wyświetleń według kraju |
Jak widzicie, wyniki były bardzo dobre, choć oczywiście jak na razie mój najlepszy blog ma najwięcej wejść. Jestem zadowolona ze statystyk, gdyż do grona czytelników dołączyły nowe osoby i bardzo się z tego cieszę.
I na koniec bloga jest wywód. Tak ludzie, wiem, że zawaliłam sprawę i powiem szczerze, że cieszę się, że to już koniec. Mimo to jednak ten blog nauczył mnie kolejnej rzeczy, która jest ważna w opowiadaniu: dokładności, dbałości o szczegóły. Wcześniej wszystko pisałam spontanicznie, zapominałam wątków, szczegółów, bo uważałam że to nie jest aż tak istotne, ale okazało się inaczej. Także przy kreowaniu głównych bohaterów staram się dbać o charaktery tych postaci i całokształt. Dostałam parę hejtów, że piszę marnie i wgl i teraz wiadomość do tych, którzy chcieli, abym przestała pisać i stwierdzili, że piszę przeciętnie: nie zamierzam z tego zrezygnować. Nie piszę jak np. Cassandra Clare- nie ma kompletnie porównania. Ja jestem amatorką, która uczy się na błędach, a niestety błędy u mnie wychodzą dopiero po tym jak coś opublikuje., bo jak piszę to ich nie widzę. Blogi czegoś uczą- mój pierwszy blog uczył mnie pisania opisów i teraz między tym jak tworzyłam gdy zaczynałam, a między tym co piszę teraz jest kolosalna różnica i się z tego cieszę. I ten blog, który uczył mnie dbałości o szczegóły. Wiem, schrzaniłam całą historię,, ale to mnie nauczyło tej dbałości w opowiadaniach i już od dłuższego czasu np. piszę notatki, czego nigdy nie robiłam. Zawsze pisałam spontanicznie, omijałam wątki, zmieniałam coś, komplikowałam sobie niepotrzebnie życie. No cóż, jestem człowiekiem i popełniam błędy. Mam cichą nadzieję, że wielu nie zraziło się do mojego pisania przez Córkę Aniołów i że dadzą mi jeszcze jedną szansę, a bardzo o nią proszę. Już powstał kolejny blog, tym razem z opowiadaniem dopracowanym i niech nie zraża was fakt, że dawno nie pisałam notki. Dlatego to robiłam, ponieważ chciałam najpierw z tą historią się uporać, a potem przejść do tamtej.
I na koniec bloga jest wywód. Tak ludzie, wiem, że zawaliłam sprawę i powiem szczerze, że cieszę się, że to już koniec. Mimo to jednak ten blog nauczył mnie kolejnej rzeczy, która jest ważna w opowiadaniu: dokładności, dbałości o szczegóły. Wcześniej wszystko pisałam spontanicznie, zapominałam wątków, szczegółów, bo uważałam że to nie jest aż tak istotne, ale okazało się inaczej. Także przy kreowaniu głównych bohaterów staram się dbać o charaktery tych postaci i całokształt. Dostałam parę hejtów, że piszę marnie i wgl i teraz wiadomość do tych, którzy chcieli, abym przestała pisać i stwierdzili, że piszę przeciętnie: nie zamierzam z tego zrezygnować. Nie piszę jak np. Cassandra Clare- nie ma kompletnie porównania. Ja jestem amatorką, która uczy się na błędach, a niestety błędy u mnie wychodzą dopiero po tym jak coś opublikuje., bo jak piszę to ich nie widzę. Blogi czegoś uczą- mój pierwszy blog uczył mnie pisania opisów i teraz między tym jak tworzyłam gdy zaczynałam, a między tym co piszę teraz jest kolosalna różnica i się z tego cieszę. I ten blog, który uczył mnie dbałości o szczegóły. Wiem, schrzaniłam całą historię,, ale to mnie nauczyło tej dbałości w opowiadaniach i już od dłuższego czasu np. piszę notatki, czego nigdy nie robiłam. Zawsze pisałam spontanicznie, omijałam wątki, zmieniałam coś, komplikowałam sobie niepotrzebnie życie. No cóż, jestem człowiekiem i popełniam błędy. Mam cichą nadzieję, że wielu nie zraziło się do mojego pisania przez Córkę Aniołów i że dadzą mi jeszcze jedną szansę, a bardzo o nią proszę. Już powstał kolejny blog, tym razem z opowiadaniem dopracowanym i niech nie zraża was fakt, że dawno nie pisałam notki. Dlatego to robiłam, ponieważ chciałam najpierw z tą historią się uporać, a potem przejść do tamtej.
Tak więc mam nadzieję, że mi wybaczycie moje błędy i dacie mi jeszcze jedną szansę. Możecie mnie znaleźć na nowym blogu:
kroniki-dzieci-ciemnosci.blogspot.com
Dziękuję również wszystkim za wsparcie. Mojej kochanej przyjaciółce, która wspiera mnie od samego początku mojej przygody z pisaniem i ta historia nie zakończyłaby się bez niej oraz wam, moim ,,czytelnikom'' o ile tak to można określić, bo tworzę to z myślą o innych. Mam nadzieję, że ci którzy zrazili się tym opowiadaniem, dadzą mi się jeszcze odkuć. Jeżeli nie to zrozumiem, ale mam cichą nadzieję, że to się zmieni.
Tak więc blog uznaję za zamknięty. Znajdziecie mnie tutaj na blogu z nowym opowiadaniem: Klik! Tak więc mam nadzieję do zobaczenia, a blog oficjalnie zostaje zamknięty! Do zobaczenia :)